∾ Oczami Skinterifiri ∾
Doszło do najgorszego momentu całego tego wspaniałego wydarzenia. A przynajmniej Skinteri wydawał się on najgorszy, gdyż nastał czas odbierania gratulacji, słuchania rad dotyczących dzieci oraz, niestety, papierkowej roboty. Papierkowej, bo Skinka od czasu dołączenia do watahy Paketenshiki była uważana za część Watahy Srebrnego Chabra i tym samym w momencie połączenia się z Sodrokniwą w parę, rodzina lisów czuła się zobowiązana oddać rodzinie panny młodej część swoich terenów. Na szczęście lisy miały ich całkiem sporo, o dziwo, więc nie będą tak bardzo ubolewać, jeśli oddadzą to, co i tak przylega do terenów Srebrnych Chabrów.
– Mamo... Naprawdę nie musisz tak bardzo poświęcać swojego domu... – zażenowana liszka próbowała załagodzić sytuację, podczas gdy jej rodzona matka wraz ze starszymi stada szykowali papierek z kolejnym terenem, który oddają.
– Poświęcać? Dziecko drogie, to jest zaszczyt! – zawołała Dekriyefiri, oburzona reakcją córki. – Oddanie terenów równa się nawiązaniem współpracy z watahą Srebrnego Chabra, a masz pojęcie, ile rodzin lisów może się pochwalić współpracowaniem z wilkami? Żadna! – Duma wyraźnie wypełniała starszą lisicę. – Więc nie dyskutuj mi tu, tylko pomóż wypełniać dokumenty w imię alfy!
Ciche "Teraz już wiem, skąd ona ma taki charakter..." nie umknęło uwadze Skinterifiri, ale postanowiła zignorować zaczepki Delty. Nie miała siły się z nim kłócić, nie kiedy musiała poradzić sobie z własną mamą. A ta kręciła się wszędzie dookoła, by wszystkie papiery były dokładnie wypełnione, by wszystkie trafiły do łap Paketenshiki, który tylko grzecznie wszystko zbierał. I by wszystkie zawierały dokładne informacje o terenach, jakie ma dostać Wataha Srebrnego Chabra.
– Mamo! – zaprotestowała Skinka.
– Cicho! Moje dzieci będą specjalnie traktowane, choćbym miała za to oszaleć i wyzionąć ducha! – Pani Firi zdawała się być mocno przekonana do swoich racji. Zbyt mocno, by można było z nią dyskutować.
Lisica spojrzała błagalnie na swojego brata, jednak Paki tylko wywrócił oczami na komentarz Dekriyefiri o wyzionięciu ducha, a w odpowiedzi na spojrzenie wzruszył ramionami. No tak, on jeden najlepiej wiedział, że z linią Firi nie należy się kłócić. A już szczególnie, jak jesteś częścią tej rodziny i masz na nazwisko Shika. Wiedział to Paketen, wiedział to Zavisha i wiedziało to młodsze rodzeństwo, któremu już zdążyło się oberwać, choć nawet nie osiągnęli pół roku. Firi to nazwisko grożące śmiercią.
– Dobra! – Dekriyefiri wreszcie usiadła na miejscu, oddychając z ulgą. Jej mąż, o futrze niczym klonowe liście w porze jesiennej, spokojny Zavishashika, spojrzał przepraszająco na gości. – Wszystkie tereny, jakie możemy oddać, macie przypisane w tych papierkach.
– Chciałaś powiedzieć, które starsi pozwolą ci oddać.
– Mówiłam, cicho! Możecie być w innym stadzie, ale wciąż jesteście moimi dziećmi. Dalej mam nad wami kontrolę. A więc, wszystkie tereny, jakie możeMY oddać, macie już przypisane. Muszą dotrzeć bezpiecznie i w całości do waszej alfy, jasne? Szczególnie, że jak je stracicie, to te tereny będą niczyje, a tego nie chcemy, okej?
Rude rodzeństwo pokiwało głowami. Delta ukryty gdzieś z tyłu spojrzał ze strachem na małego, czarnego liska, który siedział razem z nim. Sodrokniwa odpowiedział tylko tym samym spojrzeniem.
Czwórka została odprawiona i wreszcie mogła wracać do siebie. Paki obłożony ciężarem papierków, Soda i Skinka z ciężarem obowiązków małżeńskich, a Delta z ciężarem tego, co przyszło mu zobaczyć w lisim stadzie i doświadczyć na własnej skórze. Droga do domu powinna być zawsze prostsza, ale im jakoś nie chciało się wierzyć, że los postanowi się do nich uśmiechnąć.
<Delta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz