Wkroczyłam do jaskini lekkim, skocznym krokiem. Wypoczęta i pełna entuzjazmu, śledzona całą drogę przez złote, poranne słońce, czułam się jak nowo narodzona. Gdy tylko przekroczyłam jednak kamienne wrota, zamarłam, przypominając sobie błyskawicznie, że nie powinnam nigdy dać aż tak ponieść się radości. Świat nie jest i nigdy nie był piękny i wspaniały, zamieszkiwało go sporo paskudnych, niegodnych zaufania istot, a oto i ich przedstawiciel, czapla w dziwnym, trudnym do określenia kolorze będącym czymś między szarością i błękitem, przez który nawiasem mówiąc, jeszcze bardziej mnie irytowała. Mundus, prawda? Nadal żywy. Wzięłam głęboki wdech, po czym wolno wypuściłam powietrze.
- Dobrze, chodźmy - powiedziałam powoli.
Równie niespiesznie ruszyłam w stronę wyjścia, spoglądając do tyłu szeroko otwartymi oczami, obserwując czaplę i modląc się w duchu, by została tam, gdzie aktualnie stała. Niestety rzeczy nie poszły po mojej myśli, ruszyła ona bowiem za nami.
- Czy on musi...? - zaczęłam ostro, zwracając się do Zawilca.
- Ja chciałbym, żeby poszedł z nami.
- Zawilec, jesteś dorosły, poradzisz sobie bez niańki.
- Mundus jest tylko i wyłącznie moim przyjacielem - wyjaśnił spokojnie, z jego twarzy nie udało mi się odczytać żadnych emocji.
- Dla mnie to tak wcale nie wygląda. Chyba mamy dwie różne definicje przyjaźni.
- A czy to coś złego? - odrzekł tonem tak odważnym i stanowczym, że aż mnie zadziwił.
Wzięłam głęboki wdech, zbierając przez chwilę myśli.
- Nie. Jeśli lubisz tego ptaka, to w porządku, może iść z nami.
- Dziękuję - rzekł biały wilk.
Jego ptak milczał. Ruszyliśmy w drogę. Przekonałam towarzystwo do przybrania żwawego tempa. Przez cały czas trwania przebieżki pozostawałam czujna, rozglądając się z uwagą po okolicy, jednak ku mojemu zaskoczeniu krajobraz mimo upływu czasu i kilometrów wcale się nie zmieniał. Tak jak wczoraj, cały czas krążyliśmy po lesie o jednostajniej, wręcz monotonnej rzeźbie terenu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie idziemy tą samą drogą, co poprzedniego dnia, wkrótce jednak uspokoiłam się i upewniłam, że to błędna teza. Po jakim czasie, choć wzrokiem nie odnotowałam żadnych zmian w otoczeniu, spostrzegłam, że do świergotu ptaków przyłączył się jeszcze jeden, dużo żywszy i wspanialszy dźwięk, energiczny chlupot. Czyżby to...?
- Chodźmy! - rzuciłam do Zawilca i ruszyłam sprintem przez zarośla.
Nim jeszcze zdążyłam się zmęczyć, znaleźliśmy się na brzegu sporej rzeki. Jej nurt był szybki, dlatego oparła się mrozom i lód nie zdołał jej unieruchomić.
- Tego właśnie szukałam! - krzyknęłam radośnie do towarzysza, po czym niewiele myśląc, radośnie wskoczyłam do wody.
Jej zimno uderzyło mnie intensywnie i wręcz boleśnie, jednak nie zwracałam na to uwagi. Skakałam i obracałam się, chlapiąc wodą na wszystkie strony.
- Wskakuj, Zawilec!
On jednak nie ruszył się z miejsca, pokręcił tylko głową w całkowitym milczeniu. Jego pysk znów wyrażał niewiele, choć to chyba żadna nowość.
- Wskakuj, fajnie jest!
Nie zmienił zdania. Zrezygnowana, uspokoiłam się i przysiadłam na dnie.
- Naprawdę? Oceniając po wyglądzie, najbardziej przypominasz mi wilka żywiołu wody - powiedziałam spokojnie.
Ponownie pokiwał głową, wyjaśniając mi, że jestem w błędzie.
- O, na serio? Nie mów mi, że władasz ogniem.
- Zawilec nie posiada żywiołu - wtrącił się Mundus, ratując tym samym przyjaciela od nieprzyjemnych pytań.
- Och? - machnęłam głową - To w sumie też w porządku.
Milczałam chwilę, po czym ponownie stanęłam na cztery łapy.
- Świetna rzeka, ja tu jeszcze wrócę. Tymczasem możemy iść dalej - wskazałam głową jakiś punkt w oddali - Widzę tam jakieś ciemne punkty, powiedz mi proszę, co to jest?
- To wioska ludzi - odpowiedział mi ptak.
- Pytałam bardziej... - zaczęłam, ale urwałam po chwili, po pierwsze stwierdziłam, że nie warto, po drugie, kiedy już się nad nimi zastanowiłam, to zdziwiły mnie jego słowa - Czym są ,,ludzie''?
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz