Gdy sprawy nieoczekiwanie zaczęły wymykać się spod kontroli, zerwałem się na równe nogi i na drżących łapach zacząłem krążyć wokół omdlałej Ciri, chcąc w jakiś sposób okazać swoje zaniepokojenie, a jednocześnie nie bardzo wiedząc, co zrobić. Domino przez dłuższą chwilę cierpliwie znosiła moje dreptanie po swoim miejscu pracy, lecz finalnie delikatnie zasugerowała mi, bym poczekał na zewnątrz.
- Rozumiemy twoje zdenerwowanie, wasze zdenerwowanie - dodała Flora, spokojnie, jakby miała okazję odbierać poród z komplikacjami co najmniej kilka razy w tygodniu - ale niczego nie przyspieszysz. Musimy teraz skupić się na... Ciri.
Widziałem, że mimo wzorowego opanowania, sama była spięta i zaniepokojona nagłym pogorszeniem stanu swojej pacjentki. Zacisnąłem zęby, ale powstrzymując zbierającą się w pysku odpowiedź, postanowiłem postąpić zgodnie z jej poleceniem.
Kawka, 15:06
Zanim jeszcze opuściłem jaskinię, dosłyszałem radosny głos Domino.
- Mamy pierwsze! Dziewczynka, cała i zdrowa!
Poczułem w brzuchu przyjemne ukłucie. Miałem ochotę zatrzymać się w wyjściu, ale nie chcąc robić więcej zamieszania niż było potrzeba, tylko obejrzałem się przez ramię. Szczenię, przynajmniej według tego, co udało mi się dostrzec, wyglądało jak wymięta rękawiczka. Było całe mokre, piszczało i nadal leżało do połowy w przeźroczystym worku. Jego złota sierść pokryta była krwistymi plamami.
- Wygląda na to, że wszystko będzie dobrze! - zawołała Domino, widząc, że zawahałem się przy wyjściu. Zmarszczyłem nos i wyszedłem, czując się wyproszony.
Cyklamen, 15:10
- Jest, jest drugie! - z groty dobiegł radosny głos. - Słyszysz mnie, Ciri? Będzie dobrze!
Leżąc pod jaskinią, niedbale machnąłem ogonem.
- Chłopiec, to chłopiec - dosłyszałem jeszcze, zanim głosy w jaskini zamieniły się w jednolity szmer skupienia.
Kenai, 15:12
Kolejne odgłosy radości dobiegły do moich uszu, ledwie tylko medyczki skończyły ogłaszać światu narodziny drugiego.
- Mamy trzecie! To... też chłopiec!
Liczyłem w pamięci. A więc mamy już dwóch i dziewczynkę.
Przeciągnąłem się na swoim miejscu. Słońce grzało wyjątkowo przyjemnie, gdy jego światło odbijało się od ściany jaskini i z każdej strony padało na sierść.
Irys, 15:17
Ponowny sygnał radości dał mi znać, że właśnie urodził się nam kolejny chłopiec. Postukałem pazurami w ziemię.
Kanna, 15:27
Tym razem przerwa była nieco dłuższa. Zaczynałem już się niepokoić i zastanawiać, czy nie pojawiły się jakieś dodatkowe komplikacje. Nieoczekiwanie jednak doczekałem się kolejnej, radosnej nowiny.
- Dziewczynka!
A więc mamy już przynajmniej dwie, pomyślałem. I coś zmusiło mnie, bym powstał i chociaż na chwilę zajrzał do jaskini, z której wydobywała się gromada pisków, każdy wydawany przez inne, małe gardło. Widok nie był piękny, dzieci z daleka przypominały stado mokrych gąsienic, ale radość medyczek była szczera, po czym wywnioskowałem, że wszystkie są we w miarę dobrym stanie.
15:40
Tym razem Ciri męczyła się wyjątkowo długo. Chociaż mieliśmy już pokaźne stadko, cały czas obawiałem się, co będzie dalej, a niepokoju dodawała świadomość, że jedno z naszych szczeniąt jest już martwe.
- Chłopiec! Znowu chłopiec! - zawołała Flora, na co odetchnąłem głęboko.
15:43
Tak jak zapowiedziała główna medyk, ostatnie szczenię opuściło łono matki nieżywe. Jednak nie przyćmiło to mojej satysfakcji z pozostałej szóstki, żywej i zdrowej.
Gdy w końcu pozwolono mi wejść do groty, by uczestniczyć w uroczystości powitania na świecie nowych, małych wilków, objąłem wzrokiem gromadkę.
- Jak się czujesz? - szepnąłem do matki. - Trzeba im nadać jakieś imiona.
- Później. Trochę później, jak wrócimy do domu, dobrze? - wymamrotała, przymykając oczy.
- Ach, jesteś zmęczona. Rozumiem. - Przysiadłem obok niej, nie bardzo wiedząc, co robić.
Do wieczora siedzieliśmy w jaskini medycznej. Kilka razy pytałem medyczki, kiedy w końcu będę mógł zabrać Ciri do siebie, ale po trzecim tego typu pytaniu, zostałem bardzo stanowczo pouczony przez Domino. Od tej pory nie odzywałem się już do nich ani słowem, a jedynie siedziałem przed wejściem i czekałem, aż moja partnerka wypocznie należycie.
Kilka godzin po porodzie, z jaskini wyjrzała Flora. Zmierzyłem ją spojrzeniem, z jednej strony chodnym, z drugiej, skrycie zaciekawionym.
- Jedno ze szczeniąt niestety nie przeżyło - wyznała delikatnie.
- Wadera, czy basior? - zapytałem szybko, w myślach zastanawiając się nad potencjalnymi konsekwencjami dla naszej rodziny.
- Basiorek. A więc została wam piątka.
< Ciri? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz