Podobno potrzebujecie streszczenia mojego życia. Ostatnich tygodni, może dni? Nie wiem, wszystko zlewa się w jedną nieprzerwaną całość, trudno mi nawet ustalić kolejność pewnych wydarzeń, dlatego nie denerwujcie się, jeżeli coś będzie pomieszane.
Gdzie powinnam
zacząć?
Rozstanie z
Admirałem, tak to był kluczowy moment, ale o tym już wiecie.
Po rozstaniu
przeszłam w katatonię, przynajmniej tak nazywała to Nymeria, gdy rozmawiała z
Florą albo Szkłem o moim stanie. Słuchałam tylko w głębi jaskini, niczym duch,
niewidoczny, zamknięty, samotny, ale doświadczający wszystkiego co go otacza. W tamtych
chwilach uciekałam gdzieś indziej, Nymeria się mną opiekowała, ale nie rozmawiała
ze mną. Można powiedzieć, że byłam jej za to wdzięczna, choć jednocześnie
czułam się tak zamknięta w sobie, chciałam by ktoś pociągnął mnie za język,
żebym mogła po raz kolejny, możliwe że ostatni, wybuchnąć i wyrzucić z sobie
wszystko co zbierało się od tamtych kilku dni. W końcu ten dzień nadszedł, choć
nie był taki jakiego oczekiwałam. Ale o tym później, dojdziemy do tego.
Akurat
przeżuwałam kęs zająca, przyniesionego wcześniej przez kogoś z polujących.
Nigdy nie zwracałam na nich uwagi, ale wyczułam, że tego dnia wyjątkowo gdzieś
się śpieszył. Puściłam to jednak szybko w niepamięć i patrząc się nadal w pustą
ścianę, z małymi przegrodami na przyrządy Admirała, żułam dzisiejszy posiłek. Puste
przegrody przypominały mi o pustce jaką czułam odkąd się rozstaliśmy. Pustkę,
którą powoli udało mi się zasklepić… może czas przyszedł i na te małe półeczki?
O czym mówiłam? Aaa jedzenie. Jadłam systematycznie od jakiś trzech dni, może
pięciu, ciężko powiedzieć. Jak mówiłam, wtedy wszystko zlewało się w jedno.
W każdym razie
mieliłam mięso w pysku, gdy do jaskini wpadła Nymeria. Spojrzała na mnie
wpierw. Wpatrywała się w stróżkę krwi spływającą po moim pysku. Częściowo była
moja, a częściowo zajęcza. Wnętrze mojego pyska było poharatane z każdej strony, a każde pożywienie rozwierało stare rany które zaczynały powoli sączyć się
metalicznym płynem. Nie pamiętałam o czym powiedziała mi w pierwszej
kolejności, ale pamiętam przerażenie w jej oczach, coś czego nigdy u niej nie
widziałam. Stało się coś czego nie przewidziała, czemu nie mogła nijak zapobiec
i nad czym nie miała kontroli. Język jej się plątał. Przerywała zdania w
połowie jakby szukała odpowiednich słów by mi wszystko przekazać. Nigdy jej
takiej nie widziałam. Admirał, Agrest, Kara, Mundus, Szkło... Imiona zaczęły
zlewać się ze sobą nawzajem. Nie rozumiałam wszystkiego, ale nie musiałam. Wystarczyło,
że zrozumiałam ogół.
- Admirał. On.
Mundus. Mundus nie żyje.
Westchnęła
ciężko, jej oczy choć niespokojne, nie miały nawet cienia łez. Mundus? Właściwie nie powinnam po nim płakać i z pewnością nie będę. Czułam jednak, że takie wydarzenie, zmieni wiele dla Watahy Srebrnego Chabra.
- Admirał go
zabił. Zamordował Mundusa.
Coś takiego powiedziała.
W którymś momencie, albo przed, albo po. A więc nie wydarzenie... a zbrodnia. Poczyniona łapami mojego ukochanego. Znaczy się, byłego ukochanego rzecz jasna.
- Agrest, nie
nieważne Agrest. Szkło. On jest załamany. Kara, Kara też została zamordowana.
Zaćmienie.
Lekkie, ale jednak. Mroczki zasłoniły mi cały obraz. Mama? Ta sama, która się mnie wyrzekła, jednak... dlaczego poczułam ukłucie w sercu? Tak niepotrzebne i niechciane. Gdy odzyskałam wzrok i mgła opuściła moje oczy,
Nymerii już nie było. W pierwszej chwili zastanawiałam się, czy to nie był
tylko sen, ale nie. Jej zapach nadal unosił się w powietrzu. Sięgnęłam pyskiem
do jedzenia i odgryzłam kolejny kęs. Czy powinnam być smutna? Przerażona? Tego
nie wiedziałam, ale w tamtej chwili wiedziałam, że muszę jeść.
---
Wszystko
dochodziło do mnie powoli. Z godziny na godzinę, w mojej głowie zaczynał
panować coraz większy chaos. Myślałam, że przez ostatnie dni, udało mi się już dojść
chociaż do porządku z własnymi myślami, ale już nie. Nymeria wróciła w środku
nocy. Zdarzało się, że spała razem ze mną w jaskini i dzisiaj była właśnie taka
noc.
- Opowiedz mi
wszystko. Po kolei. – powiedziałam gdy usiadła przede mną. Tym razem już
spokojna, bez przerażenia i roztrzepania w oczach.
- Przyszli. Po
raz drugi. Admirał zaczął wszystkich podburzać, chciał, żeby Agrest wyszedł z
jaskini i przemówił. Kto wie, czy jakby on nie wyszedł, to…
Wadera zacisnęła
zęby jakby chciała powstrzymać łzy. Jednak jej oczy były idealnie nawilżone,
ani za suche, ani za mokre. Nie, ona nigdy nie płakała. A może? Czy w trakcie mojej rekonwalescencji cos się zmieniło w jej życiu? Czy stałam się tak złą przyjaciółką, że nawet nie wiedziałam co się z nią działo przez ten cały czas? Nie Ciri, nie czas na to.
- Wyszedł
Mundus, a później, gdy krzyki ucichły, Agrest w końcu opuścił jaskinie, a on tam leżał. Cały we krwi. Tyle słyszałam.
A jutro. Jutro musimy iść na plaże. Jest nowy przydział stanowisk. Ogłoszony
został stan wyjątkowy.
Jej myśli nadal
były lekko chaotyczne, ale teraz rozumiałam już więcej.
- A Kara?
- Nie wiem. Coś
jest nie tak. Szkło nic nie mówi, z jednej strony rozumiem, bo trzeba zająć się
watahą. Tylko co jeśli to także Admirał ją zabił? Dlaczego nie wybierze kogoś żeby
przejął od niego śledztwo?
- Admirał by
tego nie zrobił.
- A myślałaś,
że zabiłby Mundusa?
Nie. Nie
myślałam. Milczałam jednak, bo prawda chyba była zbyt bolesna by ją
wypowiedzieć.
- No właśnie. –
nie wiem czy odpowiedziała jej moja cisza, czy może moje myśli. Jednak nie
miało to zbyt dużego znaczenia.
- Pójdziemy
jutro pod koniec, jak będzie już większy spokój, nie chce znaleźć się w tłumie. Jeszcze nie... Przydzielą nam stanowiska, a
ty znajdziesz Tat… Szkło i albo go wypytasz albo przeszukasz jego głowę. –
byłam stanowcza. To nie była propozycja. Musiałam się dowiedzieć, co on wie.
Czemu nie mówi. Musiałam wykluczyć, że to Admirał był w to zamieszany.
- Co?
- No to,
Nymeria. – sapnęłam lekko. – Muszę się dowiedzieć co ukrywa. A wątpię, żeby mi
coś powiedział po tym wszystkim.
- Nie mogę,
Ciri naprawdę nie mogę. Nie wejdę do jego głowy.
- To postaraj
się, żeby sam Ci powiedział.
Tym zdaniem
urwałam naszą rozmowę i położyłam się na posłaniu należącym do Admirała. Już dawno
nim nie pachniało, ale czułam się spokojniejsza po tej stronie. Nymeria nic
więcej nie powiedziała, nie wiem czy była zdziwiona, czy próbowała mnie
zrozumieć. Mało mnie to interesowało. W tamtym momencie zaczęłam wracać do
żywych, choć może z mało altruistycznych pobudek.
---
Od rana w mojej
głowie aż huczało. Dobrze znane mi głosy chciały dojść do sterów, ale nie
dawałam im wygrać. Musiałam jeszcze chociaż chwile pozostać trzeźwą i sobą. Było
jeszcze przed południem gdy dotarłyśmy na plaże. Nie zamieniłyśmy ze sobą ani
słowa i dość szybko się rozdzieliłyśmy. Znalazłam Szkło pierwsza. Okazało się,
że osobiście zajmował się przydziałami nowych stanowisk. Nymeria wkrótce także
znalazła się w kolejce, kilka wilków dalej ode mnie. Przegryzałam coraz mocniej
policzek, rozglądając się cały czas. Z tego co widziałam każdy był niespokojny,
ciągłe rzuty okiem na linie drzew, jakby zaraz mieli stamtąd wybiec napastnicy.
Albo sam Admirał. Kto go tam wie, sama już nie mogłam być pewna do czego on był
zdolny.
Gdy przyszła
moja kolej, spojrzałam na Kawkę, uśmiechnęłam się do niej lekko, a ona do mnie,
zaraz jednak powróciła do swojego smutnego wyglądu. Dawno nie rozmawiałyśmy, najwyraźniej złą matką także byłam.Może miałam to we krwi? Mundus był dla niej… ważny. Nie chciałam wiedzieć co myślała, przez co
przechodziła i jak bardzo teraz kogoś potrzebowała. Musiałam mieć nadzieję, że
znajdzie oparcie w kimś innym. Musiałam zając się sobą. I nim.
- Imię.
- Ciri. – Szkło
gwałtownie podniósł wzrok znad kartki trzymanej przez Kawkę. W kilka sekund
jednak jego oczy przestały krzyczeć przerażeniem i zmieniły się w stonowane i
wręcz… zimne.
- Tak… -
odchrząknął. – Stanowisko?
- Pieśniarz.
- Strażnik. –
powiedział sucho i już na mnie nie spojrzał.
- Tato… -
szepnęłam, gdy poczułam kolejnego wilka niecierpliwie zbliżającego się od moich
pleców.
- Następny! –
krzyknął, zapewne udając, że mnie nie słyszy. Kawka przyglądała się temu z
zaciekawieniem, jednak równie szybko wróciła do zapisywania kolejnych
stanowisk. Nikt nie miał dla mnie czasu. A może nikt nie chciał mieć dla mnie
czasu?
- Tato,
porozmawiajmy. – nie chciałam dać za wygraną. Stanęłam obok starając się
zwrócić jego uwagę.
- Nie mam
czasu. Później. – nadal na mnie nie spojrzał.
- Szkło… -
przysunęłam się bliżej. Potrzebowałam jego pomocy, jego zapewnienia, że
wszystko będzie w porządku, nawet jeśli… Nawet jeśli matka nie żyła.
- Ciri! –
krzyknął, odwracając się do mnie z furią. Patrzyłam na niego, nie wiem czy
bardziej zdziwiona czy przestraszona jego reakcją. Patrzył uparcie w moje oczy,
jakby próbował coś w nich znaleźć. Po kilkunastu sekundach się poddał, zamknął
lekko oczy i odwrócił się z powrotem do kolejki.
- Przepraszam,
idź już. Następny!
Chwile stałam
jak wryta, ale w końcu odzyskując władze w nogach, ruszyłam. Poszłam w
przeciwna stronę, omijając po drodze Nymerię. Patrzyła na mnie z zaciśniętą
szczęką. Coś wiedziała. Coś usłyszała. Tylko dlaczego wyglądało to tak, jakbym
nie chciała poznać tej prawdy, której tak bardzo pragnęłam? Zostało mi teraz
poczekać, aż przyjdzie do jaskini. Nie mogłam tu zostać, czułam się niechciana,
jak intruz na własnej ziemi, kiedyś tak przeze mnie ukochanej. Gdybym chociaż
wiedziała, czym sobie na to zasłużyłam.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz