Zmęczenie i nuda ogarniało moje ciało od przeszło miesiąca. Moimi jedynymi rozmówcami stały się głosy w mojej głowie i moja własna świadomość. Żyłam nieświadomie, robiąc wszystko automatycznie, robotycznie i w określonym dziennym szeregu. Wstajemy na karmienie, krótka drzemka na dobudzenie, później jemy resztki wczorajszej kolacji, której nie mieliśmy siły zjeść. Admirał pomaga mi znieść młode na dół góry i zaraz znika żegnając się czule, lecz zawsze tak samo. Ja leże w słońcu… później w cieniu… wstaje szukając zagubionego Irysa i spędzam resztę dnia na szukaniu go. Gdy w końcu go znajdę, wracamy pod nasze drzewo, by poczekać na powrót ojca. Admirał wraca i z powrotem wchodzimy do naszej jaskini. Dłubiemy chwile w przyniesionej przez basiora kolacji, po czym poddajemy się i po wykarmieniu szczeniaków kładziemy się, zasypiając w kilka sekund. Wszystko stało się takie nijakie. Przewidywalne, Przekalkowane. Żyjemy po prostu Byle jak.
Tak mało jest, pomiędzy nami spraw
Znudzona Ja, mówi: umyj, sprzątnij, zgaś...
Kolejny rok, udało się przespać nas
Bez wielkich łez i bez wielkich strat...
- Możesz mi pomóc?
- Dasz sobie radę, muszę już iść.
Przełykam głośno ślinę patrząc na
jego gotowe do wyjścia łapy.
- Dobrze. Idź.
Bo przecież nie jest, aż tak
Byle jak, wczoraj świat był nasz
A teraz byle być, byle trwać
Byle jak odliczam końca dnia
Do nocy by doczekać gwiazd
Uuu, uuu...
A nie, aż tak byle jak
Uuu, uuu...
- Ciri! Musisz je nakarmić!
Piszczą od jakiejś godziny!
- Już już… daj mi tylko….
- Ciri! Wstawaj! Zaraz Oszaleje!
- Kurwa Wstaje! Książulek
pieprzony…
Tak mało wiem, bo mało wiedzieć chcę
Co robisz, gdzie?
Jak Ci wczoraj minął dzień?
W pułapce ciał
Pożal się Boże, zdań
Kolejny raz uciekam, biegnę, gnam...
- Chcesz pogadać?
- O czym?
- O wczorajszej nocy. Wydaje się,
że mocno się zdenerwowałaś.
- Nie chce.
- A co dzisiaj robiłaś?
- Nic… Zupełnie nic.
Aż tak
Byle jak, wczoraj świat był nasz
A teraz byle być, byle trwać
Byle jak odliczam końca dnia
Do nocy by doczekać gwiazd
Uuu, uuu...
A nie, aż tak byle jak
Uuu, uuu...
- Kocham Cię, Ciri.
- Tak… Wiem.
- A ty mnie? Wiem, że dużo mnie
nie ma, ale proponowałem byś została z moją matką.
- Twoja Matka odeszła. I szczerze
mówiąc jej się nie dziwię.
- Co?
- Nic. Śpij.
I czasem się sparzę
Od święta odważę się chcieć
Chcieć czegoś naprawdę
A na niby już nie, eee... eee ...eee
- Odejdziemy jeszcze? – spytałam
jednego wieczora, gdy szczeniaki już spały wtulone we mnie i świeżo najedzone.
Choć nie czułam bólu, to czułam ogromne zmęczenie, które nie opuszczało mnie
ani na krok. Przy takiej gromadce nie mogłam spuścić wzroku ani na chwile, a maleństwa były
jeszcze za małe by zająć się sobą same.
- Hmm? – mruknął wyrwany z myśli
Admirał, odwracając pysk w moją stronę.
- Pytam, czy odejdziemy stąd
jeszcze? Jak młode dorosną. Ale nie do WSJ, nawet nie do WWN… gdzieś daleko,
gdzie nikt nas nie zna, gdzie możemy wszystko zacząć od nowa. Sami. – zamknęłam
oczy z rozmarzeniem patrząc w przyszłość. Tylko on i ja. Na własnych niczym nie
zmąconych warunkach. Potrzebowałam tylko dobrej odpowiedzi na pytanie.
<Admirał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz