środa, 12 stycznia 2022

Od Kamaela CD. Domino - "Kochanie, bądź moja!" cz.5

Jak tu się ruszyć, gdy wszystko dookoła zastygło? Szare, rozciągające się bez kresu morze, mroźne powietrze powietrze, jego ogłuszone mięśnie i ona, ta anielica, w której tak szaleńczo się zakochał. Oparta o niego, o jego łopatkę, w spokoju tak rzadko już spotykanym w tym świecie, że wydawał się w tym jednym momencie wypełniać ich całe istnienie, od najmniejszych odłamków duszy po całe narządy ciała. O Jasności, która pobłogosławiła go tym cudownym uczuciem, pozwól poznać mu więcej. Pozwól poznać mu prawdziwą miłość, poczucie kobiety u boku, uczucia opętujące całe serce. Pozwól poznać mu życie, którego nigdy nie zasmakował w Alis Caelorum. Niech wreszcie będzie normalny. Niech wreszcie będzie... wilkiem.

Nie chciał się poruszyć. Nie chciał kończyć tej cudownej chwili, jaka otuliła jego i Domino w senny koc utkany z marzeń i skrywanych pod grubą warstwą lęku pragnień. Nie warto było wracać do rzeczywistości, będąc już nad samą jej krawędzią, gdzie żadne zimne palce trosk nie dawały radę sięgnąć, a obce, zawistne oczy obawiały się spojrzeć. Niech się boją. Niech zazdroszczą tych cudownych chwil i przepełniającego szczęścia. Domino i Kamael nie muszą się tym przejmować, są przecież wolni. Nikt ich nie powstrzyma od czucia tego, co pragną czuć. Nikt ich nie powstrzyma od myślenia tego, co pragną myśleć. Są dwoma aniołami, niezależnymi od zdania innych, zupełnie samotnymi i zupełnie wolnymi. Aniołami? Nie. Wilkami. Są wilkami. Uskrzydlonymi wilkami, których żadna siła wyższa nie zmusi do postępowania według jej woli, a obce słowa nie przekonają do kierowania się tylko ku ścieżce wzniosłości. Decydują sami o sobie i żaden Deus Lucis nie wymusi na nich bezwzględnego posłuszeństwa. Nigdy więcej!

Kamael drgnął, poruszony własnymi myślami i nieszczęśliwymi wspomnieniami. Próbował się przekonać, że wcale nie są nieszczęśliwe, jednakże im bliżej było mu do bycia wolnym wilkiem, tym bardziej zauważał niedoskonałości w swojej rodzinnej watasze. Niedoskonałości, które miał każdy i których nie powinno się nigdy ukrywać. Niedoskonałości, które czyniły świat dookoła pięknym. Kto jest niedoskonały, ten nie jest też nudny. Ani fałszywy. Ani nieszczery.

Basior spojrzał na swoją wybrankę serca, która wystraszyła się nie mniej niż on na jego niespodziewaną reakcję. Wpatrując się w jej twarz, nagle spostrzegł coś, czego dotychczas jego umysł nie zarejestrował. Niedoskonałość. Rzecz całkowicie zakazana w Watasze Alis Caelorum, wypierana wręcz z umysłów szczeniaków, by nigdy nie przyszło im do głowy, że coś może być niedoskonałe. Wszystko było idealne. A ci spaczeni nie mieli prawa bytu w tej idealnej watasze. Teraz jednak widząc niedoskonałość na twarzy Domino, włoski skierowane inaczej od reszty, nie było to w żaden sposób brzydkie. Było urocze. Było wyjątkowym kwiatkiem w polu jednakowych kwiatków, dzięki czemu to pole nie było jednakowe i nie było nudne. Przyjemnie było na to patrzeć. Ciekawe, czy na tej doskonałej istocie jest więcej takich niedoskonałości? Czy w środku też jest niedoskonała? Rany, jakież to było ekscytujące! Odkrywać coś zupełnie innego, obcego i całkowicie przyziemnego. Nie tkniętego zasłoną idealności, tylko w pełni odkrytego i swojego. Domino, jakaż ty piękna!

– Kamael? – krótkie słowo będące przypadkowo jego imieniem wydobyło się z ust wadery, przywracając umysł Skrzydlatego na ziemię. Jego ogon świrował, machając niczym u rozbawionego szczeniaka w trakcie zabawy. Wcale nie dostojnie, a już z pewnością nie subtelnie. Obrońca poczuł, jak jego policzki zaczynają palić się ze wstydu i pewna częśc jego umysłu podpowiadała mu, że futro nie dawało rady ukryć tej płomiennej czerwieni. Domino wpatrywała się w niego z pewnym... przestrachem? Zażenowaniem? Wstydziła się go? Rany boskie, co on narobił!

– Wybacz, ja... znaczy się, no... Bo ja... To znaczy... Sorki. – Nagle ta wzniosłość znikła, ostrożnie dobrane słowa rozsypały się w drobny mak. Nie było już pięknie ułożonych zdań, które powinny być w stanie zwabić każdą waderę, teraz była rozsypanka, zarówno na języku, jak i w umyśle. Spowodowało to panikę. Mizernie utkany plan poszedł się kochać, a Kamael został sam, z mętlikiem w głowie, bez żadnych zapasów słownictwa w zanadrzu. Pozostało całkowicie improwizować w sposób nigdy wcześniej nie przeżyty. – Zamyśliłem się. Masz niesforny kosmyk, poczekaj, poprawię... – Zanim do końca przemyślał, co tak właściwie robi, zdążył liznąć Domi po czole, by poprawić ten "niesforny kosmyk". Momentalnie cofnął się z oczami wielkimi jak spodki, całkowicie speszony i wręcz przerażony swoim zachowaniem. Skąd się wzięły u niego takie zapędy?! Najpierw śledził biedną Domino na niemal każdym kroku, nie umiał bez niej myśleć na trzeźwo, a teraz ośmiela się w najgorszy możliwy sposób! No to teraz już zrąbał na maksa. Brawo, Kamael, zasługujesz na order Idioty Roku. – Przepraszam! Na Deus Lucis, najmocniej przepraszam! Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Ja... Do niebios – mruknął, zastanawiając się, jak uratować tą sytuację. Niedoskonałe nie jest nudne, ale zbyt niedoskonałe jest straszne! – Naprawdę, wybacz mi, pani. Zachowałem się tak bardzo niestosownie, że teraz mógłbym się tylko zakopać w ziemi i najlepiej nigdy stamtąd nie wychodzić. Czy... czy pozwolisz mi to wynagrodzić, zabierając cię na podniebny spacer? Znam specjalne... specjalne miejsce...

Język plątał mu się paskudnie, ale nie chciał się wycofywać. Nie mógł uciekać od konsekwencji swoich akcji, to było by nie w porządku. Nawet nie w stosunku do samego siebie, ale przede wszystkim w stosunku do Domino, która w tym momencie została najbardziej pokrzywdzona. Na niebiosa, czy mu wybaczy? Czy mu kiedykolwiek wybaczy? Czy może uderzy go piachem w pysk, tak jak na to zasługuje i odejdzie bez słowa, nigdy więcej na niego nie spoglądając? Gdyby to zrobiła... Nawet jeśli zasługiwał... Załamałby się. Zabił. Nie, nie mógł się zabić, musiałby żyć ze świadomością swoich czynów i całkowitą pamięcią tego, jaki błąd popełnił. Śmierć byłaby wybawieniem, a on na żadne wybawienie nie zasługiwał.

– No dobrze.

Chwila, co? Wybaczyła? Czy się obraziła?

– Możesz mnie... zabrać.

Zgodziła się? Naprawdę? Zgodziła się?!

Kamael zaniemówił ponownie, ale tylko na chwilę. Dostał drugą szansę, naprawdę ją dostał i nie chciał, nie mógł jej stracić. Zawahał się na moment, po czym rozłożył skrzydła.

– A więc... Lećmy – wyszeptał wystarczająco głośno, by wadera go usłyszała i wzbił się w powietrze. Łaciata wzleciała za nim.

Szybowali po niebie w mrozie, który wyjątkowo im nie przeszkadzał. Lecieli obok siebie, ciągle zmieniając pozycję, jakby tańczyli w powietrzu. Aż wreszcie dotarło do obrońcy, że faktycznie tańczą, podświadomie i dość niepewnie. Był to taniec niedoskonały, wykonywany przez dwa wilki bez doświadczenia, które po prostu dały się ponieść chwili, jednak tym samym był przepiękny i czarujący. Wirowali wokół siebie, wolni, niezależni, pochłonięci teraźniejszością, zapominając o przed chwilą i za moment. Nad nimi rozciągała się pociągająca nicość, a ziemia daleko w dół zdawała się odcinać od nich niewidzialną barierą, udając, że nie widzi tego szczęścia, zazdrosna o nie.

Po kilku minutach tańczenia wśród chmur dolecieli na miejsce, na którym Skrzydlatemu tak zależało. Najpierw wylądował on, tworząc widmową posadzkę z niebiańskiej energii tego miejsca. Następnie ruchem głowy zaprosił tu Domino.

– Jak... – wyszeptała wadera, z zafascynowaniem przyglądając się półprzezroczystej platformie, przypominającej białą, gęstą mgłę.

– W tym miejscu jest wyjątkowo silne skupisko świetlanej energii. Jako wilk Alis Caelorum mogę ją wykorzystywać jako oparcie dla nóg, a gdy stoję na niej ja, inne wilki również mogą z niej korzystać.

– Alis Caelorum? – zapytała cichym głosem Domino, ponownie skupiając się na samcu.

– To... moja rodzinna wataha – wyjaśnił z niesmakiem Kamael. – Pochodzę z watahy wilków-aniołów. Wilków idealnych, które posiadają specjalne powiązanie z niebiańską energią. – Przerwał tłumaczenie, z bólem wpatrując się przed siebie. Nie potrafił jeszcze o tym rozmawiać, chociaż miał na to ochotę. Miał ochotę wyżalić się ze wszystkiego Domino. Jednak czy zaakceptowałaby go, wiedząc, kim tak naprawdę jest? Czy chciałaby go pokochać, znając jego korzenie i wiedząc, że czysto teoretycznie miał być wilkiem idealnym? Czy obraziłaby się, że chował przed nią prawdę? Czy miał prawo ją chować, kiedy ledwo się poznali? – Ale ideały są nudne. Dotarło to do mnie, gdy cię poznałem. Lepiej być niedoskonałym, ale za to ciekawym.

Ponownie się rozmarzył, spoglądając w stronę swojej miłości. Co on narobił? Stał się prawdziwy, to na pewno. Ale czy Domino będzie chciała się z prawdziwym nim zadawać? Jeszcze nie przyszło mu się spotkać z tym, że ktoś chciał się zadawać z niedoskonałą osobą. Ale to nie była Wataha Alis Caelorum, to był Srebrny Chaber. I Domino na jego czele.

<Domino?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz