poniedziałek, 21 czerwca 2021

Od Kenai’a CD Kawki - "Promyki Letniego Świtu. Nierozłączni."

Oto Kenai, miłosierny brat

Jest piękna. „Trawa”. Tak nazwała to Mama myjąca mnie właśnie własnym językiem. Robiła to dzisiaj już drugi raz. Leżałem z nią i rodzeństwem u podnóży gór, gdzie mieliśmy swoją jaskinię. Tata pomógł nas tu znieść rano, zanim poszedł jak to nazwał: „pracować”. Mama nie była z tego zadowolona, ale mimo to życzyła mu „owocnych eksperymentów” cokolwiek to znaczyło.

Wracając do trawy.

Była taka miękka i ładnie pachnąca, aż chciało się w niej tarzać. Jednak jak to zrobiłem to matka od razu wzięła mnie do siebie i zaczęła czyścić. Mogłem tylko wdychać świeży (tak mi się zdawało) zapach i łapkami wyczuwać wspaniałą fakturę nowego podłoża. Pomiędzy źdźbłami mogłem dostrzec różnorodne małe istoty śpieszące się gdzieś lub uciekające przed moją łapą. Jakie miały cele w życiu? Do czego dążyły i po co? Zastanawiałem się obserwując jak pojawiają się co jakiś czas w trawie lub wspinają się na kamienie, czy nawet chodzą po łapach moich czy Mamy.

Patrzyłem teraz na bawiące się rodzeństwo samemu będąc uziemionym przy rodzicielce. Chociaż nie. Nie byłem sam. Moja siostra Kanna leżała sama z daleka od innych, jej futro było sklejone brudem, a wzrok miła zamglony i daleki. Spojrzałem na Matkę, która z niesamowitą dokładnością czyściła moje futro, jak w takim razie mogła tak zaniedbać Kanne? Rozejrzałem się dalej i pomiędzy skaczącymi Irysem i Kawką zobaczyłem Cyklamena, który wyglądał podobnie do Kanny. On jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi, patrząc z zaciekawionymi i radosnymi oczami na figle siostry i brata. Tylko Kanna siedziała smutna i spędzająca czas w innym, pewnie lepszym świecie. W końcu wstałem od Matki, nie zwracając uwagi na jej zatrzymujące mnie słowa. Podszedłem do siostry i położyłem się obok niej. Niewiele myśląc zacząłem robić to co nasza rodzicielka. Powoli i dokładnie przykładałem język do jej brudnego futra, żeby była tak czysta jak ja. Matka widząc to uśmiechnęła się delikatnie, jednak tylko na chwile. Jej pysk zaraz zasnuł smutek, a ona odwróciła wzrok patrząc na resztę naszego rodzeństwa i ignorując naszą obecność. Najwyraźniej niechcący właśnie wybrałem pozycję gorszego syna…

Oto Kanna, opuszczona córka

- Kenai? – spytałam cicho, czując niezrozumiały niepokój. – Myślisz, że mama mnie nie lubi bo jestem zła?

- Nie. Myślę, że jest zagubiona. – powiedział basior i choć nie do końca wiedziałam co to znaczy, spodobała mi się ta odpowiedź. Kenai był mądry. Dużo mądrzejszy ode mnie i już zdołał poznać ten świat wystarczająco dobrze by wypowiadać się na temat innych wilków czy współistniejących z nami istot. Kiedyś opowiadał mi o mrówkach. Obserwował je tak długo, że zrozumiał jak działa ich całe społeczeństwo. Każda mrówka istniała by pełnić określoną funkcję. Te istoty nie żyły dla własnego szczęścia, ich szczęście było określone przez interesy i dobre prosperowanie całej kolonii. Nawet bezpłodne samice, które wszędzie indziej uważane są za bezużyteczne dla gatunku, tutaj były na tyle ważne, że bez nich mrówki by nie istniały. Były najliczniejsze i miały jedne z najważniejszych funkcji, czyli dostarczanie pożywienia, budowa i sprzątnie ich domu, a nawet obrona przed intruzami i opieka nad potomstwem. Płodne samice mogły być zapłodnione tylko raz w cały życiu, później stawały się praktycznie bezużyteczne, a i tak to one są nazywane Królowymi. Samce za to zaraz po kopulacji z królową giną… Miałam wrażenie, że w ich świecie byłaby szczęśliwa będąc robotnicą i wykonując pozornie nie potrzebne prace. Względem ich mocno naoliwionego społeczeństwa, nasze wydawało się chaotyczne i mocno egocentryczne. Wolałabym, żeby to dobro ogółu było ważniejsze niż nasze własne.

Oto rodzeństwo, niczym dwie różne krople wody. Jedna słona, druga słodka.

Trójka młodych szczeniąt wybrała się w bliżej nieokreślone miejsce. Wydawać by się mogło, że to przodujący, nieustraszony brat prowadzi całą gromadę, jednak nic bardziej mylnego. Ich podróży przewodniczyła Kanna. Zapomniana przez matkę lub opuszczona z pełną jej świadomością, młoda i nieśmiała waderka, której od pierwszych dni brakowało jedynie ciepła i opieki innego wilka. I choć matka nie zdała tego egzaminu, zdał go starszy brat. Kenai z pewną dozą ciekawości i chęci ulepszania samego siebie, rozpoczął swój anarchiczny plan zmiany świata na lepsze, przygarnięciem małej Kanny pod swoje nieistniejące skrzydła.

Jednak w naszej paczce znajdowała się jeszcze jedna, niedoceniona jeszcze wilczyca. Chociaż Kawka idealnie średnia i wpisująca się pomiędzy swoje nierozłączne rodzeństwo, nie była jednak pełnoprawnym członkiem tej pary. Zwykle rozsądna, egocentryczna i indywidualna na wskroś, dzisiaj jednak postanowiła towarzyszyć swojemu rodzeństwu w bliżej nieokreślonej wyprawie i pozwolić na planowanie i prowadzenie tej wyprawy, młodszej od niej siostrze.

Przemierzyli polany, lasy, ominęli kilka zbiorników wodnych, mniejszych i większych. Omijali dobrze znane im góry i nieznane im jeszcze morze. Dreptali powoli, nie myśląc o strachu, bezsenności podróży czy nieuchronnym powrocie do domu. Mała Kanna zatrzymała się w końcu patrząc przed siebie niczym zaklęta. Z początku patrzyła tylko przed siebie, później jej wzrok podążył za czymś w górę, a z jej wąskiego gardła, cichym głosikiem wyszły litery układające się w wyraz podziwu.

- Widzieliście to!? – spytała odwracając się do towarzyszącego jej rodzeństwa.

- Co? – spytała Kawka podchodząc i zrównując się z siostrą. – Nic nie widzę. – ciepło-beżowa wadera patrzyła we wszystkie strony szukając czegoś niezwykłego.

- Bo już zniknęło! Było takie piękne… Błękitne jak niebo, z dziwnym futrem i łapami rozpiętymi niczym liście! Tak dostojne, wysokie i chyba miało coś złotego na szyi! Tylko miało takie smutne oczy…

- A może to była jakaś legenda! – zaaferował się Kenai marząc już o odnalezieniu tego dziwnego stworzenia.

- Brzmi jak coś niesamowitego. – zauważyła Kawka, przysiadając obok rodzeństwa.

- I takie było. Musimy je odnaleźć! – krzyknęła mała Kanna i podreptała na swoich krótkich nóżkach przed siebie, tam gdzie przedziwna i piękna istota zniknęła jej z oczu.

<Kawka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz