Tamten letni dzień okazał się na tyle piękny, ciepły i radosny, że gdy tylko moje małe nóżki wyniosły mnie z domu, doszłam do wniosku, że należy wykorzystać go jakoś pożytecznie. Ponieważ jednak byłam jeszcze bardzo małym szczenięciem i nie zdążyłam poznać wszystkich tajników spędzania czasu wolnego w towarzystwie innych wilków i samotnie, wpadłam na najprostszy z możliwych pomysłów - pobiec przed siebie i trochę się zmęczyć. Zadowolona z tego nie przełomowego pomysłu, truchcikiem ruszyłam przed siebie.
Pierwszym zadaniem było zbiegnięcie ze zbocza jednej z gór, w których umiejscowiona była nasza jaskinia. Omijałam niestabilne kamienie, przezornie wybierałam łagodniejsze spadki, delikatnie zwalniałam, by brać dokładne i w miarę bezpieczne zakręty, aż w końcu moje stopy stanęły u podnóża góry, na zielonej, jasnej łące. Spojrzałam przed siebie. A teraz czas na kierunek - las!
Ale najpierw chwila przerwy, na którą bez dwóch zdań sobie zasłużyłam.
Zwolniłam do swojego najwolniejszego chodu, gotowa, by móc z uwagą podziwiać otaczający mnie świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz