Nym. Jak mogłem nie zauważyć, że jej nie ma? Zaczęliśmy gorączkowo szukać i pytać po zebranych, czy ktoś ją widział. Theo podążał za nami opanowany i spokojny jak zazwyczaj. Syn idealnie wywarzał nasze zdenerwowanie i chaotyczne myśli.
- Jakiś czas temu zbiegła w dół
gór. Chciałem ją zatrzymać, ale musiała usłyszeć, że martwię się o Yira. –
powiedział nam Paki jak udało nam się do niego dojść. Był roztrzęsiony i
widziałem, że sam bardzo chciał pobiec szukać ukochanego. Razem z Tiską, udało
nam się go jednak uspokoić i odłożyć jego akcję ratowniczą na bok. Już jakiś
czas temu zauważyliśmy, że nie ma z nami Yira, ale nie mogliśmy sobie pozwolić
na szukanie go. Zwłaszcza, że byliśmy pewni, iż basior będzie bezpieczny, to
nie on był na celowniku ludzi.
- Mgła usypiająca już opadła, ale
to nie znaczy, że Nymeria poradzi sobie sama. – powiedziałem gorączkowo
próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. – Pójdę za nią. Może uda mi się ją
namierzyć swoją mocą i będę mógł ją ostrzec.
- Ostrzec przed czym? – spytała
mnie Tiska, patrząc na mnie niezrozumiale. – Myślisz, że nie wiedziała, że to
po nią przybyli? Ona ma dostęp do naszych myśli, Magnus. Myślę, że wiedziała i
pomoc Yirowi to tylko przykrywka, by dać się złapać i uchronić przed tym
innych.
- No to jej pomogę, nie ma to
znaczenia. – westchnąłem ciężko. – Nie pozwolę by ruszyła na tą samobójczą
misje sama.
- Pójdziemy razem. Reszta
zostanie tutaj, gdzie jest na razie bezpiecznie. Pójdę tylko powiadomić Ag…
- Nie. – przerwałem jej i
zatrzymałem przed odejściem. – Zostań z Theo. Nie możemy oddać im całej naszej
czwórki.
- Ale…
- Bez dyskusji.
- Słuchajcie… - wtrącił się Paki,
przysłuchujący się naszej rozmowie. – Theo to chyba już sam zdecydował.
Rozejrzeliśmy się dookoła.
- Kurwa… - wymsknęło nam się w
tym samym czasie. Tacy dobrzy z nas rodzice, że dwójka naszych dzieci zniknęła
nam z oczu w przeciągu dziesięciu minut.
- On nie czuje strachu, pewnie
postanowił pomóc Nymerii. – powiedziała Tiska a ja kiwnąłem głową zgadzając się
z nią. Nie wiedzieliśmy co teraz robić, ale pewnie było, że nie zostawimy
swoich dzieci samych…
---
Biegłam w dół koncentrując swoją
moc na obszarze wokół mnie. Bransoleta z mojej łapy została wysoko w górach,
nie miałam zamiaru ograniczać się w walce z tymi potworami. Mogli być lepiej
wyposażeni i posiadać większą siłę a nawet liczebność jednostek. Jednak ja
byłam ich wytworem, stworzonym prawdopodobnie by zabijać, znałam te tereny
lepiej niż oni i walczyłam za życie swoje i moich bliskich. Musiałam wierzyć,
że to mi wystarczy w tym starciu. Nawet jeśli mnie złapią… nigdy mnie nie
złamią.
Drzewa i krzewy wokół mnie, raz
po raz smagały mój pysk. Poruszałam się szybko i zwinnie, cały czas sprawdzając
teren przede mną w poszukiwaniu nowych i nieznanych mi istot żywych. W między
czasie starałam się nasłuchiwać mechanicznych dźwięków, zwiastujących przybycie
ciężkich ludzkich maszyn. Od kilku kilometrów nie czułam ani jednego żywego
stworzenia, a przynajmniej nie takiego, które by było świadome, a nie uśpione
potężną dawką usypiaczy. Wszystkie inne zwierzęta uciekły w góry i nadal nie
czuły by było bezpiecznie aby wrócić. A mogło to oznaczać tylko jedno… Sama to czułam.
Coś złowrogiego i nienaturalnego unosiło się w powietrzu i nie były to
pozostałości poprzednich oparów.
- Nymeria! – usłyszałam za sobą,
ale nie zwolniłam. Rzuciłam tylko długie i lekko karcące spojrzenie w stronę
brata. Ten uśmiechnął się lekko i zrównał ze mną krok. No świetnie. Teraz
musiałam jeszcze się martwić, by Theo nic się nie stało. Nie przewidziałam jego
przybycia, bo moja moc skierowana była gdzie indziej. Wprawiłam się już na
tyle, że mogłam skupić się na czymś na tyle, że inne aspekty mojej mocy
wyłączały się prawie całkowicie.
- Było zostać z innymi. –
powiedziałam tylko nie patrząc już na niego i z powrotem w pełni koncentrując się
na znalezieniu ludzi. Basior już chciał mi odpowiedzieć, ale zatrzymałam go i
uciszyłam.
- Są w pobliżu. – szepnęłam i
dałam mu do zrozumienia, żeby był cicho. – Usłyszę Twoje myśli, nic nie mów bo
przyjdzie ich więcej. Jak tylko jakiegoś zobaczysz… nie miej litości. – mówiąc to
odbiłam w lewo, dając bratu do zrozumienia, że się rozdzielamy.
<Theo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz