Pragnąc znaleźć jakieś rozwiązanie, pasujący element układanki, aby utworzyć nowy i bardziej prawdziwy obraz Agresta, zajrzałam do swojego umysłu. Jedyne, co zostałam tam to chaos. Posklejana z różnych cząstek wizja alfy, trzymająca się w cierniach niepewności i kryjąca się pod liczbą możliwych pomyłek. Basior teoretycznie dając mi odpowiedzi, podawał mi kolejne kwestie do rozważenia, rozszerzał perspektywę. Czułam, że coraz bardziej wyniszcza go ta rozmowa, że targnie do jego wnętrza, które on tak skrzętnie próbował ukryć, cały czas uśmiechając się i patrząc na mnie wzrokiem przepełnionym przez pustkę. Oboje wiedzieliśmy, że poprzednia jego kwestia była dość wymijająca, jakby sztucznie pragnął przekierować moją uwagę, chwytając się pierwszej myśli, która pojawi się w jego głowie. Ciągnęło mnie to niego, coraz bardziej pokazywało go w świetle kolejnej duszy do złamania, niezwykłej zagadki, do której należało jedynie znaleźć klucz. Wiedziałam jednak, że inni nie istnieją jedynie po to, aby ich ujarzmić, zmusić do swoich celów i zmienić na siłę. To zawsze kończyło się źle i widziałam to po wilczycach ślepo zakochanych w moich opiekunach, które liczyły, że pod magiczną aurą miłości, nagle ich kochankowie staną się kimś wartym danego im uczucia. Aby na kogoś możliwie najwygodniej wpłynąć, zawsze szukamy przykrywki, manipulacji, o której rozmówca orientuje się, kiedy jest już za późno. Kiedy będzie już tylko wrakiem tego, co kiedyś. Kukiełką na sznurku. Czy w mojej moralności jest dopuszczalna manipulacja? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nigdy, ponieważ nie grałam wcześniej na własnych zasadach. To pierwszy raz, kiedy dostałam namiastkę swobody. Kiedy zadawałam pytanie - robiłam to z czystej ciekawości, pragnąc poznać lepiej mojego rozmówcę, nie myślałam wtedy o wyciągnięciu siłą czegoś niewygodnego. Wręcz pragnęłam znaleźć coś, co pomoże nam do siebie dotrzeć. Wcześniej miałam okazję dowiedzieć się czegoś o Agreście jedynie z przekazu moich opiekunów. Niejednokrotnie wspominali o nim w różnych kontekstach, choć prawie zawsze negatywnie. Jedna z ich rozmów szczególnie zapisała mi się w pamięci.
-Niby mały, bury
gówniarz, ale błysk w oku prawie jak u szanownego pana z WSC. Widać, że
wyrośnie na szczwanego lisa, ale to dobrze, bo może będzie lepiej
załatwiał przekręty niż jego prototyp -mruknął Rubid, trącając małego
szczeniaka łapą.
-I będzie widział w tym miejscu coś więcej niż
karczmę i eksport wódki - dodał Holnir, sceptycznie oceniając wzrokiem
sylwetkę malca- Będą mu potrzebne dobre treningi fizyczne i może nie
zostanie takim szkieletem w skórze na zawsze.
-Pomyśl, gdybyśmy
wycięli mu mózg to mielibyśmy przed sobą Agresta- zaśmiał się Rubid,
uderzając szczenię w bok- Będziesz kimś więcej niż spokojnym obywatelem.
-Myślisz, że przeżyłby bez mózgu?-zapytał Holnir z dziwnie wysoką ciekawością.
-W
jakiś sposób Agrest bez niego funkcjonuje. Zresztą, nie dowiemy się
niczego, dopóki tego nie sprawdzimy- stwierdził drugi basior, jednak po
chwili pokręcił głową- Dajmy mu szansę.
Ale to nie była jedyna taka rozmowa.
-Wiesz, kim jest Agrest, Mitriall?- zwrócił się do mnie Verdum, obdarowując mnie pełnym powagi spojrzeniem.
- Nie- wtedy jeszcze jako mała Mitriall pokręciłam głową, choć ton opiekuna nie sugerował, że to dobra persona.
-Nie chciałabyś się o tym przekonać na własnej skórze. Jest kimś, kogo nie chcesz znać.
-Agrest zjada dzieci?- zapytałam zdziwiona, cofając się.
-Można tak powiedzieć - basior posłał mi lekki uśmiech.
-A co jeżeli zechce mnie na obiad?- wyszeptałam, czując dreszcz na swoim ciele.
-Nie znajdzie Cię. Tutaj jesteś bezpieczna.
I jeszcze jedna
-Idź spać, bo Agrest przyjdzie- powiedziała łagodnym głosem moja matka.
-A mój sen go powstrzyma?- zapytałam ze strachem.
-Jest tak głupi, że pomyśli, iż już jesteś martwa- parsknęła śmiechem.
-A dlaczego chciałby mojej śmierci?-pisnęłam, na co wilczyca westchnęła cicho i pogładziła mnie pyskiem po głowie.
-Świat
jest skonstruowany w ten sposób, że znajdziemy tu dużo dobrych wilków.
Nie miałyby jednak jak rozwijać swoich umiejętności, gdyby nie mogły
ćwiczyć ich na tych złych. Cieszę się, że mogłaś urodzić się wśród nas,
urodzaju i dobroci, a także, że zainteresowała się Tobą tak szanowana
wataha jak WSJ. Powinnaś być dumna.
Niemalże namacalnie czułam,
jak budzą się we mnie dziecięce wspomnienia, jak na nowo odradza się we
mnie dawny strach. Mój wiek wskazywał na to, że byłam dorosła,
aczkolwiek daleko było mi do ucieleśnienia cech, które przypisuje się
tej grupie. Siła, dojrzałość oraz asertywność były mi obce. Nie
wiedziałam, jak się obronić i jak się zachować, kiedy Agrest
przekroczyłby moją granicę, kiedy posunąłby się o krok za daleko. Było
jednak coś, co łączyło nasze dusze- oboje byliśmy związani z WSJ. Na
własnej skórze doświadczyliśmy, czym jest burdel i cierpienie. Byłam
taką kruszynką, kiedy zaczynałam rozumieć, gdzie jest moje miejsce.
Słysząc jęki wader wykorzystywanych w sąsiedniej jaskini, wiedziałam, że
jestem tu tylko rzeczą. Nigdy nie czułam się bezpiecznie. Życie zawsze
było dla mnie dziką zwierzyną, nigdy niedającą się ujarzmić. A kim jest
Agrest? Doskonale wiedziałam, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na to
pytanie, co tylko potęgowało moją ciekawość i dociekliwość. Wiedziałam
też, że basior nie jest takim zwykłym, szarym obywatelem, za jakiego się
podawał. Nie mógł być.
Podążyłam wzrokiem w kierunku lasu, którego w
nagłym porywie wskazał mi mój towarzysz. Był tak ogromny, że nie mogłam
objąć go wzrokiem, jedne szczegóły rozmywały się na rzecz innych.
Drzewa wiły się w krzywych pozach, niektóre splątane ze sobą, zaś inne
przeplatające się korzeniami. Ich kory rozrastały się na boki, aż
pozostawały z nich cienkie brązowe nitki drżące przy najmniejszym
wietrze. Biła z niego biel, tak pociągająca i hipnotyzują dla moich
ślepi. Zapewne pogrążyłabym się w tym poetyckim uniesieniu, porównując
las do niezbadanych ścieżek umysłu przez dłuższą chwilę, ale
natychmiastowo wytrzeźwiałam. Przed Nami z hukiem pojawiła się niezwykle
jasna smuga światła. Musiałam zmrużyć oczy, aby cokolwiek ujrzeć.
Zorientowałam się, że podobne przeszkody pokonywałam na bardziej
zaawansowanych treningach, kiedy uczyłam się wykorzystywać słabość w
mocach innych wilków. Trzeba było bardzo uważać, aby nie dotknęła
wilczego ciała, gdyż mogło ono doznać silnych oparzeń i stawało się
niezdolne do jakiegokolwiek ruchu, dopóki nie zostało mocno zwęglone.
Momentalnie oblała mnie fala strachu. Czy to kolejny znak od moich
opiekunów? Czyżby, zanim dokonam czegoś niewybaczalnego, chcieli
przypomnieć mi, że mają mnie na oku? Zacisnęłam zęby. Jedynym sposobem
na wydostanie się ze świetlistej poświaty, zanim będzie za późno to
psychiczne odpuszczenie walki z losem, spotykającym wilka, na którego
padała. W momencie, kiedy obojętne stawało mu się, czy się spali, czy
nie, a osobnik przestawał podejmować próby wydostania się. Ten rodzaj
mocy był czasem stosowany na przesłuchaniach, kiedy próbowało się złamać
pewność i poczucie bezpieczeństwa przestępcy, poniżyć go, sprowadzić do
roli ofiary. Usłyszałam głośny krzyk Agresta, którego właśnie
obezwładniła nowa dla niego siła. Niewiele myśląc, wskoczyłam na niego,
przejmując na siebie świetlistą energię. Basior opadł na ziemię.
Zacisnęłam oczy, starając się przestać myśleć o czymkolwiek - tak jak
robiłam to na treningach. Chwilę później zagrożenie zniknęło, a ja
zamrugałam, aby przywrócić ostrość wzroku, dysząc przy tym ciężko. Kilka
sekund później doszło do mnie, w jakiej sugestywnej pozycji się
znajdujemy i zażenowana podniosłam się. Mój towarzysz chwilę patrzył na mnie
przerażony, jak gdybym to ja miała być sprawcą zaistniałej sytuacji.
Nagle jednak i jego wzrok przykuł świeżo wyryty na śniegu napis.
"Jeszcze się zobaczymy
~ Ciri"
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz