-Śmieć-
Ale on czuł się wyjątkowy
Uniósł więc głowę i spojrzał na świat
I ruszył w nieznane
Licząc na odrobinę słońca
-Bezużyteczny-
Zachwiał się na łapach, więc musiał sobie przysiąść. Głosy dudniły mu w umyśle uporczywie odcinając możliwości słuchania, a zapachy tępiły jego węch. Ślepy i zagubiony jak dziecko we mgle bliski był płaczu i uduszenia się wśród tłumu. Padnięcia martwy na ziemię i omijany przez wszystkich wokół, jedynie deptających jego nędzne truchło.
-Chodź ze mną.- nieznana łapa, ciepłe furto i ten spokojny
acz stanowczy głos wyrwały go odrobinę z otumanienia, a jednak jednocześnie
zdawały się być marzeniem, ułudą i fatamorganą spowodowaną przebywaniem na słońcu
przez wiele godzin. Właśnie. Czas. To względnie niepotrzebne i rzeczowe
pojęcie, którego ram nie da się określić zaimkami czy wskazać na świecie. Jest
z każdym od początku do końca, znaczy wiele, a jednocześnie nie znaczy nic.
Anubis zagubił się w nim. Nie wiedział ile tak stał, przestraszony tłumu i
własnej nieudolności, potrzebujący drugiej osoby. 2 minuty czy może godziny? W
końcu dla innych pozostawał tylko duchem, marginesem i niczym wartym uwagi. Pewnie. Oczywiście. Nieznajomy dotyk nie
zniknął z jego sierści dopóki na ślepo nie postawił kroku przed siebie gubiąc
zaufanie po drodze. Jego strach przed potknięciem się wydawał się nadnaturalny,
jednak znaczący dla jego serca za wiele aby mógł sobie na to pozwolić
,zwłaszcza że wśród tłumu dźwięków doskonale wychwytywał głos pewnego osobnika,
którego dogryzek nie miał ochoty słuchać.
Wyprowadzony kawałek dalej rozluźnił się, uspokoił i odetchnął głęboko. Jego
uszy bolały a nos swędział od tej niechcianej przygody, a na domiar
natarczywości losu osoba która wydobyła go z tej opresji i widziała jego chwile
słabości nie odsunęła się. Dlatego otrzepawszy futro i w milczeniu nastrajał na
nowo swoje instynkty niczym najdroższe instrumenty, modląc się o to aby los już
nigdy nie wprowadzał go w takie pułapki. W końcu tracąc słuch i węch stawał się
tylko kupką sierści, nie widząc dokąd zmierza i jak stawia łapy. Świat osuwał
mu się pod nogami za każdym razem kiedy tak się działo, czy to spowodowane
hukiem, czy przeziębieniem. Bycie ślepym miało swoje zalety, ale o wadach nigdy
nie należało zapominać. Już w neutralnym stanie ducha był w stanie wstać pewnie
i tak aby jego łapy nie rozjeżdżały się na boki w dreszczach i wstrząsach.
-Dziękuję.- szepnął gdyż jego głos jeszcze żył przeszłością i miał zamiar się oddalić.
-Nie ma za co, ale idziesz ze mną skarbie. - wadera, bo teraz był w stanie to określić, powiedziała dość pewnie. Poczuł jedynie powiew powietrza i wiedział że stanęła przed nim.
-Nie widzę takiej potrzeby... Floro? - zgadywał po zapachu, gdyż znał go całkiem dobrze, jednak ledwo przebudzony umysł nie do końca odróżniał jeden zapach od drugiego.
-Oczywiście, że jest. Należałoby spojrzeć na te twoje oczka. Nie wyglądają za dobrze! Jeszcze chwila i oślepniesz. - zacmokała widocznie zmartwiona. A Anubis jedyne co mógł zrobić to na chwilę zdjąć maskę obojętności i zaśmiać się z całą szczerością pełną rozbawienia. Zdawał sobie sprawę, że nie często bywał wśród tłumów i niewiele osób zdawało sobie sprawę, że w ogóle należy do watahy, ale jednak dalej śmieszyło go osądzanie, że mógłby widzieć.
-Zanim coś dopowiesz pozwól, że się przedstawię. - uśmiech szczenięcej radości nie znikał mu z pyska. - Nazywam się Apollo Anubis Ain i pochodzę z dalekiej pustyni, a ślepy... Ślepy jestem od urodzenia.- chichotał jeszcze pod nosem. Humor poszybował mu w chmury w ciągu kilku słów i poczuł się dobrze. Zaskakująco. Jednak bez swojej maski pełnej nieczułości czuł się jednocześnie nieswojo, dlatego długo nie trzymał uczuć na wierzchu.
-Oh..- westchnięcie zmieszania przecięło powietrze niczym miecz.
-Nie szkodzi. Nie wiele osób zna choćby moje imię, a co dopiero szczegóły. A teraz pozwól, że pójdę do... domu.- odsapnął wyduszając z siebie kłamstwo i pozostawiając centrum w tyle. A jego łapy poprowadziły go w kierunku morskiej bryzy.
-Ślepy-
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz