piątek, 7 stycznia 2022

Od Kenaia CD Loczka – „Nierozłączni”

Cisza.

Woda i cisza.

Spokój, który czułem tylko przez kilka miesięcy swojego życia. Przed Kanną. Zanim pochłonęła mnie w swój świat, a ja z chęcią w niego wszedłem.

Czy żałowałem?

Nie.

Nie miałem jednak zamiaru wracać do życia bez Kanny. Bez Hermiony. Stało się. To był koniec. Loczek twierdził, że właśnie tak miało być.

Ulga.

Brak zmartwień.

Właśnie tego potrzebowałem. Kierowałem się z tam z nadzieją, nadzieją, która mnie nadal nie opuściła. Odnajdę Hermionę. Odnajdę Kannę.

Będziemy razem w lepszym miejscu.

---

Znaleźliśmy Kannę.

Nie było to trudne, zostawiała za sobą ślady, jakby sama chciała żebyśmy ją szybko znaleźli. A może po prostu nie myślała o konsekwencjach.

Słońce zaczęło już znikać na horyzoncie, dawając nam znać, o bliskości nocy.

- Kanno, czy przyznajesz się do zabicia Hermiony? – wygłosiła formułkę Nymeria patrząc bez cienia złości na moją siostrę. Ten jej spokój. Potrzebowałem go.

- Przyznaje. To przez nią. Wszystko przez nią.

- Zabiłaś ją. – wy warczałem czując, że tracę kontrolę. Nie mogłem na nią patrzeć. Wadera poczuła moje emocje, wiedziałem to. Doskonale wiedziała do czego doprowadził jej czyn i do czego doprowadzą jej kolejne słowa.

- Zrobiłam to z premedytacją. Czułeś moją wściekłość? Jakikolwiek objaw zabójstwa? – patrzyłem na nią z niedowierzeniem. – Byłam wtedy spokojna, Kenai. Niczym woda w bezchmurny i bezwietrzny dzień. Niczego nie żałuje.

Moje kolejne kroki i ruchy trwały zaledwie kilka sekund. W przeciwieństwie do mojej siostry, ja nad sobą nie panowałem. Na pewno czuła to zanim moje zęby zacisnęły się na jej tętnicy. Gdy życie z niej ulatywało a ja czułem jej gorącą krew w pysku, charczałem z wysiłku bardziej niż pojazdy z ludzkiej wioski. Zastygłem na kilka minut, nie mogą się ruszyć.

Jeden.

Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzeniem.

Dwa.

Nawet Nymeria nie mogła opanować… podziwu? A może obrzydzenia?

Trzy.

Stałem się siostrobójcą.

Podniosłem się upuszczając głowę Kanny na zakrwawiony śnieg. Rozejrzałem się wokół i skrzyżowałem wzrok z każdym zgromadzonym. Moje serce biło mocno, ale oddech był już spokojny. W końcu wyplułem resztki krwi z pyska, odwracając się jednocześnie od zgromadzonych.

- Już nie macie problemu co z nią zrobić. – powiedziałem głośno i dosadnie. Mogliby mnie ścigać. Może gdyby nie wojna.. w końcu samosąd nie powinien być uznany. Byłem teraz taki sam jak ona. Może nawet gorszy.

Gdy zniknąłem z pola widzenia wilków, otrzepałem się z emocji i westchnąłem ciężko. Przysiadłem przy sporym kamieniu opierając się o niego lekko. Jedna z moich łap podniosła się, jakby sama, do mojego pyska. Spojrzałem na krew na sierści. Lekko już zaschniętą z powodu zimna. Patrzyłem na nią tempo bez żadnych myśli. To było to. Tak musiało się stać.

Wstałem i ruszyłem dalej, w kierunku szumu fal i zapachu bryzy.

---

Stałem przed wodą już od dobrych trzydziestu minut. Nie bałem się. Nie o strach chodziło. Decyzja już zapadła. Tak musiało być.

Potrzebowałem jednak chwili, żeby powspominać te dobre chwile. Dorastanie z Kanną. Poznanie Loczka i Hermiony. Nowa relacja, praca w jaskini medycznej… Reszty wolałbym nie pamiętać, choć to właśnie przez tą resztę się tu znalazłem.

Będziemy mili czystą kartę. Ja, Kanna i Hermiona. Dostaniemy drugą szansę i tym razem wszystko pójdzie inaczej. W tym życiu nie było nam dane, musiało się to tak skończyć. W następnym będzie już lepiej.

Będzie idealnie.

Spojrzałem w noc. Prawie nie widziałem wody, mogłem odróżnić fale tylko dzięki srebrzystej pianie pojawiającej się na nich za każdym razem jak się tworzyły.

Zrobiłem krok w ciemną lodowatą otchłań.

Następnie drugi.

Trzeci.

Dziesiąty.

Przestałem liczyć, gdy straciłem grunt pod łapami.

Pozwoliłem falom nakładać mi się na pysk. Czułem walkę ciała, jednak nie pozwalałem aby to ono wygrało tym razem. Ja jestem twoim władcą i mnie masz się słuchać. Nie emocji, nie uczuć, nie odruchów warunkowych. Mnie.

Nakazałem łapom spokój. Przestały telepać się pod wodą, utrzymywać mnie na powierzchni. Powoli woda zaczęła otaczać mnie zewsząd.

Zaraz wszystko się zmieni. Obudzę się na nowo i je znajdę. Choćby nawet na końcu świata.

Hermiono, czy zdołasz mi wybaczyć?

Kanno? A ty?

Będę was kochać tak samo. Obiecuje.

Tyle samo czasu i wysiłku wam poświęcać.

I zawsze będziemy…

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz