– A ty się dokąd wybierasz, młoda damo? – Paki zastąpił waderze drogę do wyjścia z nory. Mała ruda wyprostowała się z dumą, nie zwarzając na surowy wzrok.
– Idę trenować!
– Znowu?! – z głębi nory odezwał się szyjący zimowe wdzianka Mikaela. Obecnie skrzydlaty basior przejmował obowiązki swojego papy i dużą część czasu spędzał w norze. Okazjonalnie udawał też rodzica, za bardzo wczuwając się w rolę, tak jak teraz. – Dopiero co naderwałaś sobie mięsień i wujek Delta musiał przyjść dać ci zioła.
– Czuję się lepiej – prychnęła Mi. – Nie potrzebuję ciągłej opieki.
Tuż po rzuceniu tych słów wybiegła z nory, odpychając swojego adopcyjnego ojca na bok. Z jej obecną siłą było to jak odepchnięcie na bok szczeniaczka, mimo że Paki był od niej znacznie większy, Cała rodzina na obecny moment wydawała się Mi taka... słaba. Niezbyt szybka, niezbyt silna. Nie miała pojęcia, co sądzić o swoim bracie Wayfarerze, bo z nim nie miała praktycznie żadnego kontaktu. Podobno chłopak był dość szybki, a już na pewno mógł pochwalić się wytrzymałością w nogach. Podobno przeszedł pół świata, a przynajmniej takie chodziły plotki. Sam Way nigdy tego nie zaprzeczył... ale też nie potwierdził. Więc w sumie pozostawała jedna wielka tajemnica.
Tak prawdę głosząc Mi nigdy nie słyszała dużo o swoim bracie. Czego była pewna to to, że w tej rodzinie to on jest ten trzeźwo myślący i że gra na gitarze. Poza tym wszystko było takie niepotwierdzone, niewyjaśnione, czasem rzucone jak proch na wiatr. Może ta mgła, za którą chowała się postać Wayfarera powinna irytować Mi, w końcu wadera lubiła wiedzieć wszystko. Ale akurat jej starszy brat był inny. Z jakiegoś powodu imponowało jej to, kim był. Może były to stwierdzenia, że za szczeniaka był zupełnie inny, właściwie to podobny do niej, a wyrósł na kogoś takiego. A może dlatego, że podróżował, był wolną duszą, nie można było nałożyć na niego żadnych sztywnych ram, bo od razu się z nich wyłamywał. Byli takimi niesamowitymi przeciwnościami, choć zaczynali w tym samym miejscu. Małe znajdy, gotowe pogryźć każdego, kto im się nie podobał, przygarnięte w ciepły kąt przez trójogoniatego, przypominającego lisa wilka. Gdyby tylko mogła poznać tego Waya bliżej...
Chociaż czy chciała? Przecież wraz z ich pierwszym porządnym spotkaniem cała ta magiczna zasłona niepewności rozwieje się w nicość, zostawiając suche fakty. Mi się dowie, jaki faktycznie jest jej brat i może wcale jej się to nie spodoba. Na pewno jej się to nie spodoba. Chociaż nie wie, jaki miałby być, jakikolwiek będzie to po prostu nie będzie to. Będzie źle. Nie będzie już taki niesamowity, taką postacią z legend, o której słucha się z błyskiem w oczach i dreszczami na plecach. Będzie zwykłym wilkiem. Trochę to smutne. Ale! Nie mogła sobie teraz tym zawracać głowy. Wyszła z domu w konkretnym celu i zamierzała ten cel wypełnić. Choćby jej się za skarby biesa nie podobało. Biesa? Będzie musiała spytać taty, co to bies...
Na tym poziomie ciężka praca fizyczna stała się dla Mi całkowitą normalnością. Czy ktoś ją prosił, czy robiła to z własnej woli, zawsze musiała pracować fizycznie i z pomocą swojego ciała pomagać innym wilkom w watasze. Tu komuś odkopywała zasypaną jaskinię, tam przeniosła drzewo zalegające zbyt blisko wejścia, jeszcze gdzie indziej pozbywała się niebezpiecznie obsuniętego kamienia. Bez mrugnięcia oka brała na siebie obowiązki, które nie powinny przypadać komuś w tak młodym wieku, a już szczególnie z tak małą posturą. Jednak gdy tylko ktoś o tym wspomniał, od razu dostawał spojrzenie spode łba i ciche, ostrzegawcze warknięcie, przy którym cofał się o krok. Z tą czerwoną waderą nie warto było zadzierać, nie tylko ze względu na jej umiejętności, ale przede wszystkim ze względu na niezwykle ognisty charakter, którym łatwo było się poparzyć. Ona sama potrafiła się nim poparzyć, tylko to było akurat mało istotne.
Jej ciągła praca miała ją przygotować na rolę generała. Nikt jej tego nie poradził, sama się na to pisała, ale też sama się będzie pisać na robotę generała gdy już dorośnie. Czy też raczej jeśli będzie mogła się pisać na tą fuchę, bo z obecnym kierunkiem, jaki obrała Wataha Srebrnego Chabra, za chwilę nie będzie można samemu wybierać celu podróży, sposobu trenowania ani stanowiska, bo o wszystkim będzie decydować ktoś inny. Może jeszcze męża jej wybiorą? Ha tfu! Nigdy w życiu! Na psa urok! Nie zamierzała dać się tak zniewolić, ale z drugiej strony nie mogła też za dużo z tym walczyć, bo może sobie narobić kłopotów i już nie będzie miała szans na zostanie tym, o kim zawsze marzyła być. Do diaska! Czemu musiała trafić do watahy akurat w tym momencie? Czy ta sytuacja kiedyś znormalnieje? Czy przyjdzie jej kiedyś żyć spokojnie, z pewnością co do następnego dnia i poczuciem bezpieczeństwa? Pinezka mówi, że były kiedyś takie czasy i były piękne. Że też Mi nie przyszło tego zobaczyć. Musiała żyć w tej niepewnej rzeczywistości, w której ciężko było się połapać, co i jak. Może nawet nigdy nie wróci tu normalność. Tata nigdy nie wróci do swojej ukochanej pracy wychowawcy szczeniaków. Papcio nie będzie mógł spokojnie nocą zbierać potrzebnych ziół i księżycowej wody. Ona, Tia i Mika nie otrzymają stanowisk, o których marzyli. Zrobi się z tego miejsca Chabrowa Rzeczpospolita Wilkowa. Chwila, co miała teraz zrobić?
A, no tak. Przenosiła meble dla jakichś wilków, którym zapadł się sufit w jaskini i woleli już znaleźć sobie bezpieczniejsze miejsce. Doprawdy wdzięczna robota. Mi za nic by nie pozwoliła, by ktoś się na niej zawiódł. Musiała sprostać każdemu wyzwaniu, choćby grzbiet miał się jej od tego złamać. Ale nie złamie. Ona to wytrzyma.
<Slut>
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz