Patrzyłam z zaciekawieniem na wprawione łapy jednego z moich braci. Szaro-niebieski basior z pomocą krótkiego noża usuwał skórę z jeszcze ciepłej tkanki upolowanego zająca. Niespełna minutę później, skóra leżała już na podłodze, zostając już tylko odpadkiem. Kolejne nacięcie wykonał na brzuchu zwierzęcia, wyciągając następnie wnętrzności, które odłożył na bok. Część z nich zostanie zjedzona, a gorsze części wysuszone i użyte do innych celów. Nie wiedziałam jeszcze do jakich, bardziej interesowała mnie konsumpcja mięsa niż inne części tego zwierzęcia.
-
Teraz wrzucamy wszystko tutaj. – uśmiechnął się Kortez, pozwalając kawałkom
mięsa zanurzyć się we wcześniej przygotowanej marynacie. – Sól z morza i zioła
wnikną w mięso, dając mu aromat i lepszy smak. Po dniu spędzonym w tej
zaprawie, można spokojnie całość zjeść na surowo bądź podpiec na ognisku. –
uśmiechnęłam się na myśl o ciepłym mięsie. Nawet jeśli dopiero co jadłam, nie
mogłam się doczekać by zjeść ponownie. Posiłki były moimi ulubionymi momentami
w ciągu całego dnia. No dobra… spanie też było niczego sobie.
-
Kiedy zjemy kolacje? – spytałam patrząc na marynujące się w ziemistej dziurze
mięso. Mój rozmarzony wzrok na pewno dostrzegłby każdy, kto by teraz na mnie
spojrzał.
-
Dopiero co jadłaś śniadanie, Karo… Co za dużo to nie zdrowo, a teraz wracaj do
domu zanim matka będzie Cię szukać. – westchnęłam ponuro na te słowa, ale
ruszyłam w stronę wyjścia z jaskini.
-
Tylko prosto do domu! Nie chce znowu dostać za Ciebie po głowie młoda panno! –
krzyknął za mną rozbawiony, ale jednocześnie wiedziałam, że lepiej dla mnie jak
zrobię co mówi.
Ruszyłam
leśną drogą, żeby jak najszybciej dostać się do jaskini mojej matki. Nie było
to daleko, zdecydowanie jednak dalej niż pięćset metrów, ale Kortez przekonał
ją, że będę bezpieczna w trakcie podróży do jego jaskini. Nie wiedziałam,
dlaczego nie mogłam sama wychodzić, ale od mojego urodzenia atmosfera była tak
napięta, że wolałam się nie kłócić. Każdy wyglądał jakby uśmiech na pysku nigdy
u nich nie zagościł, każdy oprócz Korteza. Starałam się ich rozweselić nie raz,
chciałam się bawić, rozmawiać, a jedyne co dostawałam to słaby smutny grymas
litości, który pewnie miał być jakąś nieudaną formą uśmiechu. Tylko dlaczego
nie zasługiwałam na nic więcej?
-
… znalazłeś? – usłyszałam znajomy głos pomiędzy drzewami. Nawet nie zauważyłam
jak zboczyłam ze ścieżki, wchodząc głębiej w las. Gdy zauważyłam Magnusa w towarzystwie
nieznanego mi wilka, schowałam się w pobliskich krzakach, zanim oboje mnie
zauważyli.
-
Nic. – powiedział brązowy basior. – Typ zapadł się pod ziemię. Zupełnie jakby
nigdy nie był na tej wyspie. – Magnus warknął cicho i spuścił łeb w dół. Łapy
aż mu się trzęsły z emocji, które w nim buzowały. Zwykle widziałam go tylko
leżącego w spokoju w jaskini. Teraz wyglądał jak ktoś zupełnie inny, chociaż wychudzone
ciało na pewno należało do niego.
-
Co z Ciebie za tropiciel, skoro nie potrafisz go znaleźć!? – krzyknął po kilku
chwilach nieudanego dążenia do opanowania emocji.
-
Uspokój się narwańcu. Wierz mi, że robię co mogę. Od 3 miesięcy biegam po całej
wyspie w poszukiwaniu poszlak, jego zapach był wyczuwalny dzień po jej śmierci.
Później zniknął. Albo odleciał na niewidzialnych skrzydłach, albo leży gdzieś głęboko
w morzu. Innej opcji nie widzę.
-
Już by dawno wypłynął… - sapnął ponuro niebieski basior.
-
Słucham?
-
Gdyby był w morzu to fale już dawno wyrzuciłyby go na brzeg. Minęło już prawie
pół roku.
-
Nie wiem, nie znam się na tym. Ale znam się na tropieniu i mówię Ci co wiem. Jeśli
jest na tej wyspie to go znajdę, ale po takim czasie nie miałbym wielkich
nadziei.
-
Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz go kurwa znaleźć, bo inaczej…
-
Bo inaczej co!? – przerwał Magnusowi nieznany mi basior i przybliżył się do
niego niebezpiecznie blisko. Jego postura przewyższała posturze mojego brata,
który dopiero dwa miesiące temu wstał ze swojego żałobnego posłania. – Już jestem
omegą, nic nie znaczę i każdy w dowolnej chwili może mnie zabić, jem ochłapy po
was, chyba że przyjmę zlecenie takie jak to… Tak swoją drogą, to ja staram się
jak mogę by znaleźć tego Twojego skurwiela, a ty tylko leżysz i pachniesz,
mając w dupie naszą umowę.
Magnus
sapnął krótko i zrobił krok do tyłu, by nie stać twarzą w twarz z omegą.
-
Nie martw się, dostaniesz żarcie. Potrzebuje wrócić do formy, ale o wywiązanie
się z umowy nie musisz się martwić. Czekam na jakieś sensowne informacje.
-
A ja na całą sarnę, najlepiej już oskórowaną. – w tym samym momencie wiatr
zwiększył się nagle, wiejąc od moich tułów i wzburzając moje futro. Omega od
razu odwrócił głowę w moją stronę, a później ponownie spojrzał na Magnusa. – I zajmij
się tą swoją córą, lepiej żeby nikomu nie palnęła o tym co tu słyszała. – tropiciel
odwrócił się i odszedł w stronę zachodniej części wyspy. Magnus za to spojrzał
w moją stronę i odkrzyknął jeszcze odchodzącemu basiorowi.
-
To moja siostra! Przecież wiesz, że nie mam córki. – zaśmiałam się cicho na
myśl, że ktoś mógł pomyśleć, że jestem córką Magnusa. Przecież nawet nie
byliśmy do siebie nijak podobni.
-
Wychodź mała. Wracamy do matki. – powiedział mój brat przechodząc obok mnie i
nawet na chwilę nie zawieszając na mnie wzroku. Nie rozumiałam o co chodziło w
jego rozmowie z tym wyrzutkiem i raczej rozumiałam, że mam nie pytać. Pobiegłam
za nim radośnie, bo w końcu po raz pierwszy odkąd stąpałam po tym świecie, widziałam
go na równych nogach. Szedł powoli i niemrawo, jakby każdy krok sprawiał mu
trudność, ale i tak moje krótkie nóżki ledwo za nim nadążały.
-
Pobawisz się dzisiaj ze mną? – spytałam, gdy byliśmy już przy naszej jaskini.
-
Nie dzisiaj… Kara. – wymawiając moje imię, spojrzał na mnie uważnym wzrokiem. A
później schował się do jaskini, pewnie by ponownie położyć się na swoim zużytym
posłaniu.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz