Wybranie wadery, która nadawałaby się na surogatkę, stanowiło dosyć trudne zadanie. Kryteriów było wiele, a przynajmniej tak sobie wmawiał biedny Yir, który mimowolnie, będąc przecież pomocnikiem medyka, wyobrażał sobie w głowie każdy możliwy najgorszy scenariusz - poronienie, problemy z ciążą, problemy z porodem, zbyt duży szczeniak i wszelkie inne okropności, którymi nie zaprzątają sobie głowy nawet profesjonalni ludzcy hodowcy, jeśli nie mają ku temu powodów.
Zależało mu, żeby wadera była duża i silna, żeby zapewnić zarówno jej, jak i szczeniakowi bezpieczną ciążę. Oczywiście musiała być zdrowa, ale akurat w Watasze Srebrnego Chabra nie było wiele pochorowanych wader. No i najlepiej byłoby, gdyby miała doświadczenie z ciążą albo ponieważ ma własne szczeniaki, albo... albo znała się na medycynie i chorobach. Yir nagle doznał olśnienia. Był już pewien, kogo poprosi o tą niesamowitą przysługę. Znał tą osobę dosyć długo, w końcu z nią pracował, a do tego miał z nią na tyle bliskie więzi, że z łatwością mógł sprawdzać przebieg ciąży. Nie miał pojęcia, jakim cudem wcześniej o tym nie pomyślał. Pewnie gdyby Skinka nie odwiedzała Dinakaratie na stepach, powiedziałaby mu, że jest zwyczajnie głupi.
Pobiegł truchtem do domu Flory, medyczki watahy, która już nie jedną ciążę widziała i całkiem trzymała sztamę ze swoimi pomocnikami. Nie można było tego nazwać przyjaźnią, ale nie raz wykonywali sobie nawzajem przysługi, choć zazwyczaj żadna nie była tak poważna jak ta, o którą chciał zapytać basior. Planował powiedzieć jej o wszystkim, żeby miała pojęcie, na co się pisze, a potem ją poprosić. Może go nie zabije. Może tylko wyrzuci za drzwi, wyzywając od idiotów. Wróć, o czym on w ogóle gada? To była Flora! W najgorszym wypadku grzecznie mu odmówi i poprosi, żeby sobie odpuścił, bo może być to zbyt niebezpieczne. Tak jak on cały czas obawiał się, że jest. Przynajmniej będzie miał prawdziwy powód, żeby stanowczo wybić Pakiemu z głowy te płonne nadzieje.
Medyczka, jak zawsze, przywitała go ciepło, zapraszając do środka swojej osobistej jaskini. Od razu zabrała się za robienie kawy, tak jak poprzednimi razy, kiedy atramentowy basior przychodził w odwiedziny. Była spokojna, nie przejmowała się wyraźnym zdenerwowaniem gościa, który bawił się przyniesioną przez siebie manierką. Dopiero, gdy usiadła, stawiając na stoliku filiżanki z miejscową kawą, poruszyła ten temat.
– Co cię trapi, Yir? Co to za manierka?
– No bo... Ech, nie będę tego przed tobą ukrywać. Probabiliter jesteś jedyną osobą, która może mi doradzić w tej sytuacji. – Odstawił flaszeczkę, zajmując łapy porcelanowym naczyniem wypełnionym ciemnobrązowym, parującym płynem. Przyjemny smak kawy wypełnił jego wyschnięte ze stresu usta. – Widzisz, Wayfarer na swoich podróżach znalazł sposób dla dwóch wilków tej samej płci na posiadanie potomstwa. Znalazł jakąś mulier, która zajmuje się magicznymi eliksirami i załatwił coś dla nas. Przyniósł to aż tutaj – wskazał na skórzaną manierkę. – Trzeba wrzucić kawałki sierści, co już zrobiliśmy, bo Paki to by chyba talerzami zaczął rzucać, a teraz jakaś wadera musi to wypić, żeby zostać surogatką. Ja się jednak martwię. Paks... ostatnio nie jest sobą, to jedna sprawa. Brakuje mu towarzystwa filii, to jest, szczeniaków i widać to po nim. Zaczyna mu odbijać. Pewnie gdyby miał kontakt z jakimś brzdącem by mu się polepszyło, więc nie przeszkadza mi, że chce sobie coś załatwić. Bardziej niepokoi mnie sposób, w jaki chce to osiągnąć. Nie wiem, czy magiczny napój to... no... najlepszy pomysł...
– A czemu nie? W waszym przypadku to może być nawet jedyny.
Wielkie, okrągłe niczym spodki, tęczowe oczy wylądowały na urodziwej waderze siedzącej naprzeciwko byłego trupa.
– Exspecta... Ty tak na serio?
– Oczywiście. Paki to dobry ojciec, co udowodnił opiekując się adoptowanymi szczeniakami. A ten eliksir nie ma powodów nie zadziałać. Jestem pewna, że Wayfarer nie wziąłby magicznego przedmiotu od kogoś, komu nie można w pełni zaufać. Chyba w niego nie wątpisz, co?
– Ale... Przecież... No ale... – słowa plątały się pomocnikowi medyka niczym nogi pijanemu. Flora uciszyła go ruchem łapy.
– Yir, proszę, nie bądź aż taki przezorny. Eliksir albo okaże się zwykłym oszustwem i nie zadziała w ogóle, albo zadziała poprawnie, ewentualnie z małymi, nieszkodliwymi błędami. Przecież ta wadera, czy ktokolwiek to był, za dużo pleciesz łaciną, nie ma powodu nas wybijać, zmieniać w bestie czy cokolwiek tam sobie wymyśliłeś. Wszystko będzie dobrze. Pomyślałeś chociaż, jaką waderę poprosisz o zostanie surogatką?
– Właściwie to moim strzałem byłaś... ty. Choć szczerze mówiąc bardziej się spodziewałem, że stwierdzisz, że to zbyt niebezpieczne, żeby w ogóle próbować.
– Widzisz, niepotrzebnie. A co do twojej prośby... Wiesz co? Myślę, że mogę się zgodzić. Jeśli myślimy podobnie to faktycznie może być najlepszy pomysł.
<Flora? Nwm, ile opiszesz, zostawiam to Tobie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz