sobota, 25 września 2021

Od Nymerii CD Admirała - "Taniec z Aniołami"

No więc. Witajcie drodzy czytelnicy. Dzisiejsza historia, a raczej, zaledwie jej część, zostanie poprowadzona, nie przez Ciri, a przeze mnie. Przez jej oddaną przyjaciółką Nymerię. Właściwie nie wiem czy powinnam się tak nazywać, ponieważ nasze stosunki należą do raczej zawiłych i dość przyziemnych jednocześnie. Jak pewnie pamiętacie, moja lekko starsza koleżanka, wykazała się ostatnio wielką odpowiedzialnością i zerwała kontakty z niejakim Admirałem. Ojcem jej dzieci i nie mężem

(Z resztą na szczęście, jakbyście słyszeli co chciał mi zrobić jak tylko spokojnie obok niego przechodziłam! Chociaż mam wrażenie że psychopatyczne odchyły odziedziczył po dziadku Szkle. Tak samo jak Ciri po swoim ojcu Szkle, ale tą historię już znacie, przechodząc dalej…)

Jeszcze nie mężem, choć mam głęboką nadzieję, że nigdy nie będzie mu dane nim zostać. W każdym razie po hucznym rozstaniu, a dlatego hucznym bo nasz kochany Admirał nie potrafił trzymać jęzora za zębami i niemalże od razu wypaplał wszystko swojemu synkowi (któremu to raczej poboczna sprawa)… po rozstaniu nastąpiła żałoba. Jak Matkę swoją kocham wolałabym, żeby to była faktyczna żałoba, ale aleee, Ciri mnie potrzebowała, dlatego biorąc wolne u naszego największego i najważniejszego polityka Agresta poświęciłam jej cały swój czas. No wiecie, plotki, smarki, znowu plotki, trochę więcej plotek i smarków. Nie żebym miała w tym jakąś przyjemność, broń mnie Matko ma kochana, ale nie była to też dla mnie kara. A właśnie! A propos Kary.

Kara na wieść o rozstaniu córki, wręcz oszalała ze szczęścia. Przyszła nawet w odwiedziny do jaskini, którą aktualnie dzielimy wspólnie z Ciri. Postaram się mniej więcej wam to przedstawić:

Ruda burza sierści wparowała w nasze skromne progi cała w skowronkach. Jak nie Kara. Powiecie? Po raz kolejny możemy doświadczyć cudownej przemiany tej… doświadczonej już przez życie wadery.

- Ciri, kochanie moje. Nie martw się tym zwyrodnialcem, nie pozwolę by dotknął Cię ponownie choćby opuszkiem.

Ciri cała zapłakana spojrzała na matkę, w jej głowie pojawił się szereg pytajników i możecie być pewni, że doskonale rozumiałam co wtedy czuła. Kara nie usłyszała odpowiedzi, ponieważ, gdy naszej kochanej i biednej Ciri do głowy w końcu doszły wypowiedziane przez matkę słowa… wybuchła płaczem.

- Ale ja chce, żeby mnie dotykał! – wrzasnęła lamentując po raz kolejny tego dnia. – Ten żar jaki we mnie rozpalał, ta namiętność. Ja, ja... – szara waderka wpiła swój pysk w moją pierś i szlochała cicho, a Kara stanęła bez ruchu z otwartym pyskiem, jakby zapomniała języka w gębie. I nagle coś mnie uderzyło. Wspomnienie, a raczej krótki przebłysk myśli tak mocny, że wbił się w mój umysł niczym sopel lodu spadający z rynny na oblodzoną ziemię.

Ale chwileczkę. Kim był Levi i dlaczego przedstawiony jest przez tą tracącą zmysły wilczycę w tak kontrastujących biało-czarnych barwach? No j najważniejsze. Dlaczego przypomniała sobie o nim przy wzmiance o namiętności? Czy Szkło powinien się czymś martwić?

No ale wróćmy do właściwego toru. Kara na wpół szczęśliwa z nieszczęścia córki, na wpół zagubiona w swoim własnym świecie postanowiła już nas więcej nie odwiedzać. Przynajmniej na razie. Skłamałabym jakbym powiedziała, że było mi z tego powodu przykro. Zdecydowanie nie było, a nawet wręcz przeciwnie. Ciri natomiast niewiele pamiętała z tego dnia, jak i z kilku poprzednich i kilku następnych, i jestem pewna że pewną część winy ponosiła tutaj donoszona przeze mnie wódka, czasem rum, albo inny mocny trunek który koił nerwy naszej nie-wdowie. Możecie mnie teraz szkalować, że jak mogłam to zrobić, ale uwierzcie mi, że innego wyjścia nie było. Gdyby nie upicie alkoholowe nasza biedna waderka zadźgałaby się na śmierć, albo postanowiła się zamrozić w górach, albo jakikolwiek inny pomysł na śmierć jaki by jej mógł przyjść do jej małej główki. Wódka z pewnością wyciszyła w niej rządzę krwi.

Teraz możecie zapytać: Dlaczego ona tak lamentuje skoro sama chciała przerwy/rozstania z Admirałem? Ano niestety nasza Ciri, jest idealnym przykładem współczesnej kobiety, a zmienność, niesamowicie nagła i szybka, jest jednym z jej ulubionych atrybutów. Co tu dużo mówić. Inaczej jest myśleć i chcieć rozstania, a inaczej jest tego dokonać i później żyć ze świadomością popełnionych czynów.

Ten przedziwny żałobny stan u mojej najdroższej (Wcale nie jedynej! To co mówią brukowce to kłamstwa!) przyjaciółki, utrzymywał się dokładnie 4 i pół dnia. Tak, Trochę więcej niż pół tygodnia by ukoić swój ból i zacząć stawać na nogi. Zdecydowanie widzę w tym moje zbawienne działanie, ale nie martwcie się, nie będę się zbytnio przechwalać.

A więc nasze wspaniałe 64% tygodnia wystarczyły by Ciri zaczęła odżywać. Reszty, jak się domyślacie, dowiecie się następnym razem. Możliwe, że już od naszej głównej bohaterki historii, choć… Mam cichą nadzieję, że wkrótce za mną zatęsknicie. Bez całusków i trzymajcie bezpieczną odległość! See ya!

<Admirał?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz