Gratulacje!
czwartek, 6 stycznia 2022
Od Hyarina - Trening Mocy (epizod pierwszy)
Generał powinien świecić przykładem. Być tym, który zainspiruje do walki o ideały większości, nieprzekonanych poprowadzi właściwą drogą, słabych umocni, wiernych utwierdzi, że to, o co walczą jest dobre. Nie pierwszy już raz zastanawiał się czy zwracanie uwagi na wilki jako ogół, jakąś większą całość, nie jest złe. Może powinien podchodzić do każdego jak do jednostki, a nie części całej społeczności, jakby jednostka nie miała uczuć, a jej działanie jest skoncentrowane tylko na niesieniu korzyści władzy. Bo, jeśli wśród nich byli zdrajcy odpowiedzialni za całe to zamieszanie, to przecież mogli zasiać ziarno niepewności, czy to, co robi władza jest słuszne. Czy zatem nie lepiej byłoby każdego po kolei poznać, obdarzyć indywidualnym zainteresowaniem, poświęcić trochę czasu? Nie miał głowy, by się tym zajmować, taka była prawda. Szkło jest jego wysłannikiem, to jego zadanie. On ledwo znalazł czas na trening odkładany od miesięcy. Odkąd zatrzymał się tutaj, odkąd postanowił nazwać to miejsce domem, przestał zwracać uwagę na rozwój swoich mocy. Lewitacja, która mu nie wychodziła, jakoś przestała być potrzebna w czymkolwiek. W zupełności wystarczył mu fakt ze jest w stanie odczytać kierunek i porę dnia z gwiazd w każdych warunkach, nie licząc grubej warstwy skały lub ziemi. Jego umiejętności były zawodne, a on sam - całkiem przeciętny. Jedynym świadectwem jedno nadnaturalności był na zmianę świecący i gasnący symbol na jego futrze, którego widok za każdym razem wrzynał się w sumienie, powodując palące poczucie winy. Kiedy niby przestało ci zależeć, co? Alkar nie byłby z niego zadowolony. Chcąc nie chcąc, stworzył maszynę do zabijania, która wyparła swoje uczucia, a teraz, nie dość ze wyrwała się z jego jarzma, odkryła, co to miłość. I przestała się rozwijać. Tak powstał plan, by zacząć trenować i ciało i ducha. By dać przykład innym, ale przede wszystkim dla siebie. Wiedział, że wydobyci tej części mocy, dawno nieużywanej, nie będzie proste ani przyjemne. Udał się daleko, w nieuczęszczane miejsce, by w spokoju oddać się temu żmudnemu procesowi. Konsekwentnie zakłócał zawołania zdrowego rozsądku, które docierały do niego zewsząd, mówiąc, że ma ważniejsze rzeczy na głowie, że potrzebują go w jaskini wojskowej. Przymknął oczy i zignorował te komentarze, którymi raczył go jego własny umysł. Tak samo starał się nie zwracać uwagi na dotkliwy mróz, który spadł jak kolejna plaga na dolinę, jakby mało mieli problemów. Zima trwała w najlepsze i nie wydawało się, by miała szybko odpuścić. Dotarł wreszcie na miejsce. Przed nim w oddali majaczyły mgliste, ośnieżone szczyty, a na pierwszym planie wznosiła się skalna ściana, urwisko z wystającymi półkami, na które można było się wdrapać, wskoczyć lub … podlecieć. To był jego cel. Przysiadł na ziemi, w skupieniu przyglądając się przeszkodzie. Zamknął oczy i wsłuchał się w siebie. Gdzieś jest ta od dawna nieużywana moc, musiał tylko na nowo rozniecić ogień dawnej chwały. Mijały minuty skupienia, a on marzł, smagany przez wiatr. Znienacka po ciele rozlało się znajome ciepło, symbol na jego piersi rozbłysł jaskrawym światłem, oznajmiając światu, że Hyarin powrócił zza symbolicznego grobu, w którym złożył swój ponadprzeciętny żywioł. Poczuł lekkość w palcach, jakby nagle zaczął ważyć nie więcej niż mysz. Wiedział jednak, że to złudne poczucie przedwczesnego zwycięstwa. Teraz miała nastąpić rzecz najtrudniejsza, delikatne uniesienie się, bez żadnych turbulencji. Odetchnął głośno i powoli otworzył oczy, w których błysnęła stalowa determinacja. Zawsze się poddawał, ale na tym koniec, kapitan ostatni opuszcza swój okręt. Ugiął łapy i skoczył naprzód. Gdzieś z tyłu głowy uwierało go przekonanie, że nie da rady, że zaryje pyskiem w śnieg albo straci kontrolę. Nie przewidział tego, że dojrzał, zmężniał. Jego chwiejna równowaga, którą utrzymywał między trzeźwością umysłu, a upadkiem w otchłań szaleństwa, umocniła się. Stał się bardziej stabilny niż miesiące temu, gdy ostatni raz próbował wzlecieć w niebo. Choć brakowało mu skrzydeł u boku, a do asa przestworzy był mu daleko, poczuł jak nieopisana radość wypełnia jego serce. Wzniósł się, a był prawie pewien, że nie odnajdzie tej mocy w sobie. Uspokoił oddech, który z powodu ekscytacji znacznie przyspieszył. Spokojnie popłynął przez powietrze, zastanawiając się jednocześnie jak długo ten prawidłowy stan się utrzyma. Nie musiał długo czekać. Silniejszy podmuch wiatru odwrócił uwagę basiora, do umysłu wkradły się okruchy paniki i oto generał runął w śnieg przed samą krawędzią skały, na której miał wylądować. Wstał niezgrabnie, zbierając z ziemi swoją lekko urażoną dumę. Właśnie dlatego wybrał to odludne miejsce. Wbił wzrok w skalny występ, z łatwością, by na niego wskoczył. Zacisnął zęby, a w jego oczach pojawił się ogień. Braciszku, zamiast uczyć mnie jak zabijać z zimną krwią, mogłeś skupić się na moich naturalnych predyspozycjach. Nie było jednak sensu, przemawiać to tworu skonstruowanego przez wspomnienia, martwego czy żywego. W ten sposób nigdy nie ruszy się z miejsca, gdy będzie obwiniał innych za swoje braki. Chciał wziąć za swoje życie odpowiedzialność, tak jak oczekiwał tego od innych. Cofnął się o kilkanaście kroków, do miejsca, z którego startował chwilę wcześniej. Poczuł, że wiatr osłabł, wokół panowała niemal niezmącona niczym cisza. To był dobry moment na jeszcze jedno podejście. Przykucnął. Skoczył. Poleciał. Moment bezwładności i już odzyskał kontrolę nad ciałem, płynął przez przestrzeń do celu. W głowie miał pustkę, zero rozpraszających myśli, sercem zawładnął instynkt przodków. Przecież dobrze wiesz, jak to się robi, prawda? Mimo, że nie poznałeś swoich rodziców. Mimo, że przyszło ci dorastać u boku brata sadysty. Dotarłeś tu sam i sam piszesz swoją historię. To kolejna zapisana kartka doświadczeń. Bądź z tego dumny! Opuszki łap dotknęły przyprószonej śniegiem skały. Hyarin miękko wylądował, jego futro dalej emanowało światłem. Wiedział, że długa droga przed nim, że to zaledwie początek krętej drogi prowadzącej do perfekcji. Na dzisiaj wystarczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz