poniedziałek, 14 czerwca 2021

Od Wayfarera CD. Almette - "Otwarte szlaki"

Podróżnik wpatrywał się z uwagą w jasno ubarwioną, niezwykle wesołą waderę siedzącą tuż przed nim, od której ekscytacja uderzała niczym promienie jaśniejącego słońca, rażąc w oczy, nawet niemalże oślepiając. Zaskoczyła go jej reakcja, przecież... on nie był tu nowy! Dorastał tutaj, ta wataha przyjęła go jako swojego członka gdy był bardzo mały, a zrządzenie losu przyprowadziło go na tereny Watahy Srebrnego Chabra za łapę. Naprawdę jeszcze się nie widzieli? Był przecież pewien, że widział już tą waderę... Z drugiej zaś strony, nawet będąc w domu, wiele czasu spędzał w miejscach, gdzie przebywała znikoma ilość wilków równa praktycznie zeru. Może faktycznie powinien zacząć interesować się bardziej swoją watahą.

W ciągu tych kilku chwil ciszy zdążył przyjrzeć się każdemu szczegółowi wilczycy, tak jak robił to z każdym napotykanym widokiem. Jej jasnobłękitne oczy błyszczące niczym wypolerowane perełki stanowiły nieskazitelnie czyste okna do duszy, dzięki czemu mógł czytać jej emocje oraz intencje jak otwartą księgę. Przypominały pokryte rosą płatki polnych chabrów, wystawionych na pełne światło słoneczne, w ten sposób rozjaśnione do pięknej barwy. To wcielenie niebieskich kwiatów otaczał gęsty las długich rzęs, trzepoczących przy każdym mrugnięciu podobnie do źdźbeł trawy na łące poruszanych delikatnymi podmuchami powietrznego olbrzyma. Konstelacje piegów przystrajały uśmiechnięty od ucha do ucha pyszczek na znak gwiazd rozrzuconych po nocnym niebie, wesołych i rozśpiewanych, ułożonych w mnóstwo przydatnych podróżnikom gwiazdozbiorów. Wśród pomarańczowych kropek również wyróżniały się abstrakcyjne kształty, które tylko starożytni Rzymianie i Grecy byliby w stanie powiązać z jakimiś znanymi sobie postaciami. Wilgotny nos, ciut okrągły jak na wilka, właściwie to nawet owalny, lśnił w świetle jakby pokryty cieniutką warstwą żywicy z najszlachetniejszej sosny, do tego poruszając się rytmicznie wraz z przyspieszonymi pod wpływem emocji i po krótkim biegu oddechami swojej właścicielki. Kręcąca się grzywka unosiła się najpierw ku górze, a następnie opadała, na końcówce zawijając się ponownie w górę, niczym miniaturowy wodospad brązowych chmurek w kolorze paarl. Jasnokremową sierść przypominającą cytrynową watę cukrową wyraźnie utrzymywano we wręcz idealnym stanie, nie można było nic zarzucić, jedynie tekstura wydawała się nie do końca typowa dla wilka, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zdawała się kręcić jak młode końcówki roślin pnących gotowe do złapania bezpiecznej powierzchni, nieznacznie, ale wyraźnie jeśli ktoś wystarczająco się przyjrzał temu uroczemu meszkowi. Głowę górującą nad basiorem stroił pięknie spleciony wianek z kwiatów i gałęzi, przypominający coś, co brązowy wilk dobrze znał i widywał niemal codziennie, naprawiając ozdoby na swoim kapeluszu, tylko że na waderze wyglądało to o wiele ładniej, wyraźnie pasowało do jej wyglądu i charakteru, czemu nie dało się zaprzeczyć, choćbyś był bogiem odpowiadającym za urodę.

Była większa od niego, i to całkiem sporo jeśli mowa tu o standardach wilków, ale jemu całkowicie to nie przeszkadzało.

– Nazywam się Wayfarer – przedstawił się dokładnie tak, jak to wypadało, kiedy ktoś podaje swoje imię. Choć jeszcze przed chwilą reakcja i samo pojawienie się wadery go zaskoczyło, teraz już był spokojny oraz zrelaksowany. Od razu czuł dobre wibracje, wiedział podświadomie, że zdołają się dogadać. – I tak, zgadłaś, znam Pakiego. – Uśmiechnął się. – A nawet więcej, jest moim tatą.

Almette podskoczyła, podekscytowana. W jasnobłękitnych oczach rozbłysło niemałe zainteresowanie osobą obcego wilka.

– O rany, tatą? To nieźle! Ale ja cię nigdy wcześniej nie widziałam, więc jak może być twoim tatą?

– Jak mam być szczery to mnie praktycznie nie ma w życiu watahy. Chodzę sobie to tu, to tam, zwiedzam miejsca...

– Zwiedzasz?! A widziałeś już coś ciekawego? Na przykład tu, u nas? – Energia wręcz tryskała z tego zaskakująco dużego ciałka. W pewien sposób wadera w tym momencie przypominała bardziej bardzo wyrośniętego szczeniaka niż dorosłego wilka, ale nadawało jej to swego rodzaju nieodpartego uroku. Pasowała do siebie. Była spójna, co rzadko zdarzało się wilkom. Zawsze pojawiały się jakieś nieścisłości pomiędzy wyglądem, charakterem, a rodzajem fal, jakimi z siebie emanują. Almette jednak była niczym doskonale dobrany bukiet. Intrygująca istota dla kogoś, kto wychwytywał wszelkie nieprawidłowości w innych, bo na tym bazowało jego sztuka przetrwania w świecie pełnym kłamców i podstępnych typków. Zalążek inspiracji pojawił się w sercu gitarzysty - kompozytora, coś, z czym nie miał kontaktu już przez długi czas.

Wayfarer dał sobie chwilę, by przemyśleć tą sytuację. Mógł się wydawać powolny w rozumieniu świata dookoła, jednak tak naprawdę po prostu lubił brać nowe wyzwania po jednym kroku do przodu. Wtedy trudniej się przewrócić o jakiś wystający kamień, którego nie zauważymy w pędzie.

– Ach, było parę ciekawych rzeczy. Jak chcesz to mogę ci nawet jedną pokazać, jest niedaleko. – Uśmiechnął się po raz kolejny, z całą szczerością, samemu zaczynając przypominać szczeniaka. Nie chciał się narzucać, więc grzecznie czekał na odpowiedź, nie ponaglając, jedynie patrząc.

<Almette?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz