Kto oni? Wszyscy wiemy
Wieczorem, gdy trójka strażników kończyła pracę, porządkując jeszcze jakieś dokumenty, zaczęli rozmawiać. Szkło przez cały czas milczał, dumał o czymś, o czym najwyraźniej wolał nie mówić, dopiero gdy temat zszedł na treść przesłuchań, stwierdził:
- Martwi mnie Mundus. Nasz wspólnik, nasz przyjaciel. A od dwóch dni mówi od rzeczy, jakby nie chciał powiedzieć niczego.
- A może on naprawdę jest trochę... - Opal niepewnie przygryzła wargi - dziwnie się zachowuje.
- To wszystko gra. Jest manipulatorem, w tej chwili nie wyjaśni nam niczego nawet pod przymusem. Gra na czas. Niebawem zbiegnie się tu cała gromada ciekawskich z pobliskich watah i, gwarantuję ci to, wielu z nich będzie jego przyjaciółmi... aż w końcu doprowadzą do tego, że to my, a nie oni, wyjdziemy na zbrodniarzy niepopartych prawem. Trzeba tu jakoś inaczej - wilk kilkukrotnie stuknął się w czoło nadgarstkiem, jakby chcąc wbić sobie do głowy jakiś pomysł - tylko jak...
- Sama nie wiem - ton głosu wadery wskazywał na coś, czego jej kolega nie chciał usłyszeć. Obejrzał się szybko, zwracając ku niej spojrzenie. W oczach Opal dało się dostrzec powątpiewanie.
"Tylko nie to, nie teraz, przecież mamy już tak dużo" - jęknął w duszy, w oczekiwaniu na jej kolejne słowa.
- Nie jestem pewna, czy to, co teraz robimy jest właściwe i w ogóle ma sens. A jeśli coś pomyliliśmy, może pochopnie w ogóle oskarżyliśmy te wilki... może nasz motylek jest przebieglejszy od nas i sam doprowadził nas na fałszywy trop?
- Wilki? - basior zamyślił się.
- A nie?
- Masz na myśli ich obu? Rutena i... Azaira Ethala?
- Chyba tak - wzruszyła ramionami - jeśli jeden mógł to zrobić, dwóch tym bardziej.
- Ale czekaj... przecież napisaliśmy już pismo o zwolnienie Azaira z aresztu... - Szkło podniósł wzrok. Coś zaświtało w jego umyśle i przedarło się do strefy świadomego myślenia - to ma sens, Opal. dlaczego wcześniej nie braliśmy pod uwagę tego... typa, przypomnij mi?
- Jest śledczym w WSC...
- To nic - machnął łapą basior - tak charyzmatyczny, pełen uroku wilk, o nienagannej opinii, dobrym stanowisku, ktoś, kto nigdy nie wszedł w konflikt z prawem, nawet nie brał udziału w bójce. To brzmi przecież niemal jak kolejny schemat - śledczy był niemal pewny. To on, tym razem nie mogło być mowy o pomyłce. Ich pierwszy podejrzany był inny. Zamknięty w sobie, bardziej ponury, momentami przejawiający pewne cechy wilka lekko zaburzonego. Unikał kontaktu wzrokowego, niemal niezauważalnie kiwał się wprzód i w tył. Sprawiał jednak wrażenie ponadprzeciętnie inteligentnego. Wszystko to również można było dopasować do charakterystycznego profilu. Ale oba profile prowadziły do jednego punktu.
W głowie młodego śledczego formował się już kolejny plan, choć był jeszcze bardzo niejasny i zamglony. Żadnego śladu prowadzącego do kogokolwiek innego. Tylko oni. Jedyni oskarżeni, Ruten i Azair Ethal. Po prostu nie było innych podejrzanych, nie mogło być. Mordowali i czerpali z tego chorą satysfakcję, nie szukali zbrodni idealnej, nie mieli celu innego, niż zadać cierpienie. Z jakiegoś powodu, który dla Szkła był nie do pojęcia. Nie dlatego, że nie był w stanie go poznać, ale dlatego, że zupełnie go nie rozumiał.
- Macie rację - wewnątrz pojawił się Brus z jakimiś papierami, pewnie dokumentacją tej, czy innej sprawy - chyba nie ma sensu dłużej tego ciągnąć, bo w końcu to my wyjdziemy na czarne charaktery. A spróbujcie później świecić oczami przed całą WWN, ze świadomością, że wpakowaliśmy potomka rodziny poprzednich alf w problemy.
Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia z jaskini i usiadł naprzeciw niego.
- No i co? Przesłuchania tych dwóch... - poddenerwowane słowa Brusa rozniosły się po pomieszczeniu. Młodszy basior westchnął z rozdrażnieniem.
- Jednym z nich jest mój przyjaciel - mruknął gorzko.
- W porządku, zatem po przesłuchaniu tego jednego i Mundusa, mieliśmy chociaż jakiś punkt zaczepienia. Jasne, nie mówili nam całej prawdy, ale to wszystko można podciągnąć pod jakąś wersję wydarzeń, choćby nawet uznać za kłamstwo. A po przesłuchaniu śledczego z waszej watahy zupełnie niczego już nie pojmuję. Nagle okazuje się, że współpracują...? Właśnie w tej sprawie?
W oczach Szkła odbijało się poszarzałe światło wieczornego nieba, na które patrzył. Z każdą chwilą jego mięśnie były coraz bardziej napięte. Lekko pokręcił głową, choć był to raczej wyraz jakiegoś silnego, wewnętrznego uczucia, a nie zaprzeczenie słowom towarzysza.
- Jakoś tak głupio wypuszczać ich tak od razu, nie? - tymczasem starszy basior podrapał się w szyję.
- Głupio - przytaknął niemrawo Szkło.
- To co, potrzymamy ich jeszcze parę dni do wyjaśnienia, a potem jakoś się to ułagodzi...
- Jakie "Ułagodzi"? - wilk znów powoli pokręcił głową, przymykając oczy. Następnie przeniósł wzrok na przedmówcę, przez chwilę patrząc na niego z czymś na kształt wyrzutu - to tylko słowa. Jego słowa.
- Poczekaj, czegoś nie rozumiem - drugi basior skrzyżował łapy na piersi, odchylając się do tyłu - Azair Ethal to nie mój, tylko twój współpracownik. Nie ufacie tam sobie?
- Nie w tym rzecz - młody śledczy ponownie przeniósł wzrok gdzieś w przestrzeń - po prostu dopiero teraz... wszystko układa mi się w myślach.
- I co?
- Jeszcze nie wiem, ale Brus, nie przerywajmy śledztwa. Jesteśmy bliżej, niż nam się wydaje.
- Nikt tu nie mówi o przerwaniu... - odpowiedział niechętnie - tylko cofnięciu się, bo poszliśmy złą drogą.
- Nie! - przerwał młodszy basior - poczekajcie, jeszcze trochę. W razie czego... biorę wszystko na siebie.
- Masz jakiś pomysł? - zapytał Brus.
- Nie wiem. Ale doprowadzimy tą sprawę do końca. Wypuśćmy białego wilka.
- A jednak? Chcesz wyłączyć go z grona ewentualnych podejrzanych?
- Wręcz przeciwnie.
- No, było miło, ale słuchaj, Szkiełko. Póki co to ja kieruję tą sprawą i za nią odpowiadam.
- Zatem oddaj mi ją.
- Co? - Brus popatrzył na wspólnika ze zdziwieniem, ale słowa, które usłyszał, nie wyglądały na pomyłkę.
- Wypuścimy Azaira Ethala. Będziemy podążać za nim, prześwietlać najbardziej nieznaczny jego ruch. Słyszeć każdy oddech. Aż znajdziemy. Przekaż mi kontrolę nad śledztwem, nie zmarnuję tego - atmosfera była już wystarczająco napięta, ale tym razem nikt już nie dążył do spokoju - naprawdę rzadko o cokolwiek cię proszę. Ale pozwól mi zająć się tym w pełnym wymiarze.
- Tak? Tak uważasz? - milczenie trwało raptem kilka sekund, ale było wystarczająco długie, aby obaj śledczy zdążyli bardzo poważnie popatrzeć sobie w oczy. Wreszcie starszy z nich westchnął - dobrze. Ty się tym zajmij. Od dziś robisz to po swojemu. Opal, jesteś świadkiem - rzucił jeszcze, po czym cisnął dokumenty trzymane przez siebie w kąt i wyszedł.
To obmierzła gadzina
- Zacznijmy od początku - westchnął ciężko Szkło - ja widzę to tak: po zamordowaniu swojej pierwszej ofiary w WWN, dosyć szybko znalazłeś kolejny cel w Watasze Szarych Jabłoni. Zwabiłeś Teodrina, przywódcę grupy przestępczej do jaskini, gdzie mogłeś spokojnie się nad nim znęcać. Było zbyt daleko od siedziby pozostałych jego kompanów, by ktoś zdołał go usłyszeć. Po jego śmierci dotarłeś do reszty i z pomocą jakiegoś niewyjaśnionego podstępu unieruchomiłeś i wytłukłeś ich jak szczury. Trzech zginęło w inny sposób, później powiesz nam, jak to zrobiłeś. Wszystkie te ofiary łączyły wątpliwe relacje z prawem. Zachciało ci się zbawiać świat, tak?
Oskarżony wilk wzruszył ramionami.
- O czym wy do mnie w ogóle mówicie?
- Po tej zbrodni zasmakowałeś w odbieraniu życia, prawda? Za mało było ofiar, więc zabiłeś również własną siostrę, padalcu... i to w jaki sposób.
Bordowy wilk westchnął.
- Jeśli już wszystko tak ładnie sobie ułożyliście, to czego ode mnie chcecie? Kolejnego zaprzeczenia?
- Posłuchaj mnie, cwaniaczku - warknął tym razem zniecierpliwiony Brus - wszystkie ślady prowadzą w twoją stronę. Nie pogarszaj swojej sytuacji, bo i tak jest bardzo nieciekawa. Wiesz, co to jest "ostatnia szansa"?
- Jakie dokładnie ślady? Macie choć jeden, który sprawił, że jesteście tacy pewni swojej nieomylności? - basior zdawał się kpić z nich w żywe oczy. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
- Powiedz w końcu szczerze, obmierzła gadzino! - krzyknął Szkło, zatrzymując swoje łapy tuż przed siedzącym za ławą wilkiem - choć jedno słowo, które nie jest plugawym kłamstwem!
- Chcecie prawdy, czy winnego? - mruknął spokojnie Ruten - dziś jedno z drugim niestety nie idzie w parze.
- Choć... jedno - szary wilk nachylił się nad przesłuchiwanym i zajrzał mu w oczy, mając wrażenie, że przewierca je na wylot, widząc nie tylko wnętrze rozszerzonych źrenic, ale i cały umysł wilka. Były równocześnie zimne i w jakiś sposób okrutnie zadowolone. Śledczy nie mógł znieść ich wyrazu - słowo.
- Szukajcie dalej - wyszeptał bordowy wilk.
Szkło nie odpowiedział już ani słowem, choć jego łapy oparte na kamieniu drżały. Drugi przesłuchujący, który siedział nieco z tyłu, przyglądając się całej sytuacji, postanowił wtrącić:
- Może dajmy sobie spokój, sam niczego nam nie powie. Musimy wymyślić coś innego, widzisz, że jest zbyt pewny siebie.
- Patrząc w te ślepia widzę winnego, Brus - warknął jego towarzysz, nie spuszczając wzroku z siedzącego przed nim wilka - mamy go przed sobą, widzisz? Mamy tego, kto zamordował wszystkie te... kto nurzał się w ich krwi - przez głowę młodego wilka przelatywały obrazy miejsc zbrodni. Wśród nich widok zastygłego ciała Gracji, tak niegodziwie porzuconego na ziemi, rozpłatanego, całego w krwi i pyle. Okazało się, że nawet teraz, gdy wszystko wydawało się doprowadzone niemal do końca, był bezsilny. Bezsilny, jak nigdy. A to bezduszne ścierwo patrzyło na niego, jakby spotkali się przypadkowo, gdzieś na neutralnym gruncie.
- Widzi pan, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, panie śledczy Szkło - powiedział lekko i podle odważył się uśmiechnąć.
- Jeśli chcesz mówić, mów to, czego chcemy się dowiedzieć - prychnął agresywnie płowy wilk - bo tak dłużej rozmawiać nie będziemy - po czym odsłonił rząd białych kłów. Zanim powiedział coś więcej, cofnął się o krok i z całej siły zamachnął jedną z przednich łap. Przesłuchiwany nieprzygotowany na taki ruch, pod siłą uderzenia runął na ziemię. Parsknął, spluwając krwią na piach.
Stojący nad nim basior ponowił cios, znów sprowadzając go do poziomu podłogi.
- Nie wiecie nawet... - wycedził z trudem Ruten - co chcecie usłyszeć.
- Powiedz po prostu, jak było - Szkło oddychał szybko - nic ponad to. Nic więcej. Powiedz, jak było - po tych słowach nastąpił jeszcze jeden atak. Na chwilę kły wilka przywarły do skóry przesłuchiwanego.
- Szkło, Szkło - zaniepokojony Brus poderwał się ze swojego miejsca i podszedł do kamiennej ławy, gdzie rozgrywała się cała ta nieszczęśliwa scena. Uspokajającym gestem położył wspólnikowi łapę na ramieniu - ochłoń trochę. Wyjdź, odpocznij, mamy przecież jeszcze dwóch. Ja go odprowadzę.
Kim ty jesteś, Mundurek?
- Towarzyszu, masz szansę wydostać się z tych sideł, możesz pomóc nam zrobić to, co powinniśmy byli zrobić już dawno - mówił Szkło niespokojnie - przecież wiesz o Rutenie dużo więcej niż możemy dowiedzieć się ze wszystkich naszych niepewnych źródeł. Wiesz, co robił, kryjąc się przed okiem sprawiedliwości. Pewnie jesteś w stanie policzyć jego ofiary.
- Mogę powiedzieć wam co robił, ale to chyba nie zmieniłoby już wyroku. A jeśli sen nie jest nielegalny... - dodał z zastanowieniem - to tylko inna nazwa podróży międzywymiarowych.
- Mundurek! - nagle dało się słyszeć spazmatyczny jęk wilczycy - jesteś chory! - z tymi słowami, które same w sobie były raczej żałosną skargą, rzuciła się naprzód i pełnym ciepła, choć wyraźnie pokonującym wewnętrzny opór gestem wyciągnęła przed siebie łapy i przytuliła swojego zaskoczonego przyjaciela, obejmując go z całej siły. Ten skulił się jeszcze bardziej czując przy sobie ciepło wadery i zacisnął powieki.
- Nie, Opal - opuścił głowę i zamknął oczy, jakby chcąc uniknąć jej rozgoryczonego wzroku i tkliwych ruchów - nie rób tego, to nie ma sensu. Wszystko ze mną w porządku i naprawdę mogę odpowiadać za swoje czyny. Ale niczego złego nie zrobiłem.
- Dlaczego nie chce nic powiedzieć... nie rozumiem - mruknął Brus, stukając palcami w kamienne podłoże jaskini - ta jaszczurka jest winna jak nie wiem co, dlaczego nawet Mundus nie chce jej wydać?
- Dajże mu spokój! - zawołała wilczyca.
- Masz u nas przywilej, będziesz świadkiem koronnym - Szkło pochylił się opierając obiema przednimi łapami o głaz i patrząc w oczy przesłuchiwanego, jak wcześniej, w oczy jego poprzednika.
- Świadkiem koronnym? Kim będę? Przecież ja nigdy nie zabiłem żadnego wilka... mam krew na rękach...? Ja nie mam nawet rąk - wyciągnął przed siebie jeden ze szponów. Szkło westchnął. Nie wiedząc, o co mogliby zapytać, aby uzyskać klarowną odpowiedź, postanowili ponownie odłożyć przesłuchanie na kolejne popołudnie.
- Nigdy... żadnego nie zabiłem - szepnął ptak, jakby sam próbując się do tego przekonać.
A pan jest wolny, panie Azair
- Wszystko ustalone, panie Azair Ethal - powiedział Szkło lekko zmęczonym głosem - podpisuj i wychodź. Przepraszam, że tak długo musiałeś tu siedzieć, ale sam rozumiesz, musieliśmy sprawdzić dokładnie... jesteś wolny. Za parę dni będziemy mogli uwolnić pozostałych podejrzanych, ale sam pan rozumie, musimy jakoś wytłumaczyć ich zatrzymanie tym na górze.
< Panie Azair? >