Patrzyłam na basiora przez dłuższą chwilę. Nie rozumiałam jego słów. Były jak wiatr płynący pomiędzy gałęziami. Coś sprawiało, że gdy ten wilk mówił, przestawałam słyszeć jego głos, a jedyne co wyłapywałam spośród tysiąca sygnałów, które planowałam zrozumieć, to ruch jego pyska i wpatrujące się we mnie, bursztynowe oczy. Nie wiem, czy to przez paraliżujący mnie potajemnie strach, czy też obcy mi wcześniej stan głębokiej melancholii, będący czymś w rodzaju hipnozy... lub autohipnozy.
- Skąd będę wiedziała, czy to prawda? - zapytałam, bezwolnie odpychając pojawiające się w mojej głowie słowa od zajętego śledzeniem ruchów basiora umysłu. Wypowiedziałam je bez zastanowienia - skąd mogę wiedzieć, kim dla ciebie był mój ojciec, wilku? - otrząsnęłam się z opanowującego mnie wcześniej zamyślenia - niejeden nazywa się przyjacielem, niejeden czyha na zaufanie, a skrywa w sobie podłe zamiary. Nie ma na tym świecie przyjaźni - to było jak przypomnienie sobie całego swojego życia. Rozmowa przyniosła mi wiele sprzecznych emocji, których nie mogłam wyrazić. Nie zwykłam podejmować pochopnych decyzji. I chociaż w tamtej chwili miałam ochotę odwrócić się i uciec, stałam sztywno ze świadomie napiętymi mięśniami całego ciała. Przez chwilę wyobrażałam sobie możliwy scenariusz zakładający konieczność odparcia ataku. Chyba nie lubiłam innych wilków. A być może po prostu, gdzieś w głębi duszy, panicznie się ich bałam.
Ale Haruhiko nadal stał przede mną, nie zrobiwszy ani kroku, nie wykonawszy żadnego podejrzanego gestu. Nieznacznie opuściłam głowę. Nie mogłam się go bać. Był przyjacielem. Choć przyjaźń nie istnieje.
Jeszcze raz na niego popatrzyłam. Był przyjacielem. Powiedziały mi o tym łzy w jego oczach.
- Haruhiko, jeśli chcesz zostać moim opiekunem... podejrzewam, że nam obojgu będzie dużo łatwiej - wraz z tymi słowami przyszło do mnie nieprzyjemne uczucie bezbronności. Rzeczywiście. Czułam, że potrzebuję pomocy. Dotychczas snuł się za mną Achpil, niczym anioł stróż, niczym demon złego przeznaczenia, śledził każdy mój krok i pokazywał świat swoją niewyczuwalną obecnością. Coś w nim pociągało mnie i odpychało jednocześnie. Czułam jednak, że bliżej mu do fatum, niż do gwiazdy pomyślności. I pierwszy raz w życiu poczułam, że to nie jemu ufam najbardziej.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął smutno, na chwilę spuszczając wzrok. Nie zdążyłam odpowiedzieć, choć z pewnością odpowiedź byłaby tylko potwierdzeniem jego słów. Nagle ktoś pojawił się blisko. Zbyt blisko.
- Przepraszam, że jestem zmuszony przerwać waszą rozmowę - nie musiałam się odwracać, by poznać ten głos. To on - Cymonia, chodź, idziemy - rzucił w moją stronę, a ja dopiero wtedy podkuliłam ogon i obejrzałam się za siebie. Achpil stał pomiędzy pniami leśnych drzew i mierzył nas swoimi poszarzałymi oczyma.
Nie odpowiedziałam, popatrzyłam przed siebie i ostatni raz napotkałam nieme spojrzenie Haruhiko. Nie wiem, co chciałam z niego wyczytać. Potem w milczeniu dołączyłam do Achpila.
< Haruhiko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz