- Gdzie tr..trafił? - zapytał drżącym głosem. Wilczyca nie była w stanie stwierdzić, czy było to spowodowane napływem adrenaliny i przenikliwym strachem wypełniającym wnętrze towarzysza, czy zmęczeniem wynikającym z wyczerpującego sprintu.
- Nic mi nie jest - rzuciła obojętnym tonem, gdy opanowała nierównomierny oddech. Zignorowała westchnięcie atramentowego samca i odwróciła łeb w przeciwnym kierunku. Nie chciała, aby zobaczył malujący się na jej pysku wyraz cierpienia. Ból przeszywający jej łopatkę wzrastał równoległe do opadającego poziomu adrenaliny. Poza tym w jej sercu na nowo pojawiły się obawy, które zagościły w nim jeszcze za czasów beztroskiego dzieciństwa. "Nie potrafisz kłamać, Pandoro. Twoje oczy są przejrzystymi oknami, które pozwalają każdemu wyczytać z nich prawdę". Matka wielokrotnie powtarzała córce te pełne przestrogi słowa, które mimowolnie utkwiły w jej pamięci. Dlatego właśnie unikała kontaktu wzrokowego.
- Musimy iść. Łowcy zapewne wyruszą w pościg o wschodzie słońca - kątem oka zerknęła na basiora, który wpatrywał się w przestrzeń widniejącą pomiędzy wątłymi drzewami. Odchrząknęła zniecierpliwiona chcąc wyrwać samca z zadumy. Ten odwrócił się w jej stronę ze zdziwieniem, jednak zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, wadera ruszyła w kierunku celu ich wyprawy. Po chwili do jej uszu dobiegł odgłos przedzierającego się przez połacie śniegu towarzysza, który szybko znalazł się u jej boku. Panująca między nimi cisza nie trwała długo, albowiem już po kilku minutach przerwał ją drżący głos samca.
- Pandoro.. ty krwawisz - atramentowa sylwetka zatrzymała się gwałtownie i wbiła oszołomiony wzrok w towarzyszkę. Wilczyca zwróciła pysk w jego stronę, a później powędrowała spojrzeniem w miejsce, które wskazywał basior. Ścieżka, którą wydeptali w warstwie alabastrowego śniegu, pokryta była plamami czerwonej cieczy. Ślad kończył się przy prawej łapie Pandory, na którą spływała szkarłatna strużka krwi mająca swoje źródło w ranie na prawej łopatce. Samica potrząsnęła z niedowierzaniem łbem. Ból był niezwykle uciążliwy, ale nie spodziewała się, że rana wygląda tak paskudnie. Towarzyszący jej basior zbliżył się do niej i już chciał dotknąć nasiąkniętą krwią sierść, gdy nagle został zmuszony do gwałtownego uniku, albowiem wadera kłapnęła pyskiem tuż obok jego gardła.
- Nie dotykaj mnie - warknęła ukazując szereg połyskujących zębów.
- Uspokój się, przecież nie zrobię ci krzywdy - westchnął zniecierpliwiony. Najwidoczniej jego nienaturalnie dobre serce znowu próbowało przejąć kontrolę nad umysłem. Podrostek wciąż nie nauczył się, że w jej towarzystwie lepiej trzymać się na dystans i kierować rozumem, a nie emocjonalnymi pobudkami. Zwłaszcza, że nie ufała mu na tyle, aby pozwolić na dotknięcie swojego ciała. Warknięcie najwyraźniej nie zniechęciło basiora, ponieważ kontynuował swoją wypowiedź. - Musisz być taka uparta? Zrozum, że kula utkwiła w ciele. W takim tempie wykrwawisz się w ciągu najbliższej godziny i umrzesz. A chyba nie chcesz umrzeć, prawda? - oboje wiedzieli, że basior ma rację. Nadmierny ubytek krwi mógł ją zabić, w najlepszym wypadku osłabić na kilka dni. Poza tym z bólem serca musiała pogodzić się z faktem, iż w takim stanie na pewno nie wykona swojej misji. Zirytowana własną bezsilnością westchnęła i kiwnęła głową na znak zgody. Atramentowy samiec praktycznie natychmiast znalazł się przy niej i rozpoczął analizowanie krwawiącej rany.
- To może zaboleć.. - powiedział zamyślony, po czym prędko wstał i podszedł do znajdującego się nieopodal drzewa. Rozejrzał się dookoła i zaczął dokładnie węszyć, co jakiś czas zerkając na towarzyszkę. W końcu zatrzymał się, odgarnął łapą śnieg i wydobył z wgłębienia mały fragment złamanej gałęzi. Znalezisko położył przed zdezorientowaną waderą.
- Weź to do pyska. Przyda się - zapewnił kiwnięciem głowy. Wadera przeszyła go wzrokiem, jednak nie ujrzała ani krzty rozbawienia na jego pysku. Rozmówca był całkowicie poważny i najwidoczniej wierzył, że przekona ją do swojego pomysłu.
- Chyba oszalałeś - parsknęła. Nie zamierzała spełniać życzeń obcego, zwłaszcza tak komicznych i niedorzecznych. Po chwili poczuła jednak jak znajoma siła otwiera jej pysk i wpycha do niego kawałek wilgotnego od śniegu drzewca. Bezskutecznie próbowała pozbyć się przedmiotu, w końcu nie potrafiła przeciwstawić się umiejętności telekinezy, którą dysponował basior. Zanim zdążyła zrobić jakikolwiek ruch, poczuła, że jej ciało wypełnia potężna fala bólu. Siedzący obok samiec wykorzystał swoją zdolność i powoli wyjął metalową kulę tkwiącą w jej ciele. Pandora automatycznie zacisnęła szczęki na kawałku drewna, które zatrzeszczało pod wpływem nacisku. Basior zaśmiał się cicho pod nosem, za co ta zgromiła go gniewnym spojrzeniem.
- Mówiłem, że się przyda - teatralnie uniósł łapy w geście obronnym, po czym jedną z nich położył na ciemnej łopatce. Kolejna fala bólu przeszyła ciało wadery, gdy przerwane tkanki zaczęły na nowo się zlepiać i łączyć. W końcu zabieg dobiegł końca, a atramentowa sylwetka oddaliła się nieco i przysiadła wpatrując się w metalową kulkę. Wówczas Pandora pozbyła się z pyska ograniczającego swobodę przedmiotu i zerknęła na łopatkę. Po ranie nie było żadnego śladu, jedynie skrzepy zaschniętej krwi zalegały na ciemnej sierści i świadczyły o jej wcześniejszej obecności. Wilczyca prędko zabrała się za wylizywanie aksamitnego futra. Przy okazji zerknęła na pochłoniętego refleksjami samca, który wpatrywał się zamglonym wzrokiem w malutki przedmiot.
- Wiedziałem, że tak będzie.. - zagaił nagle.
- Słucham? - zaskoczona zwróciła się w jego kierunku, przerywając tym samym toaletę.
- Wiedziałem, że tak to się skończy. Ostrzegałem cię, że ludzi nie można lekceważyć - jego głos przepełniony był rezygnacją, którą podkreślało delikatne kręcenie głową.
- Bzdura. To, co się wydarzyło, było idealnym dowodem rzetelności moich słów - wilczyca wstała i podeszła do siedzącego nieopodal towarzysza. Potem zajęła miejsce naprzeciw niego, wbijając tym samym wzrok w metalowy przedmiot. - Gdyby nie wytopione z kruszców bronie, palące metalowe kule oraz czworonożne istoty u boku.. Co mogliby nam zrobić? No właśnie, nic. Taka natura dwunożnych. Zasiadają na pozłacanych tronach, zdobią swoje ramiona skórami ofiar, tłamszą w swoich dłoniach władzę oraz wysługują się słabszymi. Uważają się za lepszych od przedstawicieli flory i fauny. Traktują zwierzęta jak bezmyślne istoty, które żyją po to, aby im służyć. Dwunożni nauczyli się brać i korzystać z dóbr natury, jednak nie potrafią dać niczego od siebie. To pozbawione serc istoty, których jedynym celem jest zaspokojenie swoich potrzeb kosztem innych. Myślą, że są bezkarni.. Że nic nie jest w stanie im zagrozić. A jednak są w ogromnym błędzie. Prawda jest taka, że nie są na szczycie hierarchii. Za życia mogą udawać, że są panami wszechświata.. Mogą próbować zrównać się z bóstwami.. Jednak po śmierci ich uczynki zostaną osądzone. Bez broni, bez władzy, bez poddanych.. Ludzie są tylko marnymi jednostkami, które otacza aura strachu i bezsilności. Teraz rozumiesz? - w jej głosie nie było żadnej uszczypliwości, gniewu czy irytacji. Mówiła spokojnym, naturalnym tonem, który wykorzystywali wielcy uczeni głoszący swoje nauki. W głębi serca cieszyła się, że basior wysłuchał ją z taką cierpliwością. W gruncie rzeczy była mu wdzięczna za to, że nie zareagował inaczej, niż prostym kiwnięciem głowy. Taka odpowiedź w zupełności wystarczyła wilczycy, która radowała się, że jej monolog nie poszedł na marne. A przynajmniej miała nadzieję, że towarzyszący jej wilk przyswoi chociaż część informacji.
- Jeżeli nadarzy się okazja, to udowodnię ci, że to prawda - odwróciła głowę w jego stronę tak, aby ich spojrzenia momentalnie się skrzyżowały. Nie chcąc, aby błoga cisza została przerwana, dodała pospiesznie - A teraz w drogę - po tych słowach ruszyła w kierunku wschodzącego słońca, którego pomarańczowe promienie powoli zalewały nocne niebo. Wkrótce miał nadejść poranek, który niósł za sobą odpowiedzi na nurtujące pytania.
<Delto? ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz