Większość emocji, jakie w tamtej chwili odczuwałem, nigdy nie byłbym w stanie opisać. Było ich zbyt wiele, za mało je różniło, a ja, niewyczulony na tak drobne niuanse, a w dodatku przez tyle lat pozbawiony jakichkolwiek uczuć, nie odróżniałem ich od siebie. Widziałem, że powodowały u mnie psychiczny i fizyczny ból, wewnętrzne cierpienie i żal, nie pozwalający mi logicznie myśleć. Czy śmierć Wrotycza sprawiła, że jakaś bariera w moim umyśle pękła, sprawiając, iż w końcu było mi dane odczuwać? Miałem w głowie zbyt wiele pytań, zbyt wiele wątpliwości. Nie mówiąc o tym, że u mojego boku siedziała wadera, którą miałem się zająć. Czy jednak będę mógł to zrobić? Czy jestem odpowiednią osobą, aby poprowadzić Cymonię przez życie i stać się jej mentorem? Czas pokaże. Widziałem jedno. Nie mogłem zawieść Wrotycza. Wypełnię jego wolę najlepiej, jak będę w stanie.
Po długiej chwili wsłuchiwania się w wiatr, przemykający między nagimi koronami drzew w pobliżu, odwróciłem wzrok od przestrzeni przed nami. Przebiegłem wzrokiem po szarej waderze, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, odruchowo poczułem w oczach wilgoć. Mimo, że to w nie wierzyłem, zacząłem płakać. Po prostu. Przed Cymonią, bez niczego, co by mnie do tego skłoniło.
- Obiecałem twojemu ojcu, że się Tobą zajmę. Będę cię chronił, pilnował i wychowywał - powiedziałem do wadery, na co ta podniosła uszy zdziwiona.
- Wychowywał? Co dokładnie masz na myśli?
- Jeszcze nie wiem - Uśmiechnąłem się delikatnie, wstałem i lekko rozciągnąłem. Wilczyca po chwili zrobiła to samo.
- Zrozumiem, jeśli mi nie zaufasz. Wiedz jednak, że będę u Twojego boku, nieważne, co uczynisz.
Cymonia wpatrywała się we mnie, zapewne analizując moje słowa. Sam czekałem na odpowiedź, jakby od tego zależało moje dalsze życie.
< Cymonia? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz