Droga ku znajdującemu się na końcu korytarza wyjściu zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Maleńkie światełko, będące ostatnią deską ratunku, wciąż nie zmieniało swojego położenia względem uciekinierki. Dziewczyna rozpaczliwie przebierała nogami, chcąc jak najszybciej opuścić mroczne, przepełnione zapachem krwi i cierpienia miejsce. Mimo ledwo tlącej się w sercu iskierki nadziei, z każdą chwilą coraz bardziej ulegała myśli, która natarczywie próbowała uświadomić jej, iż nie uniknie okrutnego losu. Odrzucała jednak tę wizję razem z białymi włosami, które przyklejały się do jej zakrwawionej twarzy. Każdy krok sprawiał jej niesamowity ból, przebijający się przez ogromny napływ adrenaliny. Dziewczyna z trudem łapała płytkie oddechy, którym towarzyszył nieprzyjemny odgłos, przypominający dźwięk wydobywającej się z czajnika pary. Było to spowodowane uszkodzeniem płuc, będącego skutkiem złamania żeber podczas konfrontacji z przeciwnikiem. Białowłosa zdawała sobie sprawę, że gdyby była normalną istotą ludzką, zapewne już byłaby martwa. Jednakże.. W jej żyłach płynęła krew demona, która zapewniała jej wyjątkową wytrzymałość na obrażenia. Demona, którym sama po części się stała. Zaleta ta była jednocześnie jej największym przekleństwem, przez co większość swojego życia spędziła na granicy marginesu społecznego. Nie przeszkadzało jej to do momentu, w którym skazano ją na wyrok śmierci.
Łowca mający skrócić ją o głowę sam był demonem, który popełnił w życiu wiele niewybaczalnych czynów. Jednakże, jako iż świat rządzi się swoimi niesprawiedliwymi prawami, miał on prawo żyć. Dziewczyna zaśmiała się gorzko na tę myśl, która wydawała jej się tak absurdalna w zaistniałej sytuacji. Czuła odrażający odór śmierci, muskający jej blade, pokryte potem i krwią ciało. Mimo wszystko pędziła dalej przed siebie, bowiem nie zamierzała poddać się na ostatniej prostej. Maleńkie światełko na końcu kruczo-czarnego korytarza w końcu przekształciło się w wyjście. Za nim rozpościerał się piękny, górski krajobraz skąpany w jasnym świetle księżyca. Białowłosa wyciągnęła przed siebie rękę, chcąc chwycić malujące się przed nią piękno. Smutek, który zaczął kiełkować w jej sercu, sprawił, że po jej bladych policzkach zaczęły lecieć ogromne, krystaliczne łzy. W końcu jej rękę spowiła srebrzysta poświata, która po chwili otoczyła całe jej ciało. Mimo wypełniającego ją zachwytu zmieszanego z rozpaczą, dziewczyna wiedziała, że musi biec przed siebie. Przypomniał jej o tym niosący się za jej plecami ryk. Białowłosa ruszyła z trudem pomiędzy drzewa, które gęsto pokrywały wzgórze. Gdy już wybiegła na otwarty teren, potknęła się, po czym z rozpaczliwym krzykiem zaczęła spadać w dół zbocza. Ból był tak silny, że miała wrażenie, iż zaraz eksplodują jej żyły. Po chwili, która dla niej była niczym przepełniona cierpieniem wieczność, jej ciało zamarło w bezruchu. Gdy otworzyła oczy, ujrzała przed sobą ogromne, lazurowe jezioro, otoczone przez niezliczone ilości drzew i krzewów. Jednak najbardziej urzekł ją widok tysięcy gwiazd, pokrywających nocne niebo.
Nagle poczuła, że coś chwyta ją za gardło, a następnie gwałtownie podnosi do góry, odwracając przy okazji jej głowę. Dziewczyna odruchowo złapała ogromną dłoń, która odbierała jej możliwość pobrania tlenu. Obraz przed jej oczami zaczął się rozmywać, jednak widziała, że czarnoskóry łowca wykrzywia się w nienaturalnym uśmiechu. Potem poczuła już tylko przerażający ból, gdy jej ciało zostało przebite na wylot przez stalowe ostrze. Strużka szkarłatnej cieczy wypłynęła gwałtownie z jej ust, mieszając się przy tym z ogromnymi łzami. Łowca rzucił ciałem dziewczyny niczym szmacianą lalką, po czym zniknął w leśnych gęstwinach. Białowłosa czuła, jak uchodzi z niej życie. Gdy po raz ostatni spojrzała przed siebie, zobaczyła, że burgundowa ciecz pokryła taflę jeziora, przez co odbijający się w niej księżyc przybrał krwistą barwę..
---
Pandora zerwała się z przeraźliwym wrzaskiem, który rozniósł się po jaskini niczym echo, budząc przy okazji leżącego nieopodal atramentowego basiora. Towarzysz oszołomionej wadery momentalnie znalazł się przy niej, próbując poznać przyczynę całego zajścia oraz dodać jej otuchy.
- Pandoro? Co się stało? Wszystko w porządku? Dla.. Dlaczego płaczesz? - basior z nieukrywanym szokiem wpatrywał się w krystaliczny potok łez spływający po policzkach wilczycy. Najwidoczniej był to dla niego niecodzienny widok, patrząc na to, iż Pandora jeszcze nigdy nie pozwoliła sobie na okazywanie słabości w jego obecności. Gwałtowny napływ emocji sprawił, że bez zastanowienia opowiedziała mu treść swojego snu, a raczej wizji.
- ...To wszystko wydawało się niesamowicie realistyczne.. Do tego stopnia, iż myślałam, że właśnie umieram - jęknęła, chwytając się za serce, które kilka minut temu zostało przebite stalowym ostrzem. A przynajmniej takie miała wrażenie.
- Spokojnie, to był tylko zły sen. Nie przejmuj się - wilczur posłał jej troskliwy uśmiech, po czym delikatnie poklepał ją po łopatce.
- Nie! Nic nie rozumiesz.. To.. To nie był jakiś tam sen! To było coś, z czym prędzej czy później trzeba się zmierzyć - wilczyca wbiła otępiały wzrok w kamienną posadzkę, próbując poukładać natłok chaotycznych myśli.
- Masz rację, chyba faktycznie nie rozumiem. Mimo tego uważam, że nie powinnaś brać tego aż tak do siebie - po tych słowach basior przeciągle ziewnął, a następnie schował pysk pomiędzy łapami, uprzednio położywszy się obok ciemnej towarzyszki.
Gdy promienie porannego słońca zaczęły zalewać wnętrze jaskini, towarzysze wyruszyli w dalszą podróż. Od miejsca docelowego dzieliły ich dwa dni drogi. Wadera z niepokojem zerknęła na malujące się przed nimi górskie szczyty. Krajobraz coraz bardziej piął się do góry, jakby próbując dosięgnąć obłoki znajdujące się na złocistym niebie. Z pozoru piękna, malownicza sceneria przyprawiała wilczycę o nieprzyjemne dreszcze. Za każdym razem, gdy zamykała oczy, miała przed sobą skąpane w blasku księżyca zbocza oraz ogromne, lazurowe jezioro. Gdy je otwierała, wszystko wracało do normy, jednak lęk w jej sercu rósł z każdą chwilą. Miała wrażenie, że zaraz upadnie z przejęcia lub zapomni jak się oddycha. Jednocześnie żywiła urazę do samej siebie, karcąc się przy okazji za uleganie strachowi. Była wojowniczką, której nie przystało obawiać się śmierci. Do tej pory nigdy nie myślała o tym, jak będzie wyglądał jej koniec. Parła przed siebie i pokonywała wszelkie przeciwności losu. Jednak zeszłej nocy coś się zmieniło - pękła jakaś bariera, która utrzymywała ją w ryzach. Czuła, że w kryzysowym momencie po prostu rozsypie się jak karciany domek, a przede wszystkim bała się, że nastąpi to przed wykonaniem misji. Misji, która miała być zwieńczeniem jej długiej podróży. Wilczyca nie wiedziała, co dokładnie ją czeka w przyszłości, jednak była pewna, że mimo wszystko wykona swój cel. Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką przyjdzie jej wykonać za życia. Na tę myśl uśmiechnęła się pod nosem, biorąc głęboki wdech rześkiego powietrza. Następnie zerknęła przelotnie na atramentowego wilka, który lekkim krokiem kłusował u jej boku. W głębi serca cieszyła się, że ma jakiekolwiek towarzystwo. Ponadto dzięki drobnemu basiorowi mogła na nowo uczyć się moralności i życia w stadzie, za co była mu w pewnym sensie wdzięczna. Chcąc nie chcąc, Delta stawał się jej coraz bliższy, co sama Pandora musiała w końcu zaakceptować. Nie była pewna, czy jej się to uda, jednak nie mogła wyzbyć się uczucia ulgi i szczęścia, które pojawiało się w jej wnętrzu na myśl o wspólnej wyprawie. Czekały ich dwa dni uciążliwej przeprawy przez górskie tereny, które miały rozstrzygnąć, czy uda im się wypełnić własne misje..
< Delto? Wybacz, że musiałeś tyle czekać ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz