Cisza.
Woda i cisza.
Spokój, który czułem tylko przez
kilka miesięcy swojego życia. Przed Kanną. Zanim pochłonęła mnie w swój świat,
a ja z chęcią w niego wszedłem.
Czy żałowałem?
Nie.
Nie miałem jednak zamiaru wracać
do życia bez Kanny. Bez Hermiony. Stało się. To był koniec. Loczek twierdził,
że właśnie tak miało być.
Ulga.
Brak zmartwień.
Właśnie tego potrzebowałem.
Kierowałem się z tam z nadzieją, nadzieją, która mnie nadal nie opuściła. Odnajdę
Hermionę. Odnajdę Kannę.
Będziemy razem w lepszym miejscu.
---
Znaleźliśmy Kannę.
Nie było to trudne, zostawiała za
sobą ślady, jakby sama chciała żebyśmy ją szybko znaleźli. A może po prostu nie
myślała o konsekwencjach.
Słońce zaczęło już znikać na
horyzoncie, dawając nam znać, o bliskości nocy.
- Kanno, czy przyznajesz się do
zabicia Hermiony? – wygłosiła formułkę Nymeria patrząc bez cienia złości na
moją siostrę. Ten jej spokój. Potrzebowałem go.
- Przyznaje. To przez nią.
Wszystko przez nią.
- Zabiłaś ją. – wy warczałem
czując, że tracę kontrolę. Nie mogłem na nią patrzeć. Wadera poczuła moje
emocje, wiedziałem to. Doskonale wiedziała do czego doprowadził jej czyn i do
czego doprowadzą jej kolejne słowa.
- Zrobiłam to z premedytacją.
Czułeś moją wściekłość? Jakikolwiek objaw zabójstwa? – patrzyłem na nią z
niedowierzeniem. – Byłam wtedy spokojna, Kenai. Niczym woda w bezchmurny i
bezwietrzny dzień. Niczego nie żałuje.
Moje kolejne kroki i ruchy trwały
zaledwie kilka sekund. W przeciwieństwie do mojej siostry, ja nad sobą nie
panowałem. Na pewno czuła to zanim moje zęby zacisnęły się na jej tętnicy. Gdy
życie z niej ulatywało a ja czułem jej gorącą krew w pysku, charczałem z
wysiłku bardziej niż pojazdy z ludzkiej wioski. Zastygłem na kilka minut, nie
mogą się ruszyć.
Jeden.
Wszyscy patrzyli na mnie z
niedowierzeniem.
Dwa.
Nawet Nymeria nie mogła opanować…
podziwu? A może obrzydzenia?
Trzy.
Stałem się siostrobójcą.
Podniosłem się upuszczając głowę
Kanny na zakrwawiony śnieg. Rozejrzałem się wokół i skrzyżowałem wzrok z każdym
zgromadzonym. Moje serce biło mocno, ale oddech był już spokojny. W końcu
wyplułem resztki krwi z pyska, odwracając się jednocześnie od zgromadzonych.
- Już nie macie problemu co z nią
zrobić. – powiedziałem głośno i dosadnie. Mogliby mnie ścigać. Może gdyby nie
wojna.. w końcu samosąd nie powinien być uznany. Byłem teraz taki sam jak ona.
Może nawet gorszy.
Gdy zniknąłem z pola widzenia
wilków, otrzepałem się z emocji i westchnąłem ciężko. Przysiadłem przy sporym
kamieniu opierając się o niego lekko. Jedna z moich łap podniosła się, jakby
sama, do mojego pyska. Spojrzałem na krew na sierści. Lekko już zaschniętą z
powodu zimna. Patrzyłem na nią tempo bez żadnych myśli. To było to. Tak musiało
się stać.
Wstałem i ruszyłem dalej, w
kierunku szumu fal i zapachu bryzy.
---
Stałem przed wodą już od dobrych
trzydziestu minut. Nie bałem się. Nie o strach chodziło. Decyzja już zapadła.
Tak musiało być.
Potrzebowałem jednak chwili, żeby
powspominać te dobre chwile. Dorastanie z Kanną. Poznanie Loczka i Hermiony.
Nowa relacja, praca w jaskini medycznej… Reszty wolałbym nie pamiętać, choć to
właśnie przez tą resztę się tu znalazłem.
Będziemy mili czystą kartę. Ja,
Kanna i Hermiona. Dostaniemy drugą szansę i tym razem wszystko pójdzie inaczej.
W tym życiu nie było nam dane, musiało się to tak skończyć. W następnym będzie już
lepiej.
Będzie idealnie.
Spojrzałem w noc. Prawie nie
widziałem wody, mogłem odróżnić fale tylko dzięki srebrzystej pianie
pojawiającej się na nich za każdym razem jak się tworzyły.
Zrobiłem krok w ciemną lodowatą otchłań.
Następnie drugi.
Trzeci.
Dziesiąty.
Przestałem liczyć, gdy straciłem
grunt pod łapami.
Pozwoliłem falom nakładać mi się
na pysk. Czułem walkę ciała, jednak nie pozwalałem aby to ono wygrało tym razem.
Ja jestem twoim władcą i mnie masz się słuchać. Nie emocji, nie uczuć, nie
odruchów warunkowych. Mnie.
Nakazałem łapom spokój. Przestały
telepać się pod wodą, utrzymywać mnie na powierzchni. Powoli woda zaczęła
otaczać mnie zewsząd.
Zaraz wszystko się zmieni. Obudzę
się na nowo i je znajdę. Choćby nawet na końcu świata.
Hermiono, czy zdołasz mi
wybaczyć?
Kanno? A ty?
Będę was kochać tak samo.
Obiecuje.
Tyle samo czasu i wysiłku wam
poświęcać.
I zawsze będziemy…
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz