sobota, 29 stycznia 2022

Od Ciri - "Taniec z Aniołami"

No dobrze, udało mi się trochę nadrobić wam co się u mnie działo. Czas na wydarzenia… około teraźniejsze.

Gdy wróciłam na naszą… moją górę, było już jakiś czas po południu. Pomimo zimna, słońce pięknie wpadało przez wejście do jaskini, oświetlając jego wnętrze. Uśmiechnęłam się lekko, pomimo łez majaczących w kącikach moich oczu od początku mojej drogi powrotnej. Może chociaż słońce mi dzisiaj potowarzyszy. Ejj, ja Ci potowarzyszę! I ja! Nie wiedziałam kiedy wróci Nymeria, a to oznaczało, że musiałam czekać nie wiadomo ile w samotności. Haloo.. słyszysz nas? Myślałam o spacerze, jednak myśl o wpadnięciu na kogoś po tak długim czasie separacji, przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Bałam się wrócić do życia. Do życia bez niego u mojego boku. Do życia jako samo decydująca o sobie istota. Pomożemy Ci. Możemy podjąć kilka decyzji za Ciebie!

Usiadłam w słońcu, we wnętrzu jaskini. Zamknęłam oczy i z błogą miną rozkoszowałam się ciepłem na futrze. Brakowało mi wiosny. Może wiosna zdoła to wszystko naprawić? Na pewno wszystko wróci do normy. Admirał pójdzie po rozum do głowy, Ta, pójdzie… Nymeria powie mi tylko tyle, że tatuś ma wiele na głowie, Raczej, że ma cię dość. a Szkło… Szkło znowu mnie pokocha tak jak kiedyś. Ja tam nie wiem czy ktokolwiek mógłby Cię jeszcze kiedyś pokochać. Nie zwrócimy życia matce i Mundusowi A byliby tacy co by próbowali… czemu ty nie spróbujesz? Nie kochałaś jej na tyle? ale możemy żyć szczęśliwie, żeby oni mogli patrzeć na nas (gdziekolwiek teraz się znajdowali) i nie mieć wyrzutów sumienia, że nas opuścili. Chyba żebyś ty nie miała wyrzutów sumienia, że cieszysz się ze śmierci matki.

Stop. Stop. Nie potrzebuje was!

- Idźcie precz! – krzyknęłam z grymasem na pysku. Promienie słońca już nie dawały mi tej chwilowej radości. Głosy zabrały ostatnie jej wstążki. Ja nic nie…

- DOOOŚĆ! – I cisza. Nastała cisza. W uszach poczułam  tylko dudnienie od własnego głosu odbijającego się od ścian. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie na długo. Po kilku minutach stania w ciszy i oddychaniu w celu uspokojenia, poczułam go. Jego zapach wpadł do środka moich nozdrzy i ponownie omotał mój umysł, jedynie swoją obecnością.

- Ciri! – Nie, to niemożliwe. Nie przyszedłby tu. To znowu mój umysł płata jakieś dziwne figle. Zadziwię cię. Wcale go nie potrzebuje do życia, perfekcyjnie poradzę sobie bez niego. A może nawet lepiej poradzę sobie bez niego. Przegryzłam mocno policzek chcąc, żeby zapach i dźwięk zniknął z mojego umysłu.

- Ciri! – głos się powtórzył. – Wiesz, doszedłem do wniosku, że nadszedł czas. Porozmawiamy?

Nie, nie, proszę przestań już. Odwróciłam się w stronę głosu mając nadzieję, że zobaczę tam tylko pustkę, choć może powinnam mieć nadzieję na coś innego. W końcu pustka oznaczałaby, że faktycznie oszalałam. Wbrew wszystkiemu co działo się w moim życiu, dalej chciałam wierzyć, że nie byłam… inna.

Moje oczy zobaczyły rudobrązowe futro nim w pełni odwróciłam do niego łeb. Nie byłam zdziwiona, szczęśliwa, smutna czy zawiedziona. Chyba byłam…

- Nie, Admirał. - …pusta.

- Bo? – zaczął się zbliżać. Coraz bardziej i bardziej, a mój nadzwyczajny spokój zaczął ustępować miejsca przyspieszonemu oddechowi i szybko bijącemu sercu. Delikatnie i powoli wzięłam głęboki oddech, pozwalając dobrze mi znanemu zapachowi wypełnić całej moje płuca. Czułam się jakbym właśnie decydowała się, po miesiącach czystości, przyjąć ponownie narkotyk, którego obiecywałam sobie więcej nie zażywać. Jego pysk zatrzymał się tuż przy moim uchu. Zastrzegłam nimi, niemal w akcie odruchu.

- Posłuchaj, Ciri. Mam teraz ważne zadanie, to zmieni nasze życie, tylko nie wygłupiaj się już więcej. Poczekaj jeszcze tydzień, może kilka tygodni. Zobaczysz... wszystko się zmieni.

Niepełna obietnica wypowiedziana szeptem by nikt inny jej nie przechwycił. Jednak on musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, że Nymeria albo ktokolwiek kto przyjdzie mnie odwiedzić wyczuje jego zapach.

- Odejdź. – powiedziałam wypuszczając jednocześnie powietrze z płuc. Dzisiejsza dawka została oddelegowana. Na razie. Basior odsunął się, prawdopodobnie by spojrzeć mi prosto w oczy. Przykro mi, Admirale. Dzisiaj nie zobaczysz w nich nic więcej niż ból i obojętność.

- Zrobiłeś co zrobiłeś. To była Twoja decyzja, jednak mnie w to nie mieszaj. – powiedziałam nie odwracając od niego wzroku. Nie śmiał się nawet kryć zdziwienia. Sama byłam zdziwiona, najwidoczniej nasza rozłąka zmieniła mnie jednak bardziej niż sądziłam. A może to tylko ostatnie wydarzenia?

- Przecież nigdy nie lubiłaś Mundusa! Sama pewnie chciałaś go zabić nie raz.

- Chcieć a to zrobić to dwie różne rzeczy. Robisz jakąś vendette, w moim imieniu? Kogo chciałam się pozbyć, ty się pozbywasz? Z moją matką było tak samo!? – nie mogłam już powstrzymać drżenia głosu w ostatnim zdaniu.

- Co z Twoją matką? Przecież ona nie ma z tym nic wspólnego. – prawie uwierzyłam w jego zakłopotanie i niewiedze na temat tego co się stało. Prawie.

- Nic? To dlaczego gryzie grunt od spodu tak samo jak Mundus!? – Łzy wielkimi kroplami zaczęły skapywać na kamień pod moimi stopami.

- Ja nie… - zaczął niewinnie. – Obiecuje Ci, że nie mam z tym nic wspólnego! Przecież nie mógłbym zabić Kary.

- Gówno mnie obchodzą Twoje obietnice. Przestałam być na każde Twoje zawołanie, a swoimi czynami zaprzepaściłeś mój powrót zanim zaczęłam myśleć o tym czy jest on w ogóle możliwy. Radź sobie sam.

- Jasne… możesz mi nie wierzyć. W dupie to mam. – basior już kierował się do wyjścia, jednak przystanął przy wejściu do jaskini i rzucił jeszcze:

- Jakbyś przejrzała na oczy i zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.

Wiedziałam. Niedoczekanie Twoje.

---

- Admirał tu był? – powiedziała od razu po powrocie Nymeria. Jej nozdrza rozszerzały się i zmniejszały gdy w z grymasem na pysku węszyła nowy trop. Był już późny wieczór, ale zapach Admirała, pomimo upłyniętych godzin, nadal był mocny.

- Był. – siedziałam w tym samym miejscu, w którym mnie zostawił. Z pozoru spokojna, we wnętrzu jednak dymiąc pozostałością ostatnich wydarzeń. A to nie był ich koniec. Karuzela wspaniałości była zaledwie w połowie swojej jazdy.

- Po co?

- Jak myślisz? – sapnęłam. – Chce wrócić. Chce żebym mu zaufała i do niego dołączyła.

- A ty co mu powiedziałaś? – w oczach przyjaciółki dostrzegłam wahanie. Jej łapy nieznacznie przesunęły się do tyłu. Jej pozycja była prawie bojowa, ta wadera szykowała się na coś więcej niż tylko rozmowę.

- Jak myślisz!? Nie! – warknęłam. – Jak w ogóle możesz o to pytać? Nie wierze mu. Nie wierze w żadne słowo, nie wierze, że nie zabił mojej matki w swoim zabójczym szale. Nie ma nikogo kto mógłby to zrobić.

- Dobrze. – powiedziała i usiadła, względnie spokojniejsza, jednak nadal napięta niczym struna w gitarze Pakiego. – Mam wiele informacji… ja…

W jej oczach widziałam niepewność.

- No mów! – nie miałam już cierpliwości. Nerwy dawno mnie już opuściły. Przynamniej zrobiły to także niechciane głosy.

- Zostałam Doradcą alfy.

- Agresta?

- Tak, Agresta.

- No to dostał nagrodę za nic. Szczęściarz.

- Nie mów tak. – jęknęła. Jej lojalność względem Agresta była czasem nienormalna. Czego jednak mogłam się spodziewać, po jej proroczych snach z moim wujkiem w roli głównej? – To nie wszystko.

Tak, na to czekałam. Ponownie zobaczyłam nakładające się emocje na jej pysk. Te same co na plaży.

- Są dowody na to kto zabił Kare. Jest tylko jedno podejrzenie.

- Kto? Admirał? – zaśmiałam się… - Wiedziałam, że on! Ten…

- TY, Ciri.

- Słucham?

- To ty. Właśnie o tym myślał Szkło, jak z tobą rozmawiał. Czy to ty zabiłaś swoją matkę i jego ukochaną.

- JA? – spojrzałam na nią z uśmiechem sądząc, że to jakiś nieśmieszny żart. – No powiedz kto, nie rób mi już tego.

- Ciri, ja nie żartuje.

Nie wyglądała jakby żartowała. Nigdy też nie było to jej mocną stroną. Właściwie nie pamiętam by kiedykolwiek z czegoś zażartowała.

Uważaj na siebie

Spojrzałam na przyjaciółkę. A może już nie? Przyglądała mi się badawczo, najpewniej szukając oznak, że to zrobiłam. Że zabiłam Karę.

- Nie zrobiłam tego. – powiedziałam z oczami wbitymi w podłogę. Dlaczego ktoś… Nie zrobiła tego prawda?

- Wiem, Ciri. Na pewno nie świadomie.

Oh, cóż za cierpienie.

- Co to ma znaczyć nie świadomie? – warknęłam i spojrzałam na nią gwałtownie. Nymeria, mimo że przewyższająca mnie wielkością, odsunęła się nieznacznie widząc ten wybuch. Wybełkotałam przeprosiny i spojrzałam znów w podłogę. Nie, nie. To na pewno nie ja. Wiedziałabym.

- Wiem, że byś tego nie zrobiła. Jednak ostatnio nie byłaś sobą. – Nymeria podeszła do mnie powoli, stawiając każdy krok lekko i cicho, jednocześnie przypatrywała mi się bacznie jakby mogła w każdej chwili rzucić się do ucieczki przede mną. Jej łapy owinęły się wokół mnie, ale nie dawały mi ciepła. Nic nie dawało. Nie byłam ani ciepła, ani zimna. Byłam pusta.

Wilczyca mówiła prawdę. Zdarzało mi się, że czegoś nie pamiętałam. Miałam luki w pamięci, ale nie aż takie by kogoś zabić. TO NIE BYŁAM JA. Tak jak niczego  innego nie byłam pewna… to na pewno nie zabiłam swojej mamy. Niezależnie od tego jak napięte stosunki między nami panowały i jak bardzo jej momentami nienawidziłam.

- Nie jestem w stanie nic zrobić, Ciri. Szkło też nie. Na razie odciąga śledztwo od skutku, ale nie będzie mógł robić tego w nieskończoność. O ile nie znajdą innego sprawcy, albo nie znajdziemy dla ciebie sinego alibi to… będziesz musiała…

- Co proponujesz? – zapytałam stanowczo wstając i oswobadzając się z jej objęć. Nie potrzebowałam jej współczucia. Zwłaszcza, że widziałam jej nieufność. Chciała wierzyć, że tego nie zrobiłam, ale nie mogła tego zagwarantować. Mnie Admirał zawiódł...

- No co proponujesz? – ponowiłam pytanie patrząc na nią i przerywając ciszę po własnym pytaniu. – Wiem, że zawsze masz ułożony plan na takie sytuacje.

- Mogłabym przejrzeć twoje wspomnienia i myśli. Znaleźć dowód, że tego nie zrobiłaś. Znaleźć Ci alibi. Każdy wie, że nie złożyłabym fałszywego przyrzeczenia. Pokaże im, że tego nie zrobiłaś.

- Chcesz… wejść do mojej głowy.

- Muszę. Inaczej mogą Cię nawet za to zabić.

- Zabić!?

- Prawo się zmieniło. Mamy stan wyjątkowy, praktycznie wojnę domową.

Każdy chce być moim wrogiem.

Nie może tu zajrzeć. Nie może. Nikt nie wie, nikt nie zna. MNIE! I mnie! CISZA! Zamachałam głową, odrzucając myśli i głosy. Nikt nie może wiedzieć.

- Ciri? – spojrzała na mnie z litością.

- Nie zrobię tego.

- Słucham?

- Nie pozwolę Ci. Nie możesz wejść do mojej głowy.

- Ale Ciri, jeżeli nie dam im czego chcą, oni…

- To niech to zrobią! Niech mnie zabiją! Nie będę pierwszą ofiarą tego całego cyrku i najpewniej nie ostatnią. – Emocje zaczęły się ze mnie wylewać. W oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam umierać. Nie mogłam jednak… Nymeria nie mogła zobaczyć kim, czym tak naprawdę byłam.

- Słuchaj. – wilczyca wstała zrezygnowana. – Nie zmuszę Cię. Pamiętaj jednak jedno. Jestem Doradcą Alfy i moja lojalność stoi teraz tylko i wyłącznie po stronie watahy. Jeżeli przyjdzie mi wybierać… Nie będę mogła wybrać Ciebie.

- Nie proszę Cię o to. – szepnęłam nawet na nią nie patrząc.

- Wrócę jutro. Na razie śledztwo jest oddalone. Mamy jeszcze czas.

I wyszła w noc.

---

Budzę się na dźwięk ciszy, która pozwala moim myślą biegać dookoła.

Z uchem przy podłodze szukam, aby poznać historie, które zostały opowiedziane,

Kiedy stałam tyłem do świata, który uśmiechał się, gdy się odwracałam.

Mój pysk powoli podnosi się z ziemi. Zasnęłam choć bardzo niespokojnym i krótkim snem. Wydarzenia minionego dnia przeleciały pomiędzy moimi oczami. Wdech. Wydech. Wdech… zapach Admirała zagrał w moim nosie, docierając do najdalszych zakątków mojego ciała. Wydech.

Mówili, że jesteś najlepsza.

Jednak, gdy się odwrócisz, znienawidzą Cię.

Oh, cóż za cierpienie.

Każdy chce być moim wrogiem.

Oszczędźcie mi współczucia.

Każdy chce być moim wrogiem.

Uważaj na siebie.

Moim wrogiem.

Uważaj na siebie.

Ale jestem gotowa.

Jak mogą myśleć, że to zrobiłam? Przypuszczać, że mogłabym tego dokonać? Tak haniebnego, tak nieprawego czynu. Mogłam być określona wieloma rzeczownikami. Nie byłam jednak mordercą.

Nie miałam wyjścia. Byłam na rozdrożu, a decyzja musiała być podjęta już dziś. Mogłam wrócić do uzależnienia… lub pokazać własne słabości każdemu w watasze. Nie było też wiadome, że Nymeria znajdzie w moim umyśle to, czego tak potrzebowała. Jeśli tutaj jestem chaosem, to tam jestem czarną dziurą. Nie miałam zamiaru ryzykować, nie będę żyć tutaj pod cieniem zbrodni, której nie popełniłam. Tym bardziej, że tutaj to życie mogło być nadzwyczaj krótkie.

Wyprzyj się tego.

Przysięgam, że nigdy nie będę święta. Nie ma mowy.

Mój wrogu.

Wyprzyj się tego!

Przysięgam, że nigdy nie będę święta.

Uważaj na siebie.

Nie miałam wiele. Właściwie ta jaskinia jako jedyna mogła być uważana za moją własność. Wstałam więc i bez dalszych rozmyślań wyszłam w chłód panującej zimy. Tak przynajmniej mówiono. Ja czułam tylko pustkę. Czy tam gdzie zmierzam, zdołają mnie napełnić? Czy to właściwa droga? Nie, decyzje już podjęłam. Rozwidlenie dróg zmieniło się już w prostą ścieżkę do celu.

---

Na początku była pustka. Nie czułam nic więcej. Później w nicości zaczęło pojawiać się pożądanie. Do gorącego płynu rządzy zaczął dochodzić smak świeżej, ciepłej krwi o metalicznym smaku. A gdy już myślałam, że naczynie mojego ciała jest pełne, doszedł do tego strach. Lawirowałam w tych dobrze znanych, ale dawno zapomnianych uczuciach, czując ciepło drugiego ciała tuż przy moim. Byłam głupia dając się ponieść, ale jednocześnie jednak kochałam się za to.

Co chwila spadałam i podnosiłam się z nicości własnego umysłu, jakby to co się działo nie było jawą. Jakbym właśnie śniła, nie pierwszy raz z resztą. Jakiś czas temu to właśnie sny były moją jedyną uciechą. Mój własny senny świat, gdzie wszystko było tak jak trzeba. A teraz majaki stały się rzeczywistością.

Poczułam ucisk na gardle, z którego po sekundzie wyrwał się zwierzęcy pomruk. Pomruk ukazujący poddanie, rozkosz i lojalność. Igiełki bólu zaczęły łaskotać mój mózg, doprowadzając mnie na skraj przepaści. Nie mogłam długo się jej opierać, ostatecznie pozwoliłam swojemu ciału zanurzyć się w bezkresie spadanie. A on zanurzył się w nim zaraz za mną.

<Admirał?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz