środa, 24 marca 2021

Od Flory CD Yira – „Dziecko eliksiru”

Weszłam do odrobinej cieplejszej jaskini, od razu czując spływające ze mnie zmęczenie. Dzisiejsze po południe, będzie należało do mnie. Odkąd zajęłam jaskinię niedaleko jaskini medycznej, częściej mogłam odpocząć od ciężkich oddechów chorych i panującej tam atmosfery. Uwielbiałam swoją prace, ale spędzanie tam każdego dnia i każdej nocy, było zbyt dużym wysiłkiem dla mojej psychiki. Teraz miałam miejsce, w którym mogłam się od tego oddzielić, nawet jeśli tylko na kilkanaście godzin w tygodniu. Rozłożyłam się na stworzonym przeze mnie, trawiastym posłaniu i westchnęłam błogo. Na zewnątrz wiosna dopiero budziła się do życia, trawa nadal był krótka i mało zielona, a kwiaty dopiero zaczynały wypuszczać swoje pąki. Tutaj mogłam zrobić sobie pełną wiosnę na zawołanie i tylko takie miejsce pozwalają mi przetrwać całą zimę we względnym spokoju na duszy. Jeszcze tylko kilka dni i moje siły na pewno do mnie powrócą… wiosna działała na mnie jak kubeł mocnej kawy. A właśnie! Kawa! Zostało mi jeszcze trochę zapasu z czasów mojej podróży, ale niedługo pewnie będę musiała znaleźć nowe źródło. Może Ry ze mną pójdzie do wioski? Zna się lepiej na ty gdzie co trzymają ludzie, jego pomoc byłaby jak zwykle nieoceniona. A gdyby tak… zacząć samemu hodować kawę? Świeże ziarna… palone na świeżo… poczułam wzbierającą ślinę w pysku. Na pewno nie miałam czasu zajmować się produkcją kawy, ale pomarzyć czasem można.

- Floro? – usłyszałam znajomy głos dochodzący z wejścia do jaskini. Yir stał w wejściu, upewniając się pewnie, że jestem w domu. Skinięciem głowy zaprosiłam go do środka. Basior wydawał się mocno pobudzony, ale też jednocześnie jakoś… przybity? Zdenerwowany?

- Kawy? – zapytałam z uśmiechem cały czas uważnie mu się przyglądając. W czasie robienia pysznego napoju, zauważyłam, że przyniósł ze sobą jakiś dziwny flakon. Ciecz znajdująca się w nim miała dziwnie bordowo fioletowe zabarwienie. Coś jak te trunki z fermentowanych winogron. Wino? Chyba tak to się nazywa. W WSC nie mamy takich wykwintnych trunków.

- Co cię trapi Yir? Co to za manierka? – spytałam w końcu gdy postawiłam przed nim filiżankę z gorącym napojem. Możecie pomyśleć: Porcelana? W wilczej jaskini? No cóż… w kilku miejscach jest uszczerbiona, a ludzie bezlitośnie wyrzucają zniszczone rzeczy. Lubię dawać takim rzeczom dom… dlatego w mojej jaskini można był znaleźć dużo podobnych „odpadków”. Tak jak poduszka z gryką przy moim trawiastym posłaniu, albo ten niziutki stolik kawowy, z ułamaną jedną nogą. Na szczęście przy ścianie przy której stoi jest schodek kamienny, który idealnie podpiera jego ułamane odnóże.  

– No bo... Ech, nie będę tego przed tobą ukrywać. Probabiliter jesteś jedyną osobą, która może mi doradzić w tej sytuacji. – napił się kawy, zanim zaczął mówić dalej, a ja patrzyłam na niego ze spokojem, choć w środku aż nie mogłam się doczekać co ten basior dla mnie ma. Czyżbym naprawdę uzależniła się od swego rodzaju adrenaliny? - Widzisz, Wayfarer na swoich podróżach znalazł sposób dla dwóch wilków tej samej płci na posiadanie potomstwa. – Czekaj co? Potomstwo w związkach tej samej płci? To wspaniałe! Przecież wtedy ja… a z resztą nieważne. - Znalazł jakąś mulier, która zajmuje się magicznymi eliksirami i załatwił coś dla nas. Przyniósł to aż tutaj. Trzeba wrzucić kawałki sierści, co już zrobiliśmy, bo Paki to by chyba talerzami zaczął rzucać, a teraz jakaś wadera musi to wypić, żeby zostać surogatką.. – Yir mówił dalej o tym jak to jest ważne dla Pakiego i jak ciężko sobie ostatnio radzi jego partner. Basior nie wiedział, czy to dobry pomysł by wierzyć w moc tajemniczego eliksiru.

- W waszym przypadku to może być jedyny sposób. Nie widzę przeszkód. – zdziwienie na pysku atramentowego aż biło po oczach. Nie mógł uwierzyć, że popieram ten pomysł, nie byłam jednak jeszcze pewna, czy był z tego powodu szczęśliwy czy zawiedziony.

- Paki to dobry ojciec, co udowodnił opiekując się adoptowanymi szczeniakami. A ten eliksir nie ma powodów nie zadziałać. Jestem pewna, że Wayfarer nie wziąłby magicznego przedmiotu od kogoś, komu nie można w pełni zaufać. Chyba w niego nie wątpisz, co? – powiedziałam uśmiechając się lekko. Doskonale rozumiałam jego obawy, to był duży krok, ale miałam wrażenie, że nie chodziło tu tylko o działanie eliksiru. Basior zaczął się jąkać, ale wytłumaczyłam mu, że absolutnie nie ma się o co martwić. Choć nie znałam zbyt dobrze Wayfarera, to jestem pewna, że nie chciałby nikomu z nas zrobić krzywdy. Skoro on uważał, że to bezpieczne, to nie było powodu by temu nie ufać.

- Pomyślałeś chociaż, jaką waderę poprosisz o zostanie surogatką? – spytałam w końcu, bo ten temat interesował mnie najbardziej. Nie miałam pojęcia kogo mogliby chcieć „wykorzystać” do tak ważnej dla siebie sprawy. Mimo że pracowałam z Yirem już dość długo, to niestety mało o nim wiedziałam. Oprócz jego związku z Pakim i Wayem, nie miałam pojęcia z kim się przyjaźnił. Z Deltą było podobnie… Chyba powinnam czasem bardziej skupić się na swoich współpracownikach.

– Właściwie to moim strzałem byłaś... ty. Choć szczerze mówiąc bardziej się spodziewałem, że stwierdzisz, że to zbyt niebezpieczne, żeby w ogóle próbować. – Na pierwsze słowa drgnęłam nieznacznie, zastanawiając się jednocześnie czy dobrze usłyszałam. Chcieli powierzyć mi, aż tak ważną sprawę? Nie sądziłam, że tak szybko stanę się tak szanowanym członkiem tej watahy, to chyba… miła odmiana po moim poprzednim życiu.

– Widzisz, niepotrzebnie. – powiedziałam z większym uśmiechem niż wcześniej. – A co do twojej prośby... Wiesz co? Myślę, że mogę się zgodzić. – No jasne, że się zgadzam! -  Jeśli myślimy podobnie to faktycznie może być najlepszy pomysł.

- Naprawdę!? Jesteś pewna? – spytał jeszcze basior, a ja pokiwałam głową trochę zbyt energicznie.

- Nigdy nie planowałam mieć własnych dzieci, ale jako medyczka marzę o przeżyciu ciąży. – powiedziałam dopijając jednocześnie resztki kawy. – A co do porodu… no cóż, damy wykazać się Domino, ostatnio miała mało roboty. – zaśmiałam się a atramentowy wilk dalej patrzył na mnie, jakby nie mógł w to uwierzyć. – No dobra! To mam to wypić tak? – spytałam teraz już sama nie wierząc, że to robię. Co na to powie Ry? Albo Kali? Nie, nie miałam się o co martwić, przecież tylko pomagałam przyjacielowi.

- Chce, żeby Paki przy tym był. – powiedział Yir, a ja skinęłam głową rozumiejąc o co mu chodzi. Wyszliśmy z jaskini na chłodny wiatr. Słońce było już blisko horyzontu, więc musieliśmy się spieszyć, żeby nie zastała nas noc. Basior poprowadził mnie do swojej niewielkiej nory i zniknął w niej na kilka chwil. Kiedy razem ze swoim partnerem stanął przede mną ponownie, mój uśmiech był wielki jak z ziemi do księżyca. Nie mogłam powstrzymać ekscytacji tym nowym doświadczeniem.

- Tak się cieszę Floro! – powiedział Paki przytulając mnie. Wydałam z siebie krótki okrzyk zdziwienia, ale odwzajemniłam uścisk. – Naprawdę nie wiesz ile to dla nas znaczy.

- Myślę, że się domyślam. Słuchajcie, nie omówiliśmy tego wcześniej, ale… - nie chciałam wyjść na chciwą, ale wpadłam na coś, co dużo by zmieniło w jaskini medycznej. – Czy w zamian za tę przysługę, mogłabym przed kolejną zimą dostać wełnę z waszej alpaki? Będę mogła z niej zrobić posłania lub narzuty dla pacjentów. Planuje z resztą mały remont…

- Jasne! Nie ma sprawy! – przerwał mi rudy basior, najwyraźniej nie mogąc się doczekać tak oczekiwanej przez niego chwili. – A teraz pij! – powiedział podając mi otwarte naczynie z eliksirem.

- No dobra, to co? Miejmy nadzieję, że wszystko się uda! – krzyknęłam i wypiłam zawartość manierki jednym tchem. Smak nie był zbyt wykwintny, choć kolor sugerował inaczej. Mocno ziołowy… trochę zatęchły i jednocześnie bardzo słony. Zakasłałam lekko o wszystkim, ale uśmiechnęłam się do przyszłych rodziców.

- Może trzeba powiedzieć o tym Domino? – spytałam oddając pustą flaszkę Yirowi.

<Domino?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz