Polowałam na dużą łanię. Skradałam się za nią cichutko, aby mnie nie zauważyła. Szła do części lasu, w której nie znałam. Było tam zaskakująco ciemno. Gdy moja zdobycz stanęła, skoczyłam na nią. Zaczęła uciekać. Wleciałam do nieznanej mi części terenów watahy. Było tam mnóstwo pajęczyn a drzewa były połamane. Straciłam z oczu łanię. Byłam cała brudna od pajęczyn. Biegłam i biegłam...
TRZASK!
Ziemia się pode mną zapadła. Nie dość, że się zgubiłam to wpadłam jeszcze do dziury! Wyglądało na to, że była to nora borsuka. gdy upadłam, coś chrupnęło. Bardzo bolała mnie lewa, tylna łapa. Kolejny nieszczęśliwy wypadek!
- Pomocy! - Zaczęłam wołać - Ratunku!
Wątpię, że ktoś mnie usłyszy, myślałam, Ale muszę spróbować. Wołałam dosyć długo. Położyłam się na ziemi. Nagle usłyszałam, że ktoś jest blisko. Miałam nadzieję, że mi pomoże.
- Tutaj jestem! - krzyknęłam.
Pojawiła się nade mną głowa Hiacynta. Odetchnęłam z ulgą.
- Dobrze, że jesteś. - powiedziałam - Co to za miejsce?
- Skryty las! - odpowiedział Hiacynt, pomagając mi wstać. - Co się stało?
- Goniłam łanię i wpadłam do nory.
W końcu wygramoliłam się z dziury, ale natychmiast upadłam.
- Ała! - Jęknęłam. - Moja noga!
- Pokarz mi ją.
Hiacynt zbadał mi łapę. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
- To złamanie... - powiedział.
<Hiacynt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz