czwartek, 6 stycznia 2022

Od Całki - trening siły i zwinności

Całka zamruczała przyglądając się korzeniom drzew. Nie była pewna jak daleko może zajść bez kogokolwiek zauważającego jej nieobecność, jednak jedno było pewne. W końcu była gotowa się odważyć. A o co chodzi? A otóż o wyjście poza tą nieszczęsną polanę otaczającą wejście do jaskini medycznej. Czuła się taka zamknięta już stanowczo za długo. Przygotowywała się także do tego zamachu długi czas i nie bała się już tak bardzo jaki kiedyś. Tym razem była pewna że trafi po własnych śladach do domu, nawet jeśli musiałaby je zamazać. Im starsza rosła tym lepiej w końcu pamiętała ścieżki jakimi prowadzał ich tata i miała w sobie wiarę, że trafi na nie bez problemu.
Ale o co chodzi?

O wszechobecną nudę. Otóż od kiedy zaczęli spędzać niektóre noce w tej opoce dla chorych Całka zaczęła się nudzić. Ile w końcu można wygrywać z bratem w zapasy. Ile można słuchać Mediany, która opowiada jak to będzie śledczy w przyszłości i jak znalazła sobie jakiegoś tam idola. Szkło się porzygać i znudzić jej opowieściami, a że zawsze mówiła o nich tak żywo należało słuchać. A nawet nie tyle uważnie co pobieżnie słuchała tej najmniejszej z całego rodzeństwa. Jednak to i tak nic nie dawało. Do tej pory pamiętała każde jej najmniejsze słowo i opowiastkę przyniesioną od tego całego wariata siedzącego w teorii w psychiatryku. Taka osoba nie może mieć dobrego wpływu na świat skoro tam jest, prawda? Niby papa mówił, że ten basior nie jest zły, po prostu zmęczony i odpoczywa w miejscu gdzie jest najciszej, ale czemu miałaby mu wierzyć, skoro nazwa tego miejsca mówi sama za siebie. Cóż. Papa pozwalał Medianie z nim rozmawiać, więc nie w jej łapach była o tym decyzja, chociaż ich opiekun też nie wyglądał na bardzo zadowolonego.
W każdym razie. Sigma. Ten namolny i upierdliwy brat, którego niestety miała. Jakby były same siostry może byłoby lepiej? Pewna nie była. Czasem jednak fajnie było mieć kim pozamiatać podłogę w domu. Ale mimo wszystko to dziwny dzieciak był. Znaczy, sama też nie podchodzi pod normalną. Nie ma takiej opcji ale do tej pory pamięta jak Sigma zawiesił się i gadał coś od rzeczy. Mediana mówiła że nie pamięta co mówił, ale Całce w głowę wbiło się każde najmniejsze słówko. „Ten kto przekracza o próg za daleko i ten który się tego boi, staną przed wyborem kosztującym życie. Bleh bleh pfry ja kiokilo saga tha.” Żeby nie było. Nie ogarniała o kiego mu chodziło w drugiej części bo bełkotał , ale cóż. Najwyraźniej te jego wizje mają taki urok. Jednak najlepiej to bawiło się z nim w różne sportowe atrakcje. Jej długie nogi zawsze go wyprzedzały. No i upychanie tego pyska w śnieg też stanowiło ciekawe zajęcie. Ale do czasu. Teraz to ważniejsze było wyrwać się z odmętów tej nudy, niezauważonym.
Ale co z Pi? Pi Całka nawet lubiła. Była miłą odmianą od tych rozgadanych kulek, które nieustannie siedziały jej na ogonie. Przy tej z sióstr po prostu mogła siedzieć i myśleć w ciszy. Czasem o czymś pogadały, ale strachliwsza pytała się jej o rady. Zaskakujące. Właściwie Całka była jedyną osobą, która wiedziała cokolwiek o mocy Pi. Ta w końcu nawet tatkowi nie mówiła na czym ona dokładnie polega, a ona dostała nawet pokaz na ptaku. Ciekawe to było uczucie. Mieć kogoś kto ufa ci i powierza swoje tajemnice, a ty trzymasz je głęboko w sercu, żeby przypadkiem nie naruszyć tej cienkiej linii, która daje ci taką osobę. Czasami leżały obie z boku i przytulały się, bo Całka dobrze wiedziała, że Pi potrzebuje trochę czułości. Tatko oczywiście dawał ją wszystkim po kolei, ale bądźmy szczerzy. Mając na głowie 3 rozwrzeszczanych atencjuszy nie łatwo było dawać jej każdemu po równo i niestety przed to że jej siostra była taka cicha dostawała jej mniej. Kiedy patrzyli, ale pomińmy ten fakt, bo Całce zdawało się, że mimo wszystko Pi była ulubienicą tatusia. Nie przeszkadzało jej to. Ba! Należało się jej. W końcu musi mieć kogoś kto ja kocha poza rodzeństwem. Całka ma Sigmę. Nawet jak czasem go nie może ścierpieć to nadal. Dużo z nim gada. No i ma też Medianę. Nieco mniej niż tego niebieskiego potwora, ale jednak. A Mediana... Mediana to czaruje każdego dorosłego na swojej srodze z taką łatwością, że o aprobatę do taty rzadko się zgłasza. Jak nie ma jak, to szuka jej z łatwością u innych wilków. Cóż. Taka persona, nic na to nie poradzisz.

Jednak Całka. Ona nie była jak Mediana i nie lubiła długich historii od dorosłych i wykładów o życiu. Nie była też jak Pi siedząca całe dnie cicho pod ścianą i tylko w cichym domu bawiąca się z nimi w zapasy (oczywiście ona i Sigma dawali jej wygrać większość razy, bo uznawali że tak wypada). Nie była też taka jak brat. O nie! On ciągle myślał o zabawie. Zero odpoczynku. A ona nie miała aż tyle energii. No i byłą też dużo bardziej ciekawa świata poza bezpieczną bańką wykreowaną przez watahę. Wojna o której tyle dosłyszała z ust starszyzny była dla niej fascynująca. Na tyle, że uznała samotną wyprawę za odpowiednią.
Wybrała sobie ładny dzień. Oczywiście wcześniej powciskała brata w śnieg i  upewniła się, że Delta jest potężnie zajęty. Pi siedziała daleko. A Mediana rozmawia z ty wariatem. Sigma okazał sie nie być żadnym problemem, gdyż sfrustrowany zostawił ją samą sobie. I ten moment wykorzystała. Zacierając prędko ślady łap na polance dała susa między drzewa. Jej sierść nieco ją zlewała z otoczeniem, więc tyle miała ułatwienia. Z opowieści Mediany wynikało, że lepiej ta wyprawa wyglądałaby wiosną kiedy wszystko podobno kwitnie i się zieleni, ale nie mogła czekać. W końcu rosła szybko. Kiedy uznała, że jest niewidoczna stanęła spokojnie i zajrzała w niebo. Nie umiała jak brat określić godziny ze słońca, ale wiedziała że jest rano i przed zachodem musi być na polanie. Powoli przeszła pod jakimś zagubionym konarem. Szła powoli i ostrożnie. Stąpała po śniegu, jakby ten miał zaraz ją pochłonąć i nie oddać. A przecież była lżejsza od Sigmy i to było mało prawdopodobne.

W południe dotarła gdzieś. Nie bardzo wiedziała gdzie jednak zdawało jej się iż był to zbiornik wody. Wyglądał nieziemsko cały skuty grubym lodem. Powoli wstąpiła na niego. Ha. Ślisko. Jednak to była dla niej świetna zabawa. Taka powolna jazda po lodzie coraz szybciej zamieniała się w niesforne swawole. Po czasie szło to już jej całkiem zgrabnie i bawiła się w nieskończoność, nawet kiedy łapy zaczęły ją od spodu piec od tego zimna. Może nieco nieświadomie ćwiczyła swoje mięśnie. Bądźmy szczerzy. Na tym świecie niewiele jest sposobów dla szczeniąt na ćwiczenie swojej siły, ale lepszego niż jazda na lodzie nie ma. Zawroty, skręty, ba! Nawet wyskoki Całka była w stanie robić i jeszcze nie czuła jak bardzo będą bolały ją mięśnie nóg i  prawdopodobnie te wokół kręgosłupa następnego dnia. Dodatkowo dochodziła do tego zwinność. Zwinność i może odrobina szybkości, ale to akurat zapewne zasługa śliskiego od wody lodu. Zakręty z początku robiła powoli i ostrożnie, w końcu mogła wpaść pod powłoczkę wody. Jednak kiedy już upewniła się, jak grubo jest na całej szerokości jeziora nie powstrzymywała się. Jej łapy wyprawiały największe gimnastyki kiedy próbowała uparcie zrobić coś ładnego przy tych skrętach. Bawiła się też w uniki. Bowiem spod lodu wystawał niewielki kamień. Lód tam co prawda był cieńszy, ale Całka wykorzystywała go do robienia nagłych skrętów, które mocno ją bawiły.

Jej łapa jednak w końcu przebiła się przez lód. Na szczęście tylko jedna i tylko tylnia. Zamoczyła się w mroźnej wodzie i nieco ostudziła emocje Całki. Ta spojrzała w niebo i zadrżała. Zaraz skończy się jej czas. Biegiem i między drzewami wystartowała z powrotem.  Z łatwością znalazła drogę i po chwili już była zarówno sucha jak i na miejscu. Słońce jednak powoli chowało się za horyzont. Ostatkiem sił próbowało przyświecać światłu, jednak półmrok przejmował małą polankę. Odetchnęła widząc, że nikt nie zauważył jej zniknięcia i nagłego pojawienia się. Powolnym krokiem przechadzała się brzegiem linii lasu. Tak dla pozoru, że coś jednak robi i cały czas tu była.  Wtedy też kątem oka dojrzała swojego brata, który pędził w jej stronę. Czy on sądził, że jest cichy i nie zauważy wielkiego i ciemnego futra rzucającego się w jej kierunku. Jednak nie w jej stylu było śmiać się z brata tak od razu. Najpierw trzeba było się z nim podroczyć. Pomęczyć go trochę. Niech zobaczy, ze jednak technik jest ważniejsza od jakiejś tram siły, o której ciągle jej powtarzał i na którą ciągle skarżył się dorosłym. Tyle obietnic, że będzie silny i w ogóle najlepszy a teraz Całka mogła po prostu skoczyć do przodu pozwalając bratu spotkać się z drzewem i zawyć. Cóż. Siła to jedno. Rozsądek drugie. I nawet jeśli jej czasem go brakowało to Sigma miał go znacząco mniej. Zaśmiała się z niego cicho . Jednak upadek to dla tego ciołka najwyraźniej było niewystarczająco. Dopadł do niej przywierając do ziemi.
—Wiesz co? — przewróciła oczami i poszła w to. Czemu miałaby się nie pobawić z tym głuptasem.
—Co cwaniaku? — zagadnęła szczerząc się jak głupi do sera.
—Trenowałem dzisiaj. — pochwalił się jakby to był niezwykły wyczyn. Jakby nie było ona chyba też trenowała, ale przynajmniej nie nudziła się ustawiając kamienie na kupki, które nadal leżały na polance.  Sigma skoczył. Dwa szybkie ruchy. Machnięcie długą łapą, pociągnięcie go za ucho dla lepszego efektu i znowu wciskała jego głowę w śnieg śmiejąc się donośnie. A kiedy zeszła...
—Trenowałeś. Nie widać! — dogryzła mu jeszcze.
—UGH! —

[3 x 500 + 47 = 1547 słów] 


Gratulacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz