piątek, 18 czerwca 2021

Od Yira - "Kryształowe skrzydła motyla ranią tyle, co miecz" cz.2

Mijały kolejne dni, tygodnie, Yir nie mógł nie zauważyć postępujących zmian. Było coraz gorzej. Często widział te puste, bezmyślne oczy, słyszał pytania, jakich żaden dorosły wilk by nie zadawał. Paki się kończył i nie można było nic z tym zrobić. Nadchodził koniec.

Ta myśl przerażała w niepojęty sposób. Chyba mało kto musi oglądać, jak jego miłość, partner, z którym miał spędzić całe życie, powoli odchodzi w zapomnienie. Znika ze świata, choć jego ciało wciąż jest obecne, a serce zdrowo bije. Jedyny problem istnieje w świadomości, która wyraźnie gdzieś ucieka i pewnego dnia po prostu nie wróci do miejsca, gdzie powinna być. Do głowy Paksa. To będzie śmierć bez śmierci, odejście na drugą stronę koła życia, a jednocześnie pozostanie na miejscu. Czy mógł istnieć gorszy los?

Chociaż to nie Paketenshika będzie cierpiał w tym rozstaniu. A może będzie? I to jeszcze bardziej niż Yir? Przyszłość jawiła się naprawdę niepewnie...

Kolejna nieprzespana noc spędzona na osamotnionej, oderwanej od świata polanie. Gwiazdy migotały nad czubkami drzew, szyderczo drwiąc z osamotnionego basiora. Jesteś do niczego, śmiały się. Nie potrafisz obronić nawet swojego chłopaka. Nie chciałeś nawet wziąć ślubu! Zostaniesz sam i nikomu nie będzie ciebie żal!

Ślub stanowił jedną z głównych myśli, jakie zakrzątały głowę atramentowego wilka. Tak, zwlekali z tym ślubem, i to już od dawna, a teraz złośliwy wszechświat całkowicie odbierał im szansę na związanie się tą więzią. Szydził tak samo jak gwiazdy, wytykał palcem. Huczał, by można go było usłyszeć, choć tak naprawdę Yir nie był w stanie zrozumieć niczego innego.

Baliście się. A teraz wasz strach obróci się przeciwko wam i nigdy nie nadarzy się okazja.

Właśnie, że nadarzy.

O czym ty mówisz?

Patrz i podziwiaj.

Yir podniósł się na nogi i gdy jutrzenka powoli wtapiała się w nocne niebo, wreszcie po całej nocy przesiadywania na zimnej ziemi, w pokrytej rosą trawie, udał się do nory, którą z takim namaszczeniem nazywał domem. Miał sprawę do załatwienia i żaden cholerny kosmos ani Los, ani jego brat Przeznaczenie mu w tym nie przeszkodzą, choćby stawali na łbach.

<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz