Patrzyłam z uwagą na wyciągniętą przez skrzydlatego igłę. Jego słowa mało mnie obchodziły, tak samo jak jego działania. Nie miałam pojęcia czy to co robił miało być ekspozycją jego mocy, czy zwykłą zagrywką przeciw moim rozkazom. Nie mówiłam jednak nic co mogłoby go podburzyć, zmienić jego zdanie i oddalić Admirała od otrzymania tego cennego antidotum. Mundus mógł sobie robić co chciał, ale ja wiedziałam swoje… byłam wyżej od niego i to ja rozstawiałam karty w tej grze zwanej życiem. Mogłam robić z siebie ofiarę, manipulować faktami, naciągać prawdę do swoich korzyści. To mi uwierzą, to moja rozpacz i słabość zostanie dostrzeżona. On zawsze, nie ważne co by uczynił, będzie tylko odludkiem, postacią drugoplanową wrzuconą do gry tylko po to by nadać jej odrobinę smaczku, podkręcić stworzoną już przez kogoś innego fabułę. Niech ma jednak tą chwilę triumfu i samozadowolenia.
- Za ile się wybudzi? – spytałam
patrząc jak przezroczysta substancja opuszcza fiolkę i znika w ciele brązowego
wilka. Uśmiechnęłam się lekko patrząc na tą małą kupkę nieszczęścia. To właśnie
ten wilk stał się całym moim życiem i chciałam tego czy nie, wiedziałam że żyć
bez niego nie dam rady. Choćbym miała zatracić swoją duszę, będę go bronić jak
tylko będę w stanie. Niczym lwica broniąca swoje lwiątko, albo po prostu
wilczyca broniąca ukochanego.
- Powinien być w pełni sprawny za
jakąś godzinę. – powiedział Mundus a ja kiwnęłam głową przyjmując to do
wiadomości.
- Możesz nas zostawić na ten
czas. Wróć wieczorem. – dwunożny już zaczął otwierać dziób, żeby cos
odpowiedzieć, ale nie pozwoliłam mu, mówiąc dalej. – Liczę na naszą współpracę
Mundusie. Nie zależy mi na spowalnianiu waszej pracy, a nawet mam wrażenie, że
moja obecność może ją przyspieszyć. Dziękuje za Twoją pomoc, ale daj mi się
nacieszyć nowym miejsce zamieszkania. Proszę… – wypowiadając każde słowo,
patrzyłam na rozmówce bardzo uważnie. Chciałam pokazać mu szacunek, którym
bezsprzecznie go darzyłam. Nie był całkowicie bezużyteczny, a zaryzykowałabym
nawet stwierdzenie, że bywał przydatny. Jeśli aby utrzymać z nim neutralne
stosunki, musiałam tylko co jakiś czas ugryźć się w język, to niech tak będzie.
W końcu dopóki jego zagrywki nie raniły mnie bądź Admirała, nasze stosunki
mogły być wręcz przyjacielskie. Patyczak spojrzał na mnie i pokiwał delikatnie
głową. Zwrócił się następnie do wyjścia, a chwile później zostałam jedyną
przytomną istotą w jaskini.
Westchnęłam cicho, pozwalając
emocjom upuścić moje ciało. Położyłam się obok Admirała i czekałam, aż
substancje w jego organizmie zaczną działać. Patrzyłam na nieruchomy łeb
brązowego wilka, a z mojego gardła sama z siebie zaczęła wydobywać się melodia.
Na początku jedynie nuciłam pod nosem, ciągle patrząc na Admirała.
Proszę pana, proszę pana, jestem w panu zakochana
Proszę pana, proszę pana, jestem w panu zakochana
Pierwsze słowa wyszły z mojego pyska, delikatnie i niepewnie, zupełnie jakbym po raz pierwszy się przed nim obnażała.
Jest pan panem przypadkowym?
Ale lubię pana za ładne oczy, zielone
Zamglone i obce, co mnie zwiozły na manowce
I całkiem przyjemnie się pan uśmiechał
Trzeba przyznać umie pan zaskoczyć, w umysł wskoczyć
Telefon o północy, albo cisza przez dni kilka, ja debilka chodzę jak na
szpilkach.
Tekst układał się sam. W głowie
przelatywały mi wspomnienia, wołając i tańcząc jakby chciały dawkować mi sceny
z naszej przeszłości.
Przechodzi dreszcz
Lewe ramię, wstyd jest każdej damie
Z mózgu pranie
Bo kobieta lubi się zakochać w chamie
Drogi Panie, auu
Co miał Pan w planie mówiąc
Zapraszam na kolację i śniadanie jutro?
Melodia grała w moim gardle, a ja
przymknęłam oczy, starając się dojrzeć wszystkie chwile jakie z nim przeżyłam.
Nie było tego wiele, dużo więcej działo się w mojej głowie niż w
rzeczywistości, ale nie miałam mu tego za złe. Byłam dzieckiem, gdy to się
zaczęło, na pewno byłam raczej odpychająca niż pociągająca. Nagle zauważyłam
delikatny ruch na ciele Admirała. A mi zostało jeszcze parę wersów do
odśpiewania…
Proszę pana, proszę pana, jestem w panu zakochana
Proszę pana, proszę pana, jestem w panu zakochana
Proszę pana, proszę pana, ja bardzo pana kocham
Kocham pana, kocham pana jak pojebana
Teraz już patrzyłam w te
czarujące żółte oczy, które ledwo przymglone pokazywały wszystko czego teraz
potrzebowałam. Wdzięczność i uczucie, choć widać też było konsternacje.
Uśmiechnęłam się lekko zakłopotana stworzoną przed chwilą pieśnią. Dopiero
teraz pojęłam, że nie tylko Admirał musiał wszystko słyszeć, ale także dwa
półmartwe ciała leżące w niedalekiej odległości. Usiadłam momentalnie nie
wiedząc co w tej sytuacji zrobić.
- Jak się czujesz? – spytałam starając
się odsunąć od siebie zainteresowanie. Admirał patrzył na mnie w sposób,
którego nie mogłam przypisać do żadnej emocji. Właściwie rzadko kiedy byłam w
stanie odgadnąć myśli czy uczucia Admirała. Czułam jednak, że to co do niego
czułam nie było jednostronne. Jakby było to pewnie nigdy nie znalazłabym się w
tym miejscu w którym teraz jestem, prawda?
- Jeszcze… nie wiem. – powiedział
powoli basior jakby mówienie sprawiało mu trudność. Spuścił nagle głowę jakby
zawstydzony, choć w jego wykonaniu mogło to znaczyć zupełnie coś innego. Nie mogłam
powstrzymać uśmiechu, nie wiem czy to tylko jego osoba go wywoływała, czy fakt,
że nie mogłam rozgryźć co dzieje się w jego głowie.
- Mundus wróci wieczorem…
obiecałam mu, że coś mu pokażemy do tego czasu, więc jak tylko poczujesz się
lepiej, mógłbyś mi pokazać co mamy robić.
- My?
- Z tej dwójki pożytku nie
będziesz miał… tylko ja Ci zostaje. – nie wiedziałam czy zdziwienie w jego
oczach było komplementem czy obelgą. Zamilkłam więc i czekałam co Admirał postanowi.
Nie chciałam na niego naciskać, bo bałam się, że mnie opuści. Czy kiedykolwiek
nie będę się przy nim bała czegoś powiedzieć? Czy będę tak pewna jego uczuć, że
będę mogła być w stu procentach sobą? Może znałabym na to odpowiedź, jakbym sama
wiedziała jak to jest być sobą.
<Adek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz