Minęło już trochę czasu, od kiedy wstąpiłam w szeregi Watahy Srebrnego Chabra i szczerze mówiąc, nie było mi tutaj źle. Z początku oczywiście trzeba było dopełnić różne, niekoniecznie najciekawsze formalności. Natrudziłam się nieco organizując sobie jaskinię i wstępując na nowe, odpowiednie dla mnie stanowisko, lecz nie można było zaprzeczyć, że wiele dni spędziłam także włócząc się bez celu po nowych terenach lub zwyczajnie leniąc się gdzieś w okolicach swojej groty. Teraz kiedy przyzwyczaiłam się już do nowego miejsca, naszła mnie ochota na mały trening. Jakoś nie miałam ochoty układać sobie szczegółowych planów, zdecydowałam się więc na jeden wielki miszmasz, to znaczy najpierw trochę biegu, kiedy się zmęczę może jakiś kamuflaż, a potem, gdybym przypadkiem napatoczyła się na jakiś dobry obiekt treningowy, poćwiczyłabym walkę. Zaakceptowawszy ten pomysł, opuściłam schronienie i ruszyłam pędem przez las. Niespecjalnie chodziło mi o to, by utrzymać równe, nie za szybkie tempo i próbować jak najbardziej wydłużyć czas biegu, wraz z wytrzymałością lubiłam także ćwiczyć własną prędkość, gnałam więc przez pokryty śniegiem las, jak gdybym goniła właśnie dużą zwierzynę. Gdy zaczynałam odczuwać zmęczenie, zatrzymywałam się na chwilę, łapałam oddech, po czym ponownie ruszałam przed siebie. Po kilku takich cyklach wykonanych w spokoju nagle zupełnie niespodziewanie natknęłam się na kogoś. Istota krążyła daleko przede mną, dlatego kiedy się zatrzymałam, jeszcze nie zdążyła wychwycić mnie okiem. Wytężyłam wzrok. Stwierdziłam, że niewątpliwie był to wilk, sądząc po sylwetce samica. Miała brązowe futro z białymi akcentami, w jakimś stopniu podobne do mojego. Czy ja jej skądś nie znałam? Szybko olśniło mnie, że to wilczyca na stanowisku stróża, która zgarnęła mnie na granicy niedługo po przybyciu na tereny. Dzisiaj pewnie znowu patrolowała. Jak jej było na imię? Chyba Aisu. Przy pierwszym spotkaniu zamieniłyśmy kilka słów, ale tak naprawdę nic mnie z nią nie łączyło, dlatego nie widziałam przeciwwskazań, by po prostu minąć ją, nie zamieniwszy nawet słowa, lecz wtedy wpadłam na pewien pomysł. Może to pora na drugą część treningu? Rozejrzałam się wokół siebie. Las, jak to las, prócz drzew pełen był także zarośli i krzewów, zagłębień i nieznacznych wypiętrzeń. Gdyby schylić się nieco i spróbować przemknąć niezauważenie obok młodej samicy? Wydawało mi się to dobrym treningiem skradania, a przy tym zabawnym wyzwaniem. Czmychnęłam za jeden z krzewów, po czym ostrożnie i powoli ruszyłam przed siebie, co chwila zmieniając rozłożenie ciężaru ciała tak, by moje kroki były jak najcichsze.
< Aisu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz