środa, 5 stycznia 2022

Od Domino - Trening siły i szybkości

Pora na kolejny patrol. Jedno machnięcie skrzydeł wystarczyło, by wzbiła się w powietrze. Odkąd została stróżem dziennym, ból pleców nie opuszczał jej praktycznie wcale. Ilość kilometrów, jakie dziennie przelatywała była dla niej kosmiczna, tym bardziej że na ciepłej posadce położnej mogła praktycznie nie ruszać się z miejsca. Lubiła swoją pracę, chociaż od jakiegoś czasu wyjątkowo dużo w WSC tworzyło się nieżonatych ojców, przez co pracy było dużo mniej. Pamiętała też, że część szczeniaków przybłąkała się tu bez żadnego rodzica. ,,Na przykład ta nieco mroczna dwójka papużek nierozłączek”, pomyślała z uśmiechem na pyszczku. Właśnie mignęły jej daleko w dole, gdy przelatywała nad polanką życia. 
Skrzydła nadal bolały od starych zakwasów, mimo to machała dalej. Jeszcze trochę i znajdzie się na granicy. 
Nienawidziła stanu nadzwyczajnego. Całe dnie nie opuszczał jej przez to niepokój. Kolejne doniesienia o porwaniach przyprawiały ją o panikę, ilekroć musiała podróżować nocą samotnie. Słyszała też, że śledczy znaleźli kolejne ciała.
Kolejny, wymuszony trzepot skrzydeł. Każde kolejne złe wieści dokładały się ciężkim kamieniem na jej szyi. Coraz ciężej jej było latać.
Widziała jak część z wilków odchodzi. Czasami uprzedza, czasami robi to po cichu, by nie zostać zatrzymanym. Ostatnio wcale nie widziała Almette. C6 przestał się upraszać o posiłki. Widoku Ruki też brakowało jej podczas patroli. Obserwując tereny zdawało jej się, że z dnia na dzień coraz mniej wilków wychodzi z jaskiń. Coraz mniej znajomych sylwetek widzianych z lotu ptaka. Wataha wydawała się wyjałowiona i opustoszała. Nawet ptaki nie śpiewały już tak często.
Musiała szybować dalej, chociaż bardzo potrzebowała już odpoczynku. Świst lotek szumiał jej w uszach przy każdym mocniejszym podmuchu. Powietrze na tej wysokości było lodowate i gdyby nie jej grube futro, na pewno zamarzłaby przed południem. Rozejrzała się szerzej po horyzoncie, dostrzegła przed sobą dobrze znany pas wydeptanego śniegu, który wyznaczał umowną granicę z WSJ. Parę pagórków dalej dostrzegła niewyraźne sylwetki patrolu jabłoni. Okropne typy.
Ciekawe co teraz robili Agrest z Kawką. Niedawny pożar dało się dostrzec z kilometra, gdy nad jaskinią alf zawisł słup czarnego, złowrogiego dymu. Nie pozwalano jej jednak opuszczać stanowiska, nie mogła więc przylecieć z pomocą. Dzisiaj żałowała, że zrzuciła ciężar odpowiedzialności na kogoś innego, być może bliżej centrum watahy. Powinna była zaryzykować. Może to dałoby jej poczucie, że nie jest taka bezsilna wobec okropności losu.
Zmieniła kąt nachylenia skrzydeł, gdy tylko pas wydeptanego śniegu znalazł się centralnie pod nią. Pomimo przeciążenia po lewej stronie ciała nie uginała skrzydła. Oj, jutro na pewno nie obudzi się bez stękania…
Kto by pomyślał, że tak zmieni się jej tryb życia podczas tej zimy. Że tak zmieni się…wszystko. Mięśnie w lewym skrzydle poddały się naporom powietrza i Domino wykręciła niezgrabną beczkę, kończąc w pozycji z głową w dół. Z tej perspektywy ten zimowy krajonbraz był nawet zabawny. 
Złożyła się w pocisk, by ciało samo opadło w dół i obróciło się z powrotem. Minęła sekunda, dwie, trzy…ale nie chciała rozpościerać się na powrót. Mięśnie i stawy, poczuwszy jaką przyjemnością jest ciągły brak napięć, odmawiały posłuszeństwa i trwały w swojej błogiej bierności. Pięć, sześć, siedem. W połowie drogi do ziemi czas jakby zwolnił, powieki przywarły do siebie. Szum wiatru. Osiem, dziewięć…
 Szarpnięcie, gdy jak żaglem złapała wiatr w pióra. Nagły ból, to było ogromne przeciążenie, nie powinna tak intensywnie hamować. Jeszcze może z 10 metrów i zaryłaby pyskiem w śnieg. Może tak by było lepiej? ,,Pora wrócić do pracy”, westchnęła.
Część trasy na granicy z WWN prawie przespała, tak monotonna była. Nie dostrzegała żadnej znajomej ani nieznajomej twarzyczki, nawet białe futro Satomiego nie mignęło jej w oddali. Gdzie on się mógł podziewać? Miał stróżować z ziemi. 
Zawróciła lot, gdy poczuła na ciele nieco chłodniejsze, bo wilgotne powietrze znad wody. Granicy z morzem nie musiała strzec, a przynajmniej jeszcze z tej strony nie oczekiwali wroga. Parsknęła na myśl o morskich potworach, które również szukałyby wojny z Agrestem. Głupawe historyjki trzymały ją bliżej granicy poczytalności. Paradoksalnie zbliżały do normalnego, spokojnego życia. Zwróciła się w kierunku centrum, pora było wracać. Pora złożyć kolejny nudny patrol o tym, że granice są czyste, nikt nie próbuje szturmować siłą naszej biednej watahy. Nie wtedy, kiedy jest w powietrzu przynajmniej.
Mrugnęła parę razy, gdy dostrzegła czerwień karmazynu na śniegu. 
- Boże…- Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Ktoś tam leży.
Podfrunęła bliżej w przestrachu, co ujrzy. Wylądowała może parę kroków przed ciałem, nagły podmuch wiatru wzburzył śnieżne kryształy tak, że zawirowały w powietrzu i opadły na nakrapiane bielą, brązowe futro. 
Jej gardło złapał ścisk, by nie zapłakać. Parę kropel spłynęło po zaciśniętych kłach i drżącej brodzie. Omal nie zwymiotowała. Zakręciła się, wzięła parę głębszych oddechów, nie pozwoliła przejąć umysłu panice. To było za dużo dla jej kruchej psychiki.
Spojrzała jeszcze raz na miejsce zbrodni. Krew na śniegu była skrzepła, musiało to się stać najwcześniej wczoraj. Plama czerwieni była ogromna, Domino nie przypuszczała, że tyle jej może pomieścić jeden wilk. Na pewno długo się wykrwawiała. Nie żywiła nadziei, że Hermiona jeszcze oddycha, bała się sprawdzać. Do nozdrzy wdzierał się obrzydliwy swąd śmierci, gdy próbowała podejść bliżej. Nad pokrytymi mozaikami szronu ranami unosiło się stado czarnych, brzęczących much. A może to wcale nie była Hermiona? 
Czy to nadal była Hermiona? 
Ból w mięśniach rozrywał jej ciało, jednak teraz czuła, że musi przegonić wiatr, by nie czuć jeszcze większego, wewnętrznego bólu. Tym razem nie będzie żałować, nie tak jak podczas pożaru, tym razem musiała dostarczyć komuś wieści jak najszybciej. Mogła się połamać przy lądowaniu, ale żeby tylko ktoś się o tym dowiedział. Nie była jednak w stanie powiedzieć, czy rzeczywiście tak bardzo chciała wypełnić swój zawodowy obowiązek, czy po prostu na gwałt potrzebowała kogoś, by wyrzucić z siebie te palące umysł wieści. 
Boże, żeby tylko ta wojna się już skończyła.

Gratulacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz