Wróciłam do jaskini medycznej, cała obolała i zmęczona. Czułam się jednak wyjątkowo dobrze. Podejrzewałam, że po miesiącach leczenia innych i siedzenia większość czasu w jaskini, potrzebowałam odrobiny adrenaliny. Czegoś co dało mi inne emocje niż uzdrawianie lub śmierć pacjentów. C6 intrygował mnie ponad miarę, choć trudno było mi to przyznać. Był czymś… kimś zupełnie nowym i niezwykłym. Mogłabym go dokładniej zbadać, dowiedzieć się jak to jest możliwe, że funkcjonuje i może udałoby się to… Nie, to głupie. Specjalizowałam się w naturze, to czym był ten basior było dalekie od naturalności.
- Jak sobie radzisz? – spytałam Deltę,
gdy znalazłam się wewnątrz dobrze mi znanej jaskini. Wszystko wyglądało tak
samo jak wcześniej, może tylko trochę czyściej.
- Chyba dobrze. – powiedział słabym
głosem. Jemy starczyło kilka godziny by zmęczyła go praca medyka. Czy to
znaczy, że już byłam w tym wprawiona? Oczywiście, że często byłam zmęczona, ale
myśl o tym, że ktoś mógłby nie dostać pomocy na czas, od razu mnie ocucała. Miałam
wrażenie, że już nie mogłabym żyć bez tego całego cyrku… co nie znaczyło, że
zmiana otoczenia raz na jakiś czas była dla mnie kłopotliwa.
- Wieczorem też wybędę na jakiś
czas. C6 zostaje z nami, pomogę mu znaleźć jakąś przyzwoitą jaskinię. – basior spojrzał
na mnie dziwnie, po czym pokiwał głową dając mi do zrozumienia, że rozumie.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie, po czym podeszłam do pierwszego pacjenta. Czas
zrobić po południowy obchód.
---
Wieczór nastał szybko. Niedługo miało być zupełnie ciemno, ale to nie przeszkadzało temu nowemu tworowi. Nowotworowa Flora z początku poruszała się dość dziwnie, ale szybko uczyła się patrząc na inne wilki wokół niej. Nikt nie zwracał uwagi na nowego wilka, a tym bardziej na przechadzającą się i węszącą po watasze Florę. Może tylko część mogła się dziwić, że nie
jest w jaskini medycznej, której nie opuszczała praktycznie od
dołączenia do watahy. Jej obecność w pobliżu jaskini alfy, była dziwna, ale nie
niepokojąca. Gdy wadera weszła do środka napotkała wzrok trzech obradujących tam
wilków. Agrest, Duch i Kali spojrzeli na dobrze im znajomy pysk z zapytaniem w
oczach.
- Coś się stało Flora? – spytał Agrest
patrząc na nią. – Widzę, że już poradziłaś sobie z raną po postrzale. –
zauważył alfa nadal patrząc pytająco na przybyłą.
- Aaarghh. – wydobyło się z pyska
fioletowookiej wadery, a na twarzach wojskowych pojawiła się konsternacja.
Wystarczyła chwila, żeby nowotwór zdał sobie sprawę, że musi wyjść. Aby móc
zacząć działać, musiał najpierw więcej się nauczyć. Bez poprawnej mowy, z nikim
się nie dogada, a jego przykrywka szybko zostanie odkryta. Flora powoli zaczęła
wycofywać się do wyjścia, po czym jakby nigdy nic wybiegła z jaskini. Do jej
uszu doszły jeszcze dźwięki nawoływania, ale zignorowanie ich było wyjątkowo
łatwe, nie mając jeszcze przyzwyczajenia do imienia tego ciała. Nibywilczyca
skierowała się do miejsca w którym powstała. Dość świeże ślady na śniegu
pomogły jej znaleźć drogę powrotną po własnych śladach. Gdy już znalazła się w
punkcie wyjścia, wiedziała, że teraz musi znaleźć prawdziwą siebie… czas
nauczyć się być Florą.
---
Popołudnie dłużyło mi się
niemiłosiernie. Po raz pierwszy nie mogłam się doczekać wyjścia z jaskini.
Miałam ogromną nadzieje, że szukając jaskini dla C6 stanie się coś niespodziewanego,
co zaspokoi moją dawkę adrenalinową na kolejne kilka miesięcy. Gdy słońce zaczynało
chylić się ku zachodowi, nogi chodziły mi jak na ekscytującą wyprawę. Tymczasem
miałam tylko pokazać nowemu mieszkańcowi nasze tereny i możliwe jaskinie… Czy
to już starość? Kiedyś byłam w ciągłej podróży, zmieniałam miejsca zamieszkania
co dwa, trzy miesiące, a teraz? Zadomowiłam się tu, ale jednocześnie moja
podróżnicza przeszłość wdawała mi się we znaki i kazała być w ciągłym ruchu.
Problem był taki, że nie bardzo chciałam się stąd ruszać. Po raz pierwszy
poczułam, że gdzieś należę i że w końcu nie musiałam bać się o swoją przyszłość…
siedząc nadal w przeszłości.
- To gdzie te jaskinie? – spytał C6
stając w wejściu do jaskini, a ja jak na zawołanie podbiegłam do niego
momentalnie. Uśmiechnęłam się szeroko i krzyknęłam, tym razem do Yira, że
zostawiam go samego.
- Tędy! – powiedziałam otulając
się mocniej szalikiem, który dostałam od Ry, jednocześnie wychodząc na chłodny,
jeszcze zimowy wiatr.
<C6?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz