Tak bardzo starał się jej pomóc, jednak niewiele mógł począć kiedy ta ciągle warczała w jego kierunku i jedyne co robiła to brała leki. Jego moc z łatwością przyspieszyłaby ten proces i byłaby wolna znacznie szybciej niż teraz, kiedy jej ciało musi dokonać tego procesu naturalnie. Nie wiedział co ma zrobić i jak to rozegrać. Kolejne dni próbował z nią rozmawiać, aż do tego poranka. Jednak nic nie był w stanie wskórać. Delta koniec końców poddał się zajmując się swoimi sprawami. Mieszał i bełtał maści i leki dla Flory, aby móc jej je przekazać ze swoich zapasów. Ostatnimi czasy coraz więcej pojawiało się chorób i zakażeń, co wydawało się ciemnemu wilkowi dziwne zważając na to że ocieplało się i zima odchodziła w niepamięć bardzo powolnymi kroczkami podwyższając temperaturę. Jednak może to właśnie dlatego wilki tak chorowały. Przestawały na siebie uważać i dbać o swoje zdrowie skoro srogie mrozy i uporczywe zawieje odeszły w niepamięć wraz ze świeżymi powiewami wiosennej bryzy. Jednak to nie zmieniało faktu że na zewnątrz utrzymywały się minusowe temperatury.
Jego futro zaszeleściło delikatnie kiedy jego pysk pojawił się za tkaniną. Zerknął na waderę, której rozmyślania przerwał przez co zyskał jedynie ciche warknięcie. Mimo to nie wiedział czemu, pomimo tego że totalnie go irytowała, pozwalał jej tak sobą pomiatać. W jej oczach jednak dostrzegał coś czego nie był w stanie wytłumaczyć. Spotkał wiele różnych zwierząt, a nawet ludzi na swojej drodze i widywał tz. Totemy. Nie wiedział skąd zaczerpnął to słowo na takie charaktery, ale używał go w swojej głowie dość często. Było to określenie dość słusznie klasyfikujące takie persony. Zazwyczaj Delta na pierwszy rzut oka widział jak sztuczna i zapobiegawcza jest ich natura. Jak zakładają maski i skrywają się za wykreowanym wizerunkiem unikając wydarcia się ich prawdziwego "ja" na światło dzienne. Jednak jak często się mawia, oczy to drzwi do duszy, czy inne temu podobne bzdety, w które ludzie ślepo wierzą. Delta tego niby nie robił, ale jednak lata doświadczeń różnej maści nauczyły go czytać z ruchu ciała i wzroku jaki posyła się innym. I rzeczywiście w wielu przypadkach to powiedzenie się sprawdza. Tak łatwo temu basiorowi dostrzec czy ktoś kłamie, jak się czuje czy choćby czy ma wątpliwości. Nie potrafił dostrzec jakie dokładnie są to uczucia, na czym dokładnie polega kłamstwo, ale kto tak na prawdę umie to zrobić do końca?
-Potrzebujesz czegoś? - pyta słodko. Jednak fascynuje go ta wadera bardziej niż powinna. Raz w życiu udało mu się przebić przez maskę druzgocząc i zgniatając ja w proch, jednak wtedy pożałował. Osoba, której zaufał a której przykrywkę spalił, zdążyła zadać mu niezaprzeczalnie wielką ranę na duszy, pozostawiając go samego na lodzie, bardziej dosłownie niż metaforycznie, ale jednak. To historia na inną okazję.
W odpowiedzi otrzymał tylko prychnięcie więc zawiedziony wycofał się. Wrócił do mieszania mikstur, dopóki jego uważne ucho nie usłyszało zbliżających się wilków. Zapach jaki do niego dotarł im bliżej byli, zjeżył sierść na jego karku. Wypuścił z pyska drewnianą miseczkę, która głucho uderzyła o ziemię i wypadł z norki. Jego łapy lekko posunęły po śniegu i po chwili stał przed nimi. Magnus i wilk, którego Delta znał tylko z widzenia, Theo, który jeszcze niedawno był takim małym szkrabem. Teraz oboje, masywni, silni, przyciskali do ziemi szalejącego Pakiego, którego rude kity trwały w nieustannej pogoni za sobą nawzajem. Jego rozbiegany, pusty wzrok zmierzył się w tym Delty, kiedy jego ciało ponownie spięło mięśnie w konwulsjach, a pysk wypluł kolejną porcję spienionej śliny na biały śnieg rozpuszczając go delikatnie. Przerażenie ogarnęło granatowego wilka kiedy patrzył na swojego przyjaciela. Magnus widocznie to dostrzegł.
-Dlaczego nie zabraliście go do Flory?- pyta drżącym głosem, ale wzrok starszego z basiorów mówi mu wszystko. Flora nie umie wyleczyć wszystkiego. Proces myślowy jaki zatoczył się w umyśle małego wilka był nagły, na tyle że przysiadł sobie opierając się nieświadomie o Pandorę, która na chwilę jakby zadała się zapomnieć o otaczającym ją świecie ze wzrokiem utkwionym w drugim wilku.
Delta jednak skupił się na swoich wspomnieniach. Widział i leczył już przypadki lekkiej wścieklizny, początkowych stanów i tych szczątkowo przerzucających się na poważną chorobę. Jednak nie wiedział jak miałby poradzić sobie ze stadium tak poważnym i dalekim od tego co znał. Jego głowa szybko nakierowała jego myśli na oddalone o 3 tygodnie, dobrym biegiem, tereny. Jednak zrobiłby wiele dla swoich przyjaciół i tym razem też miał taki zamiar. Podniósł swój tyłem i zmierzył poważnym i odważnym spojrzeniem Magnusa.
-Zatargacie go do Flory. Niech wstrzyma rozwój choroby najlepiej jak może. Wiem co może podziałać w wyleczeniu go, albo chociaż wsparciu jego ciała w tej sytuacji. Więc niech zrobi co musi dopóki nie wrócę... nie... nie wrócimy.- spojrzał na Pandorę. Nie mógł powiedzieć że tamte tereny były łaskawe i grzeczne. Oj nie! Wręcz przeciwnie. Przydałby mu się ktoś kto umie walczyć i mógłby mu pomóc.
-Czas na oddanie przysługi za uratowanie życia. - minął ją bez słowa. Mimo wszystko strach zalewał jego serce. Zgrywał twardego, jednak kiedy tylko jego łapy skryły go w norze skulił się w sobie. Tak bardzo bał się znowu kogoś stracić przez szalejącą chorobę. Bał się jak nigdy, bo Paki był dla niego ważną personą w życiu, może nie na tyle aby latać przyczepiony do jednego z jego ogonów, ale na tyle aby jego serce rozpadło się w milion małych części po wiadomości o jego odejściu. Poza tym, choroby lubią się rozprzestrzeniać. Zatrzymał łzy w sobie słysząc za sobą delikatne kroki wadery.
-Zanim cokolwiek powiesz wiedz, że nawet jeśli przed chwilą powiedziałem to co słyszałaś nie jesteś do niczego zobowiązana.- westchnął. Poddał się już całym sercem. Nie będzie jej tu dłużej trzymał, pomimo że jego mózg wołał nie. Że przecież jej stan nie jest jeszcze do końca stabilny. - Je wychodzę. Na 6 tygodni jeśli w ogóle wrócę. - spojrzał na nią. Jego oczy straciły na blasku na ten moment. I chociaż wiedział że jej pomoc była niezastąpiona, nie był w stanie jej do niczego zmusić. Podobnie było z faktem że zagroził jej po próbie ucieczki. Przecież nawet jakby ją znalazł... co takie huhreło może jej zrobić?
-Rób co uważasz.- wstał i zaczął się zbierać.
<Pandora?> /sory matury mnie lekko pokonały na parę dni/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz