poniedziałek, 30 września 2019

Podsumowanie września!

Moi Kochani Przyjaciele!
Oto kolejne, szczęśliwe podsumowanie miesiąca w naszej watasze. Udało nam się przetrwać następne cztery tygodnie i zrobiliśmy to w pewnym sensie razem. Szczęśliwie w starym składzie, nikt nie odszedł i mam wielką nadzieję, że to nie zmieni się jeszcze długo. Wrzesień dka niejednego z nas był trudny, pełen różnych  emocji, zwłaszcza jego początek. Szczególnie ciepłe uściski tym razem dla tych, którzy już zaczęli, bądź właśnie zaczynają coś nowego, co wiąże się z mniejszym lub większym stresikiem.
A teraz czas na podsumowanie.

Najwięcej opowiadań, bo aż 7, napisali Konwalia Jaskra JaśminowaAzair Ethal oraz Ruten,
Na drugim miejscu znajdują się Naoru i Szkło z 6 opowiadaniami,
A miejsce trzecie przypada dziś naszej nadobnej Serenity oraz posłowi Agrestowi, którzy napisali 5 opowiadań.

Innymi postaciami, które wystąpiły w naszych opowiadaniach w tym miesiącu, byli Goth i Mundus.
Gratulacje!

No, to nie przedłużając, do zobaczenia w październiku!

                                    Tajny współpracownik zmarłego szefa

Nowa para!

Kochani Członkowie WSC,
oto strasznie spóźniony, ale oficjalny komunikat: w naszej watasze mamy kolejną parę, Serenity i Naoru! Gratulacje!

                                   Tajny współpracownik zmarłego szefa

Od Ashery CD Sangre


Ashera westchnęła. Znów spojrzała na medyczkę. 
- Zostałam porwana.- przyznałam. 
- Co?! Kto ci to zrobił?! 
- Ja..... Nie pamiętam. Było ciemno i bałam się. 
- Chodź opatrzę cię. 
- Dobrze. - Ashera posłusznie ruszyła za Etain. Medyczka opatrzyła waderę, a ona podziękowała.

*Kilka tygodni później*
Ashera wyglądała znacznie lepiej. Rany zagoiły się, ale w niektórych miejscach pozostały blizny. Szła lasem ciągle zamyślona. Nagle zauważyła znajomego ptaszka. Mała sikorka wylądowała na gałęzi. 
- Witaj Ashero. 
- Witaj Trex. - odparła biała smętnie. Trex miała dawać znać jak powodzi się jej córce, ale teraz było to zbędne.
- Dlaczego jesteś tak smutna? Przecież nic jeszcze nie przekazałam.
- Sama już o wszystkim wiem. - westchnęła. 
- Nie wyglądasz na szczęśliwą...
- To nic. To przez to, że ją utraciłam. 
- Kogo?
- Axę. 
- Ależ to nieprawda. Axa żyje i ma się dobrze. Znalazła przyjaciela, który dużo jej uświadomił. 
- Ale jak to. Ona żyje ? - spytała zaskoczona Ashera. 
- Tak. - odparła Trex. Ashera poczuła niewyobrażalną radość i szczęście. 
- Ach Trex kochanie to cudownie! - zawołała. Nagle ogarnęło ją dziwne uczucie. Przypomniała sobie o Sangre. Westchnęła. Uśmiechnęła się do sikorki. 
- Rozumiem, że masz coś do załatwienia. - zaśmiał się ptaszek. - Ja muszę już lecieć. Przekazałam ci co miałam przekazać. Dlatego pora na mnie. 
- Szerokiej drogi ptaszyno. 
- Dziękuję.- odparła sikorka i odleciała. Ashera natychmiast się zerwała i pognała do starej chaty. Biegła ile sił w łapach. Parę gałęzi zraniło ją, ale to jej nie przeszkadzało. Musiała jak najszybciej go znaleźć. Zatrzymała się przed upiorną chatą. Przełknęła ślinę, przypominając sobie wszystko z tym domem związane. Podeszła do drzwi i zapukała. One uchyliły się skrzypiąc. Wadera weszła niepewnie do środka. Rozejrzała się, ale jej oczom nie udało się dojrzeć czarnego basiora. Weszła trochę dalej. Drzwi zatrzasnęły się, a ona podskoczyła wystraszona. Uspokoiła oddech. Ruszyła trochę dalej, ale gdy wykonała parę kroków, do jej uszu dotarł znajomy głos. 
- Co tu robisz?- zimny, niski głos przyprawił ją o lekkie dreszcze. 
- Sangre? - spytała niepewnie.  Nagle rozległ się szelest skrzydeł, a następnie silny podmuch wiatru. Demon wylądował przed białą, a ta lekko znieruchomiała. 
- Zmieniłeś się. - zauważyła. Demon wyglądał o wiele zimniej i straszniej niż zazwyczaj. 
- Nie powinnaś tutaj wracać. - warknął. Ashera złożyła uszy. 
- Ale chciałam cię zobaczyć. - wydutkała. 
- Zobaczyłaś więc możesz odejść. - mruknął i odwrócił się. Ashera posmutniała. 
- Czyli chcesz mi unikać? Po tym wszystkim? Udawać, że nie istnieje, że nie jestem ważna, ani trochę. Po prostu wykorzystałeś mnie by się wyżyć. 
- Tak to bywa z demonami, a teraz lepiej już idź. 
- Nie nazwałbym cię demonem. - szepnęła, a łzy zaczęły spływać z jej oczu. - Nie zabiłeś jej. Okłamałeś mnie. Mogłeś naprawdę to zrobić, ale nie zrobiłeś. 
- O czym ty mówisz?- spytał spoglądając na nią czerwonymi ślepiami. 
- O Axie. Ona żyje, a ty mówiłeś, że nie. Okłamałeś mnie. Sprawiłeś, że moje serce krwawiło. Dlaczego to robisz?- spytała przybliżając się. 
- Żywię się cierpieniem i bólem. - odparł. Cofnął się, gdy Ashera przybliżyła się do niego. 
- Dlaczego mnie unikasz. Wygląda to tak jakbyś się mnie bał. 
- Ja się niczego nie boję!- warknął. 
- Ja wiem, że taki nie jesteś. Jesteś wyjątkowy Sangre. 
- Jestem zwykłym demonem. 
- Właśnie, że nie. Jest w tobie coś co cię wyróżnia. 
- Skończyłaś?! Mam dość już tej twojej gadki! - warknął. Ashera złożyła smutna uszy. 
- Skończyłam.- szepnęła. Udała się do wyjścia, lecz nim całkiem zniknęła szepnęła: Czasem nasze serce wybiera inną drogę niż umysł. Dobrze jest posłuchać serca, ponieważ wtedy będziemy szczęśliwi. - po tych słowach znikła.


<Sangre?>

Od Naoru CD Serenity

Naoru czuł się najszczęśliwszym wilkiem na świecie. Nic nie mogło wyrazić jego radości i szczęścia. Był z osobą, którą kocha, z jego aniołkiem, który zawsze przy nim był. Bał się, że to sen, ale czuł jej obecność, czuł jak się o niego opiera. Chwila w której spoglądali na pięknie wschodzące słońce była wręcz magiczna. Oboje przy sobie. Serce Naoru biło tak spokojnie. Nareszcie spełnił swoje największe marzenie. Znalazł swojego aniołka. 
- To najwspanialszy dzień w moim życiu. - wyznał Naoru spoglądając na Serenity, która ciągle wpatrywała się w słońce. Widok był naprawdę niesamowity. Nie tylko wschód słońca, ale i jego ukochana oblana promieniami słońca. 
- Dziękuję ci Nao. - szepnęła. 
- To ja powinienem ci dziękować Serenity. Dzięki tobie może życie jest takie wspaniałe. - gdy to powiedział usłyszał jej słodki śmiech. 
- Oj Nao. 
- Wiesz, że z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza? - powiedział, a na pyszczek białej wkradł się rumieniec. Naoru uśmiechnął się szeroko. Przytulił się do wadery, a ta po chwili również się w niego wtuliła. Napawał się tą bliskością. Czekał tak długo. 
- Wiesz mam coś dla ciebie. 
- Co takiego? - spytała zaciekawiona i lekko zaskoczona. - Naoru odsunął się kawałek i wyczarował lodowy kwiatek. Użył zaklęcia wiecznego lodu, aby nie roztopił się na słońcu lub w cieple. Wręczył go Serenity z uśmiechem. 
- Jest podobny do tych, które znajdują się w mojej kryjówce, te co tak pięknie farbowały futro, że świeciło się w ciemności. 
- Pamiętam je. - odparła uśmiechnięta Serenity. 
- Może zajrzymy tam?- zaproponował Naoru. 

<Serenity?<3> 

sobota, 28 września 2019

Od Blue Dream - "... - Exodus"

Kontynuacja opowiadania Palette

Obserwowała jakiś czas starą jaskinię, która była tą rodzinną. Stała tak wpatrzona w wejście do momentu, gdy trójogoniasta nie wyszła z niej, stając w progu i dostrzegając obecność granatowej. Zrezygnowała z obserwacji z bliskiej odległości, dlatego zaraz odeszła, czując na sobie wzrok niebieskowłosej.
Zatrzymała się w lesie, w miejscu, które było już nieosiągalne wzrokiem innych. Dość głęboko była, ostatni raz spotkała kogoś... O proszę, czyli to dalej działa. Ziemia niedostrzegalnie zadrżała, otwierając tym samym przejście z którego wyłonił się demon. Niezbyt wysoki rangą, to mogła powiedzieć od razu. Ten tylko skinął głową pokazując na wrota.
-Księżniczko- wycharczał,- król czeka.
-Szybki jest- mruknęła wchodząc do swoistego piekła.
Szła normalnym tempem z pustym wzrokiem. Na widok jej przybycia, rozległy się podniecone szepty. Ciche kroki tłumu podążały za nią niczym wierne cienie, cały czas cicho rozmawiając. Och? Tak się za nią stęsknili? Bardziej niż ta cała rodzina i wataha?
Goth podniósł swoje cielsko na widok jej kroczenia ku niemu. Uśmiechnął się strasznie.
-Nareszcie wróciłaś moja droga!
-Nie śpieszno ci było z powitaniem- wyrzuciła z lekkim przekąsem. Pewnie zabrzmiało to bardziej sarkastycznie. Ten jedynie pokręcił głową.
-A tobie z przybyciem.
-To moja wina?- W oczach pojawił się przelotny błysk ostrzeżenia. Wskazał jej miejsce po swojej prawicy.
-Oczywiście, że nie córko. Doskonale wiedziałem, że wrócisz do mnie.
-Ty dalej z tym swoim ojcostwem?
-Jesteś moja- podkreślił z mocą. Parsknęła głucho.
-Należę wyłącznie do siebie.
-Jak uważasz. Fakt faktem, porozmawiajmy o twoim powrocie.
-Co cię ciekawi?- Spytała się spoglądając na niego kątem oka.
-Nie zapytam jak ci zwykli nic niewarci śmiertelnicy- wyrzucił z siebie z takim wstrętem, że było to nawet urocze.- Powód nieistotny. Ile żyć pozbawiłaś?
-Za mało, bym była w pełni zadowolona- odparła. Nie czuła winy. Żadnego sumienia u niej nie stwierdzono, poza ziarenkiem satysfakcji.
-A ile byś chciała zabić?- Pochylił się ku niej. Spojrzała bezpośrednio w jego mroczne ślepia.

"Tyle, żeby te pieprzone głosy nareszcie ucichły i znikły. Blokują mnie"

CD u Palette

Od Agresta CD Notte

- Proszę pozwolić, że przedstawię. Śledczy Vinys, a to poseł Agrest - Notte wymówiła nam nasze imiona, jakby zaistniała sytuacja świadczyła o początku nowej, bardzo udanej znajomości.
"A w sumie, czemu nie?", pomyślałem. Niekoniecznie przecież ktoś kogoś chciał z kimś na stałe związywać. Bardziej przydałby mi się nowy, znajomy pysk w tej watasze, w której pomimo moich starań, nadal jeszcze nie wszyscy mnie znali.
- Agrest? - powtórzył spokojnie ów nowy wilk, śledczy.
- Po prostu. Agrest - uśmiechnąłem się tak do znudzenia przyjaźnie, że niemal skręciło mi jelita. Basior natomiast mruknął jeszcze:
- Jakbym kiedyś to już słyszał.
- I Vinys. Śledczy. Wspaniały zawód, tak wiecznie stać po stronie prawa.
- Nie narzekam - uciął krótko i zwrócił się do naszej towarzyszki - ustalimy teraz jakiś konkretny plan działania, którego będziemy trzymać się podczas podróży? Wiemy, jakie przeciwności mogą czekać na nas w drodze?
- Dotarcie tam nie powinno zająć wielw czasu. Sprawdziłam, jak wyglądać będzie nasza trasa, żebyśmy nie napotkali nieprzewidzianych trudności. Dzień, półtora, jeśli będziemy poruszać się wystarczająco szybko. Wyłączając z tego oczywiście odpoczynek i ewentualne dłuższe przerwy na szukanie posiłku.
- A co z, przepraszam, światem tamtych? - delikatnie opuściłem jedną brew - wiemy coś na jego temat? To silnie zorganizowana społeczność? Co z ich władzą? To ważne, przynajmniej dla mnie.

< Nottuś? Przepraszam, że nic się nie dzieje, ale nie bardzo ogarniam nawet, kiedy wyruszamy xD >

Od Szkła CD Konwalii Jaskry Jaśminowej - "Zapach Piasku"

- Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest, kiedy się tonie?
Z cichym westchnieniem ugiąłem łapy i położyłem się na ziemi, wpatrując przez dłuższą chwilę w toń przed nami, niknącą pod brzegiem, w wytartym przez fale piasku. Wolno pokręciłem głową. Najpierw w jedną, potem w drugą stronę, jakby pozwalając zahipnotyzować się białym przebłyskom na ciemnej tafli i szumowi wody.
- Nie. Ale to musi być straszne.
W tym momencie gwałtownie nabrałem powietrza w płuca, aż wilczyca popatrzyła na mnie z zaciekawieniem. Dotknąłem łapą swojego mostka. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale nagle naszło mnie wrażenie, że moje płuca wypełnia woda. Że nie mogę odetchnąć już ani razu i pozostaje mi jedynie pogodzić się ze śmiercią w ułamkach sekund świadomości tonącej również w odmętach paniki.
Potrząsnąłem głową, zrywając się na równe nogi i próbując odepchnąć od siebie przywidzenia. Nie, woda nie pryska spod mojej sierści, jestem suchy. Stoję na suchym brzegu. Zatem co to było? Nie wiedziałem, ale było bardziej realne, niż proste wyobrażenie i zdarzyło się pierwszy raz.
Konwalia wciąż patrzyła na mnie. Uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Sam wyraz jej oczu zdołał przywołać mnie z powrotem na ziemię. Spokojniejszy usiadłem znów i milcząc jeszcze przez chwilę, wpatrywałem się w postrzępioną ścianę wody spadającej ze skał, próbując upewnić się, że to tylko piękne zjawisko. Na tyle odległe, by nie być powodem do niepokoju. W końcu moje słowa przerwały ciszę.
- Powinienem chyba ci podziękować. Nie, nie chyba. Na pewno. Wiesz, że tamten jeden dzień zmienił całe moje życie - spojrzałem w jej oczy. Z jakiegoś powodu jednak na moim pysku obok powagi dało się dostrzec jedynie strapienie.
- Nie wracajmy już do tego - opuściła pyszczek - stare dzieje, czyż nie?
- Nie tak stare, jak mogłoby się wydawać. A ich echo słyszę do dziś.

< Konwalio? >

piątek, 27 września 2019

Od Agresta CD Konwalii Jaskry Jaśminowej - "W Świetle Dnia"

W ciągu tamtych miesięcy rzeczywiście wiele się zmieniło. Wszystko szło do przodu. Dążyło ku temu, by tworzyć coraz to nowe, doskonałe dla mnie okoliczności.
Zaczęło się od tego, że pewnego dnia po prostu otworzyłem oczy, jak co dzień, przeciągnąłem się na swoim miejscu, wstałem i otrzepałem z kurzu, piachu, igliwia i sierści mojego współlokatora, który zbudził się i odszedł przeżywać kolejny dzień, sądząc po temperaturze jego nocnego miejsca, kilkanaście minut wcześniej. Potem zacząłem sennie iść przed siebie, przecinając naszą dolinkę i ignorując gderliwe słowa gospodyni. W końcu stanąłem w lesie wszystkimi czterema łapami, czując znajomą woń. Dopiero w tamtej chwili zmrużyłem oczy, rozbudzając się nieco i dostrzegając, ku swojemu zadowoleniu, szaroniebieską sylwetkę, na którą czekałem już od dłuższego czasu.
- Słucham - uśmiechnąłem się lekko. Rozłożył skrzydła nieco bezsilnym gestem.
- I co ja mam zrobić? - zapytał wreszcie. Usiadłem na ziemi.
- Rozgościć się w szeregach - odparłem spokojnie.
Od tamtej pory było nas już czworo, jedna, mała, a potem trochę większa szlachcianka, jeden bardzo dumny basior w królewskich barwach, jedno przyczajone, złowieszczo uśmiechnięte, szare futerko i jedna para chmurnych, lecz bystrych ślepiów, które z jakiegoś powodu przyprawiały mnie o dreszcze.
Konwalia Jaskra Jaśminowa zniknęła z naszego życia, by pojawić się ponownie po pewnym czasie. Do tego jednak wrócę za chwilę. Działanie pozostałej trójki od początku układało się nieco inaczej, niż wcześniej przewidywałem, bowiem ledwie dzień po opisanych wcześniej wydarzeniach Mundurek odwiedził siedzibę Związku Sprawiedliwości, przynosząc ze sobą jakiś dziwny dokument.
- Co to jest? - mruknąłem, szybko przelatując oczyma po tekście i z trudem odczytując kolejne słowa - z tego wynika, że w razie przejęcia przeze mnie przywództwa, ktoś, kto pełni twoją funkcję, automatycznie zmienia stanowisko na mojego pełnomocnika.
- To po pierwsze, a po drugie, określona tu pozycja wilka obejmującego przywództwo, na mocy paru rozporządzeń równocześnie z jego wejściem w życie przestaje podlegać pewnym prawom. A więc tak, mniej więcej tak. Z tym, że treść tego dokumentu nakłada na jego zakres pewne ramy czasowe, to te cyferki zapisane na dole. To znaczy... - skinął głową, a ja podążyłem wzrokiem za jego słowami.
- ...Że w praktyce tyczy się tylko ciebie i tylko mnie. Niegłupie. Ale nie mogę się zgodzić. To mnie od ciebie za bardzo uzależnia.
- Muszę mieć jakąś gwarancję, że koledzy nie zechcą mnie w razie jakiegoś nieprzewidzianego wypadku... sami rozumiecie, odsunąć od działalności - szary ptak spojrzał najpierw na mnie, a potem kątem oka popatrzył na Leonarda siedzącego nieco dalej, z łapami skrzyżowanymi na piersi.
- Chyba nie myślisz, że zdam sobie założyć obrożę za miskę mleka - arogancko podniosłem pysk - według tego, my bez ciebie żadnej decyzji nie możemy podjąć - już chciałem chwycić papier zębami, aby rozedrzeć go na pół, jednak zastanowiłem się przez chwilę - ale... ty bez nas też nie.
Mundurek uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami. Zapadła chwila ciszy.
- Nooo, to właśnie jest podstawa długiej i udanej współpracy! - rozchmurzyłem się po raz pierwszy tego dnia, wyciągając do rozmówcy łapę na przypieczętowanie porozumienia.

Następnym punktem do odhaczenia w moim politycznym planie było doprowadzenie do zaszczepienia swojego wizerunku w podświadomości wszystkich mieszkańców mojego nowego obszaru działania. Planowałem więc pożegnać się z dolinką mojej gospodyni i na stałe zmienić swoją bazę na jaskinię w WSC, nie byle jaką, oczywiście. Najodpowiedniejsza dla mnie i najlepiej prezentująca się jako przyszła siedziba Związku Sprawiedliwości była jaskinia położona na północy. Ta, którą zajmowały niegdyś alfy.
Tam właśnie, gdy pewnego dnia przyszedłem tylko na chwilę, by sprawdzić, czy nadal jest pusta, po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna... spotkałem jego. Stałem właśnie pośród drzew, oglądając grotę od zewnątrz, gdy gdzieś po widnokręgu zaczął pałętać mi się płowy wilk. Śledczy Szkło. Mój kochany brat.
Jak zawsze, pomyślałem, patrzy na świat do znudzenia przyjaznymi oczyma. Szedł sobie powoli, w otoczce dobrego imienia, pod płaszczykiem swojej odwiecznej pogody ducha.
- Dziecko szczęścia - te dwa, ciche słowa okazały się dostatecznie głośne, aby zwrócić ku mnie spojrzenie basiora. Zanim jednak popatrzył, jakby zastanawiając się nad ich sensem, a może zwyczajnie przypominając sobie brzmienie mojego głosu, zatrzymał się powoli i niezauważalnie zmarszczył brwi.
- Agrest, to naprawdę ty! - dopiero po tych słowach odwzajemniłem jego szczery uśmiech. Tak, jego był szczery, ale zrozumcie, Przyjaciele, sam jeden wiem, ile kosztowało mnie odzwierciedlenie tego gestu.
- Plączę się tu od jakiegoś czasu. A ty tu mieszkasz.
- Piękne miejsce.
Fuknąłem w duchu. Miał rację. Muszę przyznać, gdy tylko go zobaczyłem, dostrzegłem to, co zabolało mnie najbardziej. Stanęły obok siebie wyniki dwóch równań. Szkło, ten zacny basior, cóż za mocna postura, gęsta, lśniąca sierść, szczęśliwe, spokojne i ufne spojrzenie. Przez całe życie wzrastający w przyjaźni, dożywiony i szczęśliwy. Oraz ja, ten drobniejszy, chudszy, bardziej skulony, całe dzieciństwo głodny i przestraszony, który tylko sprytem i pewnością siebie miał szansę nadrobić braki w wizerunku.
- Nie miałem o tobie żadnych wieści, odkąd zamieszkałeś w WSJ - powiedział nieco poważniej - nie odwiedzałeś z nami matki...
- Miałem - wszedłem mu w słowo, ale zaraz po tym przerwałem na moment, wzdychając płytko - trudny czas w życiu. Dużo pracy.
- Nie dawałeś znaku życia przez wszystkie te długie miesiące, straciłeś kontakt z najbliższą rodziną...
- Tylko dzięki tej pracy jestem teraz tu, gdzie jestem. I w nienaruszonym stanie, i w dobrym zdrowiu - zapadła chwila ciszy, po której powiedziałem, odetchnąwszy z ulgą - miło cię widzieć, Szkło.

W międzyczasie załatwiłem jeszcze kilka spraw, o których, wydaje mi się, wspominałem Wam już wcześniej...
- Popatrz, Dergud. Umiesz w ogóle czytać? Tu jest napisane, widzisz, "Siedziba Główna Rady WSJ".
- Kto ci na to pozwolił? Jakim cudem NIKL zezwolił na utworzenie na naszych ziemiach rady watahy?
- A widzisz gdzieś tu znak NIKL'u?
- To ty taki... nielegalnej władzy ci się zachciewa...
- Twój okręt tonie, panie pośle. Nie słyszy, że moja orkiestra głośniejsza jest. I gra ci walca z Titanica.

Tak oto zatoczyliśmy koło.
Skończyliśmy w miejscu, gdzie rozpoczęła się na dobre historia Związku Sprawiedliwości i Rady Watahy Szarych Jabłoni. Jeśli słuchaliscie chociaż jednym uchem, wiecie, jaki był jej początek, opowiedziany z tym niesamowitym uczuciem, jakie towarzyszy pierwszym słowom nowej historii. Tę konkretną już znacie. Ale to był dopiero początek.
A najważniejszymi postaciami byliśmy tutaj my. Jedna, mała, a potem trochę większa szlachcianka, jeden bardzo dumny basior w królewskich barwach, jedno przyczajone, złowieszczo uśmiechnięte, szare futerko i jedna para chmurnych, lecz bystrych ślepiów, które z jakiegoś powodu przyprawiały mnie o dreszcze.

- ...No, no, ileśmy się nie widzieli? Parę miesięcy...? A widziałeś może Leonarda?
- Parę miesięcy - zmrużyłem oczy, uśmiechając się do wadery, która jednak nie patrzyła już na mnie, a wolnym, nieco chwiejnym, choć, jak przypuszczałem, celowo chwiejnym krokiem szła przed siebie - może dwa, może trzy... w ogóle sporo się zmieniło.
- Tak, no to opowiadaj - odwróciła pyszczek w moją stronę. Ruszyłem za nią.
- Heh, daj się... sobie przypatrzeć - westchnąłem - dawno się nie widzieliśmy.
- Taaak - opuściła wzrok, jakoś figlarnie odpowiadając na mój poprzedni uśmiech - to co z nim?
- Z kim? - machnąłem ogonem, wciąż wpatrując się w nią trochę tępo.
- Z Leonardo, głuptasku!
W normalnych okolicznościach nie puściłbym mimo uszu takiego przezwiska, ale, nie wiedzieć czemu, w jej pysiu zabrzmiało ono całkiem znoście.
- Widzisz, ostatnio zrobiliśmy w końcu wybory na przewodniczącego Związku Sprawiedliwości. Wyobraź sobie, zupełnie przypadkiem prawie wszystkie głosy popierały moją kandydaturę.
- Przypadkiem? Od początku wiedziałam, że będą rozsądni.
- Miło to słyszeć - odparłem uprzejmie.
- A Leo?
- Ach, Leo - zatrzymałem się, by podrapać za uchem - widzisz, on zupełnie przypadkiem został moim zastępcą. Teraz przygotowujemy sobie siedzibę. A, widzisz, Konwalio - znów zrównałem z nią kroku - przydałby się nam jakiś kobiecy zmysł urządzania wnętrza. Wiesz, potrzebujemy godnego biura.
- A gdzie to biuro?
- Wiesz, Konwalio, gdzie mieści się jaskinia alf? Tam właśnie jesteśmy my. Zresztą, chodźmy nawet teraz, jeśli nie masz nic przeciwko. Spędzam tam sporo czasu razem z Mundurkiem... i Leo.

 < Leonardo? >

czwartek, 26 września 2019

Od Konwalii Jaskry Jaśminowej CD Blue Dream - "Moment Tragedii"

Jak to jest, że każdy dzień jest inny? Co sprawia, że to wszystko trwa w ruchu, nie zatrzymuje się nawet na sekundę? Dlaczego, nawet jeśli ty stoisz w miejscu, wszystko inne porusza się w panice, nie chcąc stracić ani sekundy?
Czy jeśli wszyscy i wszystko we wszechświecie zatrzymałoby się choćby na parę minut, nastąpiłby koniec świata? Naprawdę wszyscy jesteśmy uzależnieni od czasu, który goni nas przez każdą sekundę naszego życia? On tylko czeka, aż zwolnimy, aby złapać nas w swoje szpony i roszarpać na kawałki wszystko, co zbudowaliśmy w doczesnym świecie. Umieramy, ale po nas następują kolejne pokolenia. Kolejni uczestnicy w wyścigu z czasem, którego to albo jest za dużo, albo zbyt mało, albo akurat w sam raz. Czas nadaje nam wszystkim tempa, pośpieszając nas, gdy popełnimy choćby jeden malutki błąd.
A więc wszyscy jesteśmy niewolnikami, czy tak?
Nie, nie wszyscy... Są tacy, którzy potrafią umknąć pułapce czasu. Obdarzeni mocą, zaginają czasoprzestrzeń, kreując rzeczywistość według własnych potrzeb.
Czemu ona nie została więc obdarzona mocą? Dlaczego którykolwiek wilk miałby posiadać magiczne umiejętności? To przecież anomalia, błąd w systemie świata. Możliwość obejścia zasad...
Konwalia zamachała ogonem.
— Świat jest niesprawiedliwy... — wymruczała do siebie.
Wyjątkowo nie siedziała na drzewie, ale bawiła się kępką kwiatów, wybierając takie, które dobrze wyglądałyby w jej wianku. Niestety, było ich coraz mniej. Czas zbierał swoje żniwo, nawet na rośliny przychodził ich moment. Tylko że one odradzały się w następnym roku. A wilki nie...
Wadera podniosła wzrok.
Dziwnie się czuła, tak jakby... Jakby ktoś ją obserwował.
Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, gdy powoli poruszała głową w lewo i w prawo, starając się choćby kątem oka dostrzec niewidzialną istotę.
Gdzieś po lewej mignął jej cień jasnobłękitnych oczu, ale zignorowała go. Widywała te oczy tak często, że uznała je za swoiste przewidzenie, zwidy, które nawiedzały ją od dzieciństwa.
Zamarła.
Zza drzewa przyglądały jej się fioletowe, puste oczy, przypominające jakby morze bez dna. Piękne, owszem, ale skrywające niezbadane tajemnice, które mogłyby dla potencjalnego odkrywcy okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
Jednak Konwalii wydawało się, że zna te oczy, że widziała je kiedyś, może przypadkiem, może ktoś je przy niej kiedyś wspomniał...
Zaraz, pamięta nawet imię.
Złapała ulotną myśl i odpakowała ją niczym prezent, pieczołowicie, precyzyjnie, jak każdą informację o znanych jej wilkach.
— Blue Dream, prawda? — rzuciła, wystarczająco głośno, aby stojąca za drzewem wadera ją usłyszała.

< Blue Dream? >

Od Notte CD Agresta

Po pożegnaniu z Agrestem udałam się na polowanie. Leżąc w kryjówce w obniżeniu terenu i czekając na dogodną okazję do ataku na stado jeleni starałam się poukładać myśli, krążące mi w głowie jak motyle po łące. Jeżeli Mundus mówił prawdę, to już niedługo wszystko może się zmienić. Na lepsze, na gorsze? Nie chcę wiedzieć. To chyba nie pora na tego typu przemyślenia, bądźmy pozytywni...Nie da się ukryć, że pan poseł był dość wygadany. Właściwie nie ma się czemu dziwić - to jego praca. Mimo wszystko przydałby się ktoś trzeci do tej misji, element dopełniający, swoiste zabezpieczenie. Zajmę się tym przed uzupełnieniem dokumentacji.
Być może wbrew pozorom, ale zależało mi na przetrwaniu Watahy Srebrnego Chabra. Miałam do niej jakiś mały sentyment; niekoniecznie pozytywny, przede wszystkim przywołujący cenne uczucia. Co ważniejsze, tamte historie powinny zostać między tą społecznością a moją osobą, póki śmierć nie odbierze wszystkim pamięci. Aczkolwiek, sama nie jestem do końca żywa...
Podczas licznych, aczkolwiek przeważnie krótkich wizyt na terenach WSJ poznałam kilka ciekawszych osób, ale przede wszystkim strukturę społeczną. W rzeczywistości nie było tam już jednej watahy, a przynajmniej pięć różnych. Niby wrogich sobie, jednak w praktyce ich członkowie spotykali się wieczorami, by wymienić się doświadczeniami, znaleźć bratnią duszę, czasem rozładować energię na wzajemnych przepychankach. Najbardziej uciążliwym problemem, po przestępstwach na masową skalę, było przeludnienie. Nie przepuszczą takiej okazji, a dowódcy przywykli do ostrych zagrywek. WSC pod rządami tych osobników, w dodatku zdesperowanych, czeka nieuchronny upadek. O WWN miałam znacznie mniej informacji.
Wreszcie moja ofiara podeszła wystarczająco blisko. Wystrzeliłam z zarośli w jej kierunku. Skoczyłam młodej łani na grzbiet, szarpiąc pazurami ciepłe ciało i próbując wycelować szczękami w krtań zwierzęcia. Reszta zaczęła uciekać w popłochu, ale przywódca, o dziwo, ruszył na mnie, rycząc z wściekłością. Musiałam puścić zdobycz, by uniknąć spotkania z potężnymi rogami. Byk jakby wpadł w szał. Przez moment ważyłam za i przeciw. Ruszyłam ponownie w pogoń za słaniającą się na nogach łanią, jeleń również nie zamierzał odpuszczać. Dobiłam ją szybkim ciosem kłów, po czym odwróciłam się ku agresorowi. Co on wyprawia? Rozum mu odjęło? Wpadł na mnie z rozpędu. Przejechałam pazurami po nodze przywódcy, ledwo unikając nadziania na poroże. Odbiegłam trochę dalej w krzaki, szykując się do obrony, jednak w lesie zaległa cisza. Ostrożnie zbliżyłam się do ofiary, upewniając się co do mojego bezpieczeństwa, po czym z zadowoleniem zajęłam się posiłkiem, zapominając o całej sprawie.
~Nazajutrz~
Spotkaliśmy się w tym samym miejscu, koło wodospadu. Agrest czekał już pod rosnącą na brzegu wierzbą. Pojawiłam się w towarzystwie ciemnej maści basiora z niebieskimi znaczeniami - Vinysa, z polecenia Szkła. Przystroiłam pysk w lekki uśmiech. Stanęliśmy prawie że w trójkącie.
—  Proszę pozwolić, że przedstawię - śledczy Vinys, a to poseł Agrest. - wilki wymieniły pozdrowienia.
<Agrest?>

Od Palette - "Alternatywne światy - ..."

Kontynuacja opowiadania Rutena

Mijał trzeci dzień od momentu użycia zaklęcia przez waderę, które pozbawiło ją tymczasowo wszystkich mocy. Jedynie Kuraha wiedział o tym fakcie, nic poza tym. Biała jak zwykle trzymała to w sobie.
Jednak po ujrzeniu wizji, coś się zmieniło.
Widząc za każdym razem Blue Dream, coś ją uwierało w duchu. Wizja tylko ją utwierdziła w tym przekonaniu. Coś było z nią nie tak. Mniej czy bardziej niż zwykle? Nie umiała tego określić. Coś jednak nie grało.
No bo czy to normalne, że jako szczeniak nagle wybucha i po dwóch latach nagle materializuje się jako dorosła? W takim razie...

Gdzie ona była?
Co się z nią działo przez ten okres czasu?

-Tch- wydała z siebie trójogoniasta poirytowana. Uderzyła łapą w leżący kamień, który z kolei gwałtownie poszybował na bok. Spojrzała na niego z zerowym zainteresowaniem, po czym sama skierowała się wgłąb jaskini ku pergaminom. Ostatnio coraz częściej łapała się na tym, że zaglądała do nich, jak gdyby tam miałaby się kryć odpowiedź na pytania, które ją dręczyły.
Rzuciła okiem na doskonale znane zwoje. Posegregowane działy magii, najczęstsze napotkane moce, wskaźniki użycia... I te kilka pustych stron. O, i te zapisane tajemniczo. Nie udało się jej do tej pory rozszyfrować. W zasadzie, po co je do licha trzymała w dalszym ciągu? Może w końcu powinna się ich wyzbyć?
Tak się zamyśliła, że omal nie dostałą zawału kiedy jeden z pergaminów nagle spadł na ziemię, rozwijając się na tych niepasujących stronach. Nic. Dalej część pusta a druga w tajemniczych znakach.
Wypluła przekleństwo podczas szybkiego ruchu zamknięcia tych papierów. Po ich odłożeniu, skierowała się do wylotu jaskini. Wówczas dostrzegła sylwetkę swojej córki, która przez chwilę stała wpatrzona z tym martwym wzrokiem centralnie na rodzinną jaskinię. Po kilku sekundach przestała się wpatrywać i odeszła.
Ilekroć widziała te oczy, mroziło ją od wewnątrz. Nie umiała tego określić inaczej, niż pierwotny lęk.
Co trzeba mieć w głowie, by mentalnie przyznać się do strachu przed własnym dzieckiem? Jej cały byt sprawiał gęsią skórkę ale te oczy były najgorsze. Wyssane do cna z życia. Ten fiolet był zwyczajnie straszny.
Czy... Czy i ona, Paletka, miała podobny wzrok?
Nie, potrząsnęła głową. Łączy je kolor oczu. Uspokój się w końcu!
Westchnęła opierając się grzbietem o konar drzewa za nią i spojrzała w niebo.
-Czy dane mi będzie znaleźć odpowiedzi i zaznać spokoju?- Spytała się cicho.

CDN u Blue Dream

wtorek, 24 września 2019

Od Rutena CD Blue Dream - "Exodus"

- Czym ty jesteś...? Nie jesteś wilkiem.
Te słowa, które wypowiedziałem jakby automatycznie, zapadły mi w pamięć już w chwili, w której wadera, której diabli nadali imię Blue Dream, a zły los kazał wrócić na ziemie Watahy Srebrnego Chabra, po raz ostatni spojrzała na mnie z czymś na kształt martwej wyższości (tak, pomimo ambiwalentnych co do niego uczuć, byłem bowiem święcie przekonany, że uczucie, które widniało w jej pustych ślepiach, mogło z ręką na sercu zostać nazwane wyższością) i wolnym krokiem opuściła jaskinię. Odwróciłem wzrok na leżące obok pęta. Były puste, choć chyba nawet nierozerwane.
- Ja? Kim mogę być? Jestem Blue Dream.
- Jesteś czymś innym - pokręciłem głową. Trudno nazwać mój stan wstrząsem, przynajmniej od strony medycznej, jednak wewnątrz, przyznać musiałem, trzęsło mi się wszystko.
- Raz w życiu powiedziałeś coś z sensem - ostatnie słowa wypowiedziane zostały już przez niezidentyfikowaną substancję, która znikła tak szybko, jak się pojawiła i głosem, który zdawał się nie należeć do wadery. Błąd, nie należeć do wilka.
Dalej było już tylko gorzej. Gdy zniknęła, cała Blue Dream i wszystko, co mogło po niej pozostać, szybko usunąłem cały ten piach ze swojej jaskini, ze skrupulatnością godną zegarmistrza. Mógł być promieniotwórczy... albo cholera go wie. W pierwszej chwili postanowiłem też ograniczyć myślenie o tym wybryku nie-natury, lecz ciekawość okazała się silniejsza. Z każdą myślą jednak w mojej głowie pojawiało się więcej niepokoju...
Nie należałem jednak do świata ponadnaturalnego. Zupełnie zwyczajne były także moje lęki i niepokoje. Być może to sprawiło, że nie pogrążyłem się w nich do końca, choć wspomnienie martwych ślepiów i tego co trzymałem w łapach, chcąc zbadać jej ciało od wewnątrz, zostało ze mną jeszcze na długo.

< Palette? Matko swojej córki? >

Od Rutena CD Notte - "Nocny włóczęga"

- Oddaj, to moje...
- Nie, znalazłam, było niczyje.
- Oddawaj - wraz z tymi słowami nastąpiło krótkie, nerwowe szarpnięcie.
- Możemy uznać, że to rekompensata za całą tą... sytuację - doszły mnie jej obojętne słowa, a następnie stosunkowo niechętne pociągnięcie w swoją stronę. Byłem jednak pewien, że to mi bardziej zależy na odzyskaniu bądź co bądź mojej rzeczy i w końcu osiągnę cel.
- To ja wtedy ucierpiałem, nie ty! - zawarczałem. Tym z kolei słowom towarzyszyło kolejne szarpnięcie i zwrócenie głowy na mój rozdarty kark. Rana bolała nadal.
Koniec końców, rzeczotrzymaczka wraz z całą zawartością znalazła się znów w moich łapach.
- Przepraszam, chciałam mocniej - mruknęła złośliwie. Z trudnością powstrzymałem odruch i nie wyciągnąłem łapy uzbrojonej w pazury do jej ślepiów. A być może przydałoby się, ta łańka zaczęła robić się ostatnio jeszcze bardziej denerwująca.
- Co się tu dzieje...? - usłyszeliśmy nagle. Zastrzygłem uszami i ze zdenerwowaniem wypuściłem powietrze z płuc, jednocześnie odwracając głowę od poprzedniego, żeńskiego obiektu mojego zainteresowania.
- A ty kto? - zapytałem nieco zdziwiony, widząc drobnej budowy basiora stojącego tuż za nami.
- Jeśli bylibyście łaskawi kłócić się gdzie indziej - wyprostował się, dumnie wkroczył pomiędzy nas i machnął ogonem - to byłbym bardzo wdzięczny. Zaburzacie spokój tego miejsca.
- A co to za wariat? - burknąłem, odsuwając się o krok i patrząc w jego przepełnione wyższością oczy, które przy daltonistycznej sierści wyglądały na stanowczo zbyt żółte. I za bardzo pewne siebie, rzecz jasna. W pobliżu nie widziałem nikogo, oprócz mnie, kto miałby powód do uważania się za kogoś ważniejszego od całej reszty hołoty. Ach, gdybym miał taką pewność siebie i nieskrępowanie w ruchach, mógłbym powiedzieć, że moje podejście do świata było w dużym przybliżeniu podobne. A jednak to ten tam spojrzał na nas w tak zmyślnie natarczywy sposób, że... no, jakoś odruchowo opuściłem wzrok i zwiesiłem ogon.
- O, Agrest - rzuciła nieco obojętnie Notte - to nie ja, właśnie miałam kończyć. Chodźmy stąd - ostatnie słowa wypowiedziała spokojniej, odsuwając się ode mnie i dołączając do szarego wilka. Szerzej otworzyłem oczy.
Uśmiechnął się, miałem wrażenie, z lekkim powątpiewaniem i ruszył za nią. Nie zamierzałem czekać, aż odwrócą się i zobaczą, że stoję tam jak kołek w płocie, chwyciłem więc za rozerwany, lniany materiał i zawróciłem na pięcie, po chwili znikając wśród lasu. Odzyskałem to, czego chciałem... czy był jakiś powód, abym miał za nimi gonić? No właśnie.

Ostatni raz dobranoc, Notte.

Od Konwalii Jaskry Jaśminowej CD Szkła - "Zapach Piasku"

Konwalia swoim zwyczajem siedziała na drzewie. Powolnymi ruchami łap i szczęk wiła wianek z paru kolorowych kwiatów, z czego jeden z nich pachniał tak słodko, że aż odurzająco.
Kątem oka, w dole, zauważyła znajomą sylwetkę. Uśmiechnęła się do siebie.
— Znowu się spotykamy, Szkło — rzuciła, kończąc ostatnie sploty.
— Konwalia? — zapytał basior, rozglądając się dookoła. Wadera zachichotała.
— A któżby inny? — zapytała wesoło i założyła sobie wianek na głowie. — Lepiej się odsuń, bo cię przygniotę!
— Co? — mruknął zdezorientowany, zerkając w górę. Kiedy zauważył wilczycę na górze, wzruszył ramionami i zrobił dwa kroki w tył.
Konwalia z gracją zeskoczyła z drzewa, lądując na lekko ugiętych nogach. Wyprostowała się i otrzepała.
— I jak wyglądam? — zapytała, obracając głowę w lewo i w prawo, żeby Szkło mógł zobaczyć jej wianek z obu stron.
— Ładnie — wydusił z siebie, a ona posłała mu swój najsłodszy uśmiech.
Chwilę tak stali w ciszy, aż Konwalia ruszyła, po drodze muskając Szkło swoim ogonem. Po paru metrach zatrzymała się i obróciła się przez ramię.
— Idziesz? — rzuciła, z powrotem ruszając do przodu. Szkło dołączył do niej.
— Więc... Co cię tu przywiało, hm? — zapytała, zerkając na niego kątem oka.
— W zasadzie to... Nic konkretnego — odparł, unikając jej wzroku. Konwalia zachichotała uroczo.
Przeszli tak chwilę w ciszy, aż w końcu trafili pod wodospad.
Róże rosnące dookoła nie były tak spektakularne jak wcześniej. Jesień zrobiła swoje.
Wadera musnęła trawę łapą i podeszła do tafli wody. Położyła się wygodnie i obserwowała, jak woda, poruszona jej pazurami, rozchodzi się dookoła falami.
— Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest, kiedy się tonie? — rzuciła cichym, jakby nieobecnym głosem.

< Szkło? >

Od Szkła CD Kzeris

A Kzeris? Co z nią? Obiecałem, obiecałem jej znaleźć ją jakoś, obronić, zabrać znów do domu, na tereny Watahy Srebrnego Chabra. Ona na mnie czeka.
Podniosłem się jeszcze raz. To musi być proste, nie oświetliłem sobie jeszcze wszystkich dróg.
A potem po prostu poleciałem na wprost. Polała się krew, gdy uderzyłem w pręty z całą dostępną siłą. Zacisnąłem kły, czując ból, od którego mdlała właśnie moja przednia łapa. Gdy klatka spadała na ziemię, zdarłem kawałek pazura. To jednak nie miało już znaczenia. 
Biegłem teraz na tyle szybko, by ani przez chwilę nie żałować utraty choć chwili, lecz równocześnie na tyle wolno, by w końcu nie ustać ze zmęczenia. Przestrzeń pomiędzy klatkami, czy pustymi, czy też przepełnionymi niesmacznie jazgoczącymi, przerażonymi, zakurzonymi psami, nie wyglądała jednak na bardzo rozległą, już po kilkudziesięciu sekundach zapalczywego sunięcia przed siebie do mojego przyćmionego stresem i jednym tylko, z każdą godziną coraz większego zmęczenia bardziej rozmytym celem, dotarła myśl, że mógłbym biec przez tą pokrytą ludzkim śmieciem ziemię choćby i na kraniec świata. Naprawdę chciałbym pomóc im wszystkim. Ale nie ufałem ani jednemu. Poznałem te psy na ringu, wcześniej i później miałem okazję patrzeć im w oczy. One nie były zdrowe, jakby zaczęły z wolna tracić dusze. Nie mogłem pomóc obłąkanym, a liczyło się już tylko jedno.
Byleby znaleźć Kzeris. Coś sprawiało, że odkąd tylko znaleźliśmy się w tym podłym miejscu, mimo iż to ona znała je lepiej i była tu oczekiwaną, nie mogłem wyzbyć się poczucia odpowiedzialności i dziwnej, myślę, że obcej mi wcześniej troski o tę waderę. Była niezwykła.

< Kzeris? >

Od Szkła CD Konwalii Jaskry Jaśminowej - "Zapach Piasku"

Przez krótki czas szliśmy obok siebie.
- Więc - zrobiła kilkusekundową przerwę i kontynuowała - ptaszki ćwierkają, że wiele wilków z WSC chciałoby cię widzieć na stołku przywódcy...?
Dopiero, gdy wadera o jedwabnej sierści zadała mi to pytanie, zawiewające ciut retoryzmem, nie mogłem powstrzymać rozbawienie i po dłuższej chwili namysłu i deozrientacji, szczerze się zaśmiałem.
- O nie - pokręciłem głową - chyba kiedyś słyszałem coś podobnego, ale... nie, jest wiele osób, które nadawałyby się do tego dużo lepiej, niż ja. I mają większe doświadczenie.
- Na przykład? - lekko przymrużyła oczy, na co jeszcze wyraźniej się uśmiechnąłem. Ach, nie pozwoliła mi nawet na chwilę zdjąć z pyska tego przyjaznego wykrzywienia. Nie wiedziałem, czy to zwyczajne dziewczęce zagranie, czy też Konwalia była po prostu do tego stopnia... radosną osóbką. Radosną? Chyba tak bym jej mimo wszystko nie nazwał.
- Nie wiem - odpowiedziałem znów chyba nieco zbyt szczerze - nie wiem może właśnie dlatego, że moje zdolności polityczne są zbyt ograniczone. Jeśli jakieś w ogóle są.
Ledwie chwilę trwał nasz spacer, tak przynajmniej mi się wydawało. Pogrążyłem się w myślach. Polityka? To nieczystość. Nigdy nie chciałbym być politykiem.
Nagle zdałem sobie sprawę, że wilczyca idąca obok mnie zaczyna zwalniać. Odruchowo zrównałem z nią kroku i posłałem jej pytające spojrzenie.
- Jesteśmy na miejscu - odrzekła z zakłopotaniem.
- Ach, wybacz - zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem, dopiero teraz widząc, że stoję pod jaskinią.
- To może... - zaczęła cicho, ale zanim jeszcze zdążyłem w pełni zdać sobie sprawę z sensu jej słów, przerwałem.
- Przepraszam, będę już uciekać. Miło było zobaczyć cię jeszcze raz - uśmiechnąłem się znów, choć teraz trochę słabiej, po raz kolejny tego dnia czując napływające do głębi duszy wspomnienia - do zobaczenia... miłego dnia, Konwalio.
Nie protestowała, więc po prostu odszedłem.
Spostrzegłem się dopiero następnego dnia, gdy puszczone na samopas nogi zaprowadziły mnie niemal w to samo co wczoraj miejsce. Rozejrzałem się, znów czując, że moje serce zaczyna delikatnie przyspieszać.

< Konwalio? >

Od Serenity CD Naoru

Kolejna partia łez jej popłynęła na wyznanie Naoru, gdy podniosła głowę zszokowana. On również płakał, jednak w oczach kryła się silna determinacja.
-Jeśli to nasze ostatnie spotkanie- zaczął ale zaraz przerwał.- Nie. Muszę to zrobić.
Zrobił krok ku niej, cały czas patrząc w oczy, zmniejszył dzielący ich dystans. Wówczas zrozumiała, jak wysoki jest w porównaniu z nią.
-Teżciękocham- wymamrotała zaskoczona, gdy pochylił się ku niej z zamiarem pocałowania.
Całkowicie pozbył się dzielącej ich odległości w chwili, kiedy przytknął swoje usta do jej. Jeśli miałaby opisać ten pierwszy pocałunek to pewnie byłby pełen tęsknoty i szczerości co do swoich słów. Zupełnie zaskoczona nawet nie zamknęła oczu, z wrażenia lekko ruszyła wargami, dając odgłos zdziwienia.
I wówczas poczuła to uczucie w sercu. Jakby uskrzydlona dusza dostała w końcu ten kształt, jaki powinna mieć od samego początku.
Nao po chwili wycofał się, jednak dostrzegł kolejne łzy szoku wadery. Nie tylko. Jej blask nieco stracił na sile a gdyby spojrzał do góry, nie dostrzegłby już tej zorzy, która zawsze towarzyszyła Serkowi przy zejściu do watahy.
-Co się stało Serenity?- Szepnął z nutą błagania. Spojrzał na niego z mokrymi plamami na pyszczku.
-Przywiązałeś mnie- wydukała, żeby zaraz zacząć się radośnie śmiać i rzucić w jego ramiona, które zdołał otworzyć.- Och Nao! Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałam na te słowa!
-To znaczy...?- Spojrzał na nią doszukując się pewności.
-Ja ciebie też kocham- powiedziała teraz na tyle głośno, że za drugim razem usłyszał. Patrząc po jego euforii i silnym uścisku, musiał sobie przypomnieć, na czym polegało Przywiązanie. To, które raz byli świadkami.

"Gdy obie persony wyznają swoje uczucia ze wzajemnością i nastąpi pocałunek, nastąpi Przywiązanie. Swoisty rodzaj ślubu."

I teraz sami to zrobili. 
-To znaczy, że nie odejdziesz?- Spytał cicho.
-Nie. Nie odejdę- potwierdziła swoje słowa.
-Będziesz moja?- Spytał jeszcze ciszej.- Zaraz wschód.
-Tak długo jak będziesz mój- obiecała.- Nie zniknę teraz. Przywiązałeś mnie i przez to zdjąłeś zaklęcie, które mnie przywoływało każdej nocy przed wschodem.
Spojrzał na nią z radością, dopiero wtedy rejestrując jej słabszy blask i brak zorzy. Co najciekawsze, zaraz słońce zaczęło wschodzić, co ujrzała Serenity. Zakryła pyszczek: w końcu, pierwszy raz w życiu, widziała przybycie słońca.
- Jakie to piękne...- Szepnęła wzruszona. Poczuła jak obejmuje ją a ona, w odpowiedzi, oparła się o niego ufnie.

<Naoś? <3 >

Od Sangre CD Ashery

Pierwszy raz Sangre czuł coś takiego. Ta wadera z nim się bawiła. Sprawiała, że jego ciało dziwnie reagowało. Zaczął się dziwnie trząść. 
- P-przestań.- zająknął się, co jeszcze bardziej go zaskoczyło. Co ta wadera z nim robiła? 
- Dlaczego? - spytała, a on przełknął ciężko ślinę. 
- To dziwne. - wyznał. 
- W takim razie mi odpowiedz.
- Dla nikogo. - odparł chłodno. 
- Na pewno? Nie ma nikogo, ktoś sprawia, że twój każdy dzień staje się wyjątkowy? 
- Była kiedyś pewna wadera. 
- Kto?
- M-moja matka, ale to stare dzieje. Ona już nie żyje. 
- Zmarła? 
- Została zamordowana!- warknął Sangre, a w jego oczach pojawiły się łzy. Nigdy nie płakał, ale na wspomnienie śmierci matki, jego serce całkiem pękło. - To moja wina. - szepnął, a łzy zaczęły spływać z jego oczu. 
- My matki kochamy dzieci ponad wszystko. Śmierć nie przerwie tej miłość. Posłuchaj mnie Sangre. Ja znam ból, którego ty nie doznałeś. - wadera zabrała łapę z jego piersi i położyła na jego głowie. Demon otworzył szerzej ślepia, czując jak ona głaszcze go tak delikatnie, jak kiedyś sama Pesadilla. 
- Brakuje mi jej.- szepnął. 
- Wiem o tym. Każdy tęskni za bliską nam osobą. - Sangre nie wytrzymał i wtulił się w anielicę. Ta lekko zaskoczona znów poczęła go głaskać i jednocześnie tulić. Sangre czuł ciepło, które dawno przestało być dla niego znajome. Westchnął cicho. Co się z nim działo? 
- Ashero, a twoje serce? 
- Hm? 
- Dla kogo ono bije. 
- Dla każdego wilka, który potrzebuje mojej pomocy. 
- Czyli możliwe, że dla mnie też? - spytał niepewnie. 
- Tak Sangre. Dla ciebie też. 
- Ale ja cię tak skrzywdziłem. 
- Rany się goją. 
- Ale zostają blizny.- warknął. Odsunął się od wadery. Wstał, a jego oczy zabłysły wściekłą czerwienią. 
- Sangre? - spytała niepewnie. 
- To koniec.- odparł, a jego głos był przerażający. Coś na wzór potępionych dusz mówiących jednocześnie. - Jesteś wolna. 
- Jesteś pewny.
- Tak!- warknął. - Lepiej idź, zanim zmienię zdanie! - wadera wstała i wybiegła z chaty przez drzwi, które wcześniej otworzył Sangre. Demon westchnął. 
- Stałeś się miękki. Wszystko przez to, że nie potrafiłeś jej zabić. - powiedział sam do siebie. Spojrzał w kierunku, w którym pobiegła wadera. Zmienił się w dym i poleciał za nią. Chciał zobaczyć co zrobi. Wadera dobiegła do Etain, medyczki. 
- Co ci się stało? - spytała wadera, a Ashera spojrzała za siebie. 

<Ashera? Wydasz biednego Sangre?> 

Od Naoru CD Serenity

Naoru przeraził się słysząc słowa Serenity. Nie nie mógł jej stracić. Jaki byłby sens jego życia gdy ją straci, skoro ona jest właśnie jego sensem? 
- Ale jak to? Serenity?
- Nie, tak będzie lepiej uwierz mi. 
- Nie Serenity. Tak nie będzie lepiej. Bałem się, bałem ciągle, że cię stracę. Jeśli odejdziesz, nie będę miał po co żyć. 
- Nao proszę. 
- Nie Seruś. Nie byłem do końca z tobą szczerzy co boli moje serce. Zawsze od małego widziałem twój uśmiech, który odganiał wszelki smutki. Zawsze byłaś przy mnie. Byłaś moim wsparciem. To dzięki tobie nie załamałem się po śmierci Aisu, ani po odejściu Conquesta. To ty stałaś się dla mnie bliską osobą. Troszczyłaś się o mnie. Ciągle marzyłem by spędzać każdą chwilę w twoim towarzystwie. - zaczął Nao. Czuł jak jego oczy stają się mokre. Łzy zaczęły zbierać się w jego oczach. Nie mógł jej zakazać odejść, ale chciał przynajmniej spróbować ją przekonać. Zadecydował, że Wyzna jej co do niej czuje. Nawet jeśli to będzie ostatni raz, jak ją widzi. - Byłaś moją przyjaciółką od najmłodszych lat. Każda rozłonka bolała mnie bardzo mocno, ale z czasem zrozumiałem, że nie byłaś tylko przyjaciółką. Zawsze, gdy cię widziałem starałem się zrozumieć, dlaczego tak jest. Dlaczego zawsze gdy widzę cię moje serce przyspiesza, dlaczego gdy widzę ci z innymi, śmiejącą się i radosną, boli mnie, że to nie ja jestem obok. Zawsze gdy byłaś obok Nomena czułem jak negatywne uczucia we mnie wzmacniały się, byłem.... Zazdrosny.- westchnął. Serenity milczała, a on kontynuowała. Łzy zaczęły spływać z jego oczu. - Wtedy gdy zostałaś ranna, bałem się. Obwiniałem, że to moja wina. To przeze mnie tyle złego cię spotkało. To ja sprawowałem ci tyle problemów. Nie mogłem ci pomóc. Nie wiedziałem jak. Było mi głupio. Jedyne co mogłem robić to być przy tobie i wspierać cię. Jaki ze mnie przyjaciel.- powiedział kładąc łapę na swoje jedno oko, a na drugie opadła jego grzywka. - Nie mogę dać ci tak wiele, jak inni strażnicy. Jestem po prostu zwykłym wilkiem, który zabił własną matkę, ale obronić przyjaciółki i zawalczyć o jej serce nie potrafi. Od zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa i mógłbym ci to powtarzać ciągle. Moje serduszko pokochało cię całym sobą, lecz nie byłem w stanie ci tego wyznać, ponieważ bałem się, że w ten sposób zniszczę naszą przyjaźń, która była dla mnie całym światem. Przyjaźń, którą ceniłem ponad wszystko. Teraz, gdy wiem, że mogę cię już nigdy nie zobaczyć, nie mogę już zwlekać.- przerwał na chwilę, by trochę się uspokoić. - Serenity, to co przed tobą ukrywałem to to, że bez ciebie nie mam po co żyć, ponieważ kocham cię Serenity. Kocham i zawsze będę. - odparł, a jego serce biło jak szalone. 

<Serenity? Mam nadzieję, że ci się spodoba<3>

Od Serenity CD Naoru

Słuchała uważnie jego słów, jednak odniosła wrażenie, że nie powiedział jej do końca wszystkiego. Gdy skończył mówić, oczy jej lekko przygasły. Jej wzrok uciekł bardziej na bok w dół. Cały czas jednak była łagodnie uśmiechnięta.
-Czuje to samo w drugą stronę Nao... Chociaż... Nie, nieważne.
-Proszę, powiedz co chciałaś- odezwał się z nutą błagania w głosie. Jej westchnienie wydało się takie roztrzęsione nagle. Oczy jej się lekko zaszkliły.
-Myślałam... Myślałam, że jestem dla ciebie kimś jednak bliższym... Przepraszam za to- roześmiała się słabo.- Chyba tak przywykłam do nas, że zaczęłam coś sobie wyobrażać...
-Serku- zaczął ale podniosła szybko łapę, gdyż nie chciała mu jeszcze spojrzeć w oczy.
-Proszę, daj mi dokończyć... Chciałam coś ci jeszcze powiedzieć ale jednak nie mogę tego zrobić. Nie, jeśli byłoby to płonną nadzieją... Dlatego... Dlatego- w końcu nawiązała z nim kontakt wzrokowy, łzy właśnie uciekły jej z powiek ale jednak cały czas się uśmiechała. Był to smutny uśmiech.-... Dlatego uważam, że powinniśmy się przestać widywać. Za każdym razem narażam cię na ogromne niebezpieczeństwo... Co ze mnie za Strażniczka czy przyjaciółka, jeśli nie mogę zagwarantować bezpieczeństwa najważniejszej dla mnie duszy?
Zaśmiała się słabo ocierając łzy, które jednak zaraz został zastąpione przez kolejne. Tak bardzo go kochała, że byłą w stanie zrezygnować dla jego własnego dobra.

<Naoś?>

poniedziałek, 23 września 2019

Od Konwalii Jaskry Jaśminowej CD Szkła - "Zapach Piasku"

— Konwalia. Po prostu Konwalia — mruknęła w przyjemnej parodii jego poprzednich słów. Uzyskała upragniony efekt - basior z powrotem się uśmiechnął.
— Minęło dużo czasu, prawda? — zapytała, zwracając wzrok na drzewa. — Nim się obejrzymy, nasze stare kości będą bielić się w blasku słońca, oczywiście zakładając, że nie zeżrą ich jakieś inne leśne zwierzęta...
Zachichotała, widząc jego zdziwioną minę.
— Przepraszam, myślałam na głos — oznajmiła, mrugając do niego zalotnie. — A więc... Śledczy, huh? Dosyć... Odpowiedzialna pozycja.
— Radzę sobie — odchrząknął, uśmiechając się do niej.
— Nie wątpię. Wyglądasz na basiora, który... — Tu zmierzyła go szybkim spojrzeniem. — Potrafi wiele znieść.
Trudno było nie zauważyć, że aparycja Szkła prezentowała się nadzwyczaj interesująco.
— A tak swoją drogą, skoro już tu jesteś, może pomógłbyś mi w poszukiwaniach? Chyba że masz... No wiesz... Jakieś śledztwa do przeprowadzenia... — zapytała, ruszając przed siebie. Tak jak się spodziewała, Szkło dotrzymywał jej kroku.
— Zależy, czego szukasz — odpowiedział jej.
— Rośliny — mruknęła. — Całkiem zwyczajnej, zielona łodyżka, zielone listki w kolorowe plamki.
— Dobrze...
Zajęli się więc rozglądaniem. Szli tak jakiś czas, co parę minut rzucając jakimiś krótkimi zdaniami.
Wreszcie Szkło wykrzyknął:
— To ten?
Konwalia szybko do niego podeszła.
— Tak, dokładnie! Dziękuję, Szkło!
Pocałowała go przelotnie w policzek w podzięce.
— Poczekaj, zerwę go — mruknął basior, zakłopotany nieco całusem.
— Nie, nie, nie — zaprotestowała, odciągając go lekko. — Nie możesz go zerwać, wyżarłby ci skórę i mięśnie aż do kości. Jest silnie trujący.
— Więc jak masz zamiar...
— Mam antidotum — przerwała mu. — Wcześniej już nasmarowałam nim dziąsła, więc roślina nie zrobi mi krzywdy.
Ostrożnie i powoli złapała w zęby łodyżkę i wyrwała ją szybkim ruchem razem z korzeniami. Wsadziła roślinę do torby przy swoim boku.
— No i już, po sprawie — oznajmiła z miłym uśmiechem. — Zechciałbyś mnie może odprowadzić do jaskini? Bardzo miło mi się z tobą przebywa...
— Oczywiście — odparł Szkło, prawie automatycznie.
Konwalia posłała mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów i ruszyła w stronę swojego mieszkania.
— Więc... Ptaszki ćwierkają, że wiele wilków z WSC chciałoby cię widzieć na stołku przywódcy... — zagadnęła, zerkając w jego stronę.

< Szkło? >

Od Azaira Ethala CD Kzeris

Azair spojrzał to na Kzeris, to na koty.
Szybko przeliczył w głowie szanse, rozejrzał się po pomieszczeniu i westchnął.
— Sam nie dam rady — zauważył, przenosząc wzrok na waderę.
— Nie lubię przemocy — powtórzyła z zaciętym wyrazem pyska.
— Jesteś wilkiem — przypomniał jej. — Przemoc to część twojej natury. Daj spokój, to będzie tak, jakbyś walczyła na arenie, tylko bez publiczności.
Nie wiedział, skąd wzięło mu się to porównanie, ale widocznie trafiło do Kzeris, bo wyglądała, jakby ją spoliczkował.
— Nie ma mowy! — zaprotestowała jeszcze zacieklej.
— Nie to nie — mruknął, zirytowany. — Ale na przemoc tak czy tak sobie popatrzysz...
Miał szczerą nadzieję, że podczas walki uruchomi się jego moc, bo walka z grupą wygłodniałych kotów gołymi łapami aktualnie nie należało do listy jego największych marzeń.
Nagle jednak naszła go dziwna myśl.
Jeśli koty chciałyby ich zaatakować, nie czekałyby, aż się przygotują, tylko od razu rozszarpałyby ich na strzępy. Więc może nie chodzi im o to...?
Odwrócił się do zwierząt, które leżały na posadzce i przyglądały się im leniwym wzrokiem.
— Umiecie mówić? — rzucił po prostu.
Lew pokręcił głową.
— Chcecie nas zabić?
Puma ponownie zaprzeczył.
— Czego więc chcecie?
Pantera podniosła łeb do góry, a Aza skierował za nią swe spojrzenie.
Mógł przysiąc, że jeszcze wcześniej ta jaskinia nie miała tak wysokiego sklepienia. Teraz jednak miała. Ściany poznaczone były występami skalnymi przypominającymi półki. Zaś na samej górze, na najwyższej półce...
Tygrys zaryczał, a z samej góry doszły nas popiskiwania, jakby młodych kotów.
— To wasze dzieci? — upewniła się Kzeris.
Tygrys potwierdził.
— Więc co, mamy je im po prostu przynieść? — zapytał sceptycznie Aza. — Coś mi to dziwnie wygląda


< Kzeris? >

Od Naoru CD Serenity

Basior słysząc te słowa lekko się zdziwił. Spojrzał w oczy Serenity, które były przepełnione spokojem i powagą. Uśmiechnął się do niej. Wiedział, że mógłby wyznać jej teraz wszystkie uczucia, którymi ją darzy. Mógłby powiedzieć, że jest jego promyczkiem, aniołkiem, gwiazdką na niebie, ale bał się. Bał, że ona nie czuje tego względem niego i że zniszczy panującą między nimi relację. Kochał jej uśmiech, jej sposób bycia, kochał ją całą dlatego nie mógł jej stracić. Mimo to zebrał się w sobie, by powiedzieć prawdę, ale w taki sposób, by nie zepsuć ich przyjaźni. 
- Seruś powinnaś znać odpowiedź na to pytanie. Jesteś moją najdroższą i najcudowniejszą przyjaciółką, która zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Jestem w stanie zrobić wszystko i to absolutnie wszystko, by tylko ujrzeć twój cudowny uśmiech. Jestem gotów poświęcić się dla ciebie i zawsze będę starał się być dla ciebie wsparciem, takim jakim ty zawsze byłaś dla mnie. Można powiedzieć, że jesteś moim aniołem stróżem Serenity. Zawsze nade mną czuwasz, jesteś przy mnie i dajesz mi siły. To ty byłaś przy mnie, gdy moje życie się waliło, to ty mnie wspierałaś, gdy mój ojciec odszedł. Jesteś moim sensem życia Serenity. - odparł. Poczuł jak lekko się rumieni. W duchu dodał jeszcze ”Jesteś tą jedyną, która zdołała zdobyć moje serce i sprawić, że każda chwila spędzona w towarzystwie ukochanej jest najwspanialszą chwilą w moim życiu. Dlatego tak bardzo cię pokochałem”. Naoru uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się delikatne łzy wzruszenia. - A ja? Kim jestem dla ciebie Serenity? - spytał trochę nieśmiało, co mocno go zaskoczyło. 

<Serenity?>

Od Joeny CD Laponii

Joena lekko zakłopotana uśmiechnęła się. 
- Wiesz Laponio tutaj może się pojawić taki tyci tyci problem. - powiedziała niepewnie. 
- Nie przyjmujecie już nowych członków? 
- Nie, nie, to nie o to chodzi. 
- A o co? 
- Wiesz.... Otóż tak się składa, że obecnie w naszej drogiej watasze panuje bezkrólewie, czyli nie mamy tak naprawdę głowy rządzącej nami. 
- I jakoś się trzymacie? 
- Jak narazie dajemy radę. 
- W takim razie co mam zrobić by dostać się do watahy?
- Szczerze? Chyba nic. Po prostu ogłosimy, że do nas dołączyłaś. Inni z pewnością się ucieszą na te wieści. 
- Jesteś pewna? 
- Tak.- odparła z czułym uśmiechem. - Możemy zacząć od znalezienia ci jakiejś jaskini, bądź oprowadzę cię po naszych terenach. Mogę przedstawić ci nasze wilki, choć nie każdego da się teraz spotkać. 
- Rozumiem. Możemy zacząć od małego zapoznania z terenami, jeśli to nie problem. 
- Żadne problem kochana. W takim razie zapraszam za mną. Z pewnością po drodze spotkamy wielu członków. Oznajmimy im, że dołączyłaś. Wieści szybki się rozchodzą. - zaśmiała się. Laponia przytaknęła. Wadery ruszyły przed siebie. Joena dumnie kroczyła przodem. Cieszyła się, że Laponia zasili szeregi Watahy Srebrnego Chabra. Czuła również zaszczyt, że to ona mogła ją oprowadzić. Na pierwszy ogień poszedł Wodospad Tysiąca Twarzy. 
- To piękne miejsce zwie się Wodospaden Tysiąca Twarzy. Woda tu jest niesamowita. Idealna do picia i kąpieli. - odparła radośnie Joena. Laponia przyjrzała się miejscu. Nagle wadery zauważył trzeciego wilka, którym była biała samica Ashera. Joena pomachała jej łapą na przywitanie, a Ashera z przyjaznym uśmiechem zbliżyła się do nich. 
- Witajcie moje drogie. 
- Witaj Ashero. 
- Witam. - przywitała się Laponia. Joena zamerdała radośnie ogonem. 
- Któż to Joenko?- spytała biała, a Joena prostując się odparła dumnie. 
- To nasza nowa członkini Laponia. 
- Och nowy członek? W takim razie witaj słoneczko w naszych skromnych progach, mam nadzieję, że poczujesz się tutaj jak w miłym i przytulnym domku. - odparła Ashera. Joena spojrzała na towarzyszkę. 
- To jest Ashera, jedna z naszych członkiń. Muszę przyznać, że jest bardzo miła i opiekuńcza. Jeśli będziesz kiedykolwiek potrzebowała pocieszenia ona nada się w sam raz. 

<Laponio? Wybacz za czas oczekiwania ;-;>

Od Kzeris CD Azaira Ethala

Spojrzałam się zaskoczona na Azę. 
- Mamy skoczyć?! - spytałam niedowierzając, a basior przytaknął. 
- Musisz mi zaufać.- odparł. Przełknęłam głośno ślinę. 
- A co jeśli to zwykła przepaść?- spytałam. 
- Nie czas na dokładne wyjaśnienia Kzeris. Musisz mi zaufać i skoczyć. 
- Niech ci będzie. Zaufam ci, ale jeśli mnie okłamałeś to wiedz, że mój duch cię znajdzie i będzie cię nękał przez całe twoje życie. - powiedziałam. Basior zaśmiał się lekko. Podeszłam do krańca ziemi. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Podbiłam się i skoczyłam w przepaść. Leciałam w dół i z pewnością krzyczała bym, gdyby nie to, że byłam za bardzo przerażona. Okazało się, że na dole było bardzo miękko i gdy spadłam nic sobie nie zrobiłam. Zaraz za mną wylądował Azair. 
- I co przeżyłaś. - odparł. 
- Jak jeszcze raz będę miała ryzykować swoje życie to ja dziękuję. Odrazu można mi grób wykopać. - odparłam. Rozejrzelośmy się po miejscu, w którym się znajdowaliśmy. 
- Co teraz? 
- Szukamy wyjścia ono musi gdzieś tu być. - Azair zaczął wędrować wzdłuż ścian, a ja błądziłam po nich wzrokiem. Nagle moją uwagę przykuła dziwną plama. Podeszłam do kamiennej ściany i przyjrzałam się plamie. Azair podszedł do mnie. 
- Co tam masz? 
- Coś tu nie gra. Widzisz tą plamę? 
- Tak, dziwnie odstaje od reszty ściany. 
- A może to coś w rodzaju przycisku? 
- Może tylko jest strasznie wysoko. 
- Mamy czym rzucić w to coś? 
- Sam nie wiem, może kamieniem. 
- Możemy spróbować. - odparłam. Za zaczęliśmy szukać kamieni. Po chwili przynieśliśmy około dziesięciu i zaczęliśmy rzucać w plamę. W końcu udało nam się ją trafić, a plama złączyła się za ścianą, która zmieniła się w kamienne schody na górę. Wbiegliśmy na sam szczyt i zauważyliśmy, że jesteśmy po drugiej stronie przepaści. Weszliśmy do środka. Znów znaleźliśmy się w komnacie. 
- No bez takich ile jeszcze będzie to trwać? - odparłam zrezygnowana. Zbliżyliśmy się ku środkowi, lecz nagle rozległ się odgłos łańcuchów, a z cieni wyskoczyły groźne bestie. Tygrys, lew, pantera i puma. 
- Em i co teraz? - spytałam. 
- Widzisz? Za nimi są drzwi. 
- No pięknie czyli co? Mamy pobawić się z kotkami, by dojść do wyjścia? 
- Na to wygląda. 
- Ja pasuje. Nie lubię przemocy. - odparłam jak mały szczeniak. Usiadłam i spojrzałam w górę niczym mały niezadowolony szczylka. 

<Azair?>

Od Szkła CD Konwalii Jaskry Jaśminowej - "Zapach Piasku"

Dzień był wyjątkowo ładny, jak na te pierwsze, jesienne tygodnie. Wrzesień w tym roku mógł wydawać się niezbyt szczęśliwy pod względem pogody, mi jednak nigdy nie przeszkadzał nieco silniejszy wiatr, czy brak słońca zionącego promieniami prosto w oczy. Ten więc wrzesień nie miał być wyjątkowy. Pod tym akurat względem.
Słońce dziś to chowało się za szybko płynącymi po niebie, obszernymi chmurami, to znów wychodziło, przywodząc na myśl to niesamowicie piękne lato, które właśnie minęło.
Po krótkiej przerwie pomiędzy jednym, a drugą chwilą intensywnego wysiłku, do jakiego od kilku dni starałem się zachęcić swoje ciało, zmęczone dużą ilością pracy, jaka czekała na mnie każdego dnia, niezmiennie, w jaskini śledczych. Z ulgą czując naprężane niemal bez wysiłku mięśnie, lekkimi krokami truchtałem przed siebie. Nadal byłem w całkiem dobrej formie. Teraz, gdy biegłem przed siebie wyraźnie odczuwając każdą cząstką ciała, że dobrze pożytkuję energię wytwarzaną w organizmie, przez chwilę poczułem wyjątkowy spokój i przyjemność, której powodem była wszak ta przebieżka.
Zwolniłem kroku, w pobliżu czując zapach innego wilka, który, choć nieoczywisty i niemal nieznaczący, wyróżnił się jednak wśród pozostałych, równie skromnych, zdając mi się dziwnie znajomy. Zainteresowała mnie ta przyjemna woń. Przystanąłem na ubitej ścieżce pośród paprociowych liści i zacząłem oczekiwać pojawienie się kogoś ciekawego.
I po chwili pojawiła się.
To ona, mała Konwalia. Ta panieneczka, którą spotkałem pamiętnego dnia, w lesie, kiedy to moje życie diametralnie zmieniło się po raz kolejny. Chwila, która poskutkowała szybszym biciem serca i niezauważalnym na szczęście drżeniem mięśni. Moment, to znów się działo.
Zanim podniosła na mnie swoje niebieskie, duże oczy, cofnąłem się zmieszany i odwróciłem wzrok. Mniej więcej w tamtym momencie nadeszło wrażenie, że przeżycia tamtego dnia były tak silne, że skojarzyłem to szczenię z zapowiedzią działania. Z tym, że teraz nie miałem przed sobą tego szczenięcia. Teraz stała przede mną już niemal dorosła, myślałem, ukształtowana w każdym tego słowa znaczeniu wadera.
- Och, śledczy Szkło? Prawda? - jedno z jej uszu zaczęło delikatnie obracać się po osi poziomej. Przez sekundę jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w sam jego czubek. Przechyliła głowę.
- Szkło. Po prostu Szkło - uśmiechnąłem się lekko - widzę, że jeszcze mnie pamiętasz. To nie był dla ciebie zbyt przyjemny dzień...
- Trudno zapomnieć - również uśmiechnęła się słodko - czy pan śledczy zrewanżuje mi się tym samym?
- Oczywiście, Konwalia Jaskra Jaśminowa ma rację, pewnych rzeczy się nie zapomina - myślami powróciłem do chwili, gdy po raz pierwszy wszystko zaczęło się układać. Znów to poczułem. To nieopisane nigdy uczucie, wiążące się z nawałem niewypowiedzianych i bezimiennych myśli. Przestałem się uśmiechać.

< Konwalio? >

niedziela, 22 września 2019

Od Kzeris CD Szkła

Gdy tylko zdołałam otworzyć oczy, poczułam ostry ból w całym ciele. Nie mogłam się jednak ruszyć. Czarne pasy trzymały mnie mocno w pozycji leżącej na jakimś dziwnym, czarnym podeszcie. 
Pisnęłam z bólu. 
- Spokojnie kochana, zaraz przestanie boleć. - ten głos, głos Dylana. Zamarłam w bezruchu. Nie tylko nie on. Chciałam się jak najszybciej wydostać z tego piekła. Szkło! Został sam! Muszę do niego wrócić! Tylko, że te pasy na nic mi nie pozwalają!
- Nie wydostaniesz się z nich tak łatwo. Nie pozwolę ci odejść. Jesteś dla mnie cenna. Pomyśl ze swoim pseudo psim rodowodem i talentem twojego demona będziesz niepokonana. - Pisnęłam głośno. Dylan uśmiechnął się. - Teraz pora na twój lek kochana, potem poczujesz się lepiej. - odparł. Poczułam jak wbija w moja łapę strzykawkę. Poczułam jak odlatuję.


Perspektywa Dylana

Nareszcie ta suka wróciła. Teraz nie pozwolę jej uciec. Nie wydawałem na nią fortuny, by latała wolna po świecie. Cieszę się, że wróciła. Dodatkowo przyprowadziła kolegę. Widać, że to wilk. Wilk walczący z psami? Ciekawy pomysł. Gdy podałem kochanej Kzeris leki, zasnęła, a ja zostawiłem ją w rękach mojego znajomego. Sam udałem się do nowego przybysza. Widziałem jak stara się wydostać. Zaśmiałem się pod nosem. 
- Wiedzę, że twardy z ciebie zawodnik. Spokojnie wilczku. Jeśli nie będziesz nadawał się na walki wrócisz do swojego lasku. - odparłem. Kucnąłem przy klatce, by bliżej się mu przyjrzeć. Był naprawdę niezwykły. Mimo iż nie jestem znawcą wilków, to z pewnością tego tu mogę nazwać dumnym przedstawicielem tego gatunku. Był większy i mądrzejszy. Trudno będzie go zmusić do współpracy, ale znam ludzi. 
- No mały, pora na mnie. Muszę zajrzeć to Kzeris. - gdy to powiedziałem wilk zawarczał. - Spokojnie. Nie zabijemy jej, raczej ulepszymy. Taka maszyna to skarb.- zaśmiałem się i wróciłem do piwnicy. Kzeris właśnie budziła się ze śpiączki.


Powrót do Kzeris

Otworzyłam oczy, lecz wszystko co widziałam było niewyraźne i rozmazane. Nie mogłam niczym ruszyć. Czułam się tak jakby każda część mojego ciała ważyła minimum tonę. Słyszałam głosy, które na początku były niewyraźne, lecz po chwili byłam w stanie je zrozumieć. 
- I jak z nią? 
- Dostała leki oraz przeszła operację wzorowo. 
- Czyli wszystko poszło zgodnie z planem? 
- Tak. Czip umieściłem w łapie, więc jej już nigdy nie zgubimy, dodatkowo wprowadziłem do jej ciała pewną substancje, która ma pomóc jej podczas używania Demona. 
- Jak to będzie działać? 
- Kzeris nie będzie już tak często mdlała. Dodatkowo powinna odczuwać mały szal, gdy poczuje krew. 
- Czyli będzie lepsza w walce na śmierć i życie? 
- Z pewnością.
- A co z tym nowym? 
- Jak to co? 
- Może go też udoskonalić? 
- W wilki to ty lepiej nie brnij. Psy są głupsze od tych diabłów i są posłuszne człowiekowi. 
- A Kzeris? Jest przecież wilkiem. 
- Pamiętaj, że jest mieszańcem. To sprawia, że jej geny są zaburzone. 
- Racja. Ale skoro jest mieszańcem to czemu do jasnej cholery nie chce walczyć?!
- Odziedziczyła upartość po wilkach, a łagodność po psach domowych. Pewnie dlatego. No cóż na mnie pora. Mam jeszcze paru pacjentów. 
- Powodzenia druchu. Dziękuję za pomoc. 
- Polecam się na przyszłość. - po tych słowach usłyszałam odgłos otwierania i zamykania drzwi. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ciele. 
- No mała, trzymaj się.- powiedział głos podobny do Dylana. Poczułam jak ktoś mnie klepie, a następnie znów ktoś opuścił piwnicę. Z pewnością był to Dylan i jakiś . Nagle znów poczułam, jak tracę siły i znów zamknęłam oczy.


<Szkiełko?>

Od Sangre CD Blue Dream

Sangre uśmiechnął się. 
- Skoro tak mówisz. - odparł. Czuł, że coś jest nie tak, ale nie mógł tego do końca zrozumieć. Postanowił zignorować to dziwne uczucie. Wiedział, że Blue Dream się zmieniła. Wyrosła i cóż, jej charakter trochę się zmienił. 
- Dziwi mnie, że zachowali twoje zabawki, raczej nie byli nimi zachwyceni. 
- Może przez to, że były moje. - odparła. 
- Może. - odparł Sangre. Przyglądał się waderze w miarę dyskretnie, by nie wzbudzić, żadnych podejrzeń, czy czegoś podobnego. Spojrzał przed siebie w dal. 
- Zastanawia mnie kilka rzeczy. Jakim cudem domyśliłaś się, że nie jestem tym na kogo wyglądam? To raczej nie jest normalne. 
- Czy ja byłam kiedykolwiek normalna? - spytała. Sangre zaśmiał się. 
- Wiesz co? Z pewnością byłaś wyjątkowa. To mogę ci zagwarantować. 
- Więc powinieneś wiedzieć, że wyjątkowe wilki, mają wyjątkowe dary i pewne sekrety. 
- Muszę ci przyznać, że czasem trudno mi jest cię zrozumieć. Jak tak dalej pójdzie to sam zacznę się ciebie bać moja droga. Ciągle masz taki martwy wyraz pyszczka. 
- Dużo się nie zmieniłam. 
- Mów co chcesz kochana, ale ja wiem swoje. Moje stare kości już dużo przeżyły. 
- Stare kości? Nie powiedziałabym tego. 
- Ha! W młodym ciele młody duch. Bynajmniej tak mówią. U mnie jest inaczej. Ciało może młode, ale liczę sobie już sporo lat. Sam już nie wiem ile. Straciłem rachubę, gdy zamknięto mnie w naszyjniku. Nie polecam ciasno tam.- zaśmiał się Sangre i znów spojrzał na waderę. 

<Blue Dream?>

Od Agresta CD Lato

To była jesień. Przemieszczałem się niespiesznie, wciąż do przodu w ten mniej więcej sposób, że jakakolwiek osoba obserwująca mnie z boju mogłaby dojść do wniosku, że po prostu idę, byle przed siebie, bez żadnego, konkretnego celu. Hm, to prawda i nieprawda. Z jednej strony, calutkie moje życie polegało w dużej mierze na jednej rzeczy. Byle się nie cofać. Przeć przed siebie. Byle do przodu, byle dalej.  Od narodzin (a, uściślając, jeszcze chwilę przed narodzinami), aż do końca. Po rozżarzonych węglach, po trupach przyjaciół, z wiatrem wiejącym prosto w oczy, pod prąd, ale do celu. To poprzysiągłem sobie dawno, gdy byłem jeszcze szczenięciem.
Tylko dzięki temu w ogóle jeszcze żyłem, nigdy nie stałem się małym, a potem dużym wygnańcem wegetującym poza marginesem społeczeństwa, cierpiącym na krzywicę i wszystkie możliwe niedobory, w strachu o dzień następny. Dzięki temu, tamtego dnia miałem przed sobą godną przyszłość i perspektywę stania się silnym przywódcą.
Lecz w przerwie na kładzenie sobie świata u stóp, postanowiłem zatrzymać się na chwilę, napiąć mięśnie, zmrużyć oczy i zacząć węszyć. Potem krok przed siebie, trochę w prawo, moje łapy mimowolnie zaczęły lekko drżeć. Kręcąc nosem w powietrzu podążyłem kilkadziesiąt centymetrów wraz z górnym wiatrem, wysoko wyciągając szyję, a następnie zatrzymałem się spokojniej i popatrzyłem wprost przed siebie.
- Daruj - rzuciłem lekkim tonem - widzę cię.
To obca wadera, stała kilkanaście metrów dalej, tyłem do mnie, powoli poruszając ogonem. Westchnąłem. Odwróciła się pozornie spokojnie, jednak dostrzegłem naprężenie całej jej sylwetki. Uśmiechnąłem się gdzieś tam, niestarannie, zbliżając się o krok do nieznajomej i pewnie wyprężając pierś. To chyba nie problem, jeśli od pewnego czasu zacząłem czuć się odpowiedzialny za te ziemie? Bądź co bądź, należały również do mnie. Zwłaszcza po stracie alfy...
- Mieszkasz tutaj? - zapytała cicho.
- Tak. Obca duszyczka na naszych ziemiach? - lekko schyliłem głowę i przyjrzałem się jej, nadal z cieniem tego pewnego siebie, być może nieco władczego uśmiechu - spokojnie, to nic. Jesteś niespokojna, ponieważ nie wiesz, w którą stronę zrobić pierwszy krok? - dodałem bardziej stwierdzając fakt, niż pytając.
Rzeczywiście, cały czas nieruchomo stała w miejscu. Dopiero teraz nerwowo obrzuciła wzrokiem otoczenie i odwróciła ku mnie.
- Nigdzie się stąd nie ruszam - odparła nieprzeniknionym głosem.
- Agrest - bez namysłu wyciągnąłem łapę przed siebie. Nie wiem dlaczego, ale coś kazało mi w rozmowie z tym osobliwym gościem zdać się na natchnienie.
- Lato - odpowiedziała ostrożnie, podając mi łapę.
- Nie przejmuj się, mój ojciec też był odludkiem - nie czekając na nadejście niezręcznego momentu patrzenia sobie w oczy, odwróciłem się i wolnym krokiem ruszyłem dalej - przynajmniej według mojej matki. Idziesz? Pokażę ci tu co nieco, żebyś mogła zacząć pewniej stąpać po tej ziemi - zaśmiałem się - a uwierz mi, warto - przystanąłem i dopiero teraz stanowczo, acz chyba nadal przyjaźnie popatrzyłem jej w oczy. Słuchajcie i uczcie się, tak właśnie zjednuje się watasze nowych członków.

< Lato? >

Od Konwalii Jaskry Jaśminowej CD Leonardo Firestara - "W Świetle Dnia"

Konwalia dawno nie widziała Leonarda i Agresta.
Co prawda, dalej pamiętała o tym, że jeszcze za szczeniaka uważała ich za swoich najlepszych przyjaciół, ale przez ostatnie tygodnie zbyt zajęta była... Dorosłością.
Chociaż z pewnością nie było to tak bardzo skomplikowane, jakie byłoby, gdyby alfa dalej żył. Po prostu zaczęła pracę zielarki i zajęła sobie wolną jaskinię.
Dobra, dobra, przyzna się od razu. Po prostu o nich zapomniała.
I potrzebowała momentu świętego spokoju, żeby sobie przypomnieć.
Siedziała właśnie na drzewie i trącała łapą liście. Niektóre były już zaschcnięte, więc spadały na ziemię z cichym szelestem. Konwalia uśmiechnęła się lekko. Przypominały jej utracone marzenia zmarłych, zostawione w świecie doczesnym. Ah, ile cierpienia przysparza wieczny sen...
Nagle usłyszała odgłos kroków. Zamarła w oczekiwaniu. Ciekawe, czy to ktoś, kogo zna?
Zza drzew wyszła znajoma jej normalnej budowy sylwetka pokryta szarą sierścią.
— Agrest! — zawołała radośnie, opierając głowę o łapy i wracając do powolnego machania ogonem.
Wilk rozejrzał się dookoła, zaskoczony. Wadera zachichotała zalotnie.
— Tutaj, na górze — oznajmiła, a gdy basior podniósł wzrok, zeskoczyła na ziemię z gracją.
Agrest milczał przez chwilę, ale ośmielony jej uśmiechem wydusił z siebie:
— Zmieniłaś się...
— Ty za to w ogóle — zachichotała i obeszła go dookoła, muskając końcówką ogona jego szyję. — No, no, ileśmy się nie widzieli? Parę miesięcy...? A widziałeś może Leonarda?

< Agrest? >

Od Blue Dream "... - Exodus"

W pozycji leżącej, obserwowała matowym wzrokiem biegnącą mysz polną. Leżąc bez ruchu, w oczach myszy musiała być częścią krajobrazu, dlatego coraz odważniej przemieszczała się ku niej. Patrząc po wydanym z siebie pisku, musiała zrozumieć swój błąd w momencie, gdy została złapana za ogon i pozbawiona go szybkim cięciem pazura wadery. Krwawiąc i piszcząc, myszka uciekła. Nie, nie zamierzała podążać za tak małą zwierzyną. Chciała jedynie posłuchać jej słodkich pisków przerażenia.
Blue Dream po powrocie jako dorosła, wydawała się jeszcze bardziej budząca wszelaki niepokój. Lubiła to. Mało kto był na tyle odważny, by chociaż przejść metr od niej. W środku jednak krążyło coś niebezpiecznego, coś jeszcze gorszego niż sam jej wzrok.
Tak ją zastał nadchodzący ciemny wilk o wężowych oczach: leżącą i kręcąca w pazurach myszatym ogonem. Spojrzał na nią z czymś ciekawym w tych żółtych ślepiach. Ach tak. Teraz skojarzyła przez te oczy. Obiło jej się o uszy, że miała wujka, który zostawił po sobie dwójkę dzieci. Kuzynkę niemal nikt nie widział, natomiast kuzyn zawsze obracał się w specyficznym towarzystwie. Ruten się zwał.
-Witaj Blue Dream- odezwał się z uśmiechem, który nie dosięgał oczu.
-O co chodzi Ruten?- Spytała się bez ogródek.
Była ciekawa, skąd ją znał. Gdy była szczeniakiem, nigdy go nie spotkała a samą wiadomość o jego istnieniu zarejestrowała dzień wcześniej. Może potajemnie obserwował wszystkie wilki? W takim razie... Jak ona się nazywała? Serenity czy jakoś tak. Palette wspominała ze dwa razy o słodkiej istocie, której charakter chyba pochodził od matki tamtej. Nic nie wspominała o relacjach tego rodzeństwa, a to ciekawa kwestia...
W każdym razie basior badał ją wzrokiem, jednak nie spotkał żadnego sygnału zaniepokojenia, jedynie martwy wzrok. Uśmiechnął się, co dla innych wydawało się lekko dziwne, natomiast dla niej było nawet ciekawe. Musiał dojść do wniosku, że odczytała jego przyjście z konkretnym celem.
-Tak sobie pomyślałem, czy nie zechcesz przyjść do mojej jaskini... Mam tam czaszkę królika- dodał widząc jak szturchnęła najbliższą taką sztukę drugą łapą.- Chciałbym coś sprawdzić u ciebie.
-Tylko szybko. Nie mam całego dnia- mruknęła wstając. Czuła jego nikły błysk w oku na te słowa.
Sprawnym krokiem zaprowadził ją do siebie, co chwila zerkając na boki, jak gdyby sprawdzając, czy nikt ich nie widzi. Normalny wilk już miałby zapalone czerwone lampki alarmujące w głowie. No właśnie, normalne. Jednak Blue nie dawała po sobie nic poznać. W końcu zachodząc na miejsce, przepuścił ją w jaskini, aby weszła pierwsza. Od razu zlokalizowała leżącą czaszkę dorosłego zająca, do której podeszła. Miała gdzieś wystrój jaskini kuzyna, który nagle...
Zaszedł ją od tyłu. W łapie trzymał strzykawkę a w drugiej jakieś więzy. Spojrzała na przedmioty ze swoistym znudzeniem, dopiero wtedy na niego.
-Na co czekasz?- Spytała, co go lekko zaskoczyło.
-Grzecznie się połóż- niemal warknął. W duchu nastąpiło coś na wzór uśmiechu u niej. Huhuhu, to będzie całkiem zabawne. Położyła się dogodnie na boku, obserwując go matowym wzrokiem. Związał jej łapy i nachylił się z interesującym spojrzeniem.
-A teraz, droga kuzynko, sprawdzę co z ciebie za ziółko.
-Powodzenia- powiedziała jedynie. Widząc jego środki usypiające, znowu się odezwała.- Nie zadziałają.
A jednak nie słuchając, przyłożył jej szmatkę nasączoną chloroformem. Brak reakcji na próbę uśpienia. A to była dawka, która powaliłaby nawet najsilniejszy organizm.
Czyżby małe spięcie obwodów w jego mózgu nastąpiło na jej słowa i zachowanie? Kto wie. Obserwowała z niejakim zaciekawieniem najpierw na samą próbę jego, gdy zamierzał wziąć próbkę latającej materii kosmosu, pełniącego funkcje włosów i ogona. Właśnie, zamierzał. Ledwo co "wyjął" skrawek a zaraz zmienił się w piasek. Jeszcze raz. I jeszcze. Znowu...
-Zawiedziony?- Spytała się go po jego odsunięciu.
Zmarszczył brwi spoglądając na nią przez chwilę. Zaraz jednak wziął nóż i bez precedensu naciął jej łapę, na wysokości głównych żył. Nic jednak nie leciało z rany a sama Dream jakby nic się nie stało obserwowała jego ruchy. Z lekko widocznym zmieszaniem, wetknął w dziurę strzykawkę pompując w nią powietrze. Dalej zero jakiejkolwiek reakcji. Czuła jego niedowierzanie.
Po kolejnych próbach w końcu musiał się lekko zdenerwować, gdyż wbił trzymany nóż w jej brzuch, od linii miednicy aż po mostek. Otworzył sobie jej wnętrze...
Jego szok był teraz namacalny. Zamiast krwi, leniwie wyleciała z niej plazma. Ale to, co było najbardziej szokujące, to brak jakichkolwiek narządów wewnętrznych. Poszerzył jeszcze bardziej wnękę i szperał w niej od środka na żywca przy pełnej świadomości. Nic. Zero jelit czy żołądka, a gdy spojrzał bliżej, nie dostrzegł żadnych żeber i kryjących się za nimi płuc i serca.
-Znalazłeś coś?- Usłyszał jej głos jakby za sobą. Obrócił głowę i zobaczył jej unoszący się łeb. Aż wyciągnął z niej łapy.
Obrócił się widząc jej aż chorą rozciągnięta szyję, gdzie ciało leżało przed nim a głowa unosiła się za nim. Cofnął się rejestrując brak oznak krwi lub innych substancji, które powinny być w każdym organizmie. Zamiast tego zobaczył jak jej szyja wraca na miejsce a otwarte rany same się zabliźniają. Usiadł w chwili, kiedy łapy stały się cienkie jak źdźbła trawy u wadery i dosłownie wypadły z więzów, by zaraz stała z ty swoim martwym spojrzeniem.
-Czym ty jesteś?- Jakby warknął głucho.- Nie jesteś wilkiem.
-Ja?- Zapytała się teatralnie. W oczach pojawił się błysk kpiny.- Kim mogę być? Jestem Blue Dream.
-Jesteś czymś innym.
Plazma nagle wylała się spod jej łap w kierunku kuzyna.
-Raz w życiu powiedziałeś coś z sensem- zniekształcony głos wyszedł z jej pyska. Zaraz plazma została wchłonięta przez nią i wyszła z jaskini, zostawiając za sobą Rutena.

<Rutek? xD>

Od Blue Dream CD Sangre

Spojrzała na niego martwym wzrokiem.
-Brzmisz jakbyś coś sobie uświadomił, Sangre- po wypowiedzeniu tego, spojrzała ponownie na leżące pod łapami truchło. Poczuła jego łapę na łopatce.
-Ach tak? Za kogo mnie bierzesz, moja droga?
-Za tego samego wilka, który był na tyle uprzejmy spędzając ze mną czas.
-Nie ma sprawy słoneczko. Nawet nie wiesz jak się mile zaskoczyłem, kiedy poznałem tak wyjątkowego szczeniaka.
-Niektórzy mówią zamiast "wyjątkowy" to "niepokojący"- odgryzła się. Nie przeszkodziło jej wziąć głowę zwierzęcia podczas rozmowy i podrzucać ją pod zainteresowaniem.- Zachowali moje skarby po zniknięciu.
-Czapka i skakanka?
-Tak.
-Wujek się cieszy.
-Proszę cię Sangre- spojrzała na niego. Przez ułamek sekundy w jej oczach coś błysnęło.
Wiatr słabo zawiał poruszając trawę. Czyżby chciał o sobie dać znać? A może nadać tej chwili dodatkowej atmosfery? Patrzyli na siebie czując, jak coś wokół się zmienia. Niema groźba wisiała w powietrzu. Tylko pytanie brzmiało: dlaczego?
-O co mnie prosisz?
-Przy innych możesz być wujkiem. Ale na osobności- nachyliła się lekko,- wolałabym, byśmy mówili sobie na ty.

<Sangre?>

sobota, 21 września 2019

Od Leonardo Firestara CD Agresta - ”W Świetle Dnia”

*Czasy, gdy Konwalia jeszcze była słodkim szczeniakiem* 


Spojrzałem na basiora z lekkim zaskoczeniem. Po chwili jednak spoważniałem.

- Nie żartujesz, prawda? Nie przepadam za tym jak ktoś się ze mnie nabija.
- Jak bym śmiał Leonardo. To co mówię jest prawdziwe.
- W takim razie brzmi to całkiem interesująco. Jak zamierzasz to osiągnąć, jeśli można spytać?
- Wszystko w swoim czasie mój drogi przyjacielu. - na słowa basiora wzdrygłem się. Nie jestem przyzwyczajony, że ktoś mówi do mnie w taki sposób. Szczerze? zdążyłem polubić Agrest i małą Konwalię.
- Co masz na myśli? - spytałem, a basior uśmiechnął się.
- Tak jak mówiłem potrzebujemy jeszcze jednej osoby, ale spokojnie. Zajmę się tym.
- Niech ci będzie. Ale wiesz, jak coś mów to pomogę.
- Czyżbym sobie czymś zasłużył? - zaśmiał się basior.
- Każdy ma czasem objawy dobroci. - prychnąłem. 
- Dam znać jak będę potrzebował pomocy, a jak narazie jesteś ze mną?
- Pewnie, co mi szkodzi. - odparłem. Rozmawialiśmy dosyć długo. Sam zacząłem się trochę plątać w tym wszystkim, ale cóż. Polityka i te sprawy nigdy nie były moją mocną stroną. Może z czasem zacznę bardziej wczuwać się w to wyszystko.
- Czyli mogę liczyć na was? - spytał. Konwalia natychmiast przytaknęła radośnie.- Oczywiście.
- Masz moje słowo. - odparłem.
- Cudownie. - odparł basior. Nagle poczułem, że zaczynam się robić głodny. Wstałem więc i rozejrzałem się.
- Coś nie tak? - spytała mała Konwalia.
- To nic takiego jestem głodny. - odparłem.
- Będziesz polować? - spytała zaciekawiona.
- Pewnie tak. Miło mi się z wami rozmawiało. Nie wiem, czy jeszcze dziś się spotykamy, ale wiecie gdzie mnie szukać.
- Leonardo? - spytała waderka. - Jesteś naszym przyjacielem?
- Pewnie.- odparłem z lekkim uśmiechem, co było niebywałą rzadkością. - Jeśli chcesz możesz mówić mi Leo. Tak samo ty Agreście.
- Zapamiętam druchu. Udanych łowów.
- Ta, dzięki. Wam też życzę powodzenia. - odparłem i odszedłem, by upolować sobie coś na obiad.

<Konwalio?>

Od Serenity CD Naoru

Cały czas była na mniejszych obradach strażniczych. Na szczęście, była to jedynie mowa o tym, iż potrzeba nałożyć kolejną pieczęć wzmacniającą na koszmary, które się ostatnio wydostały.
Później odbyło się uroczyste pożegnanie poległych Strażników. Wszyscy wzbili się w powietrze, wysyłając cząstkę swej magii wraz z modlitwą o pobłogosławienie dusz. W odpowiedzi na to, u każdego pojawiła się wizja uśmiechniętych Strażników oraz śmiejącej się w ramionach ukochanego tej ostatniej, mentorki białogłowej.
Wkrótce powinna pojawić się w watasze, jednak denerwowała się oczekiwaniem, niż tym, o co chciała zapytać Naoru. Cóż, Nomen chcąc dodać jej otuchy, powiedział:
-Moja droga, naprawdę, powinnaś być spokojna. Drżysz, jakbyś miała się zapytać o sprawę życia i śmierci. Spokojnie. Co może się złego stać? Krzywdy ci nie zrobi.
-... Dziękuję- westchnęła nagle gładko. Odwrócona zaczęła iść.
-Pomogłem?- Spytał się z lekkim uśmiechem jak zatrzepotała skrzydłami. Zatrzymała się na moment.
-Można tak ująć.
"Najwyżej wymarzę jego wspomnienia z tej rozmowy" - pomyślała odchodząc.

Wylądowała łagodnym ruchem skrzydeł i nawet nie musiała się rozejrzeć, gdyż Nao wyszedł jej naprzeciw. Jak zawsze ze spokojem w oczach oraz tym słodkim uśmiechem. Wypuściła powietrze, tym samym opuściło ją jakiekolwiek podenerwowanie. Zawsze zostanie tamta opcja. Przytulili się na powitanie.
-Więc,- zaczął siadając naprzeciw jej,- o czym chciałaś pogadać?
Poszła w jego ślady, również usiadła. Przymknęła oczy na tą krótką chwilę.
-Zastanawiała mnie jedna rzecz- odparła.
-Ach tak? Jaka?
-To jest to pytanie, które chciałbym ci zadać.
-Słucham uważnie- uśmiechnął się. Spojrzała na niego z tym spokojem, który był częstym gościem w oczach jej matki.
-Naoru... Kim dla ciebie jestem?

<Naoś?>