wtorek, 25 stycznia 2022

Od Ciri CD Admirała - "Taniec z Aniołami"

Podobno potrzebujecie streszczenia mojego życia. Ostatnich tygodni, może dni? Nie wiem, wszystko zlewa się w jedną nieprzerwaną całość, trudno mi nawet ustalić kolejność pewnych wydarzeń, dlatego nie denerwujcie się, jeżeli coś będzie pomieszane.

Gdzie powinnam zacząć?

Rozstanie z Admirałem, tak to był kluczowy moment, ale o tym już wiecie.

Po rozstaniu przeszłam w katatonię, przynajmniej tak nazywała to Nymeria, gdy rozmawiała z Florą albo Szkłem o moim stanie. Słuchałam tylko w głębi jaskini, niczym duch, niewidoczny, zamknięty, samotny, ale doświadczający wszystkiego co go otacza. W tamtych chwilach uciekałam gdzieś indziej, Nymeria się mną opiekowała, ale nie rozmawiała ze mną. Można powiedzieć, że byłam jej za to wdzięczna, choć jednocześnie czułam się tak zamknięta w sobie, chciałam by ktoś pociągnął mnie za język, żebym mogła po raz kolejny, możliwe że ostatni, wybuchnąć i wyrzucić z sobie wszystko co zbierało się od tamtych kilku dni. W końcu ten dzień nadszedł, choć nie był taki jakiego oczekiwałam. Ale o tym później, dojdziemy do tego.

Akurat przeżuwałam kęs zająca, przyniesionego wcześniej przez kogoś z polujących. Nigdy nie zwracałam na nich uwagi, ale wyczułam, że tego dnia wyjątkowo gdzieś się śpieszył. Puściłam to jednak szybko w niepamięć i patrząc się nadal w pustą ścianę, z małymi przegrodami na przyrządy Admirała, żułam dzisiejszy posiłek. Puste przegrody przypominały mi o pustce jaką czułam odkąd się rozstaliśmy. Pustkę, którą powoli udało mi się zasklepić… może czas przyszedł i na te małe półeczki? O czym mówiłam? Aaa jedzenie. Jadłam systematycznie od jakiś trzech dni, może pięciu, ciężko powiedzieć. Jak mówiłam, wtedy wszystko zlewało się w jedno.

W każdym razie mieliłam mięso w pysku, gdy do jaskini wpadła Nymeria. Spojrzała na mnie wpierw. Wpatrywała się w stróżkę krwi spływającą po moim pysku. Częściowo była moja, a częściowo zajęcza. Wnętrze mojego pyska było poharatane z każdej strony, a każde pożywienie rozwierało stare rany które zaczynały powoli sączyć się metalicznym płynem. Nie pamiętałam o czym powiedziała mi w pierwszej kolejności, ale pamiętam przerażenie w jej oczach, coś czego nigdy u niej nie widziałam. Stało się coś czego nie przewidziała, czemu nie mogła nijak zapobiec i nad czym nie miała kontroli. Język jej się plątał. Przerywała zdania w połowie jakby szukała odpowiednich słów by mi wszystko przekazać. Nigdy jej takiej nie widziałam. Admirał, Agrest, Kara, Mundus, Szkło... Imiona zaczęły zlewać się ze sobą nawzajem. Nie rozumiałam wszystkiego, ale nie musiałam. Wystarczyło, że zrozumiałam ogół.

- Admirał. On. Mundus. Mundus nie żyje.

Westchnęła ciężko, jej oczy choć niespokojne, nie miały nawet cienia łez. Mundus? Właściwie nie powinnam po nim płakać i z pewnością nie będę. Czułam jednak, że takie wydarzenie, zmieni wiele dla Watahy Srebrnego Chabra.

- Admirał go zabił. Zamordował Mundusa.

Coś takiego powiedziała. W którymś momencie, albo przed, albo po. A więc nie wydarzenie... a zbrodnia. Poczyniona łapami mojego ukochanego. Znaczy się, byłego ukochanego rzecz jasna.

- Agrest, nie nieważne Agrest. Szkło. On jest załamany. Kara, Kara też została zamordowana.

Zaćmienie. Lekkie, ale jednak. Mroczki zasłoniły mi cały obraz. Mama? Ta sama, która się mnie wyrzekła, jednak... dlaczego poczułam ukłucie w sercu? Tak niepotrzebne i niechciane. Gdy odzyskałam wzrok i mgła opuściła moje oczy, Nymerii już nie było. W pierwszej chwili zastanawiałam się, czy to nie był tylko sen, ale nie. Jej zapach nadal unosił się w powietrzu. Sięgnęłam pyskiem do jedzenia i odgryzłam kolejny kęs. Czy powinnam być smutna? Przerażona? Tego nie wiedziałam, ale w tamtej chwili wiedziałam, że muszę jeść.

---

Wszystko dochodziło do mnie powoli. Z godziny na godzinę, w mojej głowie zaczynał panować coraz większy chaos. Myślałam, że przez ostatnie dni, udało mi się już dojść chociaż do porządku z własnymi myślami, ale już nie. Nymeria wróciła w środku nocy. Zdarzało się, że spała razem ze mną w jaskini i dzisiaj była właśnie taka noc.

- Opowiedz mi wszystko. Po kolei. – powiedziałam gdy usiadła przede mną. Tym razem już spokojna, bez przerażenia i roztrzepania w oczach.

- Przyszli. Po raz drugi. Admirał zaczął wszystkich podburzać, chciał, żeby Agrest wyszedł z jaskini i przemówił. Kto wie, czy jakby on nie wyszedł, to…

Wadera zacisnęła zęby jakby chciała powstrzymać łzy. Jednak jej oczy były idealnie nawilżone, ani za suche, ani za mokre. Nie, ona nigdy nie płakała. A może? Czy w trakcie mojej rekonwalescencji cos się zmieniło w jej życiu? Czy stałam się tak złą przyjaciółką, że nawet nie wiedziałam co się z nią działo przez ten cały czas? Nie Ciri, nie czas na to. 

- Wyszedł Mundus, a później, gdy krzyki ucichły, Agrest w końcu opuścił jaskinie, a on tam leżał. Cały we krwi. Tyle słyszałam. A jutro. Jutro musimy iść na plaże. Jest nowy przydział stanowisk. Ogłoszony został stan wyjątkowy.

Jej myśli nadal były lekko chaotyczne, ale teraz rozumiałam już więcej.

- A Kara?

- Nie wiem. Coś jest nie tak. Szkło nic nie mówi, z jednej strony rozumiem, bo trzeba zająć się watahą. Tylko co jeśli to także Admirał ją zabił? Dlaczego nie wybierze kogoś żeby przejął od niego śledztwo?

- Admirał by tego nie zrobił.

- A myślałaś, że zabiłby Mundusa?

Nie. Nie myślałam. Milczałam jednak, bo prawda chyba była zbyt bolesna by ją wypowiedzieć.

- No właśnie. – nie wiem czy odpowiedziała jej moja cisza, czy może moje myśli. Jednak nie miało to zbyt dużego znaczenia.

- Pójdziemy jutro pod koniec, jak będzie już większy spokój, nie chce znaleźć się w tłumie. Jeszcze nie... Przydzielą nam stanowiska, a ty znajdziesz Tat… Szkło i albo go wypytasz albo przeszukasz jego głowę. – byłam stanowcza. To nie była propozycja. Musiałam się dowiedzieć, co on wie. Czemu nie mówi. Musiałam wykluczyć, że to Admirał był w to zamieszany.

- Co?

- No to, Nymeria. – sapnęłam lekko. – Muszę się dowiedzieć co ukrywa. A wątpię, żeby mi coś powiedział po tym wszystkim.

- Nie mogę, Ciri naprawdę nie mogę. Nie wejdę do jego głowy.

- To postaraj się, żeby sam Ci powiedział.

Tym zdaniem urwałam naszą rozmowę i położyłam się na posłaniu należącym do Admirała. Już dawno nim nie pachniało, ale czułam się spokojniejsza po tej stronie. Nymeria nic więcej nie powiedziała, nie wiem czy była zdziwiona, czy próbowała mnie zrozumieć. Mało mnie to interesowało. W tamtym momencie zaczęłam wracać do żywych, choć może z mało altruistycznych pobudek.

---

Od rana w mojej głowie aż huczało. Dobrze znane mi głosy chciały dojść do sterów, ale nie dawałam im wygrać. Musiałam jeszcze chociaż chwile pozostać trzeźwą i sobą. Było jeszcze przed południem gdy dotarłyśmy na plaże. Nie zamieniłyśmy ze sobą ani słowa i dość szybko się rozdzieliłyśmy. Znalazłam Szkło pierwsza. Okazało się, że osobiście zajmował się przydziałami nowych stanowisk. Nymeria wkrótce także znalazła się w kolejce, kilka wilków dalej ode mnie. Przegryzałam coraz mocniej policzek, rozglądając się cały czas. Z tego co widziałam każdy był niespokojny, ciągłe rzuty okiem na linie drzew, jakby zaraz mieli stamtąd wybiec napastnicy. Albo sam Admirał. Kto go tam wie, sama już nie mogłam być pewna do czego on był zdolny.

Gdy przyszła moja kolej, spojrzałam na Kawkę, uśmiechnęłam się do niej lekko, a ona do mnie, zaraz jednak powróciła do swojego smutnego wyglądu. Dawno nie rozmawiałyśmy, najwyraźniej złą matką także byłam.Może miałam to we krwi? Mundus był dla niej… ważny. Nie chciałam wiedzieć co myślała, przez co przechodziła i jak bardzo teraz kogoś potrzebowała. Musiałam mieć nadzieję, że znajdzie oparcie w kimś innym. Musiałam zając się sobą. I nim.

- Imię.

- Ciri. – Szkło gwałtownie podniósł wzrok znad kartki trzymanej przez Kawkę. W kilka sekund jednak jego oczy przestały krzyczeć przerażeniem i zmieniły się w stonowane i wręcz… zimne.

- Tak… - odchrząknął. – Stanowisko?

- Pieśniarz.

- Strażnik. – powiedział sucho i już na mnie nie spojrzał.

- Tato… - szepnęłam, gdy poczułam kolejnego wilka niecierpliwie zbliżającego się od moich pleców.

- Następny! – krzyknął, zapewne udając, że mnie nie słyszy. Kawka przyglądała się temu z zaciekawieniem, jednak równie szybko wróciła do zapisywania kolejnych stanowisk. Nikt nie miał dla mnie czasu. A może nikt nie chciał mieć dla mnie czasu?

- Tato, porozmawiajmy. – nie chciałam dać za wygraną. Stanęłam obok starając się zwrócić jego uwagę.

- Nie mam czasu. Później. – nadal na mnie nie spojrzał.

- Szkło… - przysunęłam się bliżej. Potrzebowałam jego pomocy, jego zapewnienia, że wszystko będzie w porządku, nawet jeśli… Nawet jeśli matka nie żyła.

- Ciri! – krzyknął, odwracając się do mnie z furią. Patrzyłam na niego, nie wiem czy bardziej zdziwiona czy przestraszona jego reakcją. Patrzył uparcie w moje oczy, jakby próbował coś w nich znaleźć. Po kilkunastu sekundach się poddał, zamknął lekko oczy i odwrócił się z powrotem do kolejki.

- Przepraszam, idź już. Następny!

Chwile stałam jak wryta, ale w końcu odzyskując władze w nogach, ruszyłam. Poszłam w przeciwna stronę, omijając po drodze Nymerię. Patrzyła na mnie z zaciśniętą szczęką. Coś wiedziała. Coś usłyszała. Tylko dlaczego wyglądało to tak, jakbym nie chciała poznać tej prawdy, której tak bardzo pragnęłam? Zostało mi teraz poczekać, aż przyjdzie do jaskini. Nie mogłam tu zostać, czułam się niechciana, jak intruz na własnej ziemi, kiedyś tak przeze mnie ukochanej. Gdybym chociaż wiedziała, czym sobie na to zasłużyłam.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz