sobota, 13 marca 2021

Od Yira CD. Agresta - "Artefakt"

 – Yir, do diabła, jak ten kanał nas nie zabije, to ja zabiję ciebie, typie!!! Za spokojnie leżało sobie tu to głupie pudełko?!

Atramentowy basior pragnął się odezwać. Naprawdę tego chciał. W jego zaburzonym, otoczonym czarną mgłą umyśle formowały się słowa, całe zdania, które naturalnym stanem rzeczy powinny wydostać się z głowy poprzez otwór zwany potocznie ustami. Jednak słodki, metaliczny płyn blokował przepływ dźwięku, nie pozwalał nawet oddychać. Zakleił jamę gębową, a przez swoją gęstą niczym żywica z pokrzywdzonej sosny konsystencję był niemal niemożliwy do wyplucia. Wypełniał każdą szparę w buzi, otaczał zęby, unieruchamiał język. Słodki jak miód. Paskudny w smaku. Metaliczny, jakby składały się na niego roztopione w temperaturze pokojowej klucze do drzwi. Skąd Yir wiedział, jak smakują klucze do drzwi, którymi ludzie oddzielają pomieszczenia w swoich siedzibach? To historia na zupełnie inną okazję, a już na pewno o wiele bezpieczną niż ta, w której znaleźli się pomocnik medyka oraz alfa Watahy Srebrnego Chabra.

Płyn zaczął spływać głębiej do gardła, zalepiając zarówno przełyk, jak i tchawicę, powoli stając się realnym zagrożeniem dla życia. Bo Yir zaczął się dusić. Czuł gorąco pojawiające się w klatce piersiowej, wręcz palące dla płuc przyzwyczajonych do chłodnego, świeżego powietrza. Wewnętrzny instynkt kazał odetchnąć, zaczerpnąć tego życiodajnego tlenu, którego obecnie brakowało. Potrzeba oddechu wypełniła świadomość, uniemożliwiając logiczne myślenie, wypychając każde słowo, jakie wcześniej gdzieś tu zalegało. Basior zaczął się wierzgać. Próbował z całej siły otworzyć pysk, najszerzej jak pozwalały mu zawiasy żuchwy, byleby ogień w płucach ustał, przestał palić od środka, zabijać. Nie był w stanie. Mroczna mgła wcześniej tłumiąca myśli teraz materializowała się przed oczami, skutecznie zasłaniając widoczność. A może to i dobrze... Przynajmniej nie widział tych ruszających się, różowych, wilgotnych ścian przypominających śluzówkę jelita albo czegoś jeszcze gorszego, nie zwracał uwagi na świecące w ścianach kable, których światło pulsowało idealnie w rytm bicia jakiegoś olbrzymiego serca. Artefakt był paskudny od środka, lepiej było go nie widzieć. Tylko jeszcze ten ból... Ten ból jakby ktoś okładał go po głowie kawałem kija. Pulsujący ucisk, niemożliwy do wytrzymania. Teoretycznie jego głowa powinna już dawno wybuchnąć, zamienić się w setki malutkich odłamków mięsa. Jednakże w jakiś sposób jeszcze żył, jeszcze trzymał się na nogach. Mimo czarnej chmury widział przed sobą... coś... Miał świadomość, gdzie jest i co się dzieje. I to chyba było najgorsze. Świadomość końca.

Ile razy jeszcze umrze, zanim będzie mógł powiedzieć ostateczne "Finito"? Ile razy będzie cierpiał, jego ciało będzie zmuszone do znoszenia bólu niedostępnego żadnej innej istocie? Te męczarnie, świadomość końca. Wizja Śmierci wyciągającej po niego rękę, uśmiechającej się białymi, nagimi zębami, w szyderczym geście mówiącym "Widzisz? Nie trzeba było przede mną uciekać. Teraz już nie czeka cię raj. Nigdy nie wrócisz do domu." Czy tak kończył każdy, kto postanowił wstać z martwych? Czy to był los przypisany odgórnie? Czy może była to kara za dawne przewinienia, za grzechy teraz już częściowo zapomniane, schowane w najgłębszych szufladach pamięci, gdzie dostać się można było tylko przypadkiem, błądząc po niezliczonych korytarzach. Każde z tych pytań zdawało się mieć jedną, prostą odpowiedź. Tak. Nawet na pytanie "ile" odpowiedź brzmiała po prostu "tak." Bo te cierpienie się nie skończy. Nigdy. Już na wieczność będzie wisieć na skale, przypięty łańcuchami, a kruk, częściowo zgniły choć cały czas żywy, z długą szyją i skórą opadającą z pożółkłych kości, będzie codziennie, regularnie, bez błędu wyjadać mu wątrobę, sprowadzając jeszcze więcej katuszy niż przynosiła samotność. Był taki głupi, wracając... Taki szczęśliwy przez ten czas, że teraz ból wydawał się tylko słuszny.

~ Daj spokój, Yir. Nie dramatyzuj ~ spod bólu wyłoniła się Variai, jak zawsze opanowana, nieporuszona, stabilna. Wcale nie przejęta, że za chwilę oboje mogą skończyć w nicości, w której już kiedyś spędziła tyle czasu.

~ Nie dramatyzuj?! ~ O dziwo były trup był w stanie wykrzesać odpowiedź dla siostry, przynajmniej w myślach, przynajmniej po cichu. ~ Kobieto, ja umieram!

~ Tak ci się tylko wydaje. To Tukuk. próbuje cię złamać, udając, że umierasz.

~ No nie wiem, ból wydaje się całkiem prawdziwy... Kto to Tukuk? Czy to ten Artefakt? Czy to jego nazwa? Do diaska, ale sobie imię wybrał... A myślałem, że Yir jest dziwne.

~ Zamiast komentować, choć ze mną do Rubinowego Drzewa. Tam nie będziesz czuł się umierająco, przez jakiś czas mógłbyś się tam schować. A potem... Potem będziesz musiał wrócić i pomóc Agrestowi wydostać się z Artefaktu.

~ A mogę go zostawić teraz?

~ Nie masz wyboru.

Pomocnik medyka nie kłócił się dalej, zgodnie z zaleceniami Variai wypuścił swoją świadomość z umysłu i wraz z siostrą udał się do Sadu, gdzie było bezpiecznie, a ból znikał bez śladu, pozostawiając tylko wątpliwe wspomnienie. Wiedział, że w prawdziwym świecie będzie nieprzytomny, ale jeśli tylko w ten sposób nie zatraci siebie, musiał się na to zdobyć. Agrest będzie musiał poradzić sobie sam przez jakiś czas.

Ciało atramentowego basiora osunęło się bezwiednie na oślizgłe podłoże zrobione z mięsa, tracąc wszelkie napięcie mięśni, jakie jeszcze przed chwilą utrzymywało wilczy szkielet w kompletnym bezruchu. Przez najbliższe co najmniej kilka minut pozostanie w takim stanie, bez możliwości kontaktu z właścicielem. Oby nie skończyło się to tragicznie...

<Agrest?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz