wtorek, 5 grudnia 2023
Od Admirała - „Rdzeń. Po równi pochyłej”, cz. 5.4
czwartek, 28 lipca 2022
Od Ciri CD Admirała - „Taniec z Aniołami. Rdzeń” [cz. 5.2]
Zawiodłam ich. Starałam się jak mogłam ale i tak zawiodłam. I choć moje serce było rozdarte od dnia przejścia na stronę Admirała, to nadal czułam się wewnętrznie tą Chabrową wilczycą sprzed lat. Która zabiegała o uwagę wszystkich… którą wszyscy uwielbiali i wzajemnie.
Co się ze mną
stało?
Miłość choć
cudowna i piękna, była dla mnie jednocześnie zabójcza i ograniczająca. Nie
mogłam być sobą. Nie mogłam nawet z nikim rozmawiać oprócz Admirała.
Ostatnio
uśmiechnęłam się lekko do jednego z jego pachołków, który ewidentnie miał
gorszy dzień, a wywody Admirała tylko go pogorszyły. Myślałam, że mój ukochany
tego nie widział, ale jak tylko znaleźliśmy się w głuchych ścianach jaskini,
spojrzał na mnie z niewypowiedzianą obelgą. Nie ufał mi.
I słusznie.
Jednak nie
zmieniało to faktu, że czułam się zamknięta i tłamszona. Moja miłość byłą
szczera i ślepa. Kiedyś. Możliwe że gdyby nie okoliczności, nadal byłabym tą
głupią waderą sprzed wojny. Sprzed śmierci mojej matki. Sprzed śmierci Mundusa.
Jednak teraz już nic nie było takie jak powinno.
---
Weszłam do
ciemnego pomieszczenia, stąpając bezgłośnie po kamienno-piaskowej posadzce.
Miałam szczęście, że zdarzyło mi się być tutaj na tyle długo bym była w stanie odnaleźć
właściwe łoże bez niepotrzebnego hałasu.
- Nie powinno
cie tu być. – powiedziała cicho otwierając oczy w momencie jak pojawiłam się
przed jej pyskiem. Wstała lekko, opierając ciężar na jednej z łap, prawie
niezauważalnie rozglądając się na boki. Martwiła się, choć pewnie tylko ja
byłam w stanie to zauważyć.
- Tak mi
przykro… - szepnęłam łamiącym się głosem – Nie wiedziałam, on mi nic nie mówi,
musiał to z nią uzgodnić gdy…
- Ciii… -
Nymeria spojrzała na mnie z dezaprobatą. – Nic nie mów. – po czym ściągnęła
brwi, a ja poczułam lekkie muśnięcie w myśli. Chwile potem w mojej głowie
rozległ się jej głos. Głos, który kiedyś słyszałam codziennie.
- Jaka ona? Z kim uzgadniał?
- No z Kawką. – gdy zobaczyłam ściągnięcie brwi na pysku
Nymerii, dodałam szybko - Myślałam, że
już wiecie… rozmawiali dzisiaj, on jej zaproponował współpracę bo po tym co się
stało boi się do was wrócić. Myślałam, że ją wyrzuciliście i dlatego przyjęła
jego propozycję.
Cisza która
nastała po moich słowach, była prawie namacalna. Nymeria westchnęła ciężko i
łapiąc się za pozszywany brzuch, z powrotem położyła się na boku
- Idź już. Niedługo przyniosą szczeniaki na
karmienie. Lepiej, żeby nikt cię nie zobaczył… i nie wyczuł.
Kiwnęłam głową
i pokazałam jej małą fiolkę, która zawsze miałam przy sobie odkąd mi ją dała.
Zawierała olej z drzewa herbacianego, który oprócz właściwości zdrowotnych,
niwelował też mocne zapachy, zostawiając za sobą jedynie świeżą ziołową aurę…
co w jaskini medycznej raczej nie sprawiało problemu. Nymeria opowiadała mi, że
wynajęła kiedyś podróżującą rublię, poznaną dawno temu jak była jeszcze
szczeniakiem, i poprosiła ją o sprowadzenie podobnego specyfiku zza morza. Nie
do końca o takie coś jej chodziło, ale były momenty kiedy olejek zdecydowanie
spełniał swoje zadanie.
Odwróciłam się
by wyjść, gdy w mojej głowie pojawił się obraz, który wręcz poczułam na całym
swoim ciele. Spojrzałam na przyjaciółkę,w jej lśniące w ciemności
oczy. Obraz przedstawiał mnie i ją, gdy obejmowała mnie próbując uspokoić
kolejny atak paniki, które nie ustępowały odkąd moja matka umarła. Tuliła mnie
tak noc w noc a w gorszych chwilach i za dnia. To dlatego w tamtym okresie
Nymeria praktycznie ze mną zamieszkała. Teraz już radziłam sobie z nimi sama,
wiedziałam jak je dostrzegać zanim będą widoczne i jak skrócić je do minimum.
Jednak gdyby nie pomoc Nymerii, możliwe że nigdy nie wyszłabym z tamtej
przeklętej jaskini w górach.
Uśmiechnęłam
się smutno i wybiegłam szybko z jaskini, nie chcąc by płacz lub kolejny atak
spowodowały moje wykrycie. Wracając do Admirała, musiałam zatrzymać się przy
polanie życia, by uspokoić kołatające serce i oddech.
To nie był
pierwszy raz gdy wymykałam się ją zobaczyć… jednak na pewno pierwszy raz po tak
wielkiej porażce z mojej strony.
Już niedługo. To już niedługo się skończy.
piątek, 4 lutego 2022
Od Admirała CD Ciri - „Rdzeń. Taniec z Aniołami”, cz. 5
sobota, 29 stycznia 2022
Od Ciri - "Taniec z Aniołami"
No dobrze, udało mi się trochę nadrobić wam co się u mnie działo. Czas na wydarzenia… około teraźniejsze.
Gdy wróciłam na
naszą… moją górę, było już jakiś czas po południu. Pomimo zimna, słońce pięknie
wpadało przez wejście do jaskini, oświetlając jego wnętrze. Uśmiechnęłam się
lekko, pomimo łez majaczących w kącikach moich oczu od początku mojej drogi
powrotnej. Może chociaż słońce mi dzisiaj potowarzyszy. Ejj, ja Ci
potowarzyszę! I ja!
Nie wiedziałam kiedy wróci Nymeria, a to oznaczało, że musiałam czekać nie
wiadomo ile w samotności. Haloo.. słyszysz nas? Myślałam
o spacerze, jednak myśl o wpadnięciu na kogoś po tak długim czasie separacji,
przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Bałam się wrócić do życia. Do życia
bez niego u mojego boku. Do życia jako samo decydująca o sobie istota. Pomożemy
Ci. Możemy podjąć kilka decyzji za Ciebie!
Usiadłam w
słońcu, we wnętrzu jaskini. Zamknęłam oczy i z błogą miną rozkoszowałam się
ciepłem na futrze. Brakowało mi wiosny. Może wiosna zdoła to wszystko naprawić?
Na pewno wszystko wróci do normy. Admirał pójdzie po rozum do głowy, Ta, pójdzie… Nymeria powie mi tylko tyle, że tatuś ma wiele
na głowie, Raczej, że ma cię dość. a Szkło… Szkło znowu
mnie pokocha tak jak kiedyś. Ja tam nie wiem czy ktokolwiek
mógłby Cię jeszcze kiedyś pokochać. Nie zwrócimy życia matce i
Mundusowi A byliby tacy co by próbowali… czemu ty nie spróbujesz? Nie kochałaś jej na tyle?
ale możemy żyć szczęśliwie, żeby oni mogli patrzeć na nas (gdziekolwiek
teraz się znajdowali) i nie mieć wyrzutów sumienia, że nas opuścili. Chyba żebyś ty nie miała wyrzutów sumienia, że cieszysz się ze śmierci
matki.
Stop. Stop. Nie
potrzebuje was!
- Idźcie precz!
– krzyknęłam z grymasem na pysku. Promienie słońca już nie dawały mi tej
chwilowej radości. Głosy zabrały ostatnie jej wstążki. Ja nic nie…
- DOOOŚĆ! – I
cisza. Nastała cisza. W uszach poczułam tylko dudnienie od własnego głosu odbijającego
się od ścian. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie na długo. Po kilku minutach stania
w ciszy i oddychaniu w celu uspokojenia, poczułam go. Jego zapach wpadł do
środka moich nozdrzy i ponownie omotał mój umysł, jedynie swoją obecnością.
- Ciri! – Nie,
to niemożliwe. Nie przyszedłby tu. To znowu mój umysł płata jakieś dziwne
figle. Zadziwię cię. Wcale go nie potrzebuje do życia, perfekcyjnie poradzę
sobie bez niego. A może nawet lepiej poradzę sobie bez niego. Przegryzłam mocno
policzek chcąc, żeby zapach i dźwięk zniknął z mojego umysłu.
- Ciri! – głos
się powtórzył. – Wiesz, doszedłem do wniosku, że nadszedł czas. Porozmawiamy?
Nie, nie,
proszę przestań już. Odwróciłam się w stronę głosu mając nadzieję, że zobaczę
tam tylko pustkę, choć może powinnam mieć nadzieję na coś innego. W końcu
pustka oznaczałaby, że faktycznie oszalałam. Wbrew wszystkiemu co działo się w
moim życiu, dalej chciałam wierzyć, że nie byłam… inna.
Moje oczy
zobaczyły rudobrązowe futro nim w pełni odwróciłam do niego łeb. Nie byłam
zdziwiona, szczęśliwa, smutna czy zawiedziona. Chyba byłam…
- Nie, Admirał.
- …pusta.
- Bo? – zaczął
się zbliżać. Coraz bardziej i bardziej, a mój nadzwyczajny spokój zaczął
ustępować miejsca przyspieszonemu oddechowi i szybko bijącemu sercu. Delikatnie
i powoli wzięłam głęboki oddech, pozwalając dobrze mi znanemu zapachowi
wypełnić całej moje płuca. Czułam się jakbym właśnie decydowała się, po
miesiącach czystości, przyjąć ponownie narkotyk, którego obiecywałam sobie
więcej nie zażywać. Jego pysk zatrzymał się tuż przy moim uchu. Zastrzegłam
nimi, niemal w akcie odruchu.
- Posłuchaj,
Ciri. Mam teraz ważne zadanie, to zmieni nasze życie, tylko nie wygłupiaj się
już więcej. Poczekaj jeszcze tydzień, może kilka tygodni. Zobaczysz... wszystko
się zmieni.
Niepełna
obietnica wypowiedziana szeptem by nikt inny jej nie przechwycił. Jednak on
musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, że Nymeria albo ktokolwiek kto przyjdzie mnie
odwiedzić wyczuje jego zapach.
- Odejdź. –
powiedziałam wypuszczając jednocześnie powietrze z płuc. Dzisiejsza dawka
została oddelegowana. Na razie. Basior odsunął się, prawdopodobnie by spojrzeć
mi prosto w oczy. Przykro mi, Admirale. Dzisiaj nie zobaczysz w nich nic więcej
niż ból i obojętność.
- Zrobiłeś co
zrobiłeś. To była Twoja decyzja, jednak mnie w to nie mieszaj. – powiedziałam
nie odwracając od niego wzroku. Nie śmiał się nawet kryć zdziwienia. Sama byłam
zdziwiona, najwidoczniej nasza rozłąka zmieniła mnie jednak bardziej niż
sądziłam. A może to tylko ostatnie wydarzenia?
- Przecież
nigdy nie lubiłaś Mundusa! Sama pewnie chciałaś go zabić nie raz.
- Chcieć a to
zrobić to dwie różne rzeczy. Robisz jakąś vendette, w moim imieniu? Kogo
chciałam się pozbyć, ty się pozbywasz? Z moją matką było tak samo!? – nie
mogłam już powstrzymać drżenia głosu w ostatnim zdaniu.
- Co z Twoją
matką? Przecież ona nie ma z tym nic wspólnego. – prawie uwierzyłam w jego
zakłopotanie i niewiedze na temat tego co się stało. Prawie.
- Nic? To
dlaczego gryzie grunt od spodu tak samo jak Mundus!? – Łzy wielkimi kroplami
zaczęły skapywać na kamień pod moimi stopami.
- Ja nie… -
zaczął niewinnie. – Obiecuje Ci, że nie mam z tym nic wspólnego! Przecież nie
mógłbym zabić Kary.
- Gówno mnie
obchodzą Twoje obietnice. Przestałam być na każde Twoje zawołanie, a swoimi
czynami zaprzepaściłeś mój powrót zanim zaczęłam myśleć o tym czy jest on w
ogóle możliwy. Radź sobie sam.
- Jasne… możesz
mi nie wierzyć. W dupie to mam. – basior już kierował się do wyjścia, jednak
przystanął przy wejściu do jaskini i rzucił jeszcze:
- Jakbyś
przejrzała na oczy i zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.
Wiedziałam.
Niedoczekanie Twoje.
---
- Admirał tu
był? – powiedziała od razu po powrocie Nymeria. Jej nozdrza rozszerzały się i
zmniejszały gdy w z grymasem na pysku węszyła nowy trop. Był już późny wieczór,
ale zapach Admirała, pomimo upłyniętych godzin, nadal był mocny.
- Był. –
siedziałam w tym samym miejscu, w którym mnie zostawił. Z pozoru spokojna, we
wnętrzu jednak dymiąc pozostałością ostatnich wydarzeń. A to nie był ich
koniec. Karuzela wspaniałości była zaledwie w połowie swojej jazdy.
- Po co?
- Jak myślisz? –
sapnęłam. – Chce wrócić. Chce żebym mu zaufała i do niego dołączyła.
- A ty co mu
powiedziałaś? – w oczach przyjaciółki dostrzegłam wahanie. Jej łapy nieznacznie
przesunęły się do tyłu. Jej pozycja była prawie bojowa, ta wadera szykowała się
na coś więcej niż tylko rozmowę.
- Jak myślisz!?
Nie! – warknęłam. – Jak w ogóle możesz o to pytać? Nie wierze mu. Nie wierze w
żadne słowo, nie wierze, że nie zabił mojej matki w swoim zabójczym szale. Nie
ma nikogo kto mógłby to zrobić.
- Dobrze. –
powiedziała i usiadła, względnie spokojniejsza, jednak nadal napięta niczym
struna w gitarze Pakiego. – Mam wiele informacji… ja…
W jej oczach
widziałam niepewność.
- No mów! – nie
miałam już cierpliwości. Nerwy dawno mnie już opuściły. Przynamniej zrobiły to
także niechciane głosy.
- Zostałam
Doradcą alfy.
- Agresta?
- Tak, Agresta.
- No to dostał nagrodę
za nic. Szczęściarz.
- Nie mów tak. –
jęknęła. Jej lojalność względem Agresta była czasem nienormalna. Czego jednak
mogłam się spodziewać, po jej proroczych snach z moim wujkiem w roli głównej? –
To nie wszystko.
Tak, na to
czekałam. Ponownie zobaczyłam nakładające się emocje na jej pysk. Te same co na
plaży.
- Są dowody na
to kto zabił Kare. Jest tylko jedno podejrzenie.
- Kto? Admirał?
– zaśmiałam się… - Wiedziałam, że on! Ten…
- TY, Ciri.
- Słucham?
- To ty.
Właśnie o tym myślał Szkło, jak z tobą rozmawiał. Czy to ty zabiłaś swoją matkę
i jego ukochaną.
- JA? –
spojrzałam na nią z uśmiechem sądząc, że to jakiś nieśmieszny żart. – No powiedz
kto, nie rób mi już tego.
- Ciri, ja nie
żartuje.
Nie wyglądała
jakby żartowała. Nigdy też nie było to jej mocną stroną. Właściwie nie pamiętam
by kiedykolwiek z czegoś zażartowała.
Uważaj na siebie
Spojrzałam na
przyjaciółkę. A może już nie? Przyglądała mi się badawczo, najpewniej szukając
oznak, że to zrobiłam. Że zabiłam Karę.
- Nie zrobiłam
tego. – powiedziałam z oczami wbitymi w podłogę. Dlaczego ktoś… Nie zrobiła
tego prawda?
- Wiem, Ciri.
Na pewno nie świadomie.
Oh, cóż za cierpienie.
- Co to ma
znaczyć nie świadomie? – warknęłam i spojrzałam na nią gwałtownie. Nymeria, mimo
że przewyższająca mnie wielkością, odsunęła się nieznacznie widząc ten wybuch.
Wybełkotałam przeprosiny i spojrzałam znów w podłogę. Nie, nie. To na pewno nie
ja. Wiedziałabym.
- Wiem, że byś
tego nie zrobiła. Jednak ostatnio nie byłaś sobą. – Nymeria podeszła do mnie
powoli, stawiając każdy krok lekko i cicho, jednocześnie przypatrywała mi się
bacznie jakby mogła w każdej chwili rzucić się do ucieczki przede mną. Jej łapy
owinęły się wokół mnie, ale nie dawały mi ciepła. Nic nie dawało. Nie byłam ani
ciepła, ani zimna. Byłam pusta.
Wilczyca mówiła
prawdę. Zdarzało mi się, że czegoś nie pamiętałam. Miałam luki w pamięci, ale
nie aż takie by kogoś zabić. TO NIE BYŁAM JA. Tak jak niczego innego nie byłam pewna… to na pewno nie
zabiłam swojej mamy. Niezależnie od tego jak napięte stosunki między nami
panowały i jak bardzo jej momentami nienawidziłam.
- Nie jestem w
stanie nic zrobić, Ciri. Szkło też nie. Na razie odciąga śledztwo od skutku,
ale nie będzie mógł robić tego w nieskończoność. O ile nie znajdą innego
sprawcy, albo nie znajdziemy dla ciebie sinego alibi to… będziesz musiała…
- Co
proponujesz? – zapytałam stanowczo wstając i oswobadzając się z jej objęć. Nie potrzebowałam
jej współczucia. Zwłaszcza, że widziałam jej nieufność. Chciała wierzyć, że
tego nie zrobiłam, ale nie mogła tego zagwarantować. Mnie Admirał zawiódł...
- No co
proponujesz? – ponowiłam pytanie patrząc na nią i przerywając ciszę po własnym
pytaniu. – Wiem, że zawsze masz ułożony plan na takie sytuacje.
- Mogłabym
przejrzeć twoje wspomnienia i myśli. Znaleźć dowód, że tego nie zrobiłaś.
Znaleźć Ci alibi. Każdy wie, że nie złożyłabym fałszywego przyrzeczenia. Pokaże
im, że tego nie zrobiłaś.
- Chcesz… wejść
do mojej głowy.
- Muszę.
Inaczej mogą Cię nawet za to zabić.
- Zabić!?
- Prawo się
zmieniło. Mamy stan wyjątkowy, praktycznie wojnę domową.
Każdy chce być moim wrogiem.
Nie może tu
zajrzeć. Nie może. Nikt nie wie, nikt nie zna. MNIE! I mnie! CISZA! Zamachałam
głową, odrzucając myśli i głosy. Nikt nie może wiedzieć.
- Ciri? –
spojrzała na mnie z litością.
- Nie zrobię
tego.
- Słucham?
- Nie pozwolę
Ci. Nie możesz wejść do mojej głowy.
- Ale Ciri,
jeżeli nie dam im czego chcą, oni…
- To niech to
zrobią! Niech mnie zabiją! Nie będę pierwszą ofiarą tego całego cyrku i
najpewniej nie ostatnią. – Emocje zaczęły się ze mnie wylewać. W oczach
pojawiły się łzy. Nie chciałam umierać. Nie mogłam jednak… Nymeria nie mogła
zobaczyć kim, czym tak naprawdę byłam.
- Słuchaj. –
wilczyca wstała zrezygnowana. – Nie zmuszę Cię. Pamiętaj jednak jedno. Jestem Doradcą
Alfy i moja lojalność stoi teraz tylko i wyłącznie po stronie watahy. Jeżeli
przyjdzie mi wybierać… Nie będę mogła wybrać Ciebie.
- Nie proszę
Cię o to. – szepnęłam nawet na nią nie patrząc.
- Wrócę jutro. Na
razie śledztwo jest oddalone. Mamy jeszcze czas.
I wyszła w noc.
---
Budzę się na dźwięk ciszy, która pozwala moim
myślą biegać dookoła.
Z uchem przy podłodze szukam, aby poznać historie,
które zostały opowiedziane,
Kiedy stałam tyłem do świata, który uśmiechał
się, gdy się odwracałam.
Mój pysk powoli
podnosi się z ziemi. Zasnęłam choć bardzo niespokojnym i krótkim snem.
Wydarzenia minionego dnia przeleciały pomiędzy moimi oczami. Wdech. Wydech.
Wdech… zapach Admirała zagrał w moim nosie, docierając do najdalszych zakątków
mojego ciała. Wydech.
Mówili, że jesteś najlepsza.
Jednak, gdy się odwrócisz, znienawidzą Cię.
Oh, cóż za cierpienie.
Każdy chce być moim wrogiem.
Oszczędźcie mi współczucia.
Każdy chce być moim wrogiem.
Uważaj na siebie.
Moim wrogiem.
Uważaj na siebie.
Ale jestem gotowa.
Jak mogą
myśleć, że to zrobiłam? Przypuszczać, że mogłabym tego dokonać? Tak haniebnego,
tak nieprawego czynu. Mogłam być określona wieloma rzeczownikami. Nie byłam
jednak mordercą.
Nie miałam
wyjścia. Byłam na rozdrożu, a decyzja musiała być podjęta już dziś. Mogłam
wrócić do uzależnienia… lub pokazać własne słabości każdemu w watasze. Nie było
też wiadome, że Nymeria znajdzie w moim umyśle to, czego tak potrzebowała. Jeśli
tutaj jestem chaosem, to tam jestem czarną dziurą. Nie miałam zamiaru
ryzykować, nie będę żyć tutaj pod cieniem zbrodni, której nie popełniłam. Tym
bardziej, że tutaj to życie mogło być nadzwyczaj krótkie.
Wyprzyj się tego.
Przysięgam, że nigdy nie będę święta. Nie ma
mowy.
Mój wrogu.
Wyprzyj się tego!
Przysięgam, że nigdy nie będę święta.
Uważaj na siebie.
Nie miałam
wiele. Właściwie ta jaskinia jako jedyna mogła być uważana za moją własność. Wstałam
więc i bez dalszych rozmyślań wyszłam w chłód panującej zimy. Tak przynajmniej
mówiono. Ja czułam tylko pustkę. Czy tam gdzie zmierzam, zdołają mnie napełnić?
Czy to właściwa droga? Nie, decyzje już podjęłam. Rozwidlenie dróg zmieniło się
już w prostą ścieżkę do celu.
---
Na początku
była pustka. Nie czułam nic więcej. Później w nicości zaczęło pojawiać się
pożądanie. Do gorącego płynu rządzy zaczął dochodzić smak świeżej, ciepłej krwi
o metalicznym smaku. A gdy już myślałam, że naczynie mojego ciała jest pełne,
doszedł do tego strach. Lawirowałam w tych dobrze znanych, ale dawno
zapomnianych uczuciach, czując ciepło drugiego ciała tuż przy moim. Byłam
głupia dając się ponieść, ale jednocześnie jednak kochałam się za to.
Co chwila
spadałam i podnosiłam się z nicości własnego umysłu, jakby to co się działo nie
było jawą. Jakbym właśnie śniła, nie pierwszy raz z resztą. Jakiś czas temu to
właśnie sny były moją jedyną uciechą. Mój własny senny świat, gdzie wszystko
było tak jak trzeba. A teraz majaki stały się rzeczywistością.
Poczułam ucisk
na gardle, z którego po sekundzie wyrwał się zwierzęcy pomruk. Pomruk ukazujący
poddanie, rozkosz i lojalność. Igiełki bólu zaczęły łaskotać mój mózg,
doprowadzając mnie na skraj przepaści. Nie mogłam długo się jej opierać,
ostatecznie pozwoliłam swojemu ciału zanurzyć się w bezkresie spadanie. A on
zanurzył się w nim zaraz za mną.
<Admirał?>
wtorek, 25 stycznia 2022
Od Ciri CD Admirała - "Taniec z Aniołami"
Podobno potrzebujecie streszczenia mojego życia. Ostatnich tygodni, może dni? Nie wiem, wszystko zlewa się w jedną nieprzerwaną całość, trudno mi nawet ustalić kolejność pewnych wydarzeń, dlatego nie denerwujcie się, jeżeli coś będzie pomieszane.
Gdzie powinnam
zacząć?
Rozstanie z
Admirałem, tak to był kluczowy moment, ale o tym już wiecie.
Po rozstaniu
przeszłam w katatonię, przynajmniej tak nazywała to Nymeria, gdy rozmawiała z
Florą albo Szkłem o moim stanie. Słuchałam tylko w głębi jaskini, niczym duch,
niewidoczny, zamknięty, samotny, ale doświadczający wszystkiego co go otacza. W tamtych
chwilach uciekałam gdzieś indziej, Nymeria się mną opiekowała, ale nie rozmawiała
ze mną. Można powiedzieć, że byłam jej za to wdzięczna, choć jednocześnie
czułam się tak zamknięta w sobie, chciałam by ktoś pociągnął mnie za język,
żebym mogła po raz kolejny, możliwe że ostatni, wybuchnąć i wyrzucić z sobie
wszystko co zbierało się od tamtych kilku dni. W końcu ten dzień nadszedł, choć
nie był taki jakiego oczekiwałam. Ale o tym później, dojdziemy do tego.
Akurat
przeżuwałam kęs zająca, przyniesionego wcześniej przez kogoś z polujących.
Nigdy nie zwracałam na nich uwagi, ale wyczułam, że tego dnia wyjątkowo gdzieś
się śpieszył. Puściłam to jednak szybko w niepamięć i patrząc się nadal w pustą
ścianę, z małymi przegrodami na przyrządy Admirała, żułam dzisiejszy posiłek. Puste
przegrody przypominały mi o pustce jaką czułam odkąd się rozstaliśmy. Pustkę,
którą powoli udało mi się zasklepić… może czas przyszedł i na te małe półeczki?
O czym mówiłam? Aaa jedzenie. Jadłam systematycznie od jakiś trzech dni, może
pięciu, ciężko powiedzieć. Jak mówiłam, wtedy wszystko zlewało się w jedno.
W każdym razie
mieliłam mięso w pysku, gdy do jaskini wpadła Nymeria. Spojrzała na mnie
wpierw. Wpatrywała się w stróżkę krwi spływającą po moim pysku. Częściowo była
moja, a częściowo zajęcza. Wnętrze mojego pyska było poharatane z każdej strony, a każde pożywienie rozwierało stare rany które zaczynały powoli sączyć się
metalicznym płynem. Nie pamiętałam o czym powiedziała mi w pierwszej
kolejności, ale pamiętam przerażenie w jej oczach, coś czego nigdy u niej nie
widziałam. Stało się coś czego nie przewidziała, czemu nie mogła nijak zapobiec
i nad czym nie miała kontroli. Język jej się plątał. Przerywała zdania w
połowie jakby szukała odpowiednich słów by mi wszystko przekazać. Nigdy jej
takiej nie widziałam. Admirał, Agrest, Kara, Mundus, Szkło... Imiona zaczęły
zlewać się ze sobą nawzajem. Nie rozumiałam wszystkiego, ale nie musiałam. Wystarczyło,
że zrozumiałam ogół.
- Admirał. On.
Mundus. Mundus nie żyje.
Westchnęła
ciężko, jej oczy choć niespokojne, nie miały nawet cienia łez. Mundus? Właściwie nie powinnam po nim płakać i z pewnością nie będę. Czułam jednak, że takie wydarzenie, zmieni wiele dla Watahy Srebrnego Chabra.
- Admirał go
zabił. Zamordował Mundusa.
Coś takiego powiedziała.
W którymś momencie, albo przed, albo po. A więc nie wydarzenie... a zbrodnia. Poczyniona łapami mojego ukochanego. Znaczy się, byłego ukochanego rzecz jasna.
- Agrest, nie
nieważne Agrest. Szkło. On jest załamany. Kara, Kara też została zamordowana.
Zaćmienie.
Lekkie, ale jednak. Mroczki zasłoniły mi cały obraz. Mama? Ta sama, która się mnie wyrzekła, jednak... dlaczego poczułam ukłucie w sercu? Tak niepotrzebne i niechciane. Gdy odzyskałam wzrok i mgła opuściła moje oczy,
Nymerii już nie było. W pierwszej chwili zastanawiałam się, czy to nie był
tylko sen, ale nie. Jej zapach nadal unosił się w powietrzu. Sięgnęłam pyskiem
do jedzenia i odgryzłam kolejny kęs. Czy powinnam być smutna? Przerażona? Tego
nie wiedziałam, ale w tamtej chwili wiedziałam, że muszę jeść.
---
Wszystko
dochodziło do mnie powoli. Z godziny na godzinę, w mojej głowie zaczynał
panować coraz większy chaos. Myślałam, że przez ostatnie dni, udało mi się już dojść
chociaż do porządku z własnymi myślami, ale już nie. Nymeria wróciła w środku
nocy. Zdarzało się, że spała razem ze mną w jaskini i dzisiaj była właśnie taka
noc.
- Opowiedz mi
wszystko. Po kolei. – powiedziałam gdy usiadła przede mną. Tym razem już
spokojna, bez przerażenia i roztrzepania w oczach.
- Przyszli. Po
raz drugi. Admirał zaczął wszystkich podburzać, chciał, żeby Agrest wyszedł z
jaskini i przemówił. Kto wie, czy jakby on nie wyszedł, to…
Wadera zacisnęła
zęby jakby chciała powstrzymać łzy. Jednak jej oczy były idealnie nawilżone,
ani za suche, ani za mokre. Nie, ona nigdy nie płakała. A może? Czy w trakcie mojej rekonwalescencji cos się zmieniło w jej życiu? Czy stałam się tak złą przyjaciółką, że nawet nie wiedziałam co się z nią działo przez ten cały czas? Nie Ciri, nie czas na to.
- Wyszedł
Mundus, a później, gdy krzyki ucichły, Agrest w końcu opuścił jaskinie, a on tam leżał. Cały we krwi. Tyle słyszałam.
A jutro. Jutro musimy iść na plaże. Jest nowy przydział stanowisk. Ogłoszony
został stan wyjątkowy.
Jej myśli nadal
były lekko chaotyczne, ale teraz rozumiałam już więcej.
- A Kara?
- Nie wiem. Coś
jest nie tak. Szkło nic nie mówi, z jednej strony rozumiem, bo trzeba zająć się
watahą. Tylko co jeśli to także Admirał ją zabił? Dlaczego nie wybierze kogoś żeby
przejął od niego śledztwo?
- Admirał by
tego nie zrobił.
- A myślałaś,
że zabiłby Mundusa?
Nie. Nie
myślałam. Milczałam jednak, bo prawda chyba była zbyt bolesna by ją
wypowiedzieć.
- No właśnie. –
nie wiem czy odpowiedziała jej moja cisza, czy może moje myśli. Jednak nie
miało to zbyt dużego znaczenia.
- Pójdziemy
jutro pod koniec, jak będzie już większy spokój, nie chce znaleźć się w tłumie. Jeszcze nie... Przydzielą nam stanowiska, a
ty znajdziesz Tat… Szkło i albo go wypytasz albo przeszukasz jego głowę. –
byłam stanowcza. To nie była propozycja. Musiałam się dowiedzieć, co on wie.
Czemu nie mówi. Musiałam wykluczyć, że to Admirał był w to zamieszany.
- Co?
- No to,
Nymeria. – sapnęłam lekko. – Muszę się dowiedzieć co ukrywa. A wątpię, żeby mi
coś powiedział po tym wszystkim.
- Nie mogę,
Ciri naprawdę nie mogę. Nie wejdę do jego głowy.
- To postaraj
się, żeby sam Ci powiedział.
Tym zdaniem
urwałam naszą rozmowę i położyłam się na posłaniu należącym do Admirała. Już dawno
nim nie pachniało, ale czułam się spokojniejsza po tej stronie. Nymeria nic
więcej nie powiedziała, nie wiem czy była zdziwiona, czy próbowała mnie
zrozumieć. Mało mnie to interesowało. W tamtym momencie zaczęłam wracać do
żywych, choć może z mało altruistycznych pobudek.
---
Od rana w mojej
głowie aż huczało. Dobrze znane mi głosy chciały dojść do sterów, ale nie
dawałam im wygrać. Musiałam jeszcze chociaż chwile pozostać trzeźwą i sobą. Było
jeszcze przed południem gdy dotarłyśmy na plaże. Nie zamieniłyśmy ze sobą ani
słowa i dość szybko się rozdzieliłyśmy. Znalazłam Szkło pierwsza. Okazało się,
że osobiście zajmował się przydziałami nowych stanowisk. Nymeria wkrótce także
znalazła się w kolejce, kilka wilków dalej ode mnie. Przegryzałam coraz mocniej
policzek, rozglądając się cały czas. Z tego co widziałam każdy był niespokojny,
ciągłe rzuty okiem na linie drzew, jakby zaraz mieli stamtąd wybiec napastnicy.
Albo sam Admirał. Kto go tam wie, sama już nie mogłam być pewna do czego on był
zdolny.
Gdy przyszła
moja kolej, spojrzałam na Kawkę, uśmiechnęłam się do niej lekko, a ona do mnie,
zaraz jednak powróciła do swojego smutnego wyglądu. Dawno nie rozmawiałyśmy, najwyraźniej złą matką także byłam.Może miałam to we krwi? Mundus był dla niej… ważny. Nie chciałam wiedzieć co myślała, przez co
przechodziła i jak bardzo teraz kogoś potrzebowała. Musiałam mieć nadzieję, że
znajdzie oparcie w kimś innym. Musiałam zając się sobą. I nim.
- Imię.
- Ciri. – Szkło
gwałtownie podniósł wzrok znad kartki trzymanej przez Kawkę. W kilka sekund
jednak jego oczy przestały krzyczeć przerażeniem i zmieniły się w stonowane i
wręcz… zimne.
- Tak… -
odchrząknął. – Stanowisko?
- Pieśniarz.
- Strażnik. –
powiedział sucho i już na mnie nie spojrzał.
- Tato… -
szepnęłam, gdy poczułam kolejnego wilka niecierpliwie zbliżającego się od moich
pleców.
- Następny! –
krzyknął, zapewne udając, że mnie nie słyszy. Kawka przyglądała się temu z
zaciekawieniem, jednak równie szybko wróciła do zapisywania kolejnych
stanowisk. Nikt nie miał dla mnie czasu. A może nikt nie chciał mieć dla mnie
czasu?
- Tato,
porozmawiajmy. – nie chciałam dać za wygraną. Stanęłam obok starając się
zwrócić jego uwagę.
- Nie mam
czasu. Później. – nadal na mnie nie spojrzał.
- Szkło… -
przysunęłam się bliżej. Potrzebowałam jego pomocy, jego zapewnienia, że
wszystko będzie w porządku, nawet jeśli… Nawet jeśli matka nie żyła.
- Ciri! –
krzyknął, odwracając się do mnie z furią. Patrzyłam na niego, nie wiem czy
bardziej zdziwiona czy przestraszona jego reakcją. Patrzył uparcie w moje oczy,
jakby próbował coś w nich znaleźć. Po kilkunastu sekundach się poddał, zamknął
lekko oczy i odwrócił się z powrotem do kolejki.
- Przepraszam,
idź już. Następny!
Chwile stałam
jak wryta, ale w końcu odzyskując władze w nogach, ruszyłam. Poszłam w
przeciwna stronę, omijając po drodze Nymerię. Patrzyła na mnie z zaciśniętą
szczęką. Coś wiedziała. Coś usłyszała. Tylko dlaczego wyglądało to tak, jakbym
nie chciała poznać tej prawdy, której tak bardzo pragnęłam? Zostało mi teraz
poczekać, aż przyjdzie do jaskini. Nie mogłam tu zostać, czułam się niechciana,
jak intruz na własnej ziemi, kiedyś tak przeze mnie ukochanej. Gdybym chociaż
wiedziała, czym sobie na to zasłużyłam.
CDN
niedziela, 5 grudnia 2021
Od Admirała CD Nymerii - "Taniec z Aniołami"
sobota, 25 września 2021
Od Nymerii CD Admirała - "Taniec z Aniołami"
No więc. Witajcie drodzy czytelnicy. Dzisiejsza historia, a raczej, zaledwie jej część, zostanie poprowadzona, nie przez Ciri, a przeze mnie. Przez jej oddaną przyjaciółką Nymerię. Właściwie nie wiem czy powinnam się tak nazywać, ponieważ nasze stosunki należą do raczej zawiłych i dość przyziemnych jednocześnie. Jak pewnie pamiętacie, moja lekko starsza koleżanka, wykazała się ostatnio wielką odpowiedzialnością i zerwała kontakty z niejakim Admirałem. Ojcem jej dzieci i nie mężem
(Z resztą na
szczęście, jakbyście słyszeli co chciał mi zrobić jak tylko spokojnie obok
niego przechodziłam! Chociaż mam wrażenie że psychopatyczne odchyły
odziedziczył po dziadku Szkle. Tak samo jak Ciri po swoim ojcu Szkle, ale tą
historię już znacie, przechodząc dalej…)
Jeszcze nie
mężem, choć mam głęboką nadzieję, że nigdy nie będzie mu dane nim zostać. W
każdym razie po hucznym rozstaniu, a dlatego hucznym bo nasz kochany Admirał
nie potrafił trzymać jęzora za zębami i niemalże od razu wypaplał wszystko swojemu
synkowi (któremu to raczej poboczna sprawa)… po rozstaniu nastąpiła żałoba. Jak
Matkę swoją kocham wolałabym, żeby to była faktyczna żałoba, ale aleee, Ciri
mnie potrzebowała, dlatego biorąc wolne u naszego największego i
najważniejszego polityka Agresta poświęciłam jej cały swój czas. No wiecie,
plotki, smarki, znowu plotki, trochę więcej plotek i smarków. Nie żebym miała w
tym jakąś przyjemność, broń mnie Matko ma kochana, ale nie była to też dla mnie
kara. A właśnie! A propos Kary.
Kara na wieść o
rozstaniu córki, wręcz oszalała ze szczęścia. Przyszła nawet w odwiedziny do
jaskini, którą aktualnie dzielimy wspólnie z Ciri. Postaram się mniej więcej
wam to przedstawić:
Ruda burza sierści wparowała w nasze skromne
progi cała w skowronkach. Jak nie Kara. Powiecie? Po raz kolejny możemy doświadczyć
cudownej przemiany tej… doświadczonej już przez życie wadery.
- Ciri, kochanie moje. Nie martw się tym zwyrodnialcem,
nie pozwolę by dotknął Cię ponownie choćby opuszkiem.
Ciri cała zapłakana spojrzała na matkę, w
jej głowie pojawił się szereg pytajników i możecie być pewni, że doskonale rozumiałam
co wtedy czuła. Kara nie usłyszała odpowiedzi, ponieważ, gdy naszej kochanej i
biednej Ciri do głowy w końcu doszły wypowiedziane przez matkę słowa… wybuchła
płaczem.
- Ale ja chce, żeby mnie dotykał! –
wrzasnęła lamentując po raz kolejny tego dnia. – Ten żar jaki we mnie rozpalał,
ta namiętność. Ja, ja... – szara waderka wpiła swój pysk w moją pierś i szlochała
cicho, a Kara stanęła bez ruchu z otwartym pyskiem, jakby zapomniała języka w
gębie. I nagle coś mnie uderzyło. Wspomnienie, a raczej krótki przebłysk myśli
tak mocny, że wbił się w mój umysł niczym sopel lodu spadający z rynny na
oblodzoną ziemię.
Ale chwileczkę.
Kim był Levi i dlaczego przedstawiony jest przez tą tracącą zmysły wilczycę w
tak kontrastujących biało-czarnych barwach? No j najważniejsze. Dlaczego
przypomniała sobie o nim przy wzmiance o namiętności? Czy Szkło powinien się
czymś martwić?
No ale wróćmy
do właściwego toru. Kara na wpół szczęśliwa z nieszczęścia córki, na wpół
zagubiona w swoim własnym świecie postanowiła już nas więcej nie odwiedzać.
Przynajmniej na razie. Skłamałabym jakbym powiedziała, że było mi z tego powodu
przykro. Zdecydowanie nie było, a nawet wręcz przeciwnie. Ciri natomiast
niewiele pamiętała z tego dnia, jak i z kilku poprzednich i kilku następnych, i
jestem pewna że pewną część winy ponosiła tutaj donoszona przeze mnie wódka,
czasem rum, albo inny mocny trunek który koił nerwy naszej nie-wdowie. Możecie
mnie teraz szkalować, że jak mogłam to zrobić, ale uwierzcie mi, że innego
wyjścia nie było. Gdyby nie upicie alkoholowe nasza biedna waderka zadźgałaby
się na śmierć, albo postanowiła się zamrozić w górach, albo jakikolwiek inny
pomysł na śmierć jaki by jej mógł przyjść do jej małej główki. Wódka z
pewnością wyciszyła w niej rządzę krwi.
Teraz możecie zapytać:
Dlaczego ona tak lamentuje skoro sama chciała przerwy/rozstania z Admirałem?
Ano niestety nasza Ciri, jest idealnym przykładem współczesnej kobiety, a
zmienność, niesamowicie nagła i szybka, jest jednym z jej ulubionych atrybutów.
Co tu dużo mówić. Inaczej jest myśleć i chcieć rozstania, a inaczej jest tego
dokonać i później żyć ze świadomością popełnionych czynów.
Ten przedziwny
żałobny stan u mojej najdroższej (Wcale nie jedynej! To co mówią brukowce to
kłamstwa!) przyjaciółki, utrzymywał się dokładnie 4 i pół dnia. Tak, Trochę
więcej niż pół tygodnia by ukoić swój ból i zacząć stawać na nogi. Zdecydowanie
widzę w tym moje zbawienne działanie, ale nie martwcie się, nie będę się
zbytnio przechwalać.
A więc nasze
wspaniałe 64% tygodnia wystarczyły by Ciri zaczęła odżywać. Reszty, jak się
domyślacie, dowiecie się następnym razem. Możliwe, że już od naszej głównej
bohaterki historii, choć… Mam cichą nadzieję, że wkrótce za mną zatęsknicie.
Bez całusków i trzymajcie bezpieczną odległość! See ya!
<Admirał?>
środa, 1 września 2021
Od Admirała CD Ciri - "Taniec z Aniołami"
czwartek, 26 sierpnia 2021
Od Ciri CD Admirała - "Taniec z Aniołami"
Chciałam odejść. Naprawdę chciałam, przez kilka godzin mówiłam Nymerii, że to już koniec, że pójdę swoją drogą, albo zostanę tutaj, razem z nią, albo odejdę. Zostawię i ją, i Admirała. Moje serce mówiło jednak co innego. Jeśli tylko możesz, pójdziesz za nim wszędzie. Zawsze będziesz przy nim, nawet jeśli nie z nim. Miłość do niego to był tylko chaos i swego rodzaju artyzm, który on sam łączył w przedziwny i magiczny sposób. Chociaż codziennie czujesz przytłoczenie tym uczuciem, momentami bardziej niż zwykle, nadal wiesz, że zawsze będziesz dla niego. Gdzieś tam będziesz. Tak. Właśnie to mówiło mi serce.
- Cii… mów
teraz ciszej. – zaczęła nagle Nymeria pochylając się do mnie nieznacznie, jakby
nic złego się nie działo. – Są przed nami. Zaraz nas otoczą. Nie znam tych
umysłów, ale jeden poznaje bardzo dobrze…
- Admirał. –
wyszeptałam, a przyjaciółka pokiwała lekko głową.
- Udawaj
zaskoczoną, ale nie stawiaj zbyt dużego oporu. – szepnęła wadera. – Ja usunę
się z pola rażenia. Będę was mieć na oku. – po tych słowach wadera odsunęła się
ode mnie nieznacznie, lekko wyprzedzając ruchy „wroga”.
Tym razem to ja
pokiwałam głową, zgadzając się z planem Nymerii. Później wszystko potoczyło się
bardzo szybko. W ciągu kilku chwil kilka silnych ciał chwyciło mnie i zabrało
od mojej przyjaciółki. Gdzieś w oddali zamajaczył mi Admirał, jednak wszystko
stało się tak chaotyczne, że nie byłam w stanie stwierdzić gdzie właściwie
jestem. Mimo wiedzy o zasadzce, zaskoczenie przyćmiło mój wzrok, a lekki strach
ścisnął moje gardło. Nawet nie poczułam kiedy moje łapy zostały złączone
jakimiś prowizorycznymi więzami. Jaskinia do której zostałam przetransportowana
nie przypominała mi żadnej, którą już znałam. Zapach też nie był znajomy, oprócz
tego jednego, znanego mi bardzo dobrze.
- Admirał. –
szepnęłam cicho, jakby szukając go w ciemności jaskini.
- Nic nie mów. –
usłyszałam obok siebie, a moje serce aż podskoczyło z wrażenia. – Teraz to ja
będę mówił.
I tak się
stało. Słowa wylewały się z niego jak z przepełnionego wiadra i choć z początku
nie miało to żadnego sensu, później udało mi się go odnaleźć.
- Nie mów mi,
że to wszystko na nic. Tyle już razem przeżyliśmy… nie skreślaj nas, przez tą
drobną pomyłkę. Widzę tak wiele opcji dla Ciebie w innych miejscach, widzę
wszystko czym możesz być, tylko nie tutaj. – jego głos zaczął się łamać, ale po
chwili westchnienia wrócił do swojego mocnego barytonu. Mimo ciepłych słów,
które do mnie docierały, słyszałam wszędzie tylko jedno. JA. Zrobimy jak ja
chce, albo nie zrobimy wcale. Żadnego kompromisu, żadnej dyskusji. Masz mnie
słuchać i koniec.
- Nie. – powiedziałam
krótko w przerwie, gdy rozmyślał nad kolejnym zdaniem.
- Poczekaj,
jeszcze nie skończyłem. – powiedział szukając w głowie dalszych słów z najwyraźniej
przygotowanego wcześniej monologu. W głowie znalazłam nawet myśl, czy to może
nie któryś z jego nowych „znajomych” mu go nie wymyślił.
- Admirał. –
przerwałam mu ponownie. W moim głosie słychać było już tylko spokój i pewność,
która wcześniej nigdy się w moim sercu nie zjawiła.
- Nie, Ciri!
Teraz, JA mówię! Posłuchaj mnie choć przez chwilę! – wzburzenie w jego głosie,
dało mi do zrozumienia jak trudne to dla niego było. Też się bał, choć on sam
pewnie nie wiedział czego. I mimo że, byłam pewna jego uczuć, byłam też pewna
jego niedoskonałości. Podejmowanie decyzji to nigdy nie była jego mocna strona,
- Nie, Admirał.
– w przeciwieństwie do jego, mój głos nie załamał się ani na chwilę. – Słucham Cię
odkąd Cię pokochałam. Odpuściłam wiele dróg, by tylko byś z Tobą. Odrzuciłam
rodzinę, możliwe pasje, zdrowie, a chwilami nawet szczęście, tylko by Cię
zdobyć, by być obok Ciebie i zwrócić Twoją uwagę.
Tym razem to on
słuchał, oddychając ciężko jak po długim biegu.
- Mogę Ci
powiedzieć tylko jedną rzecz. Gdybym tylko mogła… poszłabym za tobą wszędzie.
Jak cień, który jest z Tobą na każdym kroku. – Zatrzymałam się, gdy ujrzałam
przed oczami jego pysk. Było zbyt ciemno był dostrzegła jego oczy, czy wyraz
pyska. Choć słowa, które wypowiadałam wyrywały mi serce i był to największy ból
jaki czułam, nie mogłam sobie wyobrazić większego, mówiłam dalej. – Ale nie mogę. Nie mogę
uczynić Cię swoim w całości. A inaczej nie potrafię żyć. Przynajmniej nie
teraz, jeszcze nie teraz.
- Mówiłem Ci.
Nie mów mi, że to wszystko na nic. Wiem, że jesteś przytłoczona, ale teraz gdy
dzieci się wyprowadziły…
- To nie one są
problemem! – krzyknęłam i wzięłam głęboki oddech starając się zatrzymać
napływające do oczu łzy. – To my… Tylko my nim jesteśmy.
- Przecież damy
sobie radę, nie raz już daliśmy.
- Admirał…
powiedz mi, że będziesz się ze mną zawsze liczył. Że będę Twoim numerem jeden,
że mnie kochasz ponad swoje własne życie i swoje własne przekonania… Że nigdy
mnie nie zostawisz i nigdy nie poczuje się opuszczona, albo zmęczona chaosem
który wokół siebie tworzysz.
- Ja… - rozbieg
z jakim wbiegł w to zdanie, napoił mnie nadzieją, jednak przerwa jaka nastąpiła
po pierwszy słowie, utwierdziła mnie tylko w tym czego sama już byłam pewna.
- Nie potrafisz.
I nie winię Cię za to. – zamknęłam mocno powieki, nie pozwalając by łzy
wyleciały na zewnątrz. – Tylko ty nie wiń mnie za to, że sama także nie jestem
w stanie tego powiedzieć.
Nastąpiła cisza. Cisza bolesna i głucha, ale potrzebna.
- Być może
pewnego dnia znajdę sposób by tutaj powrócić. – jego słowa zbiły mnie z tropu,
jednak nie potrzebowałam dużo czasu, bo zrozumieć ich sens.
- I ja postaram
się go odnaleźć. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto zdoła sprowadzić mnie
z powrotem do Ciebie… - mój oddech zatrzymał się na kilka sekund, gdy poczułam
na pysku ciepło jego sierści. - albo
Ciebie do mnie.
- Ciri… - przez
chwile chciałam tego samego co on. Pragnęłam go niczym pustynia pragnie wody. Czułam
się niczym ptak, który w końcu po wielu miesiącach wzniósł się w powietrze. Jednak.
Nie mogłam. To by tylko wszystko skomplikowało.
- Odejdź. – powiedziałam
przez zęby nie mogąc rozluźnić szczęki. Wiedziałam, że gdybym to zrobiła
wszystko wróciłoby na to samo miejsce, a nie mogło. Po prostu nie mogło.
Ciepło zniknęło. Wtedy już wiedziałam, że Admirał właśnie po raz pierwszy mnie posłuchał. Przynajmniej po raz pierwszy świadomie i z własnej woli. W momencie, gdy poczułam że jestem już sama w jaskini, pozwoliłam by łzy spłynęły po moich policzkach. I spływały. Jedna po drugiej, rozrywając moje serce jeszcze bardziej, choć myślałam, że to już niemożliwe. Z początku wypełniała mnie cisza, która potem wypełniła się moim własnym szlochem, a w końcu i krzykiem. Krzykiem rozpaczy, samotności, bólu ale i zrozumienia. Tak powinno być.
Nawet nie
zauważyłam, kiedy znajome ramiona objęły mnie dając mi przyzwolenie na smutek i
płacz, którego tak potrzebowałam.
- Odszedł… -
szepnęłam do wadery pomiędzy kolejnymi wstrząsami płaczy i krzyku.
- Wiem. –
powiedziała tylko Nymeria, głaskając mnie łapą po głowie. – I za szybko nie
wróci.
Kolejny spazm
przeszedł prze moje ciało, tym razem przepoławiając moje serce na pół.
<Admirał?>