Padłam na ziemię jak bez życia. Więcej nie pamiętam.
Obudziłam się, gdy Katia z grobowym spokojem i przymkniętymi oczyma siedziała przy mnie, mieszając zioła w glinianej misce. Obok Katii stała mama. Ucieszyły się, gdy się obudziłam.
- Mamo... - jęknęłam - czy to, co mówiłaś o Andreiu, to prawda?
- Tak, jak najbardziej. Ponad to, myślę, że powinnaś się zgodzić na jego propozycję. To stateczny i dobry osobnik. Z nim, jakoś ułożysz sobie życie.
- Kiedy mi tak dobrze... samej... i nie mogę chyba przyjąć prośby pana Andreia!
- Jak to nie możesz? - zapytała mama - przecież nie jesteś z nikim zaręczona, nie masz partnera, tym bardziej dzieci.
- Nie mam... - przytaknęłam.
- Więc możesz.Oczywiście, doecyzja należy do ciebie.
- Gdzie pan Andrei? - zapytałam.- Przed jaskinią - odpowiedziała sucho mama.
Wypiłam zioła, przygotowane przez Katię i wybiegłam przez jaskinię. Siedzieli tam: tata, Lenek, no i Andrei...
Wszyscy wstali.
- Jak się czujesz, siostrzyczko?
- Już zupełnie dobrze - odpowiedziałam, podchodząc do Andreia i patrząc na bukiet chabrów, który trzymał w pysku. Myślałam nad podjęciem decyzji. Ten, otworzył szerzej oczy, czekając na to, co powiem.
- Jeśli waść chcesz... - westchnęłam - zostanę twoją partnerką, Andreiu - łza spłynęła z mojego oka. Nie wiem, czy ze smutku, czy z radości.
< Andreiu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz