Noc cichutko przykryła
świat swoim ciemnym
płaszczem grozy. Gwiazdami i księżycem wiernym
przyozdobiła niebo. Cichutkie szmery i
śnieżne mrozy
wiosenno jesiennej i porannej prozy.
Dzień przywitał
wiosną, ciepłym lubym słońcem
Witając początek przed samiutkim końcem
Trzy zwinięte kulki, dwie rude i jedna koloru
mrocznego nieba. Dzień nabrał waloru
Podnieśli się z
ziemi, niedawno skutej lodem
I ruszyli dalej. Skinka puściła się przodem
Skakała nad kałużami snu dawnego śniegu
I rozchlapywała wodę w swoim radosnym biegu
Niedaleko w tyle po
śladach łap w błocie
Zagrzewani słońcem szli pozostali w locie
prędkości swojego chodu. Trzepali uszami
nosem wąchali, stykając się ze znanymi zapachami
Rudy z dwójki z tyłu
nagle zachichotał
Jakby jakiś szczeniak się w nim z lekka miotał
Rzucił spojrzenie Delcie który skupiony
Na naturze, siedział w myśli zagubiony
Na to tylko Paki
przewrócił oczami
Mocno, perfidnie zamachał ogonami
I młodszy z tej dwójki obudzony rozmachem
Zamrugał szybciutko przejęty nagłym strachem
Potem jedynie warknął
na towarzysza podróży
Która swoją drogą im się strasznie dłuży
Gdy nagle cichy pisk z przodu dotarł
do ich uszu i o serce się otarł
Wieści o domu i o
rodzinie lisica z przodu
przyniosła. Chwilę słuchali tak jej wywodu
Jednak radość rosła i rosła. I biegiem
pędzili po ziemi jeszcze pokrytej tu śniegiem
I Paki stanął, a
Delta za nim ledwo hamując
Zanim ten rudy odskoczył świrując
Skalał wokół domu tak dobrze znanego
Nic od poprzedniego razu nie zmienionego
Odetchnął granatowy
wilk i szeroki przybrał
Uśmiech. Widział radość przyjaciół. Wybrał
Przyglądanie się z boku
I podziwianie tego pięknego widoku
<Paki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz