W poprzedniej części:
Nasi
główni bohaterowie żyją na pięknej wyspie, odgrodzonej od reszty świata
kilometrami morskiej toni. Ich życie usłane jest problemami. W ciągu ostatnich
dziecięciu części tej serii, dowiedzieliśmy się, że wyspa monitorowana jest
przez grupę ludzi, którzy eksperymentują na żyjących tam wilkach w przeróżny
sposób. Coroczne porwania, wymazywanie pamięci, susze lub brak pożywienia to
tylko część problemów z którymi zmagają się mieszkańcy wyspy, choć żadne z nich
nawet nie ma pojęcia dlaczego tak się dzieję.
W
momencie gdy nasza para, Karou i Magnus, dowiadują się o swoich mocach,
dostrzegają, że ich cudowna kompatybilność i dopasowanie, wcale nie są takie
idealne. Karou zaczyna się zmieniać co powoduje pomiędzy nimi spięcia, kłótnie,
a chęć wadery do wyrwania się z wyspy prawie doprowadza do rozpadu ich kruchego
związku. Niestety żadne z nich nie miało pojęcia o ogromnej ingerencji ludzi w
zmianę zachowania rudej wadery i w pojawienie się jej psychicznych,
kontrolujących mocy.
Po
pewnym czasie, za sprawą zajścia w ciążę, wadera zmieniła ponownie swoje
zachowanie. Wszystko wróciło do normy jak za sprawą magicznej różdżki, nie było
już mowy o opuszczaniu wyspy, dla wadery znowu najważniejsza stała się rodzina.
Niestety, gdy wszystko szło już we właściwym kierunku, pojawił się nieznany
nikomu basior, który oczerniając ukochaną Magnusa zasłużył sobie na
przepędzenie i interwencje samego zainteresowanego. Nikt jednak nie
przewidział, że przed samą ucieczką, intruz postanowi zadać jeszcze jeden
ostateczny cios, który obrócił życie niebieskiego basiora o 180 stopni…
Śmierć
Karou i ich dwóch szczeniaków wstrząsnął basiorem do tego stopnia, że zajęcie
się jedyną ocalałą córką, przerosło jego możliwości. Zanim więc do reszty
pogrążył się w rozpaczy, oddał córkę na wychowanie swojej matce, przestrzegając
ją, żeby nigdy nie wyjawiła jej prawdy o prawdziwym pochodzeniu. Mała Kara,
kopia jej rodzonej matki, żyła więc w przeświadczeniu, że jej ojciec to także
ojciec Magnusa, a matka zostawiła ją zaraz po urodzeniu. Miała nigdy nie
dowiedzieć się, że jej brat, to tak naprawdę jej ojciec.
Część II naszej historii:
Słowa, które
chciałbym Ci powiedzieć
Duszę w sobie od
zeszłego lata
Nigdy pewnie tego Ci
nie powiem
Że czułem coś po
wielu, wielu latach
Mój
starszy brat znowu śpiewał tą swoją dziwną piosenkę. Leżał w kącie jaskini,
zwinięty w kulkę, z zamkniętymi mocno oczami, jakby wszystko dookoła było
niemożliwe do oglądania. Matka, a raczej przyszywana matka, tłumaczyła mi coś,
że Magnus stracił kogoś ważnego i nadal był pogrążony w żałobie, ale ja nie do
końca to rozumiałam. Wszystkie inne szczeniaki miały fajne rodzeństwo, które
bawiło się z nimi nawet jeśli było starsze. A on? Nic tylko leżał i leżał,
nucąc bądź śpiewając tą swoją piosenkę. Nawet jedzenie ledwo co tykał. Mama
mówiła, że jeszcze niedawno był jednym z najsilniejszych basiorów. Teraz był
raczej chudy, szary, wymęczony. Patrząc na niego nie mogłam uwierzyć, że kiedyś
był silny. Miałam ledwo trzy miesiące, ale mogłam zobaczyć różnice pomiędzy
silnym basiorem, a umęczonym basiorem. Magnus zdecydowanie należał do tego
drugiego rodzaju.
Kosmiczne energie,
Kosmosy
Wysyłam do Ciebie
marzenia
Na Twoją planetę,
daleko
Już leci do Ciebie
meteor
Westchnęłam,
będąc po raz kolejny rozczarowaną. Dlaczego nie mogłam mieć normalnego brata? Chciałam,
żeby pokazał mi jak działa jego moc, żeby ze mną polował i zwiedzał watahę.
Matka nie miała na to czasu, jednocześnie nie pozwalając mi się oddalać dalej niż
na pięćset metrów. Wszyscy dorośli byli jacyś dziwni, niektórzy patrzyli się na
mnie uważnie, jak tylko się gdzieś pojawiałam, słyszałam nasilające się szepty.
Inne szczeniaki były zgryźliwe lub mnie omijały, choć nie wiedziałam dlaczego. Podchodziłam
do nich nie raz, chcąc się bawić lub zapoznać. Byłam albo ignorowana, albo
słyszałam szybkie wymówki, że przecież muszą już iść i nie mają czasu na
zabawę. Dobrze, że miałam jeszcze Malfoya, który jako jedyny znosił moje
nachodzenie. Z resztą nie miał nic więcej do roboty, odkąd zaczął kuleć na
tylną łapę i polowania przestały być jego głównym zajęciem w ciągu dnia. Malfoy
opowiadał mi o przeszłości Magnusa, ale mało co rozumiałam z jego słów. Nie
pytałam też o ich znaczenie, bo wiedziałam, że wtedy basior ucichnie i więcej
się nie odezwie. A ja lubiłam jego głos, był miłą odmianą od głosu przyszywanej
matki, która mimo że mnie kochała, to ledwo mogła się mną poprawnie zajmować.
-
Ta piosenka, którą tak śpiewa, była ich piosenką. – powiedział kiedyś Malfoy,
gdy bawiłam się przed jaskinią. Basior czasem przychodził, żeby napić się na
świeżym powietrzu. Pił coś mocnego, wiedziałam po zapachu, bo smaku przecież
jeszcze nie znałam. – Często ją śpiewali jak byli mali… śpiewał ją też jak
umierała w jego ramionach. – basior patrzył na mnie uważnie, a ja biegałam w
kółko, starając się złapać motyla, który latał wokół nas od pewnego czasu.
Informacje, które przekazywał mi Malfoy wlatywały i od razu wylatywały z mojej
głowy. Pewnie nawet jakbym chciała to nie byłabym w stanie tego zapamiętać.
-
Wyglądasz zupełnie jak ona. – jego słowa doszły do moich uszu i sprawiły, że
spojrzałam na niego, doskonale rozumiejąc jego słowa.
-
Jak to? – spytałam, spuszczając z oczu motyla, który korzystając z okazji odleciał,
uciekając od polujących na niego wilków. Malfoy świdrował mnie wzrokiem, jakby
chciał zobaczyć we mnie coś więcej niż tylko kilku miesięcznego szczeniaka.
Jego pysk nie otworzył się już do mnie tego dnia ani razu, ale oczy nadal
skupiały się na każdym moim kroku jakby szukał we mnie czegoś ze swojej
przeszłości. W jego wzroku można było zobaczyć jednocześnie miłość, smutek i
wściekłość, mieszające się w przedziwnym koktajlu, którego dziecko nie
potrafiłoby przejrzeć. Malfoy później już do mnie nie przychodził, choć ja nie
wiedziałam dlaczego. Z resztą lepiej mi się żyło jak nie znałam powodu.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz