Oto ogół wydarzeń
To był jeden z kolejnych, szarych dni o ciemnych, granatowych odcieniach. Ruten nie przeczuwał, by ten różnił się czymś od poprzednich. Następne popołudnie przeleżane w pieprzonej jaskini. Chyba zaczynał wariować.
Siostra, która od jakiegoś czasu pozostawała pod opieką jednej z wader należących do WSC, Palette, ale od przedwczoraj nocowała w jaskini Rutena aby "spędzić z nim trochę czasu", dziś znowu znikła po swojemu, w jakimś niedostępnym dla niego świecie, bratu pozostawiając tylko gnuśne czekanie w poczuciu beznadziei na dzień następny.
Tym razem stało się jednak coś, co przeszkodziło mu w rozmyślaniach. Coś niespodziewanego, co czekało aż cztery tygodnie (tyle bowiem pozbawionych sensu poranków wyznaczających początki kolejnych rozdziałów w życiu dla życia był w stanie sobie przypomnieć) aby pojawić się w końcu, właśnie tego dnia, choć mógłby być to bez wątpienia każdy inny dzień. Wszystkie były mniej więcej takie same.
Najpierw usłyszał coraz donośniejsze kroki przed swoją jaskinią. Jest jeden... nie, ktoś jeszcze. Ale czy są to bezsprzecznie dwa wilki? Wyraźnie jest w stanie dosłyszeć... pięć... sześć nóg, ale wszystkie nie mogły przecież należeć do dwóch, a tym bardziej jednego wilka.
- Martwię się o niego - te nie zdradzające wielkich emocji słowa wypowiedział zapewne Haruhiko, jego nowy opiekun - Dziwne szczenię. Może to depresja, może tylko ciężki wyrost... ale założę się, że jego zachowanie nie jest normalne. Odkąd go pilnuję, codziennie przez pół dnia siedzi w tej jaskini, a przez drugie pół łazi po lesie, nie bawiąc się, nie polując, jakby niczego wokół siebie nie widział.
- Nie poznałem go jeszcze - tu dosłyszał nowy głos. Z zaciekawieniem nastawił uszy na doskonale wymierzony kierunek i zaczął nasłuchiwać, ani jedno ich zdanie nie mogło pozostać niezrozumiane - nie lepiej, aby najpierw porozmawiał z nim psycholog?
- Psycholog? - odpowiedział znów drugi głos.
- Nasz nowy psycholog, czyżbyś go jeszcze nie poznał?
- Ufam ci, Mundus. Nie chciałbym go przestraszyć, i tak wygląda na nieśmiałego. A ty mógłbyś po swojemu... coś mu powiedzieć.
- Jak sobie życzysz. To nie mi, lecz tobie Wrotycz powierzył opiekę nad Cymonią, a więc chyba wszystkie jego dzieci trochę dostałeś w spadku - mówił dalej nowy głos, choć teraz zabrzmiał nieco inaczej.
Potem weszli do jaskini. Ruten nawet nie starał się ukryć, że słyszał każde ich słowo. Siedział oparty o ścianę, wbijając w gości niezaciekawione spojrzenie. Niestety demonstrowanie braku zainteresowania okazało się być trudniejsze, niż wcześniej przypuszczał, gdy zobaczył swojego drugiego gościa. Nie był on wilkiem, a jakimś dziwnym lecz bez wątpienia ciekawym, z pozoru szarym jak cały świat stworzeniem. Pod tą szarością wyraźnie krył się jednak błękit i bordowe, pogodne oczy.
- Witaj, Ruten - odezwał się pierwszy Haruhiko, a jego towarzysz uśmiechnął się lekko. Mały wilczek zauważył to i położył uszy po sobie, marszcząc brwi. W głębi duszy jednak czuł, że uśmiech ten nie był jednym z tych wymuszonych wykrzywień, jakie często stosowały "dorosłe" wilki względem szczeniąt, aby zyskać ich sympatię. To było raczej coś zupełnie odruchowego, Ruten niemal zauważył, jak serce nieznajomego zabiło mocniej na sam widok szczenięcia. To go trochę przejednało.
- Miło mi - rzucił w stronę przybyłych sam nie do końca będąc pewnym, czy to dobra odpowiedź na przywitanie, po czym ominął ich łukiem i usiadł w innym miejscu.
- Mogę was zostawić? - zapytał cicho Haruhiko.
- Przecież nic mu nie zrobię - odrzekł błękitny ptak, nadając swojemu głosowi podobny do przedmówcy ton. Zabrzmiało to nawet dosyć śmiesznie, choć Ruten zachował śmiertelnie poważny wyraz pyska.
- To Mundus - czarny basior spokojnym gestem wskazał na swego towarzysza - nasz przyjaciel. Poprosiłem go, żeby zajął się tobą przez kilka dni, gdy ja... - tu przez moment sprawił wrażenie stropionego - będę poza terenami WSC. Chciałbym zabrać cię ze sobą, jednak to zbyt niebezpieczne.
Oto Ruten
Nie mówiąc wiele więcej, rozeszli się, jeden znikając z zasięgu wzroku, drugi natomiast pozostając ze mną. Stanął w cieniu, opierając się o ścianę jaskini. Popatrzyłem na niego bez jakichkolwiek emocji. Jedyne słowo na rozpoczęcie rozmowy, jakie przychodziło mi w tamtej chwili do głowy, to "co?".
- Wiesz, dlaczego tu jesteś, Ruten?
- Moi rodzice nie żyją. Siostra to dziwne zjawisko, które pojawia się i znika. Jestem sam i opiekuje się mną stryj, który w zasadzie nie jest nawet moim stryjem. Jest tu coś, co zgadza się z pożądanym stanem rzeczy? - zakończyłem pytaniem dziwiąc się sam sobie, że zdobyłem się na tak dogłębne wyznanie.
Mój przedmówca lekko uniósł brwi.
- Nie. Nie ma nic.
- Zatem po co to roztrząsać? - odrzekłem szybko - jeśli wszyscy wszystko wiemy, lepiej chyba zająć się bezmyślnym istnieniem.
- Uważasz je za bezmyślne?
- Nie każde - odpowiedziałem oschle - to jednak trzeba zrozumieć.
- Pewnie spędziłeś wiele czasu na rozmyślaniu o takich rzeczach, siedząc tutaj przez całe dnie.
- Trochę wychodzę na zewnątrz.
- To dobrze, będziesz silniejszy.
- Jak mam zdobyć siłę? - dociekałem wprost, gdyż momentalnie zaintrygowało mnie ostatnie usłyszane zdanie. Chyba nie spodziewał się takich słów. Lekko zmrużył oczy, przyglądając mi się przez cały czas.
- A na co ci ta siła? - zapytał z rozbawieniem, jakby nagle również zainteresowawszy się moją wypowiedzią, zbliżył się o dwa kroki i usiadł naprzeciwko mnie.
- Po... - wzruszyłem ramionami i ucichłem.
- Siła - powiedział po chwili, nie licząc już na moją odpowiedź - jest po to, Ruten, abyś mógł wybrać, jaką historię będziesz pisać. Słabi rzadko mają wybór.
- Będę silny - odpowiedziałem mało błyskotliwie, nie dbając jednak o efekt. Zależało mi na wymianie zdań z tym podejrzanym stworzeniem.
- Na takiego wyglądasz - odrzekł, znów mrużąc oczy - pamiętaj, że siła jest niejednolita.
- Mundus... Mundus, tak? - postawiłem to trochę zuchwałe jak na szczeniaka pytanie. Ten w milczeniu skinął głową. Przez chwilę zastanawiałem się, czy na pewno chcę dać oznakę niewielkiego, ale jednak spoufalenia się z obcym, ale w końcu zarządziłem - mów dalej. Opowiedz mi... może być o sile, chciałbym usłyszeć, co o niej wiesz - umilkłem w oczekiwaniu, licząc, że mój gość zacznie mówić. On jednak odczekał kilkanaście pełnych napięcia sekund, podczas których pomyślałem pierwszy raz, że być może przesadziłem z pewnością siebie.
- Już trochę lepiej? - zapytał w końcu. Spuściłem wzrok - myślę, że się dogadamy - dodał ciszej.
- A więc? - tym razem niemal szepnąłem, znów podnosząc na niego oczy.
To Haruhiko
Haruhiko nie wyruszył w podróż. Nie znalazł jednak bardziej logicznego wyjaśnienia, którym mógłby wytłumaczyć jakoś szczenięciu nagłą zmianę opiekuna. A czuł, że gdy tylko dojdzie do planowanego przez niego wcześniej spotkania i rozmowy jego podopiecznego z Mundusem, zaistnieje taka potrzeba.
Tak przygotowany, wraz z towarzyszem wybrał się do jaskini, w której Ruten spędzał ostatnio większość czasu, samotnie rozmyślając o rzeczach, o które nie podejrzewaliby nie tylko jego, ale chyba żadnego szczenięcia.
- Powiedz mi, co muszę wiedzieć - poprosił ptaka na koniec - chciałbym jakoś się z nim dogadać, a nie mam doświadczenia w rozmowach ze szczeniętami.
- To zrozumiałe.
- Byłeś przyjacielem Wrotycza, może uda ci się dotrzeć jakoś do jego syna. Masz też znajomych w WWN, może dasz radę zapoznać go z jakimiś szczeniętami stamtąd. Trzy dni wystarczą, żebyś go ze sobą oswoił?
- W zupełności - uśmiechnął się uspokajająco Mundus.
To Mundus
W tamtej chwili u celu spodziewał się zastać smutek. Smutek wiszący w powietrzu i ściekający ze ścian. Taki, który da się wyczuć równie łatwo, jak uleczyć. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Nie zastał tam jednak ani odrobiny nieszczęścia, a jedynie wszechobecne znużenie i niechęć, która odpychała to trochę ponure dziecko od aktywności, uwielbianych zazwyczaj przez jego rówieśników. Nie musiał dociekać przyczyny, widział ją w otoczeniu małego Rutena. Nie mógł jednak zaradzić ani brakowi towarzyszy zabaw, ani tęsknocie za siostrą. Doszedł więc do wniosku, że jedynym wyjściem będzie próba... przekroczenia wewnętrznej granicy dzielącej jego nowego przyjaciela od reszty świata.
Podczas rozmowy okazało się, że sprawy mogą potoczyć się nieco inaczej, niż do tej pory planował. Z każdym zdaniem zamienionym z Rutenem rosło prawdopodobieństwo, że następne jego słowo odgadnie sam. W pewnym momencie ten fakt zaczął go niepokoić, to jednak nie mogło być przeszkodą w ukończeniu tego, co zaczął. Znał zarówno budującą, jak i niszczącą moc słów i potrafił ją wykorzystać.
To nie tak, że nie podejrzewał, że skończyć się to może nie najlepiej. Dosyć długo więc powstrzymywał się, ograniczając rozmowę ze szczenięciem do dwóch rzeczy: odpowiadania na jego pytania wynikające chyba głównie z prostego zaciekawienia oraz zadawania równie bezwartościowych, o opinię na temat jego dzisiejszych wspomnień i samopoczucia.
W końcu jednak w Mundusie odezwała się inna dusza, ta, którą próbował usypiać przez bardzo długi czas. Przez ostatni rok spędzony z Wrotyczem i Ligą Beżowych Ziem miał nawet naiwną nadzieję, że się udało.
Rozmawiali dosyć długo. Mundus obiecał sobie traktować szczeniaka jak kolejnego małego druha, jednego z tych, dla których był już kiedyś starszym bratem. Jak zwykle w jakiś sposób poznaje dziecko swojego przyjaciela i jak zwykle relacja ta zapowiada się na udaną znajomość.
Tym razem jednak coś zgrzytnęło. Już na początku.
A to ciąg dalszy ogółu wydarzeń
Mundus wyszedł wieczorem, a wrócił dopiero następnego dnia około południa. Ruten nie mógł się tego doczekać już od rana, gdyż intrygowały go nie tylko słowa tego dziwnego stworzenia, ale i cała istota charakteru, który się za nimi krył.
Z nieznanych powodów czuł też, że ma tego nowego znajomego w jakiś sposób w garści.
- Masz jakieś zainteresowania? - zapytał Mundurek drugiego dnia.
- Nawet niejedno - odparł Ruten, lekko wzruszając ramionami - lubię obserwować.
- Widzę - ich spojrzenia spotkały się. Teraz dopiero szczeniak spostrzegł, że towarzysz patrzy na niego uważnie przez cały czas.
- I wymyślać... rozwiązania - dodał, nie znajdując innego określenia na przedmiot swoich rozważań.
- Poznajesz i udoskonalasz - słowa ptaka były skierowane chyba bardziej do samego siebie, niż do rozmówcy - pięknie.
- Lubię doskonałe rzeczy. Lubię... - tu zawahał się - panować nad tymi rzeczami - zawahał się przez krótką chwilę, po czym spytał z nutą rozdrażnienia w głosie - możesz mi powiedzieć, dlaczego wszyscy boją się mówić o władzy? Dlaczego wszyscy boją się nawiązywać do władzy?
- Bo nie da się dokładnie określić, czy ma ona w sobie więcej dobrego, czy złego. Mówi się o niej najczęściej albo chcąc ją zdobyć, albo chcąc uniknąć dostania się pod jej wpływ.
- Najczęściej - powtórzył w zamyśleniu wilczek.
- Czasem też odpowiada się na pytania - Mundus uśmiechnął się lekko.
- A jeśli nawet? Ogół jest ślepy, ktoś musi stać ponad nim.
- Tak uważasz?
- W rzeczy samej.
- Ogół to siła. Ale ręka nie odsunie się od ognia bez pomocy rdzenia kręgowego.
- A więc się ze mną zgadzasz.
- Niezupełnie. Potrzebny jest także obojczyk i chociaż kawałek klatki piersiowej. Nie uważam także, aby ogół był z zasady do końca ślepy, ale to już inna kwestia. Chociaż w tym jednym masz rację, wilcza wataha ma w sobie coś z organizmu, powinna pracować jak organizm, poprzez współpracę i wewnętrzną równowagę. Taki organizm potrzebuje neuronów jak każdych innych komórek. Ale władza to często coś bardziej skomplikowanego.
- Tak, prawo, te wszystkie jego kruczki i zawiłości.
- Kto ma prawo, ma władzę tylko nad tym, na co pozwoli ten, kto je układa. I tylko dopóki się ono nie zmieni.
- Szkoda zatem, że nie da się na przykład... panować nad pogodą - pomimo pozornie wyraźnego przekazu, zdanie to nie brzmiało jak dziecięce marzenie szczenięcia.
- Teoretycznie może być to możliwe. Ale ona sama nie zawsze panuje nad tym, nad czym jej każesz. Pomimo całej swojej potęgi, może być za słaba i zbyt nieprecyzyjna - w tej chwili pomyślał, że rozmowa zmierza w trochę złym kierunku. Postanowił więc delikatnie sprowadzić ją na inne tory, lecz przerwał mu zawiedziony głos Rutena.
- Nie ma zatem prawdziwej władzy?
- Chcesz prawdziwej władzy? - tu przerwał na chwilę, zastanawiając się, czy wypowiadanie tych słów jest tylko złym, czy aż tragicznym pomysłem. Widząc jednak wyczekujące oczy Rutena, wreszcie dokończył nieśpiesznie - pamiętaj, że kto ma biologię, ten ma władzę nad życiem.
Tym razem odpowiedziała mu cisza i jakiś przebiegły błysk w oczach wilka. I choć Mundus zrozumiał ten błysk, z niezrozumiałego nawet dla siebie powodu nie żałował. To uczucie nadeszło później.
Haruhiko bowiem wrócił po trzech dniach, licząc na uzyskanie pomocy, którą zadeklarował mu ten jedyny godny zaufania błękitny ptak. Znalazłszy się na miejscu, zastał tam tylko jego.
- I jak z nim? - zapytał.
- Poszedł na spacer - Mundurek odrzekł jakoś bezdźwięcznie.
- Iiii? - wilk podszedł bliżej. Zebrał się nawet na uśmiech przez co, zdaje się, Mundurkowi na chwilę trochę pękło serce - czyli już mu lepiej?
- Chyba... - odwrócił wzrok od przybyłego, powoli kierując go w dal - Haruhiko, chyba właśnie zrobiłem coś bardzo złego.
< Haruhiko? >