Za początku nie do końca wierzyłam w słowa Admirała. Myślałam, że robi sobie żarty, że to jego sposób na rozładowanie napięcia, że zaraz mnie przytuli i powie, że RAZEM damy sobie z tym radę. Czy zbyt dużo oczekiwałam? Najwyraźniej tak, bo całe jego zachowanie uzmysłowiło mi jak wielkim dzieckiem był mój życiowy partner, którego sama świadomie wybrałam. BA! Zabiegałam o niego jak lwica o swoje młode, a teraz? Chce mnie zostawić z tymi młodymi tylko dlatego, że nie już nie jest to dla niego wygodne.
- Admirał. – zaczęłam patrząc na
niego jednoznacznie jak tylko skończył opowiadać swój wspaniałomyślny plan.
Basior spojrzał na mnie jakby wszystko było już postanowione, z zadowoleniem w
oczach i uśmiechem na pysku. – Powiedziałam już. Nie. – starałam się być
opanowana. Ostatnie wydarzenia mocno odbiły się na moich emocjach i uczuciach,
wiedziałam, że jeżeli odpuszczę i dam przejąć kontrole bólowi, który mi
towarzyszył, nie skończy się to tak jak bym chciała… jakbyśmy oboje chcieli. Znałam
Admirała bardzo dobrze, wiedziałam o jego wadach, choć z początku ciężko mi
było je dostrzec. Bał się tak samo jako ja i rozumiałam to, ale… dlaczego to
tylko ja miałam stracić dotychczasowe życie, a nie on? Bo jestem waderą? Nie.
Tak nie będzie.
- Dlaczego nie? Nie ma innego
wyjścia niż to. Moja praca jest ważniejsza niż dzieci i niż my wszyscy razem
wzięci. One nie mogą mi teraz…
- … przeszkodzić? – dokończyłam za
niego, wstając powoli na równe łapy. Potrzebowałam jego wsparcia bardziej niż
kiedykolwiek. Jeżeli nie był w stanie mi go dać, to…
- No tak, właściwie tak.
- Nie, Admirał. – szepnęłam nisko,
nie patrząc na niego. – Jeżeli dla Ciebie ważniejsza jest praca ode nas… ode
mnie i od dzieci… To może nie ma sensu, żebyśmy to dłużej ciągnęli. –
westchnęłam cicho i zaczęłam iść w stronę wyjścia.
- Czekaj. Jak to? – usłyszałam za
sobą zdziwiony głos ukochanego. – Gdzie idziesz? – zatrzymałam się i odwracając
lekko łeb, bo dokładnie widział i słyszał wypowiadane przeze mnie słowa.
- Ja też się boje. I wiesz co? W
dupie mam Twoją prace. – zamknęłam oczy by uspokoić nadciągające emocje ale nie
byłam już wstanie. Moje serce nie mogło już wytrzymać kolejnych upokorzeń i
świadomości bycia na drugim miejscu. Zawsze… na drugim miejscu. Pokaż mu! Odwróciłam się
całkowicie i patrząc mu prosto w oczy wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Alby my. Albo ty. Nie ma nic
pomiędzy.
- Ciri, uspokój się, przecież
wiesz, że to dla mnie ważne!
- A wiesz co dla mnie jest
ważne!? TY! Od zawsze tylko ty! Na pierwszy miejscu! A co ze mną!? – mój głos
łamał się od złości i smutku jednocześnie. – Mam dość spychania na drugie
miejsce. Albo będę dla Ciebie najważniejsza, albo nie będzie mnie w ogóle. –
zamknęłam pysk nagle, wywołując falę niczym nie zmąconej ciszy. Admirał patrzył
na mnie zdziwiony, przestraszony i wkurzony jednocześnie. Dobrze mu tak! Nikt nie powinien Cię traktować w
ten sposób. Otwarty pysk mówił mi, że chciałby coś jeszcze powiedzieć,
ale albo nie miał na to odwagi, albo nawet nie wiedział co. Odwróciłam się do
wyjścia a będąc już na zewnątrz rzuciłam jeszcze przez ramię.
- Będę czekać na Ciebie jutro u
Flory. Twoja decyzja czy się zjawisz… czy wybierzesz innego anioła do tańca.
<Admirał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz