—Wieśku,
kochanie! — basior roześmiał się, ukazując rząd białych zębów — Powiedz
szczerze, nieźle schlałeś się na wczorajszej imprezie. Nie pamiętać
nawet własnej babci? — przybliżył się niebezpiecznie blisko Agresta,
szturchając go w bok, na co mój towarzysz instynktownie zareagował
zaciśnięciem zębów i spięciem mięśni. Szybko jednak zorientował się, że
nie taką taktykę chce obrać, a gdy jego pysk rozświetlił
charakterystyczny, niewinny uśmiech, powtórzył wcześniej zadane pytanie,
już nie przez zaciśnięte zęby, a pogodnym, spokojnym tonem.
— Co z
babcią? — rozejrzał się czujnie i obdarował mnie karcącym spojrzeniem.
Zdziwiona, obejrzałam się za siebie, niczego nie zauważając. Zanim
jednak zdążyłam zadać nieme pytanie, zrozumiałam, co chciał osiągnąć.
Agrest do własnych celów potrafił przybrać maski, które pomagały mu
odnaleźć się w sytuacji i znaleźć rozwiązanie, przynoszące mu korzyści.
Ja za to lekceważyłam jego starania i wciąż byłam żywym obrazem
niezadowolenia, co szczególnie podkreślał grymas na moim pysku.
Wyprostowałam się, dumnie wypinając pierś i mając nadzieję, że odnajdę
się jeszcze w rozmowie, której część przepłynęła przez mój mózg jako
niewiele znaczący bełkot, ciąg słów w nieistniejącym języku. Za późno.
Po wiszącej nad nami ciszy zorientowałam się, że ktoś może oczekiwać
odpowiedzi właśnie ode mnie. Wcześniej wydawało mi się tak
abstrakcyjnym, aby zaangażować się w sytuację, a najwygodniejszą opcją
było postawienie Agresta w roli dowodzącego.
— Kolejna — kpiąco
skomentował nieznajomy basior — Ach, ta młodzież! Mało wam wolności i
zabawy, co? Może powinniście, kiedyś doznać prawdziwego życia tak jak ja
w waszym wieku? Wiecie, jakie miałem problemy?
—Jakie? — zapytał
zaciekawiony alfa bądź dobrze takiego udający. Wciąż fascynację
wzbudzało we mnie, jak dobrze można odnaleźć się w nieswojej roli.
—Wiecie,
mój ojciec to tak chrapał, że się w nocy spać nie dało! — przybysz
wydawał się zafascynowany własną opowieścią, co wzbudziło moje
rozbawienie, ale za wszelką cenę próbowałam nie dać tego po sobie
poznać.
—A rano?
—Daj spokój! Taką sobie kobietę sprawił, co nic
ino się z sąsiadką tłucze kijami po jaskini, a jak już śpi to pierdzi na
pół wsi! Ani chwili spokoju! A wiecie, my wstawać musieliśmy, więc ja
taki udręczony powstaniec musiałem iść pod górę kilka mil, a później
przeskakiwałem przepaść, aby dotrzeć na treningi. A tam nie było łatwo!
Nikt nam zająców pod nos nie podstawiał, my polowaliśmy na wielkie
bawoły i mamuty, a kolega to i słonia morskiego przywlókł. Teraz to już
nie ma takich cudeniek, wszystko wytępione przez te parszywe masy
powietrza, to „pozwiewało” na drugą półkulę. Gdyby słuchali nas wtedy i
zrobili nam więcej braci, to może nasz ciężar, jakoś by je powstrzymał, a
tak to kicha — miałam wrażenie, że pysk opowiadającego nie zamykał się
ani na chwilę — A te masy powietrza! Tak, z nimi to też ciekawa
historia. Mam nadzieję, że chociaż na religię nie jesteście zamknięci!
Tak więc Lucian kiedyś dostał do opieki hindusów, którzy chcieli
wprowadzić na świecie zamieszanie. Pozwolił im na takie „drobne”
wybryki, które skończyły się dla nas tak tragicznie. Matka musiała dwa
dni gałęzie spod domu sprzątać! — zamilkł, oczekując zapewne dawki
uznania i równie dużej porcji współczucia. Nagromadzone we mnie emocje,
niczym lawa wypływająca z krateru, postanowiły doprowadzić do wpadki,
która skazywała moje próby uzgodnienia czegokolwiek z tym wilkiem w
przyszłości na porażkę. Zaśmiałam się, a raczej wydałam z siebie
przerażający rechot. Zanim przekonałam się, że spojrzenie może zabijać,
zdążyłam zrozumieć, że mam przy sobie doświadczonego krętacza i
niezwykle sprytną kreaturę.
— Ach, Janka? Czasem ma takie dziwne,
niedostosowane do sytuacji reakcje, zdarza się jej nie panować nad sobą.
Kiedy głęboko porusza się jakąś historią albo poezją odlatuje we własny
świat i dziwnie się śmieje. Jeżeli coś sprawia, że zaczyna się tak
dziać, to najprawdopodobniej mocno nią poruszyło, pewnie jest z pana
dumna. Ostatnio jej psycholog pozwolił na oswajanie jej ze
społeczeństwem, ale jak widać... wszystko powoli, nie można zbyt wiele
od dziewczyny oczekiwać — Agrest skłonił się z szacunkiem do rozmówcy.
On, dzierżący władzę w swoich łapach, stawał się teraz pokorną owcą dla
szarego obywatela. Być może właśnie przez to, że umiał zniżać się do
poziomu parteru, był wstanie wypracować swoją pozycję, wznoszącą go aż
do chmur. Chciałabym to kiedyś pojąć. Jego wypowiedź wprowadziła mnie w
stan, w którym z jednej strony pragnęłam, aby skończył jako bezwładne
ciało z wyciągniętymi flakami, a z drugiej wiedziałam, że uratował mi
tyłek i powinnam wydusić z siebie słowa wdzięczności, kiedy już będziemy
sami.
—Ahaha! Taki z niej wybryk natury... No cóż, hehe... — nasz
przewodnik próbował odnieść się do słów, które przed chwilą dotarły do
jego głowy, choć widać było, że sprawiało mu to dużą trudność.
Zrezygnował jednak, podejmując próbę powrotu do swej przydługiej
autobiografii — A wiecie, co bardzo mocno świeci latem?
—Słońce? — wybrzmiała pierwsza odpowiedź.
— Ah, gdyby to było tylko słońce! — nieznajomy zmrużył oczy, obdarowując nas tajemniczym spojrzeniem i pokręcił głową.
—Księżyc?
— zapytałam, czując się niekomfortowo pod tak specyficznym spojrzeniem,
wbitym w jakiś konkretny punkt na moim ciele. Przełknęłam ślinę,
widząc, że basior robi głęboki wdech, szykując się do kolejnej
wypowiedzi.
—Zły trop. W każdym razie tak poznałem waszą babcię! —
wykrzyknął, a jego słowa ociekały niezrozumiałym dla mnie entuzjazmem.
Dlaczego właściwie przy słowie „babcia” spojrzał na mnie tak wymownie?
—Świeciła? — odezwałam się równocześnie z Agrestem, na co wymieniliśmy równie zdezorientowane spojrzenia.
— Co? — jako odpowiedź na nasze pytanie, to słowo było bynajmniej nie satysfakcjonujące.
— Co? — dopytałam, lecz tym razem mogłam posłuchać jedynie ciszy.
Resztę
drogi spędziliśmy zatopieni w milczeniu, a nasze pyski zdobiły...
osobliwe miny. Wiosna powoli budziła się do życia, częstując nas ciepłem
promieni słonecznych, a ptaki skrzeczały gdzieś w oddali, tak że były
ledwie słyszalne. Błoto zmieszane ze śniegiem kleiło się do moich łap,
zbijając się w ciasne kulki i gdy zatrzymywaliśmy się po drodze,
wykorzystywałam ten czas na wyciągnięcie ich. Żywą atmosferę dało się
już odczuć, co sprawiało, że stałam nieco pobudzona i chętna do
działania. Biorąc powietrze w nozdrza, mogłam poczuć zapach mokrej
trawy, kory drzew, a także gdzieniegdzie drobnych kwiatów, zbyt słabych,
by przetrwać jakiekolwiek nagłe zmiany pogody, które potrafiła nieść za
sobą wiosna.
—No, kochani. Jesteśmy na miejscu — mruknął basior — Janka, zajmij się babcią. Wiesiek idzie ze mną.
Początkowo
poczułam zalewającą mnie falę ulgi. Znajdywaliśmy się słonecznej
polanie, gdzie pałętały się wilki bawiące się ze sobą, przysypiające i
delektujące się początkiem nowej pory roku. Nie jestem pewna na co
liczyłam. Czy myślałam, że zastanę tu pobojowisko, spragnione wilki
będzie zasilać jedynie rzeka rozlewającej się krwi, a nasze życia będą
wisieć na szali? Po chwili jednak uderzyła mnie świadomość, że nie mam
pojęcia, gdzie znajduje się babcia ani nawet jak wygląda. Niepewnie
zrobiłam kilka kroków przed siebie, udając, że doskonale wiem, gdzie
powinnam się znaleźć. Ostatnim co do mnie doszło z tej wypowiedzi to to,
że Agrest zostaje ode mnie oddzielony, na co poczułam jak ciarki
przebiegają mi po plecach. Zauważyłam, że alfa również napiął się i
chodził na swoich kończynach tak jak na malutkich sprężynkach, w każdej
chwili gotowy do pozbawienia kogoś gardła. Jego źrenice zwęziły się,
przez co jego spojrzenie stawało się bardziej złowieszcze i sprawiało mi
dużą trudność, aby głęboko spojrzeć w jego oczy. Przy tym nie zmywał
jednak z pyska swojego firmowego uśmiechu, który zdawał się jego maską
na wszystko, czego doświadczał. Czyżby popełnił więcej grzechów niż mi
się wydaje? Co, jeśli jestem świadkiem momentu, w którym płaci za swoje
winy? Uspokoiła mnie jednak docierająca do moich uszu rozmowa dwóch
wader, która pozwoliła mi poznać naszą lokalizację. Wataha Wielkich
Nadziei. To przecież sojusznicy Watahy Srebrnego Chabra.
—Słuchaj, mamy tu taką pannę... jest bardzo smukła i uśmiechnięta, a
ty niedługo dziedziczysz bardzo ważne stanowisko — zaczął mówić nasz
przewodnik, po czym całkiem zniknął z mojego pola widzenia wraz z szarym
basiorem. Jeszcze przez jakiś czas patrzyłam w punkt, gdzie widziałam
ich po raz ostatni, próbując uspokoić wijące w szale serce i umysł,
który znów zaczął szeptać mi czarne scenariusze. Byłam zagubiona.
Momentami można było przyrównać mnie do spokojnego, górskiego potoku, a
po chwili zmieniałam się w niekontrolowany wodospad. Powoli dochodziło
do mnie jak bardzo nie pasuję do obrazu siebie z mojej głowy. Nie byłam
wieloma równymi elementami, składającymi się w jedną, logiczną
układankę. Przypominałam bardziej porozrzucane części, kompletnie do
siebie niepasujące, trzymające się na jednym źdźble trawy.
-Widzę, że
jesteś bardzo zagubiona, drogie dziecko- z przemyśleń wyrwał mnie
ciepły, żeński głos. Otaksowałam moją nową rozmówczynię. Była raczej w
podeszłym wieku — jej ciało było już zgarbione, skóra obwisła, nosiła
też na nim liczne blizny. Wyglądała na pogodną, choć już trochę zmęczoną
ilością lat na karku.
—Mam na imię Janka i zgubiłam moją babcię
spacerując po lesie... Nie wiem, gdzie jest, proszę pani- powiedziałam
rozpaczliwym tonem, wykorzystując to, że negatywne emocje tkwiły już we
mnie od momentu zniknięcia Agresta i pozwoliłam wypłynąć im na
powierzchnię. W tej sytuacji były bardzo przydatne, ale nie wiem, jakbym
zachowała się w innych okolicznościach, ponieważ nie raz boleśnie się
przekonałam, że nie jestem w stanie długo tłamsić silnych odczuć.
—Jak
dawno zgubiłaś swoją babcię?- zapytała, obdarzając mnie tak ciepłym
spojrzeniem, że poczułam jak mięknę pod jego wpływem. W mojej głowie
pojawił się jedynie ciąg losowych znaków, które złożyły się w
niezrozumiały bełkot. Wadera pokręciła głową i skamieniała, zdając się
nad czymś zastanawiać, aż w końcu odrzekła — Znam ją. Przez ostatnią
dobę nie widziałam jej tutaj, ale jestem w stanie pomóc ci w szukaniu.
—Naprawdę? — wlepiłam w nią ślepia jaśniejące nadzieją.
—Naprawdę — odpowiedziała z uśmiechem — Chodź, nie ma czasu do stracenia!
Nie
jestem pewna, kiedy przy spokojnej rozmowie i spacerze pomiędzy leśnymi
drzewami, złota wcześniej tarcza, zaczęła chylić się ku linii
horyzontu, racząc nas wspaniałą eksplozją barw na firmamencie. Ten widok
przysłaniały mi jednak piętrzące się przede mną myśli ociekające
niepewnością, zmieniające świat w szarą masę bez konkretnego wyrazu.
Chociaż wiedziałam, że nie zdążę już na spotkanie przy Różanym
Wodospadzie, miałam też świadomość, że i tak prędzej czy później będę
musiała wydostać się z tego teatrzyku. Nie wiedziałam do końca z kim i
dokąd idę, nie znałam położenia Agresta ani nie miałam pojęcia jak
skończył Mundus w obliczu rzeczy, które jeszcze dzisiaj słyszałam.
—Myślę,
że mogła dojść już do waszego kąta, dlatego też wróciłyśmy w to
miejsce. Nie ma sensu dziś dłużej szukać, musisz wypocząć — mruknęła
moja towarzyszka, po czym zajrzała do jaskini- Dzień dobry! Wydaje mi
się, że mam pani zgubę. Nie, nie zostanę. Wybaczy Pani, ale bardzo się
spieszę — zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zostałam sama, widząc
tylko zarys sylwetki odbiegającej wilczycy. Cała sytuacja wydawała mi
się bardzo dziwna, patrząc na to, jak szybko straciłam z oczu emerytkę,
która tak po prostu odbiegła sprintem, mimo swoich ograniczeń, a kończąc
na tym, że „moja” babcia po prostu beztrosko wróciła do jaskini, nie
interesując się moim losem. Wzbudziło to we mnie liczne wątpliwości,
lecz zmusiłam się do kilku kroków w przód i zaglądnięcia do wnętrza "mojego
domu". Nagle w swoje sidła złapał mnie szok, wrzucając potężną gulę do
mojego gardła. Miałam wrażenie, że dusząc się przez nią po prostu padnę,
wijąc się w agonii. Ustałam jednak na drżących kończynach, a po
dłuższej chwili byłam w stanie wykrztusić z siebie jakiekolwiek pytanie,
nie byłam w stanie ułożyć nic sensownego z pałętających po moim umyśle
słów.
—Szkło? — to jedyne co byłam w stanie powiedzieć w tamtym
momencie, widząc przed sobą śledczego leżącego w bezruchu na
ziemi—Szkło?! — krzyknęłam, przestając czuć narastającą panikę. Powoli
zaczęły ulatniać się ze mnie uczucia i jedynie moje ciało zdradzało, w
jakim położeniu się znalazłam. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić i
dlaczego te wszystkie emocje tak po prostu zniknęły, pozostawiając mnie
jedynie z ich widocznymi skutkami. Po chwili jednak do moich uszu
dotarły słowa wilka, które były niczym kubeł miodu na moje spragnione
słodyczy serce.
—Jestem tutaj — wyszeptał, po czym powoli zaczął się podnosić, aż w końcu wbił we mnie przepełnione pustką spojrzenie — Mitriall? Co ty tu robisz?!
—To
długa historia, Szkło — rozejrzałam się, ilustrując wzrokiem otoczenie i
sprawdzając, czy z żadnej strony nie spoglądają na nas wścibskie
ślepia, szukające intrygi — Zostaliśmy z Agrestem wzięci za czyichś
wnuków, a kiedy dotarliśmy do Watahy Wielkich Nadziei, basior, który nas
tutaj doprowadził, zabrał go ze sobą- wzięłam głęboki wdech, nie
wiedząc, dlaczego wypowiadanie imienia alfy stało się dla mnie tak
trudnym zadaniem — Pretekstem naszej wizyty tutaj była samotna babcia,
ale po długich poszukiwaniach...okazałeś się nią ty- spojrzałam głęboko w
jego oczy, nie wiedząc, z jaką reakcją się spotkam i kim był basior w
tej całej sytuacji.
—Ja ze swojej strony... nie pamiętam zbyt wielu
szczegółów. Nie będę teraz opowiadał wszystkiego, ponieważ chciałbym
abyś miała okazję dowiedzieć się, co się właściwie stało z moim
braciszkiem, zanim ktoś przedwcześnie zakończy naszą rozmowę. Zostałem
nie tylko twoją babcią, droga towarzyszko, ale także i jego „waderą”.
Prawdopodobnie pod wpływem silnych środków, choć jeszcze nie ustaliłem
jakich, zostaliśmy zmuszeni do obycia randki. Nie mam pojęcia, czy do
czegoś doszło...w głowie została mi tylko bliżej niezidentyfikowana
mieszanka uczuć — odparł, w zamyśleniu spuszczając głowę. Nie
wiedziałam, jakich słów użyć, aby przynieść mu ulgę. Nie czułam już
strachu, miałam wrażenie, że obie nasze dusze przepełniała pustka i to
nieprzyjemne uczucie, że nie powinniśmy znajdywać się teraz tutaj
znajdywać, a zajmować się swoją wieczorną rutyną. —Wypowiedzieli Nam
wojnę? — zapytałam, chcąc przerwać ciszę, która zaczynała działać na
mnie destrukcyjnie, ponieważ pozwała nurzać się w ogarniającej
beznadziei.
—Jeżeli to było ich celem, zrobili to w najobrzydliwszy
możliwy sposób — odpowiedział, a później oboje wstrzymaliśmy oddech
słysząc ciche kroki...
<Agrest? Czas na Twoją perspektywę *)>
wtorek, 23 marca 2021
Od Espoir CD Agresta - "Wyblakłe słońce" cz.3.3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz