Po obudzeniu się z samego rana Roan nadal był obolały. Nie wiedział, czy bardziej, czy też mniej niż poprzedniego dnia, ale był obolały. Do tego stopnia, że niemalże zrezygnował z treningu.
Kluczowym tutaj słowem jest niemalże.
Ten wilk nie jest z tych, którzy łatwo się poddają. Tak więc na polowaniu skorzystał z okazji, i zamiast toczyć gonitwę używając całej siły, jaka pozostała mu w łapach, spłoszył zająca i podążył za nim, starając się powtarzać jego ruchy, odwzorowywać skoki. Oczywiście, nie było to w najmniejszym nawet stopniu zadanie proste, ponieważ Roan niesamowicie różnił się od królika, ale manewrowanie między drzewami, skoki nad kępami krzewów i powalonymi drzewami, omijanie skał lub używanie ich jako punktu odbicia, stanowiło dobre ćwiczenie dla sprawności. Zwinności, konkretnie rzecz biorąc.
Po dłuższym czasie basior dopadł królika, szczęśliwie zjadając go na śniadanie, jednak niedługo później znalazł następnego, powtarzając czynność. Musiał przyznać, że pomimo bólu w łapach — który, swoją drogą, coraz mniej mu dokuczał — całkiem nieźle się przy tym bawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz