Wyszłam przed jaskinię. Stali przed nią Mundus i Andrei. Ten drugi, podszedł do mnie:
- Mam całkiem dużą sarnę, pani mego serca - chwycił zdobycz i uśmiechnął się miło. Szybko wkroczył do jaskini.
Mundus stał nieruchomo pod ścianą jaskini, przypatrując mi się uważnie szeroko otwartymi oczami. Nie czekając na nic, weszłam do jaskini za Andreiem, pozostawiając towarzysza samego.
Następnego dnia, Andrei znów był zamyślony i rozdrażniony. Jego zły nastrój, powiększył się wtedy, gdy odkrył, że Mundusa nie ma przed jaskinią, gdzie zwykł patrzyć w niebo i rozmyślać.
- Gdzie idziesz...? - zapytałam, widząc, że Andrei wychodzi z jaskini.
- Idę poszukać tego gawrona! Ot i nieszczęście! Miał mi pomóc w polowaniu!
- Ależ Andreiu! - jęknęłam - przecież matka Mundusa jest chora. Uprzedzał mnie wczoraj, że jeśli jej stan się pogorszy, będzie musiał zostać u niej dłużej niż godzinę.
- O nie, moja pani! Mi o tym nie powiedział! Gdzie mieszka jego rodzina?
- Jego siostra z matką mieszka gdzieś w górach, tak jak my...
W tym momencie, do jaskini zajrzał Mundus.
- Och... pa... pan Andrei już na polowanie? Przepraszam, moja matka źle się czuje.
< Andreiu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz