Chłodna temperatura utrzymywała się na terenach watahy już od dłuższego czasu. Śnieg nie wydawał się mieć ochoty na masowe topnienie, ale nie chciał także pozostać w postaci białych zasp, toteż bardzo wielka część lasu pokryta była błotem, wielkimi kałużami i brudnym śniegiem. Roan, do tej pory niedbający o to, czy śpi na skale, w dziurze w ziemi czy zakopany w górze śniegu, zaczął bardziej ostrożnie dobierać miejsca do snu, ponieważ irytowało go ciągłe budzenie się z mokrym futrem w środku kałuży.
Nie miał też jednak wielu rzeczy do roboty. Prawda, został przyjęty do watahy, ale na pozycję stratega. A strateg, jak wiadomo, nie bardzo ma co robić, gdy nie panuje wojna.
Zawilec nie wyglądał na wilka, który planuje wojnę.
W obliczu zaistniałej sytuacji Roan spędzał większość dni na drzemkach, polowaniach i spacerach po okolicy. Od czasu do czasu mijał się z innymi członkami watahy, jednak większość z nich nawet się z nim nie witała. Zastanawiał się, czy to przez blizny na jego pysku, czy po prostu przez to, że nikt go tu jeszcze tak naprawdę nie zna.
Dzień był wyjątkowo słoneczny i znacznie cieplejszy niż kilka poprzednich. Roan więc, znudzony już tym samym, monotonnym trybem życia, postanowił wybrać się na dłuższy spacer i znaleźć miejsce, w którym mógłby popracować nad swoją siłą.
Samiec przeciągnął się, ziewnął, i spokojnym truchtem ruszył na zachód, uważnie nasłuchując czy przypadkiem gdzieś w okolicy nie pałęta się zwierzę, które zapewniłoby mu śniadanie. Po kilku minutach w końcu udało mu się wpaść na trop jelenia. Roan zebrał się w sobie i zaczął biec, skupiając się uważnie na zapachu zwierzyny. Z nieznacznym uśmiechem na pysku poruszał się slalomem między drzewami, starając się zrobić wszystko, aby tylko nie otrzeć się o nie. Miał zamiar potrenować siłę, ale równie dobrze mógł poćwiczyć także zwinność, zważywszy na to, że nigdy zbytnio się na niej nie skupiał.
Przeskoczył nad potężną kłodą, nad następną, ominął ogromne drzewo, starając się przy tym nie zwalniać, po czym prześlizgnął się pod złamanym w połowie pniem i zatrzymał się, dostrzegłszy jelenia stojącego przy gęstych zaroślach. Przyjrzał mu się dokładnie, jednocześnie oceniając odległość i błyskawicznie sprawdzając, czy na drodze do zwierzęcia nie ma przeszkód, które zbytnio spowolniłyby jego ruchy. Uznawszy, że warunki ma niemal doskonałe, w kilku susach znalazł się przy jeleniu. Ten uniósł łeb, ale było już za późno — Roan zacisnął szczęki na jego szyi, używając całego ciężaru ciała, aby powalić parzystokopytnego na ziemię.
Zatapiając kły w świeżym mięsie, uznał, że jak na razie, trening przebiegał doskonale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz