piątek, 15 sierpnia 2014

Od Andreia do Rozalii - "Tytuł się należy!"

- Zdravstwuj, panienko Murko! - ukłoniłem się białej niczym śnieg waderze.
- Dzień dobry, panie Andreiu! - uśmiechnęła się prześlicznie Murka.
Właśnie skończyło się zebranie wojskowe, w którym uczestniczyli się prawie wszyscy szeregowcy, generał, szpieg, strażnik, Mundus (który od pewnego czasu zaczął współpracować z wojskiem) i biała wadera o mądrych oczach, w charakterze posła.
Nie mogłem być na owym zebraniu, więc przyszedłem pod koniec, gdy wszyscy rozchodzili się już do swoich jaskiń. W przejściu minąłem Murkę.
Gdy dowiedziałem się od Hiacynta - Generała, o wszystkich tematach, poruszanych na zebraniu, wróciłem do swojej jaskini rozmyślając o problemach wojska w WSC.
 Co prawda, prawie wszystkie zostały rozwiązane, jednak nic innego nie zaprzątało teraz moich myśli.
Po zjedzeniu obiadu, przemyśleniu wszystkich wojskowych i swoich spraw, podjęciu ważnej, życiowej decyzji i kąpieli w rzece, wybrałem się na spacer. Miałem obrany cel podróży i zaopatrzyłem się w bukiet świeżo zerwanych chabrów bławatków.
Dzień był słoneczny, bardzo ciepły i w miarę suchy. Gdy dotarłem do celu, westchnąłem głęboko kilka razy, machnąłem ogonem, by zobaczyć, czy jest zadbany i czysty jak zawsze, spojrzałem na kwiaty, które trzymałem w pysku i ruszyłem przed siebie. Zapukałem w ścianę jaskini, czekając na melodyjne "Proszę!". Nic jednak nie usłyszałem.
- "Nie szkodzi, poczekam." - Pomyślałem. Z natury nie jestem jednak zbyt cierpliwy. Czekałem godzinę, może półtorej. Wtedy też pomyślałem, że nie warto czekać dłużej. Zdziwiło mnie to, że w jaskini mieszka kilkoro wilków a już od godziny żaden się nie pokazał. Nie czekałem dłużej, gdyż chabry zaczynały więdnąć a mi bardzo zależało na ich urodzie. Do tego, zaczynało się ściemniać - "Przyjdę jutro" - pomyślałem.
Wróciłem do swojej jaskini nie zrezygnowany. Włożyłem kwiaty do wody w szczelinie skalnej, mając nadzieję, że do jutra "wyzdrowieją" i nie będę musiał pozbawiać życia nowych. Tak też się stało.
Nazajutrz rano, znów wykąpałem się w rzece, choć zazwyczaj tego nie robię. Chwyciłem chabry i na czczo, pełen entuzjazmu, szybko podążyłem do jaskini nieopodal której byłem już wczoraj. Tym razem szczęście mi dopisało. Gdy zapukałem, natychmiast odpowiedziało mi "Proszę wejść!". Co prawda nie był to głos osoby, której się spodziewałem, aczkolwiek bynajmniej nie przeszkadzało mi to w realizacji zamiarów. Cicho wkroczyłem do środka.
- Dzień... dobry - powiedziałem to po polsku po raz pierwszy, odkąd pojawiłem się w WSC. Aż dziw...
- Dzień dobry! - odpowiedziała skinąwszy głową Rozalia. Była zadowolona, lecz chyba zdziwiona. Pomimo tego, zaraz chyba zaczęła się domyślać, w jakim celu przybyłem.
Po krótkim, nieco niecierpliwym wstępie, wyjaśniłem jej, z czym przybywam.
- ...A więc... pytam się ciebie, Rozalio, jako matkę o zgodę. Mam nadzieję, iż wyjdę usatysfakcjonowany.
- Wpierw musiałabym zapytać o zgodę Murki. Teraz jej zdanie jest najważniejsze.
- Wiem! - krzyknąłem z entuzjazmem i jakby z przestrachem - to jednak, zrobię sam. W tej chwili, zapytuję się o zgodę rodziny.
- Jeśli o mnie chodzi...

< Rozalio? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz