Po zajęciu się naszymi ranami wadera zaproponowała koniec wycieczki. Przystałam na to i nie zdołałyśmy przejść nawet dobrych paru metrów, gdy przystanęłam przy pierwszym lepszym wysokim drzewem.
— Ja prześpię się tutaj — powiedziałam, rozpawszy szybko śnieg. — Dobranoc.
Wadera do tego momentu chyba nie wierzyła, że sypiam pod drzewami. Mimo dziwnej miny, na szczęście nie zadawała pytań, tylko również życzyła mi dobrej nocy i odeszła w swoją stronę.
Po dłuższym czasie słońce zaszło, a prym zaczął wieść księżyc, który świecił dziś tak wyjątkowo jasno, że widziałam wszystko prawie tak dobrze jak w dzień.
Ze swojego legowiska miałam dobry widok na skałę i strumyczek. Przez niską temperaturę rano chyba znowu będzie zamarznięty.
Położyłam łeb na łapach i przyglądnęłam się wisiorkowi od Etain. Dawno nie dostałam żadnego prezentu i zapomniałam już, jak bardzo cieszyłam się na niespodzianki w dzieciństwie. Teraz nie poczułam nic, oprócz lekkiego zakłopotania.
Co wilczyca chciała mi przekazać tym gestem? Sympatię? Propozycję przyjaźni? A może to nic dla niej nie znaczyło? Nie, to niemożliwe. Nikt niczego nie robi bez powodu...
Zwróciłam wzrok na siebie. Bez bandaży na nogach czułam się naga, odkryta. Tak bardzo się do nich przezwyczaiłam, że zapomniałam, jak wyglądam bez nich. Opatrunki na łapach cały czas kierowały moje myśli ku Etain. Czy oczekiwała czegoś w zamian? Analizowałam różne sytuacje na wiele sposobów, ale nie mogłam wymyśleć innej opcji. Nie wyglądała mi na wilka, który troszczy się najpierw o innych, a dopiero potem o siebie. Prawdopodobnie po prostu w taki sposób dała mi do zrozumienia, że w najbliższej przyszłości chce, abym spłaciła swój dług w stosunku do niej. Wątpię, żeby był to bezinteresowny gest z jej strony.
Nie mogłam zapomnieć też o działaniu gazu z jaskini. Radość nim wywołana była najbardziej intensywnym uczuciem, jakiego doświadczyłam od dłuższego czasu. Była też bardzo przyjemna. Zmroczenie umysłu, jakiego doznałam w tamtej chwili, było tym, czego potrzebowałam. A mój śmiech do teraz dźwięczał mi w uszach. Nie sądziłam, że dalej potrafię się śmiać.
Na szczęście, zanim w mojej głowie pojawiły się niemądre myśli o ponownym udaniu się do jaskini, żeby jeszcze raz poczuć radość, zasnęłam.
Z rana po przebudzeniu pierwszym, co zobaczyłam, był wisiorek od Etain. Wyglądało na to, że od dzisiaj już zawsze będzie mi towarzyszyć, bo byłam zbyt leniwa na to, żeby go zdjąć, oraz czułam, że byłoby dziwne już nie widzieć go przy pobudce. Minęło zaledwie parę godzin, a już się do niego przezwyczaiłam.
Gdy tylko mój wzrok padł na skałę, przypomniałam sobie wczorajsze rozważania. Nie mogłam niestety przypasować ich do rzeczywistości, bo zlewały się zarówno z jawą, jak i ze snem, miałam więc poczucie, że tęsknota za szczęściem była po prostu spowodowana zmęczeniem albo marzeniami nocnymi. Wyrzuciłam ją więc z pamięci. Wstałam, ziewnęłam i, przeciągnąwszy się, postanowiłam udać na spacer.
Już miałam ruszać w stronę północną, gdy na choryzoncie pojawiła się Etain.
— Gotowa na dalszą eksploatację jaskini? — przywitała mnie.
— Naturalnie — odparłam, ale bez pewności w głosie.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz