No dobrze, udało mi się trochę nadrobić wam co się u mnie działo. Czas na wydarzenia… około teraźniejsze.
Gdy wróciłam na
naszą… moją górę, było już jakiś czas po południu. Pomimo zimna, słońce pięknie
wpadało przez wejście do jaskini, oświetlając jego wnętrze. Uśmiechnęłam się
lekko, pomimo łez majaczących w kącikach moich oczu od początku mojej drogi
powrotnej. Może chociaż słońce mi dzisiaj potowarzyszy. Ejj, ja Ci
potowarzyszę! I ja!
Nie wiedziałam kiedy wróci Nymeria, a to oznaczało, że musiałam czekać nie
wiadomo ile w samotności. Haloo.. słyszysz nas? Myślałam
o spacerze, jednak myśl o wpadnięciu na kogoś po tak długim czasie separacji,
przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Bałam się wrócić do życia. Do życia
bez niego u mojego boku. Do życia jako samo decydująca o sobie istota. Pomożemy
Ci. Możemy podjąć kilka decyzji za Ciebie!
Usiadłam w
słońcu, we wnętrzu jaskini. Zamknęłam oczy i z błogą miną rozkoszowałam się
ciepłem na futrze. Brakowało mi wiosny. Może wiosna zdoła to wszystko naprawić?
Na pewno wszystko wróci do normy. Admirał pójdzie po rozum do głowy, Ta, pójdzie… Nymeria powie mi tylko tyle, że tatuś ma wiele
na głowie, Raczej, że ma cię dość. a Szkło… Szkło znowu
mnie pokocha tak jak kiedyś. Ja tam nie wiem czy ktokolwiek
mógłby Cię jeszcze kiedyś pokochać. Nie zwrócimy życia matce i
Mundusowi A byliby tacy co by próbowali… czemu ty nie spróbujesz? Nie kochałaś jej na tyle?
ale możemy żyć szczęśliwie, żeby oni mogli patrzeć na nas (gdziekolwiek
teraz się znajdowali) i nie mieć wyrzutów sumienia, że nas opuścili. Chyba żebyś ty nie miała wyrzutów sumienia, że cieszysz się ze śmierci
matki.
Stop. Stop. Nie
potrzebuje was!
- Idźcie precz!
– krzyknęłam z grymasem na pysku. Promienie słońca już nie dawały mi tej
chwilowej radości. Głosy zabrały ostatnie jej wstążki. Ja nic nie…
- DOOOŚĆ! – I
cisza. Nastała cisza. W uszach poczułam tylko dudnienie od własnego głosu odbijającego
się od ścian. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie na długo. Po kilku minutach stania
w ciszy i oddychaniu w celu uspokojenia, poczułam go. Jego zapach wpadł do
środka moich nozdrzy i ponownie omotał mój umysł, jedynie swoją obecnością.
- Ciri! – Nie,
to niemożliwe. Nie przyszedłby tu. To znowu mój umysł płata jakieś dziwne
figle. Zadziwię cię. Wcale go nie potrzebuje do życia, perfekcyjnie poradzę
sobie bez niego. A może nawet lepiej poradzę sobie bez niego. Przegryzłam mocno
policzek chcąc, żeby zapach i dźwięk zniknął z mojego umysłu.
- Ciri! – głos
się powtórzył. – Wiesz, doszedłem do wniosku, że nadszedł czas. Porozmawiamy?
Nie, nie,
proszę przestań już. Odwróciłam się w stronę głosu mając nadzieję, że zobaczę
tam tylko pustkę, choć może powinnam mieć nadzieję na coś innego. W końcu
pustka oznaczałaby, że faktycznie oszalałam. Wbrew wszystkiemu co działo się w
moim życiu, dalej chciałam wierzyć, że nie byłam… inna.
Moje oczy
zobaczyły rudobrązowe futro nim w pełni odwróciłam do niego łeb. Nie byłam
zdziwiona, szczęśliwa, smutna czy zawiedziona. Chyba byłam…
- Nie, Admirał.
- …pusta.
- Bo? – zaczął
się zbliżać. Coraz bardziej i bardziej, a mój nadzwyczajny spokój zaczął
ustępować miejsca przyspieszonemu oddechowi i szybko bijącemu sercu. Delikatnie
i powoli wzięłam głęboki oddech, pozwalając dobrze mi znanemu zapachowi
wypełnić całej moje płuca. Czułam się jakbym właśnie decydowała się, po
miesiącach czystości, przyjąć ponownie narkotyk, którego obiecywałam sobie
więcej nie zażywać. Jego pysk zatrzymał się tuż przy moim uchu. Zastrzegłam
nimi, niemal w akcie odruchu.
- Posłuchaj,
Ciri. Mam teraz ważne zadanie, to zmieni nasze życie, tylko nie wygłupiaj się
już więcej. Poczekaj jeszcze tydzień, może kilka tygodni. Zobaczysz... wszystko
się zmieni.
Niepełna
obietnica wypowiedziana szeptem by nikt inny jej nie przechwycił. Jednak on
musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, że Nymeria albo ktokolwiek kto przyjdzie mnie
odwiedzić wyczuje jego zapach.
- Odejdź. –
powiedziałam wypuszczając jednocześnie powietrze z płuc. Dzisiejsza dawka
została oddelegowana. Na razie. Basior odsunął się, prawdopodobnie by spojrzeć
mi prosto w oczy. Przykro mi, Admirale. Dzisiaj nie zobaczysz w nich nic więcej
niż ból i obojętność.
- Zrobiłeś co
zrobiłeś. To była Twoja decyzja, jednak mnie w to nie mieszaj. – powiedziałam
nie odwracając od niego wzroku. Nie śmiał się nawet kryć zdziwienia. Sama byłam
zdziwiona, najwidoczniej nasza rozłąka zmieniła mnie jednak bardziej niż
sądziłam. A może to tylko ostatnie wydarzenia?
- Przecież
nigdy nie lubiłaś Mundusa! Sama pewnie chciałaś go zabić nie raz.
- Chcieć a to
zrobić to dwie różne rzeczy. Robisz jakąś vendette, w moim imieniu? Kogo
chciałam się pozbyć, ty się pozbywasz? Z moją matką było tak samo!? – nie
mogłam już powstrzymać drżenia głosu w ostatnim zdaniu.
- Co z Twoją
matką? Przecież ona nie ma z tym nic wspólnego. – prawie uwierzyłam w jego
zakłopotanie i niewiedze na temat tego co się stało. Prawie.
- Nic? To
dlaczego gryzie grunt od spodu tak samo jak Mundus!? – Łzy wielkimi kroplami
zaczęły skapywać na kamień pod moimi stopami.
- Ja nie… -
zaczął niewinnie. – Obiecuje Ci, że nie mam z tym nic wspólnego! Przecież nie
mógłbym zabić Kary.
- Gówno mnie
obchodzą Twoje obietnice. Przestałam być na każde Twoje zawołanie, a swoimi
czynami zaprzepaściłeś mój powrót zanim zaczęłam myśleć o tym czy jest on w
ogóle możliwy. Radź sobie sam.
- Jasne… możesz
mi nie wierzyć. W dupie to mam. – basior już kierował się do wyjścia, jednak
przystanął przy wejściu do jaskini i rzucił jeszcze:
- Jakbyś
przejrzała na oczy i zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.
Wiedziałam.
Niedoczekanie Twoje.
---
- Admirał tu
był? – powiedziała od razu po powrocie Nymeria. Jej nozdrza rozszerzały się i
zmniejszały gdy w z grymasem na pysku węszyła nowy trop. Był już późny wieczór,
ale zapach Admirała, pomimo upłyniętych godzin, nadal był mocny.
- Był. –
siedziałam w tym samym miejscu, w którym mnie zostawił. Z pozoru spokojna, we
wnętrzu jednak dymiąc pozostałością ostatnich wydarzeń. A to nie był ich
koniec. Karuzela wspaniałości była zaledwie w połowie swojej jazdy.
- Po co?
- Jak myślisz? –
sapnęłam. – Chce wrócić. Chce żebym mu zaufała i do niego dołączyła.
- A ty co mu
powiedziałaś? – w oczach przyjaciółki dostrzegłam wahanie. Jej łapy nieznacznie
przesunęły się do tyłu. Jej pozycja była prawie bojowa, ta wadera szykowała się
na coś więcej niż tylko rozmowę.
- Jak myślisz!?
Nie! – warknęłam. – Jak w ogóle możesz o to pytać? Nie wierze mu. Nie wierze w
żadne słowo, nie wierze, że nie zabił mojej matki w swoim zabójczym szale. Nie
ma nikogo kto mógłby to zrobić.
- Dobrze. –
powiedziała i usiadła, względnie spokojniejsza, jednak nadal napięta niczym
struna w gitarze Pakiego. – Mam wiele informacji… ja…
W jej oczach
widziałam niepewność.
- No mów! – nie
miałam już cierpliwości. Nerwy dawno mnie już opuściły. Przynamniej zrobiły to
także niechciane głosy.
- Zostałam
Doradcą alfy.
- Agresta?
- Tak, Agresta.
- No to dostał nagrodę
za nic. Szczęściarz.
- Nie mów tak. –
jęknęła. Jej lojalność względem Agresta była czasem nienormalna. Czego jednak
mogłam się spodziewać, po jej proroczych snach z moim wujkiem w roli głównej? –
To nie wszystko.
Tak, na to
czekałam. Ponownie zobaczyłam nakładające się emocje na jej pysk. Te same co na
plaży.
- Są dowody na
to kto zabił Kare. Jest tylko jedno podejrzenie.
- Kto? Admirał?
– zaśmiałam się… - Wiedziałam, że on! Ten…
- TY, Ciri.
- Słucham?
- To ty.
Właśnie o tym myślał Szkło, jak z tobą rozmawiał. Czy to ty zabiłaś swoją matkę
i jego ukochaną.
- JA? –
spojrzałam na nią z uśmiechem sądząc, że to jakiś nieśmieszny żart. – No powiedz
kto, nie rób mi już tego.
- Ciri, ja nie
żartuje.
Nie wyglądała
jakby żartowała. Nigdy też nie było to jej mocną stroną. Właściwie nie pamiętam
by kiedykolwiek z czegoś zażartowała.
Uważaj na siebie
Spojrzałam na
przyjaciółkę. A może już nie? Przyglądała mi się badawczo, najpewniej szukając
oznak, że to zrobiłam. Że zabiłam Karę.
- Nie zrobiłam
tego. – powiedziałam z oczami wbitymi w podłogę. Dlaczego ktoś… Nie zrobiła
tego prawda?
- Wiem, Ciri.
Na pewno nie świadomie.
Oh, cóż za cierpienie.
- Co to ma
znaczyć nie świadomie? – warknęłam i spojrzałam na nią gwałtownie. Nymeria, mimo
że przewyższająca mnie wielkością, odsunęła się nieznacznie widząc ten wybuch.
Wybełkotałam przeprosiny i spojrzałam znów w podłogę. Nie, nie. To na pewno nie
ja. Wiedziałabym.
- Wiem, że byś
tego nie zrobiła. Jednak ostatnio nie byłaś sobą. – Nymeria podeszła do mnie
powoli, stawiając każdy krok lekko i cicho, jednocześnie przypatrywała mi się
bacznie jakby mogła w każdej chwili rzucić się do ucieczki przede mną. Jej łapy
owinęły się wokół mnie, ale nie dawały mi ciepła. Nic nie dawało. Nie byłam ani
ciepła, ani zimna. Byłam pusta.
Wilczyca mówiła
prawdę. Zdarzało mi się, że czegoś nie pamiętałam. Miałam luki w pamięci, ale
nie aż takie by kogoś zabić. TO NIE BYŁAM JA. Tak jak niczego innego nie byłam pewna… to na pewno nie
zabiłam swojej mamy. Niezależnie od tego jak napięte stosunki między nami
panowały i jak bardzo jej momentami nienawidziłam.
- Nie jestem w
stanie nic zrobić, Ciri. Szkło też nie. Na razie odciąga śledztwo od skutku,
ale nie będzie mógł robić tego w nieskończoność. O ile nie znajdą innego
sprawcy, albo nie znajdziemy dla ciebie sinego alibi to… będziesz musiała…
- Co
proponujesz? – zapytałam stanowczo wstając i oswobadzając się z jej objęć. Nie potrzebowałam
jej współczucia. Zwłaszcza, że widziałam jej nieufność. Chciała wierzyć, że
tego nie zrobiłam, ale nie mogła tego zagwarantować. Mnie Admirał zawiódł...
- No co
proponujesz? – ponowiłam pytanie patrząc na nią i przerywając ciszę po własnym
pytaniu. – Wiem, że zawsze masz ułożony plan na takie sytuacje.
- Mogłabym
przejrzeć twoje wspomnienia i myśli. Znaleźć dowód, że tego nie zrobiłaś.
Znaleźć Ci alibi. Każdy wie, że nie złożyłabym fałszywego przyrzeczenia. Pokaże
im, że tego nie zrobiłaś.
- Chcesz… wejść
do mojej głowy.
- Muszę.
Inaczej mogą Cię nawet za to zabić.
- Zabić!?
- Prawo się
zmieniło. Mamy stan wyjątkowy, praktycznie wojnę domową.
Każdy chce być moim wrogiem.
Nie może tu
zajrzeć. Nie może. Nikt nie wie, nikt nie zna. MNIE! I mnie! CISZA! Zamachałam
głową, odrzucając myśli i głosy. Nikt nie może wiedzieć.
- Ciri? –
spojrzała na mnie z litością.
- Nie zrobię
tego.
- Słucham?
- Nie pozwolę
Ci. Nie możesz wejść do mojej głowy.
- Ale Ciri,
jeżeli nie dam im czego chcą, oni…
- To niech to
zrobią! Niech mnie zabiją! Nie będę pierwszą ofiarą tego całego cyrku i
najpewniej nie ostatnią. – Emocje zaczęły się ze mnie wylewać. W oczach
pojawiły się łzy. Nie chciałam umierać. Nie mogłam jednak… Nymeria nie mogła
zobaczyć kim, czym tak naprawdę byłam.
- Słuchaj. –
wilczyca wstała zrezygnowana. – Nie zmuszę Cię. Pamiętaj jednak jedno. Jestem Doradcą
Alfy i moja lojalność stoi teraz tylko i wyłącznie po stronie watahy. Jeżeli
przyjdzie mi wybierać… Nie będę mogła wybrać Ciebie.
- Nie proszę
Cię o to. – szepnęłam nawet na nią nie patrząc.
- Wrócę jutro. Na
razie śledztwo jest oddalone. Mamy jeszcze czas.
I wyszła w noc.
---
Budzę się na dźwięk ciszy, która pozwala moim
myślą biegać dookoła.
Z uchem przy podłodze szukam, aby poznać historie,
które zostały opowiedziane,
Kiedy stałam tyłem do świata, który uśmiechał
się, gdy się odwracałam.
Mój pysk powoli
podnosi się z ziemi. Zasnęłam choć bardzo niespokojnym i krótkim snem.
Wydarzenia minionego dnia przeleciały pomiędzy moimi oczami. Wdech. Wydech.
Wdech… zapach Admirała zagrał w moim nosie, docierając do najdalszych zakątków
mojego ciała. Wydech.
Mówili, że jesteś najlepsza.
Jednak, gdy się odwrócisz, znienawidzą Cię.
Oh, cóż za cierpienie.
Każdy chce być moim wrogiem.
Oszczędźcie mi współczucia.
Każdy chce być moim wrogiem.
Uważaj na siebie.
Moim wrogiem.
Uważaj na siebie.
Ale jestem gotowa.
Jak mogą
myśleć, że to zrobiłam? Przypuszczać, że mogłabym tego dokonać? Tak haniebnego,
tak nieprawego czynu. Mogłam być określona wieloma rzeczownikami. Nie byłam
jednak mordercą.
Nie miałam
wyjścia. Byłam na rozdrożu, a decyzja musiała być podjęta już dziś. Mogłam
wrócić do uzależnienia… lub pokazać własne słabości każdemu w watasze. Nie było
też wiadome, że Nymeria znajdzie w moim umyśle to, czego tak potrzebowała. Jeśli
tutaj jestem chaosem, to tam jestem czarną dziurą. Nie miałam zamiaru
ryzykować, nie będę żyć tutaj pod cieniem zbrodni, której nie popełniłam. Tym
bardziej, że tutaj to życie mogło być nadzwyczaj krótkie.
Wyprzyj się tego.
Przysięgam, że nigdy nie będę święta. Nie ma
mowy.
Mój wrogu.
Wyprzyj się tego!
Przysięgam, że nigdy nie będę święta.
Uważaj na siebie.
Nie miałam
wiele. Właściwie ta jaskinia jako jedyna mogła być uważana za moją własność. Wstałam
więc i bez dalszych rozmyślań wyszłam w chłód panującej zimy. Tak przynajmniej
mówiono. Ja czułam tylko pustkę. Czy tam gdzie zmierzam, zdołają mnie napełnić?
Czy to właściwa droga? Nie, decyzje już podjęłam. Rozwidlenie dróg zmieniło się
już w prostą ścieżkę do celu.
---
Na początku
była pustka. Nie czułam nic więcej. Później w nicości zaczęło pojawiać się
pożądanie. Do gorącego płynu rządzy zaczął dochodzić smak świeżej, ciepłej krwi
o metalicznym smaku. A gdy już myślałam, że naczynie mojego ciała jest pełne,
doszedł do tego strach. Lawirowałam w tych dobrze znanych, ale dawno
zapomnianych uczuciach, czując ciepło drugiego ciała tuż przy moim. Byłam
głupia dając się ponieść, ale jednocześnie jednak kochałam się za to.
Co chwila
spadałam i podnosiłam się z nicości własnego umysłu, jakby to co się działo nie
było jawą. Jakbym właśnie śniła, nie pierwszy raz z resztą. Jakiś czas temu to
właśnie sny były moją jedyną uciechą. Mój własny senny świat, gdzie wszystko
było tak jak trzeba. A teraz majaki stały się rzeczywistością.
Poczułam ucisk
na gardle, z którego po sekundzie wyrwał się zwierzęcy pomruk. Pomruk ukazujący
poddanie, rozkosz i lojalność. Igiełki bólu zaczęły łaskotać mój mózg,
doprowadzając mnie na skraj przepaści. Nie mogłam długo się jej opierać,
ostatecznie pozwoliłam swojemu ciału zanurzyć się w bezkresie spadanie. A on
zanurzył się w nim zaraz za mną.
<Admirał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz