sobota, 27 marca 2021

Od Almette CD Kary - "Nowe łapki i jeszcze więcej pytań", "Otwarte szlaki"

    Wadera niepewnie zajrzała na mamę. Mimo że w środku czuła że odpowiedź jest przecząca nie chciała jeszcze przekazywać jej tej wiadomości. Serce krajało jej się na choćby myśl o łzach jej mamy. Nastrój nieco zmienił się. W powietrzu zawisła ciężka atmosfera. Almette nieco opuściłą swój puchaty ogon w dół. Przytuliła się do boku czerwonej wadery i westchnęła.

-Nie wiem mamo. Świat ma tyle ciekawych rzeczy do obejrzenia i zwiedzenia! Wszystko w naszej watasze mam już obwąchane. Znam już nasze ścieżki na pamięć, każdy kamień i każde drzewo. Teraz nadchodzi wiosna, więc temperatury są większe, ja jestem...duża i nie chcę cię zostawiać, ale nudzę się nic nie robiąc. Monotoniczność mnie przytłacza i...chcę podróżować. Na pewno wrócę. Wiele razy. Bogatsza o nowe przyjaźnie i...Rozumiesz mnie prawda?- spojrzała na nią niepewnie w głębi serca mając szczerą nadzieję że nie ujrzy na pysku starszej łez. - Kocham cię mamo.- szepnęła też przytulając się do ciepłego, tak dobrze znanego futra.

-Ja ciebie też. Dlatego nie będę cię tu trzymała. Ale musisz mi obiecać że kiedyś wrócisz.- jej słowa były ciche, szeptane prosto do ucha małej wilczycy.

-Przecież nie zostawiłabym cię na zawsze! - odpowiedziała od razu rozpromieniając się. Atmosfera ponownie się zmieniła, tym razem pachnąc wiosną i szczęściem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

    Almette przeciągnęła się na swoim legowisku. Słońce ledwo podnosiło się zza horyzontu kiedy wygrzebała się z jaskini i przysiadła na wilgotnej od rosy trawie. Wszystko powoli odżywało. Śnieg zalegał tylko w niektórych miejscach, a resztę świata powoli zarastała maleńka, świeżutko zielona trawa niosąca za sobą świeży i orzeźwiający zapach wiosny. Kremowa wadera wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Brązowa kora powoli nabierała jasnych odcieni, a drzewa jakby nabierały chęci do życia, wypuszczały nowe gałązki, aby w niedalekiej przyszłości porzucić stare i obsypać nowych potomków liśćmi. Łapki waderki były mokre bardzo szybko. Jednak nie przejmowała się tym. Szła dalej przed siebie podążając ścieżkami i skrótami, które przecież tak dobrze już znała. W ten sposób bardzo szybko jej pyszczek owiała, dość mocna poranna morska bryza. Tamtego dnia pogoda była wyjątkowo pochmurna, więc i morze zdawało się być ciemne i niezadowolone. Jednak Almetce to nie przeszkadzało. Piasek lepił się do jej mokrego futra na łapkach kiedy brnęła w kierunku, lekko szumiących fal, które mimo wszystko dość silnie rozbijały się na brzegu. Rozkoszowała się tą pogodą. Wietrzne dni zawsze sprawiały że czuła się jakby na prawdę żyła. Przypominały jej jak to jest mieć wiatr pod futrem kiedy biega się z pełnym rozpędem po lasach, a mokre łapy odwzorowywały śnieżne zabawy, które przesiąkały całe futro wilgocią. Teraz jednak aby się umoczyć można było jedynie zanurzyć się w lodowatej, morskiej wodzie, i dać owiać się wiatru, który sprawiał że zimno docierało aż do kości, a to nie było to samo doświadczenie wesołej zabawy w białym puchu. Mimo to zanurzyła delikatnie swoje łapki w wodzie, która dopływała do brzegu i natychmiast uciekała. Zaśmiała się, a potem rozejrzała. Może była już dorosła, ale przecież nie tak dawno pozostawała szczeniakiem, dlatego zaczęła wesoło gonić za falami i unikać białej piany, która niosła się na ich końcach. Skakała wysoko nad kolejnymi przypływami i chlapała się uważając jednak aby nie zamoczyć się za mocno. Wiatr nadal dął dość silnie, a waderka wolała jeszcze nie wracać do nudnej jaskini o nudnych zapachach. 

    Czas jednak mijał nieubłaganie, podobnie jak siły. Dlatego po jakimś czasie kremowa wilczyca posadziła swój tyłek na trawie z dala od burzących się fal. Słońce wyjrzało zza chmur,  rosa pozostawała już snem następnego poranka. Wiedziała że rodzice nie byli zdziwieni jej nieobecnością w jaskini. Wczoraj też się z nimi żegnała, w razie gdyby przygoda zawołała ją już dzisiaj, na co jednak nie wyglądało. Jej mokre łapki schły dłuższą chwilę a kiedy mogła już strzepać piasek z nich z łatwością, zawróciła. Obrała długą drogę do domu, która jednak pozwoliłaby jej powrócić tam przed zmierzchem. Po drodze jednak, kiedy podziwiała te same, znane jej dobrze drzewa, pniaki i kamienie jej nos złapał zapach. Coś nowego, co pobudziło jej serce do szybszego bicia z powodu ekscytacji. Przyłożyła nos do ziemi, a jej ogon zaczął wywijać na boki kiedy jej zmysły prowadziły ją na poszukiwania. Szła dłuższą chwilkę, zaglądając po drodze pod każdy kamień i każdy pniak w obawie że przegapi ślady i straci możliwość poznania źródła zapachu. Obawiać się jednak nie musiała gdyż po chwili, wychylając się zza gęstych patyków, które niedługo zakwitną i staną się prawdziwym buszem dojrzała jego. Nową duszę, której nie nawiedziła jeszcze swoim gadatliwym pyskiem i nie zaszczyciła obecnością. W końcu w tej watasze znała już każdy zapach, nawet ten przypominający ludzi wytwór: siarkę, którą podjeżdżały bliźnięta. Dlatego zadowolona, bez zbędnych ceregieli i starań podbiegła do obcego wręcz wpadając w niego. Teraz stała na przeciw średniego wzrostu, brązowego wilka o brązowych oczkach.

-Cześć! - można było być pewnym że słyszała ją cała wataha. Ekscytacja przemawiała przez każdą kość jej ciała. - Jestem Almette. Jesteś tu nowy?! Nigdy cię tu nie widziałam! Ile masz lat? Jak się nazywasz? Co tu robisz? Podjeżdżasz wujkiem Pakim! Znasz wujka Pakiego? -nie umiała powstrzymać potoku słów jaki wypadł z jej pyska. W końcu przez parę miesięcy było tak nudno. Jednak brązowa łapa na jej pyszczku dała jej do zrozumienia że mogłaby się chociaż na chwilę przymknąć, a zaskoczone i skonfundowane spojrzenie obcego basiora tylko ją w tym utwierdziło. Więc otrzepała się trochę i usiadła już spokojniej

-Jestem Almette! - Powtórzyła. Zdawała sobie sprawę że może trochę od złej strony zaczęła całą tą rozmowę, jednak emocje wzięły nad nią górę. - A ty? -mimo to że teraz spokojniejsza, jej głos nadal wydawał się przesiąkać ciekawością i ekscytacją godną małego szczeniaka.

<Wayfarer?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz