Moment mojego zawahania był bardzo krótki, ledwo nawet zauważalny, a jednak nim powróciłam do działania, zdołałam dokładnie rozważyć kwestię smoka i odpowiedzieć sobie na jedno bardzo ważne pytanie: Czy w razie ataku stworzenia, potrafiłabym się obronić? Oczywiście jeszcze nic na takowy nie wskazywało, spotkałam też już wiele niezwykłych stworzeń na terenie swojej watahy i zdecydowana większość miała pokojowe zamiary, ale nigdy w życiu nie spotkałam smoka, a jego niezwykły wygląd wzbudzał we mnie jakiś niepokój. Słyszałam, że te istoty zieją ogniem. Mój żywioł to natura, więc w razie potrzeby mogłam tylko dostarczyć mu więcej materiału do spalenia. Czasem udawało mi się wyciągnąć spod powierzchni ziemi wodę, będąca w sytuacji walki ze smokiem na wagę złota, jednak zawsze były to małe ilości, a tu w jaskini wszystko składa się z grubego kamienia, brak tu brązowego gruntu, a na sadzawkę jeszcze się nie natknęłyśmy. Pomyślałam nad jakimś asem w rękawie, na myśl przyszła mi tylko umiejętność kamuflażu, całe pomieszczenie było jednak za małe, by ta moc pozwoliła mi się w jakikolwiek sposób obronić. Spojrzałam na Kivuli, przypominając sobie, że ona najpewniej nie ma żadnego żywiołu, więc nie będzie wielką pomocą. Cóż, w razie czego mogę rzucić ją w płomienie i spróbować kupić sobie trochę czasu. Spojrzenie, jakie rzuciłam na czarną waderę, uświadomiło mi, że ona najpewniej nie miała zamiaru odpowiedzieć istocie na pytanie, stało się więc jasne, że to ja muszę mówić:
- Etain i Kivuli, członkinie Watahy Srebrnego Chabra - ta odpowiedź była prosta, udało mi się więc udzielić ją bez drżenia głosu.
Smok uniósł głowę do góry. Z jego nozdrzy buchnął zielony gaz.
- Słyszałem o niej - powiedział powoli, bardziej do siebie niż do nas.
- Znasz Zawilca? - rzekłam, tamując zdenerwowanie krótkim, wysokim śmiechem.
Smok pokręcił głową, rozkładając białe skrzydła i machając nimi dwa razy. Towarzyszył temu głośny jak na taką sytuację dźwięk, obie poczułyśmy także podmuch wiatru na twarzach. Niesamowity widok.
- Och, więc chyba rzadko wychodzisz na powierzchnię - zasugerowałam.
Zwierzę zgodziło się kiwnięciem głowy.
- Nic dziwnego, masz przecież bardzo ładny dom - urwałam na chwilę - Ale na nas już chyba pora, przepraszamy za najście.
Odwróciłam się i już chciałam ruszyć w ciemność korytarza, powstrzymał mnie jednak donośny głos zwierzęcia:
- Czekajcie!
Zaśmiałam się nerwowo, gdzieś w głębi umysłu obawiając się, że to może być moment mojej śmierci.
- Jakie funkcje pełnicie w swojej watasze?
Znając siłę zwierzęcia, uznałam, że jedyną bezpieczną opcją jest w dalszym ciągu posłuszne odpowiadanie na pytania.
- Jestem medykiem, a moja koleżanka to... - urwałam i spojrzałam na Kivuli, nie znając przecież odpowiedzi.
Ta zadrżała, jak gdyby właśnie obudziła się z transu, i z opuszczoną głową rzekła:
- Jestem szpiegiem.
Smok pokiwał głową, rozważając nasze słowa. Po chwili odezwał się:
- Mogę mieć dla was małe zadanie...
Nie pytał o zgodę, bo i po co. Gdyby chciał, mógłby nas zabić od razu, a w tym labiryncie pomieszczeń nikt nie znalazłby nawet naszych ciał. W gruncie rzeczy wydawało mi się, że to okrutna istota.
< Kivuli? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz