Nim Ruka zdążyła zareagować,
walczyła już z napierającą na nią lodowatą wodą, która
paraliżowała mięśnie i zmysły. Poczuła palący ból w piersi,
świadczący o braku powietrza, mimo to otworzyła szeroko oczy,
szukając śladu swojej towarzyszki. Widziała opadający ciemny
obiekt niedaleko siebie, jednak woda nie pozwalała jej wyostrzyć
wzroku. Życie stanęło jej przed oczami, nie chciała jeszcze
umierać, a już na pewno nie w taki sposób. Przez głupi wybryk.
Zanim całkiem straciła przytomność z braku tlenu, poczuła jak
obok niej coś rozdarło spokojną do tej pory toń i szarpnęło jej
ciałem ku górze. Zapadła ciemność, głębsza niż ta, której
doświadczyła, opadając bezwładnie na dno.
Przebudziła się gwałtownie, kaszląc
i plując wodą. Rozejrzała się w panice, zastanawiając się czy
to już piekło lub inne tego typu, metafizyczne miejsce, bo
wiedziała, że do raju raczej wstępu nie miała. Jednak, gdy wzrok
po paru chwilach się wyostrzył, dostrzegła, że los dał jej
kolejną szansę. Leżała na mokrym śniegu, drżąc z zimna i
wycieńczenia, ale jednak nadal żyła. Obok niej stały dwa nieznane jej wilki,
wpatrujące się w nią z obawą.
- Całe szczęście! - zawołała z
ulgą duża, czarno-biała wadera, której Ruka nigdy wcześniej nie
widziała. Parskając lekko, spróbowała się podnieść, ale
wyczerpana upadła z powrotem na ziemię.
- Nie podnoś się jeszcze – polecił
biały basior z naciągniętą na oczy czapką. Przyglądał jej się
z mieszaniną troski i irytacji.
- A Porzeczka? - wychrypiała wadera,
szukając wzrokiem znajomej, z którą niefortunnie zaliczyła
lodowatą kąpiel na krawędzi życia i śmierci. Jej wybawcy
spojrzeli po sobie.
- Kto?
Czerwoną wilczycę wyłowiono po
krótkiej chwili. Spędziła na dnie około dziesięciu minut, co
powinno być dla niej zabójcze. Ruka przyglądała się rozpaczliwej
akcji reanimacyjnej, do tego momentu wokół nich zdążył się
zebrać całkiem pokaźny tłum gapiów. Nie znała imion żadnego z
nich, oprócz Ry'a, basiora, który ją wyłowił. Obecnie on i jakaś
wadera o płomiennym futrze, która przyszła niedawno, próbowali
trzymać całe towarzystwo na dystans.
- Czy to poważne? - Ruka zaczepiła
jednego z pomocników czarno-białej wadery, który uwijał się jak
w ukropie wokół bezwładnego ciała Porzeczki.
- Nie możemy przywrócić funkcji
życiowych. Ona nie oddycha – odparł, nie patrząc jej stronę.
Coś w piersi morderczyni drgnęło i żałośnie zakwiliło. Nie
czuła jeszcze żadnego powiązania emocjonalnego z nowo poznaną
koleżanką, ale jednak...
- Może mogę jakoś pomóc...? -
zwróciła się cicho do głównodowodzącej całym przedsięwzięciem,
korzystając, że Ry i jego towarzyszka byli zajęci pacyfikacją
jakiegoś wyjątkowo gorliwego i przerażonego jednocześnie basiora,
który próbował podejść bliżej.
- Nie sądzę byś potrafiła –
odpowiedziała, nieprzerwanie uciskając klatkę piersiową
nieprzytomnej. - Nie mam w tym momencie dość siły, by użyć
swojej mocy...
Ruka już miała odejść, gdy nagle z
nową energią, lecz dalej trochę nieśmiało zawołała:
- Moją mocą jest prąd! Może
mogłabym... - nie skończyła, gdy napotkała wypełnione przypływem
nadziei spojrzenie błyszczących, fioletowych oczu.
- Umiesz ją dobrze kontrolować? -
usłyszała rzeczowe pytanie. Kiwnęła głową pewnie, jednocześnie
zaciskając łapę, wokół której pojawił się rozdygotany
pierścień elektrycznej energii. Wilki kiwnęły głową i odsunęły
się, dając jej dostęp do poszkodowanej.
- Spróbuj najpierw z napięciem
pięciu tysięcy woltów. Tylko uważaj – przykazała jej medyczka,
a przynajmniej takie stanowisko przyznała jej Ruka, widząc jej
doświadczenie. Wadera odetchnęła i przyłożyła łapy do piersi
Porzeczki, koncentrując energię w tym miejscu. Wszyscy zgromadzeni
usłyszeli suchy trzask, po którym jednak nic się nie stało. Ciało
pozostało martwe, a z tyłu dało się słyszeć zrozpaczone wycie.
- Spróbuj zwiększyć napięcie –
poleciła drżącym głosem, stojąca wciąż przy niej wilczyca.
Ruka wykonała polecenie i poczuła jak energia powoli z
niej odpływa. Skupiła się jednak na ostatnim desperackim ruchu na jaki
pozwoliło jej wycieńczenie organizmu. Zaraz po drugim strzale, po
którym ciało topielicy poderwało się gwałtownie, upadła obok
niej, tracąc przytomność.
Przebudziła się w nieznanym sobie
miejscu. Było cicho i spokojnie, nie słyszała żadnych dźwięków,
co sprawiło, że poczuła wszechogarniający niepokój. To tak
wyglądają zaświaty? Podniosła łapy do pyska, oglądając je
dokładnie ze wszystkich stron, po czym przesunęła nimi po miękkim
futrze. Czyżby pozostawiono jej własne ciało?
- Wreszcie się obudziłaś –
usłyszała dobiegający z oddali życzliwy głos. Obejrzała się
zdezorientowana, szukając źródła dźwięku. Napotkała znajome
fioletowe oczy. Mimo, że wadera stała tuż obok, miała wrażenie,
że jest odległa, jakby nie należała do tego świata. Jej
czarno-białe futro mieniło się w blasku zachodzącego słońca,
które rozległym strumieniem wpadało do jaskini, w której leżała
Ruka.
- Jestem w niebie? - wyszeptała
strwożona pacjentka, niczego się tak nie bojąc jak wizji Sądu
Ostatecznego. Medyczka uśmiechnęła uspokajająco.
- Na szczęście nie. Wyczerpało się
nadmierne zużycie energii. Coś o tym wiem – odpowiedziała, a w
jej tonie dało się słyszeć szczere zrozumienie. - Mam na imię
Flora, nie zdążyłam ci się przedstawić. A także podziękować –
skłoniła lekko głowę. Ruka popatrzyła na nią, nic nie
rozumiejąc.
- Za co ty... Ale jak... - słowa
więzły jej w gardle, nie mogąc sklecić się w ani jedno kształtne
zdanie.
- Udało ci się. Porzeczka żyje –
z tym zdaniem Flora zostawiła ją samą, ponieważ ktoś właśnie
zawołał ją z pomieszczenia obok. Morderczyni zastygła z
zaskoczeniem wymalowanym na smukłym pysku.
<Porzeczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz