Yir z Pakim spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Oboje chcieli dopiąć każdego szczegółu związanego ze sprawą ciąży Flory, więc odwiedzenie położnej nie byłoby złym pomysłem. Ważne, żeby była gotowa, gdyby przydarzyły się jakieś nieoczekiwane komplikacje.
- Powinna mieszkać niedaleko, prawda?- Paki spojrzał na medyczkę.
- Zaprowadzę was.
Trójka wilków wybrała się więc w kolejne odwiedziny, osnuci krwawym światłem wieczora. Dotarli na miejsce przed zachodem słońca, ominęli puste grządki, które odtajały właśnie wczorajsze przymrozki. Stanęli na progu jaskini, wypatrując w słabym świetle zarysu wadery. Domino, widząc ich, sfrunęła z półki skalnej pod sufitem i przywitała niespodziewany tłum gości.
- Ach, Flora, Paki, Yir? Coś się stało? Zazwyczaj nikt nie odwiedza mnie o tej godzinie.
- To bardzo ważna sprawa.- Yir odezwał się pierwszy.- Wszystko ci wyjaśnimy.
Położna zaprosiła ich więc do środka i rozpaliła małe ognisko, by trochę ogrzać wnętrze. Jedyne, czym mogła ich poczęstować, był napar z mięty i rumianku zebranego latem, ale powinno wystarczyć na tak niespodziewane odwiedziny. Wyjęła parę glinianych, koślawo ulepionych naczyń, które sama zrobiła. Nie była to pięknie zdobiona porcelana Flory, ale skoro Domino mieszkała w watasze od niedawna, nie zdążyła jeszcze nic ukraść z wioski. (I nie zamierzała, co z was za banda złodziei!). Pamiętała, że jeden z nich trochę przeciekał, więc ten dała sobie. Zastawę krzywych kubków zalała herbatą, rozdała, a więc wreszcie basiory mogły zacząć opowieść.
Słońce już schowało się za horyzontem, gdy wszystkie szczegóły zostały wytłumaczone położnej. To co usłyszała, jednocześnie ją bardzo podekscytowało, jak i wprowadziło w głęboką rozpacz. Długo wlepiała wzrok w herbacianą taflę, zanim zebrała się na odpowiedź. Była w szoku.
Jak to Flora surogatką? Ale, że to już? TO się stało? Czuła się bezradna i zdradzona przez świat. Rzucona jak mokra szmata w kąt, razem ze swoimi potrzebami i pragnieniami. Dlaczego tylko szamocze się w swoich próbach posiadania dzieci, podczas gdy innym przychodzi to jak podrapanie się po pysku? Myślała, że to niewyobrażalnie trudna droga, a tymczasem Paki z Yirem dali radę w jeden Tak się właśnie czuła? Oszukana? Gdyby to ona znalazła taki eliksir...matko, była tak okropnie zazdrosna. Wiedziała, że nie powinna się tak czuć, że to nie wina tych dwóch basiorów, a...a jednak coś w jej wnętrzu kazało im robić wyrzuty, że to IM się udało, nie jej. Dlaczego to oni dostali szansę, a nie ona? Skoro świat zsyła z nieba magiczne eliksiry, niech jej też ześle. Niech jej ześle szczeniaka z niebios, którego nie będzie musiała od innych kraść, by choć na moment poczuć się jak matka. Poczuć się komuś potrzebna, przez kogoś kochana. Jakim cholera jasna cudem ona, płodna wadera ma większe problemy z rodzicielstwem niż para basiorów. Basiorów! Świat jest cholernie niesprawiedliwy.
- To- Podniosła wzrok znad glinianej miseczki.- To świetnie!- Posłała im najcieplejszy uśmiech, na jaki mogła się zdobyć.
- Prawda? Jeszcze nie wiemy, czy eliksir naprawdę działa, ale czas pokaże.
Widziała ich szczere szczęście na pyszczkach i ekscytację z posiadania wspólnego szczeniaka. W jednej chwili poczuła się podle przez swoje myśli. Jakim prawem chciała im to zabierać? Przecież oni mają te same potrzeby co ona. Dałaby głowę, że nie tak ogromne, ale wciąż. Może o to właśnie chodziło losowi? Może dlatego tak potrzebuje towarzystwa tych małych słodkich kulek , żeby mimowolnie spełniała swoją rolę nieważne od nastroju? A w związku z tą potrzebą, jej cierpienie i samotność miało być tylko skutkiem ubocznym? Bez niego może nie byłaby wcale taką dobrą położną, nie czułaby powołania. Takie pocieszenie było lepsze niż żadne. Właśnie, przecież jest położną. Ma teraz obowiązki do dopilnowania, na co jej teraz jej zachcianki w głowie! Powinny być nieistotne, skoro los tak je traktuje. Idiotka.
- Flora, a czujesz coś, odkąd wypiłaś eliksir? Najdrobniejszą zmianę
- Byłoby mi łatwiej coś powiedzieć, gdybym wiedziała, czego się spodziewać.- Wzruszyła łapami.- Znakiem może być naprawdę wszystko.
- Powinna mieszkać niedaleko, prawda?- Paki spojrzał na medyczkę.
- Zaprowadzę was.
Trójka wilków wybrała się więc w kolejne odwiedziny, osnuci krwawym światłem wieczora. Dotarli na miejsce przed zachodem słońca, ominęli puste grządki, które odtajały właśnie wczorajsze przymrozki. Stanęli na progu jaskini, wypatrując w słabym świetle zarysu wadery. Domino, widząc ich, sfrunęła z półki skalnej pod sufitem i przywitała niespodziewany tłum gości.
- Ach, Flora, Paki, Yir? Coś się stało? Zazwyczaj nikt nie odwiedza mnie o tej godzinie.
- To bardzo ważna sprawa.- Yir odezwał się pierwszy.- Wszystko ci wyjaśnimy.
Położna zaprosiła ich więc do środka i rozpaliła małe ognisko, by trochę ogrzać wnętrze. Jedyne, czym mogła ich poczęstować, był napar z mięty i rumianku zebranego latem, ale powinno wystarczyć na tak niespodziewane odwiedziny. Wyjęła parę glinianych, koślawo ulepionych naczyń, które sama zrobiła. Nie była to pięknie zdobiona porcelana Flory, ale skoro Domino mieszkała w watasze od niedawna, nie zdążyła jeszcze nic ukraść z wioski. (I nie zamierzała, co z was za banda złodziei!). Pamiętała, że jeden z nich trochę przeciekał, więc ten dała sobie. Zastawę krzywych kubków zalała herbatą, rozdała, a więc wreszcie basiory mogły zacząć opowieść.
Słońce już schowało się za horyzontem, gdy wszystkie szczegóły zostały wytłumaczone położnej. To co usłyszała, jednocześnie ją bardzo podekscytowało, jak i wprowadziło w głęboką rozpacz. Długo wlepiała wzrok w herbacianą taflę, zanim zebrała się na odpowiedź. Była w szoku.
Jak to Flora surogatką? Ale, że to już? TO się stało? Czuła się bezradna i zdradzona przez świat. Rzucona jak mokra szmata w kąt, razem ze swoimi potrzebami i pragnieniami. Dlaczego tylko szamocze się w swoich próbach posiadania dzieci, podczas gdy innym przychodzi to jak podrapanie się po pysku? Myślała, że to niewyobrażalnie trudna droga, a tymczasem Paki z Yirem dali radę w jeden Tak się właśnie czuła? Oszukana? Gdyby to ona znalazła taki eliksir...matko, była tak okropnie zazdrosna. Wiedziała, że nie powinna się tak czuć, że to nie wina tych dwóch basiorów, a...a jednak coś w jej wnętrzu kazało im robić wyrzuty, że to IM się udało, nie jej. Dlaczego to oni dostali szansę, a nie ona? Skoro świat zsyła z nieba magiczne eliksiry, niech jej też ześle. Niech jej ześle szczeniaka z niebios, którego nie będzie musiała od innych kraść, by choć na moment poczuć się jak matka. Poczuć się komuś potrzebna, przez kogoś kochana. Jakim cholera jasna cudem ona, płodna wadera ma większe problemy z rodzicielstwem niż para basiorów. Basiorów! Świat jest cholernie niesprawiedliwy.
- To- Podniosła wzrok znad glinianej miseczki.- To świetnie!- Posłała im najcieplejszy uśmiech, na jaki mogła się zdobyć.
- Prawda? Jeszcze nie wiemy, czy eliksir naprawdę działa, ale czas pokaże.
Widziała ich szczere szczęście na pyszczkach i ekscytację z posiadania wspólnego szczeniaka. W jednej chwili poczuła się podle przez swoje myśli. Jakim prawem chciała im to zabierać? Przecież oni mają te same potrzeby co ona. Dałaby głowę, że nie tak ogromne, ale wciąż. Może o to właśnie chodziło losowi? Może dlatego tak potrzebuje towarzystwa tych małych słodkich kulek , żeby mimowolnie spełniała swoją rolę nieważne od nastroju? A w związku z tą potrzebą, jej cierpienie i samotność miało być tylko skutkiem ubocznym? Bez niego może nie byłaby wcale taką dobrą położną, nie czułaby powołania. Takie pocieszenie było lepsze niż żadne. Właśnie, przecież jest położną. Ma teraz obowiązki do dopilnowania, na co jej teraz jej zachcianki w głowie! Powinny być nieistotne, skoro los tak je traktuje. Idiotka.
- Flora, a czujesz coś, odkąd wypiłaś eliksir? Najdrobniejszą zmianę
- Byłoby mi łatwiej coś powiedzieć, gdybym wiedziała, czego się spodziewać.- Wzruszyła łapami.- Znakiem może być naprawdę wszystko.
- W porządku, pozostaje poczekać.- Paki nie krył rozczarowania.- Będę cierpliwy.
Nie tylko jemu ciężko to przychodziło.
- A nie mieliśmy żadnych ziół na sprawdzenie tego?- Domino podskoczyła w miejscu.- Może przy okazji poszukamy czegokolwiek, gdy będziemy eskortować Florę do jaskini medycznej. Co nam szkodzi.
Medyczka nie wiązała z tym pomysłem wielkich nadziei, ale dlaczego miałaby się nie zgodzić.
(Delta? Jako jedyny sumienny medyk siedzisz z tymi biednymi pacjentami po godzinach. Nie to co inni, co się tylko umawiają na ploteczki )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz